Ad vocem generałowi Mierczykowi

 

W najnowszym numerze Naszej Służby  (nr 17 z 1-15 X 2009) ukazał się wywiad z rektorem-komendantem Wojskowej Akademii Technicznej gen. prof. Zygmuntem Mierczykiem, przeprowadzony przez Annę Tokarską. W wywiadzie tym gen. Mierczyk – odnosząc się do dziejów WAT w l. 1951-1967, gdy uczelnią kierowali generałowie sowieccy – stwierdza: „Uważam jednak, że nie był to czas zmarnowany (mieliśmy wtedy dostęp do najlepszych technologii, jeśli chodzi o technikę wojskową), nie była to także, jak chcą nam niektórzy wmówić, najbardziej zsowietyzowana uczelnia w Polsce [podkr. moje]. Nigdy w WAT nie stawiano politycznych warunków, jako pierwszych, najważniejszych.” (s.6)

Czytając wywiad odniosłem wrażenie, że pod enigmatycznym zaimkiem „niektórzy” (cieszę się, że jest ich więcej) może kryć się też moja skromna osoba, gdyż 7 października 2009 na konferencji naukowej pt. "Profesjonalizacja Sił Zbrojnych a powszechny obowiązek obrony RP", na wstępnie swojego referatu, podzieliłem się z zebranymi pewną refleksją ogólną, że oto w WAT, która w okresie PRL-u była jedną z najbardziej "zsowietyzowanych" uczelni w Polsce, dziś patronem honorowym konferencji jest ofiara sowieckich prześladowań Polaków w osobie prof. Wojciecha Falkowskiego, rektora Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie. Jest  to – moim zdaniem - ewidentny znak polskich przemian w ostatnim dwudziestoleciu. (Pełne sprawozdanie z mojego udziału w konferencji dostępne jest na stronie internetowej naszej Katedry, pod adresem: www.katedra.uksw.edu.pl w dziale „Aktualności”). Na moją wypowiedź zareagował gen. dr Romuald Ratajczak, komendant-rektor Akademii Obrony Narodowej, który oświadczył, że jako podchorąży WAT w okresie PRL (ukończył tę uczelnię w 1978 r.) w murach tej uczelni nie odczuwał "sowietyzacji".

W odpowiedzi stwierdziłem, że swoją opinię opieram na faktach, które są następujące:

1)      Po aresztowaniu przez Informację Wojskową w 1951 r. twórcę WAT i jego pierwszego komendanta, przedwojennego oficera, gen. Floriana Grabczyńskiego, komendę WAT objął sowiecki generał Jevgienij Leoszenia, który skompromitował się m.in. w 1956 r. przygotowywaniem słuchaczy WAT do ataku na mieszkańców Warszawy, gdyby wybuchły w niej protesty podobne do poznańskich.

2)       Leoszenia został po Październiku usunięty, a jego miejsce zajął inny sowiecki generał Michaił Owczinnikov, który kierował WATem do 1967 r.

Takie są fakty, o których gentelmani nie dyskutują. I nikt tu niczego nikomu nie „wmówi”; Generał nie uznaje sowietyzacji WAT w czasach PRL-u, a ja nie wierzę, że „nie był to czas zmarnowany” – przepaść technologiczna pomiędzy Polską a demokratycznym Zachodem – efekt zależności Polski od wschodniego sąsiada  -  jest do dziś druzgocząca. Sprawa więc dotyczy sfery ocen: czy mianowicie kierowanie WATem przez sowietów jest sowietyzacją, czy też nią nie jest; w takim razie co takiego musiałoby się stać, aby coś było „zsowietyzowane”? Mogłoby się okazać, że nawet Związek Sowiecki nie był „zsowietyzowany”.

Kilka rzeczy wymaga jednak doprecyzowania. Po pierwsze nie sądzę, aby WAT była w tamtym okresie najbardziej „zsowietyzowaną” uczelnią; bez wątpienia wyprzedzały go Akademia Sztabu Generalnego, a przede wszystkim Wojskowa Akademia Polityczna im. Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego (że ograniczę się do uczelni wojskowych).

W wywiadzie czytamy też, że w WAT nigdy warunków politycznych nie stawiano jako pierwszych. Zaraz jednak po tym stwierdzeniu, gen. Mierczyk mówi: „Ponad wszelką wątpliwość był to czas wielkiego terroru” i wymienia aresztowanie i skazanie na śmierć [za „szpiegostwo” – dopisek mój] pierwszego komendanta WAT. Czymże więc było to aresztowanie, jak nie postawieniem warunków politycznych ponad wszystko. Grabczyński został zrehabilitowany jeszcze przez komunistów w 1956r., ale do WAT już nie wrócił. Czymże także było aresztowanie za Leoszeni pracowników WATu związanych z AK?  Czyżby oni wszyscy nie umieli budować mostów, obsługiwać systemów łączności i wykrywać skażeń? Jeszcze w latach osiemdziesiątych chciano karnie usunąć w WAT (i w ogóle z wojska) mojego kolegę, którego chory synek przystąpił wraz z kolegami ze szkoły do pierwszej komunii w miejscu swojego zamieszkania (zwykle wojskowi wyjeżdżali gdzieś „w teren” i tam potajemnie przystępowali do sakramentów).

Dziwią mnie także uwagi Komendanta, który jest inżynierem, na temat wysokiego poziomu udostępnionej WATowi sowieckiej techniki. Nam – „w cywilu” – dostępne było doświadczenie wręcz przeciwne: od rowerów „Ukraina” poprzez „Smieny”,  „Łady”  do  „Iliuszynów” i „Tupolewów -  wszystko to świadczyło raczej o zacofaniu technologicznym „Kraju Rad”. Oczywiście, co innego lansowała propaganda, nawet ta tkwiąca w podręcznikach. Jednak rzeczywistość „skrzeczała” i z wielką ulgą przesiadałem się z „doskonałego samochodu radzieckiego Zaporożec” (jak napisał zasłużony skądinąd dla polskiej motoryzacji inż. Witold Richter) do ludowego wozu marki Volkswagen. Proszę mi zatem wybaczyć, ale gen. Owczinnikov hodujący rubiny, przywołuje nieodparcie opowiadania o laboratoryjnych sukcesach Miczurina i Łysenki.

Mówiąc o czasach późniejszych, latach 70-tych, Komendant WAT stwierdza: „dołączyli się do nas wszyscy liczący się naukowcy w kraju”. (I w ogóle w wywiadzie Generał nadużywa wielkiego kwantyfikatora: „najbardziej”, „nigdy”, „wszyscy”). Znam co najmniej kilku – według mego mniemania – liczących się naukowców, którzy „nie dołączyli się”. (Wyjdzie pewnie na to, że się nie liczyli.)

Rozumiem uczucia Komendanta:  WAT lat siedemdziesiątych, kierowany przez Sylwestra Kaliskiego to młodość Generała. Młodość, zwłaszcza gdy skończy się czterdziestkę, jest zawsze piękna i dobra. Jednak dojrzałość wymaga dystansu także wobec młodości, i wymaga oceny. Ta ocena czasów słusznie minionych nie może wypaść dobrze: zniewolenie, podłość, absurd, bieda i przysłowiowa już szarzyzna to prawdziwy i smutny obraz PRL-u, w którym upłynęła nasza piękna młodość.

Musimy wobec tego poznać prawdę i się z nią zmierzyć. Zwłaszcza, że przyszłość, którą z takim rozmachem planuje Komendant (s.7), może być budowana tylko na prawdzie. Moja własna uczelnia, Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, też musiała się zmierzyć ze swoją przeszłością. Powstała bowiem w 1954 r., gdy prymas Wyszyński był w więzieniu, a dziś właśnie jego uczyniła swoim patronem, pomimo że powstała i została pomyślana przeciwko niemu. Nikt tu nie próbuje usprawiedliwiać jej twórców, mimo że to skądinąd zasłużeni naukowcy. Dlatego wolałbym, aby dziś komendant WAT czuł się raczej następcą Grabczyńskiego lub Kaliskiego,  a już na pewno nie Leoszeni i Owczinnikova, gdyż byli oni tym czym byli: przedstawicielami  sowieckich władz okupacyjnych. Tej ich roli nie usprawiedliwią ani „głębokie przemiany po śmierci Stalina i Bieruta”, ani „naukowa pasja” i wobec tego ich apoteoza na łamach „Naszej Służby” niczego tu nie zmieni, bo przeszłości nie da się zmienić. Zmieniać można tylko teraźniejszość i kształtować przyszłość, ale tylko na fundamencie prawdy o przeszłości, czego Wojskowej Akademii Technicznej i jej Komendantowi szczerze życzę.

 

Artur Andrzejuk