MIECZYSŁAW GOGACZ
OBRONA INTELEKTU
ã Mieczysław Gogacz
Wydanie pierwsze
Akademia Teologii
Katolickiej
Warszawa 1969
Edycja internetowa wg
wydania pierwszego
SPIS
TREŚCI
Rozdział Pierwszy:
ZAGROŻENIE INTELEKTU
1.1. Skąd wiemy o
zagrożeniu intelektu
1.2. Określenie
postawy umysłowej
1.2.1. Postawa umysłowa a
uporządkowany zespół twierdzeń
1.2.2. Postawa umysłowa a
światopogląd
1.3. Postawa
umysłowa według egzystencjalizmu
1.4. Intuicjonizm
prąd towarzyszący egzystencjalizmowi
1.8. Scjentyzm
jako inna wersja skrajnego racjonalizmu
1.9.1. Struktura umysłowości
współczesnej
1.9.2. Cechy współczesnej
kultury umysłowej
2.1. Filozoficzna
geneza teorii jednego intelektu
2.1.1.1. Poznanie wyłącznie
bierne i wyłącznie czynne
2.1.1.2. Poznanie biernoczynne
2.1.2. Tradycja arystotelesowska
2.1.2.1. Intelekt pochodzi z
materii
2.1.2.2. Intelekt bytuje poza
człowiekiem
2.1.2.3. Jeden intelekt o
funkcjach bierno-czynnych
2.2. Teoria
jednego intelektu u Descartesa
2.2.2. Krytyka ze strony J.
Maritaina
2.2.3. Krytyka ze strony S.
Swieżawskiego
2.3. Współczesna
teoria czynnego intelektu według Gordona
2.4. Konsekwencje
teorii jednego intelektu
Rozdział drugi: NATURA
INTELEKTU
1.
Filozoficzna geneza teorii dwu intelektów
1.1.1. Podział monizmu i
pluralizmu
1.3. Realistyczna
teoria rzeczywistości
1.4. Elementy
realistycznej teorii człowieka
1.5. Poznanie
przednaukowe a teoria natury intelektu
2.1. Wykrycie dwu
intelektów na podstawie ich poznawczego działania
2.2. Argumentacja
Tomasza z Akwinu
2.4. Istnienie
intelektu duchowego według M. A. Krąpca
2.5.1. Pogląd Tomasza z Akwinu
2.5.2. Elementy konstytutywne
intelektów
2.5.2.1. Przypadłościowe
istnienie intelektów
2.5.2.2. Treść istoty intelektów
2.5.2.3. Powiązanie intelektu z
duszą
2.5.3. Zestawienie natury
intelektów
2.6. Terminy
określające intelekt
2.7. Teoria duszy
rozumnej i teoria osoby
3.
Filozoficzne konsekwencje teorii dwu intelektów
3.2. Uniknięcie
skrajnego empiryzmu i skrajnego racjonalizmu
3.3. Uniknięcie
metafizycznego idealizmu
3.4. Uzasadnienie
pluralistycznego realizmu egzystencjalnego
3.4.1. Odrzucenie teorii
intelektu oddzielonego
3.4.2. Odrzucenie teorii pojęć
wrodzonych
3.4.3. Odrzucenie esencjalizmu
3.5. Uzasadnienie
nieśmiertelności duszy ludzkiej
3.6. Próba
wyjaśnienia poznania mistycznego
Rozdział trzeci: UPRAWA
INTELEKTU
Wstęp:
Problematyka uprawy intelektu
1.
Powiązanie intelektu z innymi władzami człowieka
1.1. Intelekt a
kompetencje poznawczych władz zmysłowych
1.4. Intelekt
teoretyczny i intelekt praktyczny
1.5. Równowaga
między intelektem a innymi władzami i działaniami człowieka
1.5.1. Niebezpieczeństwo
ignorancji
2.3. Ewentualne
trudności w przyjęciu rozwiązań Swieżawskiego i Gilsona
Przy
pomocy tej książki pragnę zwrócić uwagę Czytelników na sprawę wielotorowości
ogromnie skomplikowanych i poplątanych nurtów współczesnej kultury umysłowej.
Pragnę także pokazać, że w tym swoim „teatrze lalek”, którym jest myślenie
ludzkie i kultura, stanowiąca zobiektywizowany wynik myślenia i działania
ludzkiego, poszczególne postawy człowieka, prądy umysłowe, opinie, teorie,
kierunki artystyczne, religijne, naukowe i filozoficzne, grają swą rolę dzięki
dosłownemu powiązaniu z czymś lub kimś, kto pociągając za sznurki stwarza
zależności, sytuacje i całą akcję, rozgrywającą się na scenie. Reżyserów tej
akcji jest wielu. Odpowiedzialnym reżyserem i źródłem myślenia oraz wszelkiego
rozumnego działania ludzkiego jest intelekt. Umieć go odszukać, umieć rozpoznać
impulsy, którymi wywołuje w umysłowości współczesnej najciekawsze prądy i
opowiedzieć się za intelektem, jest równoznaczne z sensownym korzystaniem z
kultury, będącej dla człowieka dobrem lub złem zależnie od tego, co z niej
weźmie. Aby człowiek umiał wybierać najlepsze, musi zrozumieć, że przede
wszystkim intelekt jest właściwym twórcą i źródłem kultury i że intelekt
stanowi narzędzie, przy pomocy którego korzysta się z kultury. Właściwe
korzystanie z kultury zależy od uporządkowania oraz oceny postaw i prądów, opinii
i teorii, tłumaczących źródło ludzkiego działania, wyrażającego się w
postępowaniu i wytwarzaniu, a przede wszystkim w poznaniu świata i człowieka.
Zależy też od zobaczenia roli intelektu w kulturze. Jeżeli Czytelnik urobi
sobie właściwą opinię o intelekcie ludzkim, jeżeli będzie się nim odpowiednio
posługiwał i jeżeli zaufa intelektowi, zrozumie, że splątanie nurtów kultury wynika
z faktu działania wielu reżyserów akcji, rozgrywającej się w „teatrze lalek”.
Zrozumie więc, że tę akcję wyjaśnia jej powiązanie lub brak powiązania z
intelektem. Akcja ta jest konsekwentna wtedy, gdy tworzy ją intelekt na miarę
intelektu. Jeżeli wobec tego Czytelnik opowie się za intelektem i poczuje się
odpowiedzialny za jego uprawę, a tym samym za kulturę współczesną, której
wyłącznie intelekt może być kompetentnym twórcą i użytkownikiem, książka spełni
swoje zadanie.
Mieczysław
Gogacz
19
marca 1965
Aby
odpowiedzieć na pytanie „dlaczego obrona intelektu”, trzeba najpierw rozważyć
dwie sprawy:
1. Przed czym należy bronić intelektu, co mu
zagraża?
2. Czym jest intelekt i dlaczego organizuje się
jego obronę? Dlaczego w ogóle poświęca mu się tyle uwagi?
Pierwsze
skrótowe odpowiedzi:
1. Należy bronić intelektu przed zagrażającym mu
zniekształceniem wiedzy o jego naturze, przed teoriami, które charakteryzują go
niezgodnie z tym, czym jest, przed tendencjami, które usiłują zmniejszyć jego
rolę w życiu poznawczym człowieka lub zastąpić intelekt innymi źródłami
poznania filozoficznego, takimi jak intuicja, przeżycie metafizyczne, uczucia,
czy wola lub miłość.
2. Intelekt jest władzą, dzięki której człowiek
poznaje to, co jest istotne i konieczne w przedmiocie. Poznanie umysłowe
wyróżnia człowieka spośród innych bytów. Intelekt więc jest w człowieku tym
czynnikiem, który wyraża i konstytuuje odrębność osoby ludzkiej.
Obrona
intelektu z tej racji, to także obrona ludzkiej osobowości, objawiającej się w
umysłowym poznaniu człowieka i jego rozumnym, wolnym działaniu. Jeżeli intelekt
jest zagrożony, to zagrożone jest odrębność, wyjątkowość i specyfika osoby
ludzkiej. Zagrożony jest człowiek. Można krótko powiedzieć, że obrona intelektu
jest obroną człowieka.
Nic więc
dziwnego, że sprawie intelektu poświęca się tyle uwagi. Uwagę tę bowiem
poświęca się człowiekowi. Broniąc intelektu broni się wiedzy i informacji o
naturze człowieka, o jego roli w kulturze. Broni się tym samym racjonalności
kultury. Staje się w obronie osiągnięć, które człowiek tworzy swym intelektem i
w obronie swobody działania intelektualnego. Chodzi o to, aby intelekt tworzył
wartości kulturowe proporcjonalnie do tego, czym jest. Staje się w obronie
przede wszystkim prawdy o faktach i w obronie prawa do zobaczenia
rzeczywistości od środka w tym, co ją ustanawia, do bezwzględnego odczytania
rzeczywistości takiej, jaka jest, do zobaczenia więc także siebie bez osłonek.
Prawda o sobie najbardziej uczy roztropnego i mądrego działania. Pozwala też
tworzyć kulturę, która będzie odpowiadała człowiekowi, jego potrzebom, dążeniom,
jego codziennemu życiu.
Sprawa
intelektu tak szeroko powiązana z problemem osoby ludzkiej i kultury zmusza do
analizy prądów umysłowych i teorii filozoficznych, podejmujących zagadnienie
intelektu. Z tej racji w książce o obronie intelektu musi się uwzględnić przede
wszystkim aspekt filozoficzny, to znaczy takie rozważania, które pozwolą ująć
naturę intelektu. Gdy pozna się jego naturę, będzie można zaplanować jego
obronę.
Przy tak
postawionym problemie struktura książki rysuje się dość jasno. W pierwszym
rozdziale zostaną omówione prądy umysłowe i te kierunki filozoficzne, które usuwając
intelekt ze źródeł poznania lub zniekształcając wiedzę o jego naturze tym samym
mu zagrażają. Trzeba więc najpierw uświadomić sobie te zagrożenia, aby znaleźć
uzasadnienie dla wysiłku i potrzeby zrozumienia natury intelektu. Z tej racji
pierwszy rozdział, omawiający te sprawy, nosi tytuł „Zagrożenie intelektu”.
Rozdział drugi pt. „Natura intelektu” formułuje i precyzuje wiedzę o
intelekcie. W tym uświadomieniu sobie natury intelektu, jego roli w człowieku i
kulturze, zawiera się jego obrona. Bronimy przecież kogoś w ten sposób, że
pokazujemy jego dobre strony, a więc to, czym rzeczywiście jest. Błędy bowiem
zawsze są czymś czasowym i czymś, co można usunąć. Wynika z tego, że rozdział
trzeci powinien pokazać sposoby rozwijania intelektu, sposoby swoistej jego
„uprawy”, aby mógł „być sobą” i aby mógł sprawnie działać. Trzeci więc rozdział
nosi tytuł „Uprawa intelektu”.
Rozdział Pierwszy:
ZAGROŻENIE INTELEKTU
1.1. Skąd wiemy o zagrożeniu intelektu
Człowiek
każdych czasów na wszystkich poziomach życia umysłowego w jakimś stopniu bierze
udział w życiu kulturalnym swojego kraju czy kręgu kulturowego, a często ocenia
wartość postaw i prądów umysłowych, którym podlega. Człowiek dzisiejszy umie
korzystać z informacji radiowych, telewizyjnych, z czasopism, publikacji
książkowych tak beletrystycznych jak i popularnonaukowych, ogląda filmy, bywa
na wystawach dzieł sztuki, w teatrze, na występach zespołów artystycznych, na
spotkaniach z pisarzami, działaczami społecznymi, na wykładach, i tą drogą nie
tylko poznaje różne problemy szeroko pojętego życia kulturalnego, lecz także w
nim uczestniczy, przyjmuje za swoje różne wartości kulturowe, przyswaja je
sobie, żyje nimi. Przy mniejszej samodzielności umysłowej poddaje się prądom i
tendencjom, obecnym w kulturze, przy większej wybiera postawy, opinie i
rozwiązania. Umie zająć wobec nich stanowisko pozytywne lub negatywne, a często
umie dostrzec źródła tych wszystkich szczegółowych spraw i rozwiązań,
proponowanych w przeróżnych informacjach, według których myśli i działa.
Najważniejsza jest tu właśnie sprawa źródeł tych wszystkich działań kulturowych,
czyli tworzenia i wyboru wartości kulturowych, którymi człowiek żyje na
codzień. Źródłami zajmują się specjaliści, zwykły człowiek otrzymuje jakieś już
gotowe rozwiązania, propozycje, wnioski i formuły. Jest nimi objęty, wchłania
ich sens, a jednocześnie świadomie lub mniej świadomie przyjmuje, tkwiącą w
tych rozwiązaniach, propozycję wizji bytu i koncepcji człowieka.
Nie ulega
wątpliwości, że motywem, punktem wyjścia i po prostu źródłem każdej sumy
wartości kulturowych danego kręgu jest jakaś świadomie lub nieświadomie przyjęta,
a często tworzona teoria rzeczywistości, jakąś jej ewentualnie wizja, więcej
lub mniej sprecyzowana, uzasadniona i realizowana. Źródłem tym jest także
teoria człowieka, z którym związana jest kultura, dla niego i przez niego
tworzona.
Śledząc
więc rozwój, kształtowanie się i przejawy kultury, a głównie prądy umysłowe,
rejestrowane i rozwijane w książkach i czasopismach, człowiek dzisiejszy lepiej
lub gorzej urabia sobie obraz całości życia umysłowego swojego środowiska i
kraju, uświadamia sobie typ informacji, jej genezę, wpływające na nią postawy i
tendencje, rozróżnia kierunki rozwiązań i na swoją miarę ocenia wartość
proponowanych formuł.
Specjaliści
wiedzą, że akcentowanie przeżycia, jako przedmiotu analizy filozoficznej i
źródła działań ludzkich wskazuje na tendencję, która otrzymała nazwę egzystencjalizmu.
Egzystencjalizm właśnie podkreśla, że przeżycie jest motywem i motorem
umysłowej refleksji, urabiającej na tym materiale sprawę postaw i problemów.
Odbiorca tej propozycji orientuje się na swój sposób, że można w tym ujęciu
zaakcentować miłość, wolę, wolność i skierować uwagę ku propozycjom, z których
wynika wybór różnych pozaintelektualnych źródeł i warunków poznania ludzkiego,
działania, a tym samym charakteru kultury.
Nie
wymieniajmy w tym miejscu cech współczesnej kultury umysłowej. Chodzi bowiem
tylko o stwierdzenie, że tego typu tendencje zagrażają intelektowi, skoro usuwa
się go ze źródeł poznania i działania ludzkiego, to znaczy ze źródłem kultury,
a na jego miejsce wprowadza się przeżycie wyraźnie uczuciowe, intuicję,
prowadzące do rozwiązań relatywistycznych, umownych, w ogóle względnych, w
sumie pozaintelektualnych.
O
zagrożeniu intelektu informuje więc nas sama kultura, którą żyjemy, składające
się na nią postawy i prądy umysłowe, charakter publikacji i sposób uzasadniania
ludzkich działań.
Aby więc
w pełni uświadomić sobie to zagadnienie, trzeba kolejno zanalizować postawy i
prądy umysłowe współcześnie aktualne w kulturze umysłowej, składające się na
nią i stanowiące tę kulturę. Trzeba także dostrzec i omówić już sformułowane,
konkretne teorie rzeczywistości i teorie człowieka, ponieważ w tych teoriach
mieści się i z nich wynika stosunek do intelektu, do problemu jego roli w
poznaniu, opinia o jego realności i naturze.
1.2. Określenie postawy umysłowej
Najbardziej
właściwym sposobem wykrycia cech współczesnej kultury umysłowej byłaby analiza
czynności i wytworów, stanowiących kulturę. Można by więc wziąć na warsztat
reprezentatywne dla życia umysłowego w świecie czy w Polsce czasopisma lub
książki i śledzić w nich, a jednocześnie rejestrować te akcenty, które
najczęściej się powtarzają. Uzyskalibyśmy wtedy statystyczny i empirycznie
uzasadniony obraz postaw i prądów umysłowych, stanowiących swoiste dno, czy
źródło czytanych wypowiedzi. Robota taka, jeśli by miała być starannie i odpowiedzialnie
przeprowadzona, wymagałaby nie tyle czasu, ile raczej osobnej książki, a co
najważniejsze byłaby trochę zbyteczna. Możemy bowiem rozpocząć analizę wprost
od rozważania charakteru postaw i prądów umysłowych, o których informują
czytelnika publikowane dyskusje między zwolennikami tych różnych postaw i
prądów umysłowych, a nawet filozoficznych kierunków. W dyskusjach wymienia się
te postawy i prądy umysłowe. Ustalmy jednak najpierw, co należy rozumieć przez
postawy umysłowe, prądy, czy kierunki.
1.2.1. Postawa umysłowa a uporządkowany
zespół twierdzeń
Rozpocznijmy
od stwierdzenia, że jakiś uporządkowany zespół twierdzeń, czy to z zakresu
problematyki artystycznej czy nawet filozoficznej, jest konsekwencją uprzednio
świadomie lub nieświadomie przyjętych punktów wyjścia. Po prostu istnieje
zależność między danym zespołem twierdzeń a punktami wyjścia, czyli jakimiś
pierwszymi zdaniami, które warunkują i uzasadniają tezy danego, uporządkowanego
zespołu twierdzeń. Ta zależność jest więc tego typu, że wszystkie twierdzenia w
danej grupie twierdzeń konsekwentnie lub mniej konsekwentnie wynikają ze zdań
pierwszych tego zespołu twierdzeń. Zespół twierdzeń, który jest uporządkowany i
uzależniony od przyjętych zdań pierwszych, możemy nazwać systemem twierdzeń.
Taki system bywa naukowy lub nienaukowy zależnie od tego, co rozumie się przez
naukę i za którą z definicji nauki ktoś się opowiada. Zresztą ta sprawa nie
jest w tej chwili ważna. Ważna jest dla potrzeb tego paragrafu dostrzeżona
przez nas zależność między zdaniami pierwszymi a zespołem twierdzeń,
wynikających z tych zdań pierwszych. Metodologowie nauk i historycy filozofii
wiedzą o tej zależności, umieją ją na konkretnym materiale wykazać i uzasadnić.
Nas interesuje pytanie, dlaczego ktoś uznał dane zdania pierwsze, z których
wyprowadza dalsze twierdzenia? Powody i motywy uznania tych zdań pierwszych
leżą więc poza systemem twierdzeń. Poza tym systemem twierdzeń zostaje też cała
problematyka i teorie uznawania zdań pierwszych systemu. Właśnie ten zespół
motywów i uzasadnień, dla których przyjmuje się zdania pierwsze i wyjściowe
systemu, nazywamy postawą umysłową.
Powtórzmy
więc, że termin „system” będzie oznaczał w sensie statycznym zespół twierdzeń
uporządkowanych i zależnych od punktu wyjścia, zespół stanowiący jakoś całość w
znaczeniu rozwiązań problemowych, czyli systematycznych. Ten sam zespół
twierdzeń w znaczeniu tendencji rozwiązań, czy ruchu umysłowego, działającego
od dawna do dzisiaj lub wyznaczającego dla przyszłości jakieś perspektywy
rozwiązań, a więc zespół twierdzeń w znaczeniu historycznym i dynamicznym,
będziemy nazywali kierunkiem. System i kierunek oznaczają nam dość spokrewnione
zespoły twierdzeń. Ich analizą zajmiemy się w drugim rozdziale. Pozostańmy przy
problemie postaw umysłowych.
Jeżeli
przez postawę umysłową rozumiemy zespół motywów i uzasadnień, dla których
przyjmujemy jakieś zdanie pierwsze uznawanej przez nas całości jakiegokolwiek
systemu twierdzeń, to możemy pytać nie tyle o charakter tych motywów, lecz
także o genezę i wytłumaczenie całej motywacji.
Nie
chodzi tu o socjologiczne czy psychologiczne wyjaśnienia. Problem niepotrzebnie
by się rozszerzył. Chodzi o metodologiczną czy raczej swoiście porządkującą
analizę, w wyniku której zrozumielibyśmy strukturę postawy umysłowej. Na tę
strukturę wskazuje pytanie: czym jest postawa umysłowa?
Postawę
umysłową już określiliśmy jako zespół motywów, dla których przyjmuje się zdanie
pierwsze danego systemu twierdzeń. Szukajmy bliższych określeń w rozróżnieniu
postawy i światopoglądu.
1.2.2. Postawa umysłowa a światopogląd
Aby jasno
wyodrębnić i opisać postawy ludzkie, wielu socjologów, psychologów, pedagogów i
wielu innych uczonych usiłowało przede wszystkim odróżnić postawę i
światopogląd. Wydaje się, że to rozróżnienie należy utrzymać. Dodajmy też, że
postawa jest czym metodologicznie, a nie zawsze psychologicznie,
pierwotniejszym niż światopogląd. Przez światopogląd rozumie się „zespół
przekonań i postaw, zespół twierdzeń i norm, który w oczach zwolennika czy
wyznawcy stanowi spójny, całościowy obraz rzeczywistości (tego, co istnieje)
porządkujący (wartościujący i normujący) postępowanie względem siebie i
otoczenia”. A „tendencję do całkowitego uporządkowania swego postępowania i
ustalenia sensu swego życia”1 filozofowie nazywają poszukiwaniem
światopoglądu. Także z powyższego określenia światopoglądu wynika, że
przekonania i postawy są częścią składową światopoglądu. A skoro składają się
na światopogląd, który nie jest systemem, lecz sumą luźno powiązanych postaw,
niektórych twierdzeń i norm, są od niego wcześniejsze, bardziej pierwotne jako
jego elementy składowe.
Skoro
światopogląd to suma postaw, norm i różnych filozoficzno-religijnych twierdzeń,
nie zawsze metodycznie uporządkowanych, stanowiących obraz rzeczywistości, a
nie jej systematyczną teorię, sam zespół postaw moglibyśmy w takim razie nazwać
prądem umysłowym, taką więc orientacją, która stanowiąc całość postaw powoduje
wybór danego światopoglądu, czy wprost kierunku filozoficznego lub religijnego.
Od postaw, albo tylko od światopoglądu, ewentualnie i od postaw i od
światopoglądu logicznie a nie zawsze faktycznie zależałby wybór danego systemu
bądź to religijnego, bądź filozoficznego.
Logiczna
więc kolejność zależności między zakresami uzasadnień byłaby następująca:
postawa, prąd umysłowy, światopogląd, system (kierunek). Jest to kolejność dość
teoretyczna, ponieważ praktycznie może być tak, że wybór religii, kierunku
artystycznego, czy systemu filozoficznego, zależy wprost od postaw umysłowych.
A jeżeli tak jest, to wybór danej filozofii czy religii jest zależny też od
motywacji światopoglądowej, ponieważ na światopogląd składają się też postawy
umysłowe.
Można twierdzić,
że światopogląd jest związany bardziej „z konkretnym zespołem treści, z tym, co
o świecie, ludziach, wartościach sądzimy. Postawa zaś charakteryzuje samego
człowieka, to, jaki on jest, jak reaguje na różne typy wartości, na co jest
wrażliwy”2. Postawa więc szerzej, może nawet pełniej, wyraża
człowieka, jego intuicje etyczne, sferę woli, uczucia, podczas gdy światopogląd
świadczy głównie o przemyśleniach i stronie intelektualnej osoby ludzkiej. W
każdym razie postawa stanowi swoiste dno i źródło światopoglądu. W niej
uzasadnia się wybór światopoglądu.
To
przeciwstawienie postawy i światopoglądu nie zmienia określenia postawy jako
zespołu motywów i uzasadnień, dla których przyjmujemy jakiś metodycznie uporządkowany
system twierdzeń, a przed nimi światopogląd. Raczej tłumaczy nam bardziej fakt,
że przyjęcie jakichś zdań pierwszych, wyznaczających określony kierunek filozoficzny,
jest poprzedzony całym ogromnym zespołem nastawień, które mogą być
maksymalizowane lub minimalizowane, pesymistyczne lub optymistyczne, krytyczne,
obiektywne, konkretne3, lub jeszcze całkiem inne.
Postawa,
określona jako całość intuicji i sfery wolitywno-uczuciowej człowieka, to coś o
wiele szerszego niż postawa umysłowa. O tę ostatnią najbardziej nam chodzi.
Postawa umysłowa byłaby więc w jakimś sensie fragmentem lub syntezą tej szeroko
pomyślanej postawy człowieka, jakimś jej nachyleniem w kierunku uzasadnienia
tego, czym człowiek istotnie żyje. A człowiek żyje głównie treściami
intelektualnymi. Owszem w sposób pełny korzysta z woli i uczuć, ale równowagę i
sens korzystania z nich ukazuje mu intelekt. Postawa umysłowa, akcentująca
poznawczą stronę w człowieku, jest więc jakimś zasadniczym wyrazicielem tego
człowieka i z tej racji zasługuje na specjalną uwagę.
1.3. Postawa umysłowa według egzystencjalizmu
Wspominaliśmy
o tym, że w socjologii, psychologii, pedagogice, zajmowano się często
określeniem postawy umysłowej. Wydaje się, że to zagadnienie stało się specjalnie
aktualne w naszych czasach. Można więc sądzić, że istnieje swoisty impuls,
wywołujący zainteresowanie taką problematyką. Rzeczywiście tym impulsem jest
współczesny egzystencjalizm. Zagadnienie postaw jest właśnie typowym problemem
egzystencjalizmu. Obecny we współczesnej kulturze umysłowej egzystencjalizm
stawia to zagadnienie w centrum uwagi.
Obecności
egzystencjalizmu we współczesnej kulturze umysłowej, nawet polskiej, nie trzeba
specjalnie uzasadniać. Świadczą o tym publikacje4 i głosy osób,
dyskutujących z tym prądem.
W
polskiej literaturze filozoficznej sprawę obecności egzystencjalizmu w kulturze
ciekawie ujmuje A. Schaff. W książce „Marksizm a egzystencjalizm” Schaff pisze,
że egzystencjalizm podejmuje zawsze niepokojące ludzi pytania o sens życia, o
szczęście człowieka, wartość działania społecznego, pytania w ogóle dotyczące
spraw i losu jednostki ludzkiej. Schaff uważa, że tych pytań nie można pozbyć
się przez stwierdzenie ich bezsensowności, jak to czynił na przykład
neopozytywizm. Pytania te trzeba podjąć. Zjawiają się one w różnych epokach i w
różnym nasileniu. Powody tego nasilenia mogą być także różne. Otóż „nastrój
depresji, rezygnacji, beznadziejności życia jednostki szamoczącej się z
przemożnymi a irracjonalnymi siłami”5 , aktualny po pierwszej i
drugiej wojnie światowej, kierował ludzi także w Polsce do egzystencjalizmu, w
którym pytania o sens życia ludzkiego, jego los i szczęście właśnie były
podejmowane i rozwiązywane. „Kariera egzystencjalizmu pisze Schaff była u
nas w dużym stopniu dziełem naszych własnych rąk, ściślej była skutkiem naszej
ideologicznej absencji”6 . Wyjściem z tej sytuacji jest więc dla
marksizmu program, według którego „należy podjąć zaniedbaną problematykę,
udzielić odpowiedzi na zawarte w niej pytania”7. Wynika z tych
wypowiedzi, że marksizm chce zbudować w swym systemie sobie właściwą
eschatologię i że odpowiedzi egzystencjalizmu są dla marksistów nie do
przyjęcia. Wynika także i to, że egzystencjalizm jest nie tylko obecny we
współczesnej kulturze umysłowej, lecz że jest także problemem. Jest problemem i
to nie tylko dla marksizmu.
Dlaczego
egzystencjalizm jest problemem z punktu widzenia sprawy obrony intelektu?
Zrozumiemy to, gdy odpowiemy na pytanie: czym jest egzystencjalizm?
W ujęciu
A. Stanowskiego „egzystencjaliści, czyniąc zasadniczym przedmiotem swych
rozważań egzystencję, mają na myśli nie istnienie w ogóle, ale istnienie człowieka,
właściwy mu sposób istnienia. Chodzi tu zresztą nie tylko o to, jak naprawdę, w
rzeczywistości istnieje człowiek, ale o to, jak on to swoje istnienie przeżywa,
jak mu się ono jawi”. „Filozofia nie może ograniczać się do opisywania i
wyjaśniania rzeczywistości, do tworzenia obiektywnego jej obrazu musi
określać naszą postawę, nasz osobisty stosunek do rzeczywistości, musi nas
angażować”8.
Zanotujmy
więc, że przedmiotem analizy filozoficznej w egzystencjalizmie, tym, co
interesuje egzystencjalistę i tym, co on bada, jest przeżycie człowieka, „nasz
osobisty stosunek do rzeczywistości” i do siebie. Nie chodzi zresztą tylko o
opisanie przeżycia, lecz i o jakiś jego wybór, ocenę, wartościowanie, o całe
nasze zaangażowanie się w to przeżycie. Dzięki temu zaangażowaniu człowiek
pewne przeżycia akceptuje, pewne odrzuca. Kryterium wyboru przeżyć stanowi tu
ich autentyczność. Ale przeżycie autentyczne dla egzystencjalisty nie oznacza
przeżycia prawdziwego w sensie klasycznego rozumienia prawdziwości, jako
zgodności poznania z rzeczywistością. Przeżycie autentyczne to tyle, co
przeżycie w tej oto chwili istotnie wyrażające człowieka. Człowiek jest taki,
jakie są teraz jego przeżycia. Suma tych przeżyć legitymuje człowieka, określa
go, wyznacza jego postępowanie, stanowi o jego postawie życiowej. „Człowiek
jest taki oto, ponieważ pewną postawę przeżywa jako autentyczną; rzeczywistość
jest taka oto, ponieważ pewną postawę w stosunku do niej człowiek przeżywa jako
autentyczną. Przeżywanie pewnych postaw jako autentyczne stanowi więc kryterium
prawdy, a nie odwrotnie”9.
Krótko
można powiedzieć, że według egzystencjalizmu to nie rzeczywistość rozstrzyga o
tym, jaka i czym jest, lecz rozstrzyga o tym człowiek, przeżywający w tej
chwili świat i siebie. W tym przeżywaniu człowiek zresztą odkrywa
rzeczywistość, odkrywa siebie, wartość i sens przeżywania tej oto chwili,
granicę między bytem i niebytem, swoją czasowość, swój los.
Te
wszystkie sprawy człowiek odkrywa głównie w sytuacjach granicznych, to znaczy w
tych przeżyciach, których analiza najbardziej pokazuje sens i wartość życia ludzkiego.
Takim przeżycie dla Kierkegaarda jest lęk, dla Heideggera obawa przed
zagubieniem się człowieka w anonimowej konwencji, likwidując odrębność przeżyć
i zmuszając do przeżywania tak, jak „się” przeżywa; dla Sartre’a odraza wobec
bezmyślnych, nieświadomych swego istnienia rzeczy; dla Camusa bezsens życia,
dla Marcela wierność ludziom, których wybraliśmy, zaufanie im i wiara, składające
się na postawę otwartą. Przy tej postawie spotykamy się z drugim człowiekiem,
dopuszczamy go do spraw swego wnętrza, dzielimy się z nim sobą, a tym samym dla
nas samych odkrywamy siebie.
Dodajmy
też, że według Marcela „każde zagadnienie, przed którym stajemy, ujmujemy bądź
jako problem, bądź jako tajemnicę. Stawiając problem patrzymy niejako z boku na
coś, co jest na zewnątrz nas i o czym chcemy wytworzyć sobie opinię, która
zaspokoi naszą ciekawość, ale która nie będzie nas zobowiązywała. Przed tajemnicą
stoimy wtedy, gdy stawiamy pytanie dotyczące czegoś, co jest w jakiś sposób
wewnątrz nas... Tajemnica wciąga nas osobiście i angażuje, jesteśmy w niej.
Kiedy zamiast stawać przed tajemnicą stawiamy problem, podkreślamy związki
łączące nas z rzeczywistością, spłycamy niesłychanie nasz stosunek do niej i
uniemożliwiamy sobie jej zrozumienie”10 .
W tym
rozróżnieniu problemu (jako czegoś poza nami) i tajemnicy (jako czegoś w nas i
nas konstytuującego) Marcel powtarza i uzasadnia przyjętą przez wszystkich egzystencjalistów
różnice między przeżyciem a problemem. Wyraża to terminem „być i mieć”. Jestem
tym, co przeżywam. Jestem taki, jakie są moje przeżycia. Wszystko inne jest
poza mną, jest obce, zagrażające człowiekowi.
Każdy
egzystencjalista, jakkolwiek inaczej, realizuje w swych analizach typowy i
charakterystyczny dla egzystencjalizmu schemat: rozważam autentyczne przeżycie,
jakąś dla siebie w tej chwili ważną sytuację graniczną i szukam wyjścia, obrony
przed zagrożeniem, to znaczy szukam sensu swojego istnienia, zrozumienia tego,
czym jestem dzięki aktualnym przeżyciom.
Zauważmy
więc, że cały człowiek przeżywa, że jest sumą swych przeżyć i że przeżycia go
konstytuują. Cały też człowiek jest filozofującym podmiotem. Intelekt nie jest
wobec tego czymś w człowieku istotnym. Istotna jest postawa, czyli całość
przeżyć, określających i wyznaczających sposób zachowania się człowieka wobec
czegoś, co przeżywa. Człowiek przeżywa świadomie. Jest to więc postawa
świadoma, postawa charakteryzująca się umiejętnością oceny i wyboru, które
zależą od nadania wartości temu, co przeżywa. To rozpoznawanie spraw, zdolności
oceny i wyboru wskazują na postawę umysłową, lecz nie na intelekt jako źródło
ocen, na taką więc postawę, w której na równi z intelektem inne pozaracjonalne
czynniki rozstrzygają sprawy, kierują działaniem człowieka i reprezentują go.
Wydaje
się, że z tych wszystkich analiz wynika jedno: nie intelekt, lecz postawa, jako
suma wszystkich przeżyć człowieka, jest podstawowym źródłem i racją decyzji
ludzkich, ludzkiego działania i myślenia.
Trudno
oprzeć się przekonaniu, że takie postawienie sprawy jest umniejszeniem roli
intelektu w poznaniu i przyjęciem obok niego lub na jego miejsce dość irracjonalnych,
intuicyjnie wybieranych czynników. Z tej racji egzystencjalizm zagraża
intelektowi.
Egzystencjalizm
nie operuje systemem twierdzeń nawet w filozoficznych traktatach Sartre’a, czy
Marcela. Raczej, jak mówią specjaliści, wypowiada się językiem subiektywnym w
formach literackich: poezji, dramacie, dzienniku, powieści, eseju. Chce budzić
i wywoływać w słuchaczu czy czytelniku przeżycia , które uważa za istotne dla
człowieka, a które najczęściej nie są przeżyciami tylko intelektualnymi. Chce
tworzyć postawy. Z racji tak wielu środków oddziaływania i wpływu na ludzi egzystencjalizm
nie jest już tylko postawą jednostki, czy grupy ludzkiej, i nie jest wyłącznie
światopoglądem. Nie będąc też systemem, czy kierunkiem filozoficznym, jest
wobec tego prądem umysłowym, takim więc zespołem postaw, którą orientują
umysłową, która wpływa na wybór ludzkich światopoglądów i kierunków
filozoficznych, albo powoduje zatrzymanie się na etapie tylko intuicyjnych i
irracjonalnych nastawień, wyznaczonych przez pozaintelektualne przeżycia
człowieka, nastawień stanowiących ostateczną motywację myślenia i działania
ludzkiego. Suma tych nastawień, to charakterystyczna cecha egzystencjalizmu,
tego więc prądu umysłowego, który konstruując i wywołując postawy ludzkie
zagraża intelektowi. W postawach bowiem akceptuje przeżycia często
pozapoznawcze i przyznaje im rolę źródeł poznania ludzkiego.
1.4. Intuicjonizm prąd towarzyszący egzystencjalizmowi
Spośród
prądów umysłowych, zagrażających intelektowi, jako pierwszy został wybrany i
omówiony egzystencjalizm. Stało się tak dlatego, że obecność egzystencjalizmu
we współczesnej kulturze umysłowej najłatwiej stwierdzić, że egzystencjalizm
najbardziej gwałtownie atakuje intelekt. A zastanawiając się nad tym, że
egzystencjalizm w dużym stopniu lub w ogóle usuwa intelekt ze źródeł poznania i
wprowadza obok niego lub na jego miejsce przeżycie pozaintelektualne, które
stanowi jakąś zasadę wyboru działania ludzkiego, dochodzi się do pytania, co
właściwie w tym przeżyciu decyduje o wyborze. Czym kieruje się czytelnik
wybierając coś, czy oceniając świat i siebie? Wydaje się, że egzystencjalista
mimo wszystko formułuje i kształtuje swoje postawy na zasadzie jakiegoś
wyczucia. Jeżeli tak jest, to możemy przypuszczać, że tym dnem i racją wyboru
jest swoista, pozaintelektualna intuicja. Intuicja tłumaczy naturę egzystencjalizmu.
Egzystencjalizm więc czerpie z intuicjonizmu. Intuicjonizm, jako prąd umysłowy,
musi być tam, gdzie jest egzystencjalizm. Należy więc zanalizować także
intuicjonizm.
O
intuicji nawet w filozofii pisze się teraz dość dużo. Zawarta w publikacjach wiedza
jest nam jednak tylko częściowo potrzebna, ponieważ kulturę umysłową przebiegają
prądy zazwyczaj mało sprecyzowane i dość ogólnie nastawiające uwagę ludzką. To
oczywiście jest powodem dodatkowego niebezpieczeństwa, polegającego na tym, że
na przykład pod intuicję podciąga się wiele najróżnorodniejszych postaw i że
tym wybranym, magicznym źródłem, jako najwyższym autorytetem, motywem i
argumentem tłumaczy się działanie ludzkie.
W czasach
współczesnych najmocniej lub może pierwszy w takim stopniu zaakcentował
pozaintelektualną intuicję Bergson. Uznał ją właśnie za źródło poznania i
przeciwstawią intelektowi, któremu zarzucił schematyzowanie świata, dzielenie
go na statyczne części, sztuczne i nie ujmujące płynnej, żywej, wciąż
zmieniającej się jego natury. Tę naturę odbiera intuicja, pokrewna światu.
Intuicja ta bowiem jest siłą biologiczną człowieka, tak jak biologiczny jest
świat. Tak pomyślana intuicja oczywiście zastępuje intelekt, wypiera go, sama
jest źródłem poznania.
Twórcy
późniejszych kierunków filozoficznych, fenomenologowie i egzystencjaliści,
zinterpretowali intuicję inaczej sięgając do wzorów bliższych ujęciom
Descartesa. Według nich intuicja w swej naturze jest czymś pozabiologicznym.
Dla fenomenologów jest sposobem działania intelektu, dla egzystencjalistów jest
racją selekcji przeżyć.
We
wszystkich jednak wypadkach intuicja charakteryzuje się takimi właściwościami,
jak bezpośredniość poznania przedmiotu, zmysłowa lub intelektualna jego naoczność
czy obecność, jak szybkość ujęcia, całościowość, jednorazowość, spontaniczność,
prostota, dokładność, oczywistość i pewność11.
W
rozdziale o „Naturze intelektu” zobaczymy, że intelekt nie w ten sposób
pracuje, że i z racji tego, czym jest, działa inaczej, że wobec tego
intuicjonizm nie tłumaczy poznania ludzkiego i nie odkrywa nam prawdy o
intelekcie, a więc i o człowieku.
Można
pomyśleć intuicję, jako studium, czy formę poznania intelektualnego. Tak ją
rozumieją zwolennicy na przykład filozofii arystotelesowsko-tomistycznej12.
Nie traktują więc jej jako czegoś, wykluczającego intelekt.
Potocznie
rozumiany intuicjonizm polega właśnie na tym, że intuicję przeciwstawia
intelektowi, że widzi w niej doskonalsze, bardziej szerokie źródło poznania, a
tym samym bardziej informujące i z tej racji prawdziwie pokazujące
rzeczywistość, wnikające w nią głębiej, ukazujące prawie „korzenie” bytu.
Takiej informacji, takiego ujęcia człowiek oczywiście chętnie szuka. I wydaje
mu się, że ufając tym zapewnieniom na tej drodze więcej i pewniej poznaje
rzeczywistość.
Przy bliższej
analizie okazuje się, że w pozaintelektualnej intuicji jest dużo procent
dowolności, że intuicja także jest w jakiś sposób kierowana, że nie stanowi
ostatecznego źródła poznania, że styka człowieka z rzeczywistością zbyt dużą
płaszczyzną różnych receptorów, z których każdy podlega swoistym prawom
działania, wyznaczonym przez naturę tego, czym jest.
Intuicja
pozaintelektualna jest więc zawodna. Jest zawodna głównie z tej racji, że nie
można w niej odróżnić źródła działania i samych działań. W swej strukturze jest
swoistą tożsamością natury i sposobów działania. Ktoś, kto uważa, że
rozdzielenie tych dwu porządków nie jest ważne, może być skłonny do zaufania
intuicji. Intuicja poza tym działa szybciej niż intelekt. Dostarcza natychmiast
całej sumy sądów o rzeczy i pozornie pełniej ją pojmuje. Ale tylko pozornie.
Tworzenie pojęć i sądów jest czynnością złożoną. Tym bardziej więc człowiek
powinien te sądy sprawdzić i badać cały mechanizm ich powstawania, aby nie ulec
błędom i przekonać się o prawdzie.
Prąd umysłowy,
nazywany intuicjonizmem i prądy na nim oparte, jak egzystencjalizm, często
subtelnie ukrywające przyjmowane przez siebie źródło poznania lub nie
uświadamiające sobie, że takie źródło przyjmują, zagrażają intelektowi. To
zagrożenie polega na tym, że pomijając intelekt kierują człowieka do wszystkich
pozaintelektualnych źródeł poznania, w sumie do irracjonalizmu. Właśnie postawy
umysłowe, konstruowane w oparciu o przeżycia uczuciowe i tkwiąca w ich naturze
pozaintelektualna intuicja jako zasada oceny przeżyć, wyznaczają i kierunkują
prąd, który nazywa się irracjonalizmem.
Ustalmy
najpierw cechy, czy znaki rozpoznawcze kogoś, kogo uważa się za irracjonalistę.
W opinii potocznej irracjonalistą jest ten człowiek, którego wypowiedzi są niesprawdzalne
i nie zawsze dające się uzasadnić. Jest to dalej ktoś, kto przyjmuje pewne
twierdzenia na podstawie danych pozarozumowych, jak intuicja, przeświadczenie,
czy zaufanie. Wymienione cechy mogą być punktem wyjścia w określeniu całej
postawy i prądu, zwanego irracjonalizmem.
Irracjonalizm
jest prądem umysłowym, podkreślającym wartość pozaintelektualnej intuicji,
motywów emocjonalnych w działaniu człowieka, rolę woli i wyłączności, wprost
jedyność tych źródeł poznania, które są przeciwieństwem intelektu.
Irracjonalizm
może być teoriopoznawczy i metafizyczny13. W sensie
teoriopoznawczym, czyli ze względu na poznawczy kontakt człowieka ze światem,
irracjonalizm jest postawą, a nawet prądem, według którego poznanie ludzkie w
swej naturze jest pozaracjonalne i równouprawnione z poznaniem racjonalnym, to
znaczy w równym stopniu oba źródła (racjonalne rozumowe i irracjonalne
pozarozumowe) informują o rzeczywistości. Dla niektórych irracjonalistów
poznanie pozaracjonalne jest bardziej zgodne z rzeczywistością niż poznanie
racjonalne. Twierdzą, że pełniej i dokładniej niż przy pomocy intelektu
człowiek ujmuje świat w kontakcie emocjonalnym, intuicyjnym i wolitywnym. Ta
ostatnia grupa irracjonalistów najbardziej ostro występuje przeciw intelektowi.
Irracjonalizm
w sensie metafizycznym, to znaczy ze względu na pytanie o to, jaki jest byt,
jakie są rzeczy, polega na przyjęciu tezy, że byt sam w sobie jest nieracjonalny,
a nawet sprzeczny. W związku z takim stanem rzeczy nie można rzeczywistości
ujmować intelektem. Można ją właśnie odczuwać, można ją chcieć, nawiązywać do
niej, włączać się w nią lub od niej uniezależniać.
Przy
takim rozumieniu możliwości skontaktowania się człowieka z rzeczywistością cały
szereg pytań, problemów i analiz musi się znaleźć w porządku pozarozumowym.
Irracjonalizm nie kwestionuje metod i słuszności nauk szczegółowych, takich jak
fizyka, chemia, medycyna i inne. Zostawia im jako ich przedmiot konkretne,
materialne byty. A zagadnienia, które moglibyśmy ująć w pytania o sens życia, o
los człowieka, o to wszystko, co stanowi dziedzinę filozofii, teologii lub
religii, rozwiązuje na drodze pozarozumowej i przy pomocy metod, które
wykluczają intelekt14.
Takie
postawienie sprawy jest z góry akceptacją dowolności w rozwiązaniach, a przede
wszystkim uniemożliwia kontrolę twierdzeń, ich sprawdzalność i komunikatywność.
Twierdzenia są z konieczności subiektywne a ich prawdziwość zupełnie względna.
I siłą rzeczy irracjonalizm prowadzi do relatywizmu.
Należy
stwierdzić dziwne powiązania i zależności jednych prądów umysłowych od drugich.
Egzystencjalizm forsując jako źródło poznania mało określone, dowolnie wybrane
przeżycie i szeroko pojętą postawę, stawia na równi z intelektem lub przed nim
intuicję i intuicjonizm. Oba prądy, to znaczy egzystencjalizm i intuicjonizm,
wyznaczają z kolei to wszystko, co nazywamy irracjonalizmem. Z drugiej strony
właśnie irracjonalizm uzasadnia i usprawiedliwia tezy egzystencjalizmu i
intuicjonizmu. Można by nawet powiedzie, że irracjonalizm jest prądem swoiście
nadrzędnym w stosunku do egzystencjalizmu i intuicjonizmu, lub że je zawiera i
wyznacza. Można też jednak przyjąć, że to one prowadzą człowieka do
irracjonalizmu, jak gdyby do najwyższych motywów, uzasadnień i ostatecznego
usprawiedliwienia swych tez. Jeśli intelekt nie jest zasadniczą drogą kontaktów
z rzeczywistością, to słuszność wobec tego jest po stronie przeżyć, irracjonalnych
postaw, pozaintelektualnej intuicji, uczuć i innych, bardzo wielu czynników
pozarozumowych. Tymczasem jest inaczej. Przyjęcie twierdzeń
irracjonalistycznych prowadzi do tylu trudności, że człowiek mimo wszystko
przynajmniej chce się przekonać, jak wygląda sprawa intelektu. Jedną z takich
trudności i perspektyw bardzo pesymistycznych, do których prowadzi irracjonalizm,
jest relatywizm. Musimy więc do niego nawiązać.
Człowiek,
który swoją wiedzę o rzeczywistości opiera na pozaintelektualnej intuicji,
wyczuciu, emocjach, przeżyciu, postawach, czy dowolnie podjętych decyzjach, nie
jest mimo wszystko całkiem pewny swojej odpowiedzi. Jeżeli zdecyduje się na tę
niepewność, albo przypuszcza, że pewności co do twierdzeń o świecie nie uzyska
i nie szuka sposobów nabycia pewności, przyjmuje relatywizm.
Relatywizm
więc polega na przekonaniu, że to samo zdanie dla pewnych ludzi jest prawdziwe,
dla innych fałszywe. Znaczy to, że dane zdanie raz jest prawdziwe, raz
fałszywe, zależnie od okoliczności lub podmiotu poznającego, to znaczy
człowieka, który kontaktuje się poznawczo z rzeczywistością. Relatywizm jest
przekonaniem, że niektóre a nawet wszystkie zagadnienia mogą mieć rozwiązania
jedynie subiektywne. Z tej racji nie istnieje prawda, nie ma się pewności co do
faktycznego stanu rzeczy, twierdzenia ogólne mogą być tylko umowne, intelekt
nie jest w stanie uzyskać twierdzeń pewnych, w ogóle zależy od przeżyć, emocji
i postaw. Nie trzeba dodawać, że relatywizm jest także atakiem na intelekt i że
dalszą konsekwencją relatywizmu, w którym uznaje się za słuszne subiektywność i
umowność, jako jedyne, możliwe do przyjęcia postawy, musi być konwencjonalizm
lub rozpaczliwy wysiłek szukania pewności.
(Nie
należy mieszać relatywizmu z krytycyzmem, który polega na wysuwaniu zastrzeżeń.
Ktoś nie przyjmuje łatwo danej tezy, ponieważ widzi braki w jej sformułowaniu,
czy w uzasadnieniu. Przyjmuje dane twierdzenie wtedy, gdy zostanie przekonany o
jego słuszności. Tak rozumiany krytycyzm jest twórcza, a nawet częściowo konieczny
w myśleniu ludzkim. Czym innym jest też sceptycyzm, który polega na
przekonaniu, że w ogóle nie jest możliwe wydawanie sądów prawdziwych i że
istnieje całkowita ich nierozstrzygalność).
Nie każdy
człowiek zdecyduje się na przyjęcie twierdzenia o całkowitej względności
wyników naszego poznania, to znaczy nie każdy uważa, że relatywizm jest
słuszny. Wielu ludzi właśnie gwałtownie poszukuje pewności, poszukuje też
kryterium, pozwalającego uznać jakieś twierdzenie za pewne i poszukuje w ogóle
źródła wiedzy, obowiązującej w sposób niewątpliwy wszystkich ludzi.
Niektórzy
filozofowie, nie umiejący bronić poznania intelektualnego lub dyskwalifikujący
intelekt jako źródło poznania, szukali pewności w objawieniu religijnym (np.
Filon z Aleksandrii, apologeta Tertulian) lub w swoistym przeżyciu mistyków
(np. Bergson). Szukali też pewności w doświadczeniu tylko zmysłowym i na nim
budowali całą wiedzę o świecie. Pamiętajmy też, że egzystencjaliści oparli
pewność sądów na przeżyciu tajemnicy, czyli tego, czym człowiek jest, a
intuicjonaliści na pozaintelektualnym odczuciu tego, co istotne w świecie. Inni
znowu filozofowie, nie ufający doznaniom zmysłowym (jak Parmenides, Descartes
czy Hegel), całą pewność wyników poznania ludzkiego związali wyłącznie z
intelektem. Uznali intelekt za jedyne źródło wiedzy. Wykluczyli ze źródeł
poznania zmysły, uczucia, wolę, przeżycia. Zaakceptowali zupełnie skrajnie
drugi kraniec poznania, którym jest intelekt. Skrajny racjonalizm na pierwszy
rzut oka jak najbardziej staje po stronie intelektu. Przy bliższej analizie
okazuje się, że podkreślając jego wyłączność, jako źródło poznania, skrajny racjonalizm
zniekształca informację o naturze intelektu, a negując jego powiązanie ze
zmysłowymi władzami poznawczymi człowieka i przypisując intelektowi działanie z
tej racji niezgodne ze stanem faktycznym, właśnie w swoim działaniu poznawczym
ze zmysłami, dochodzi do wniosków i twierdzeń, mijających się z prawdą o
rzeczywistości. Skrajny racjonalizm więc będąc w pewnym sensie obrońcą
intelektu zagraża mu przez zniekształcenie wiedzy o jego naturze i działaniu.
Zagraża też prawdzie, która przybiera formę sądu, nie mającego pokrycia w
rzeczywistości.
Należy
jednak najpierw rozróżnić racjonalność i racjonalizm. Racjonalność to tyle, co
zgodność z rozumem, także z rozumem lub przede wszystkim z rozumem, to uznanie
jakiejś sensowności praw logicznych i praw istnienia, zgoda na różnicę między
niebytem i bytem, to w ogóle myślenie, które unika sprzeczności, nie przyjmuje
twierdzeń o jakichś rzeczach jednocześnie się wykluczających i jest to po
prostu uznawanie, że tylko wtedy jakieś twierdzenie można przyjąć, gdy wskaże
się na rację, która to twierdzenie uzasadnia. Jest to także cecha działania
umysłowego, scalającego czynności intelektu i woli, reakcje poznawczych władz
zmysłowych i uczuć.
Racjonalizm
w najlepszym razie jest jakąś radykalną wersją racjonalności, ale przez to
jednak pozbawiającą się spokojnego rozważenia sprawy i pozbawiającą się
słuszności. Można dodać, że w takim ujęciu racjonalizm nie zawsze jest
racjonalizmem.
Racjonalność
nie jest tym samym, co intelektualizm. Przez intelektualizm rozumie się uznanie
swoistej przewagi i hegemonii intelektu wśród władz poznawczych. Intelektualizm
widzi w intelekcie najwyższy przejaw działalności ludzkiej i najbardziej
miarodajne źródło poznania, ale nie wyklucza takich źródeł poznania jak zmysły,
uczucia, wola pod warunkiem, że są kierowane przez intelekt, podlegają mu,
wspomagają go i z nim współpracują nad poznaniem rzeczywistości.
Żeby
lepiej zrozumieć racjonalizm skrajny, określmy najpierw racjonalizm w ogóle.
Wiemy, że przeciwstawia się przede wszystkim irracjonalizmowi. Tym samym odrzuca
relatywizm, intuicjonizm i takie poznanie, które opiera się na uczuciu,
przeżyciach i postawach.„Racjonalizm według Ajdukiewicza ceni takie
poznanie, dla którego wzorem jest poznanie naukowe, albo dokładniej, którego
wzorem są nauki matematyczne i przyrodnicze. Odrzuca zaś poznanie powołujące
się na objawienie, wszelkie przeczucia, jasnowidztwa, magiczne wróżby itd.”15.
Ajdukiewicz
dodaje, że według racjonalizmu „poznaniem naukowym jest tylko taka treść
myślowa, która, po pierwsze daje się drugiemu zakomunikować w słowach rozumianych
dosłownie, tj. bez przenośni, porównań i innych półśrodków przekazywania myśli.
Po drugie do tytułu poznania naukowego rościć sobie może pretensje tylko
takie twierdzenie, o którego słuszności lub niesłuszności może się w zasadzie
przekonać każdy, jeśli się tylko znajdzie w odpowiednich warunkach
zewnętrznych. Słowem poznanie naukowe jest poznaniem intersubiektywnie komunikowalnym
i intersubiektywnie kontrolowalnym. Ta właśnie intersubiektywność jest jak
się zdaje charakterystyczną cechą poznania racjonalnego. Racjonalizm, ceniąc
tylko poznanie racjonalne, sprowadzałby się więc do przyznawania wartości tylko
poznaniu intersubiektywnie komunikowalnemu i kontrolowanemu”16.
Racjonalizm
wobec tego polega na zaakceptowaniu warunków poznania i uzyskiwania wiedzy,
którą można by uznać za wiedzę naukową. Słusznie racjonalizm odcina się od
wszelkiego rodzaju subiektywizmu, przeczuć i jasnowidztwa. Gdy jednak
zaakceptuje się w nim także zerwanie z doświadczenie, radykalnie
przeciwstawiającym się empiryzmowi. Gdy poza tym podkreśli się, że tylko rozum
informuje nas o rzeczywistości, aprioryzm staje się skrajnym aprioryzmem.
(Aprioryzm umiarkowany głosi, że istnieją uprawnione twierdzenia, których treść
jest wzięta z doświadczenia). Aprioryzm skrajny odrzucając wszelkie źródła
poznania inne niż rozum, staje się w wyraźnej opozycji do irracjonalizmu i z
racji swej skrajności jest identyczny ze skrajnym racjonalizmem.
Skrajny
racjonalizm więc uznaje wyłącznie intelekt za źródło poznania. Ten akcent
powoduje, że skrajny racjonalizm staje się zbyt wąski, że dogmatycznie
przesądza jedność źródła.
Konsekwentnie
myślący „racjonalista skrajny ma dwie możliwe drogi rozwiązań filozoficznych.
Albo przyjmuje, że ograniczony intelekt ludzki, jako źródło poznania rzeczywistości,
wskazuje na istnienie nieskończonego Intelektu, ale twierdzi, że istnieje
wyłącznie intelekt ludzki. W pierwszym wypadku staje się deistą, w drugim
naturalistą o orientacji ateistycznej. Abelard, którego św. Bernard z
Clairvaux tak gwałtownie atakował właśnie za skrajny racjonalizm, Descartes i
Wolter, byli w różnym stopniu i na inny sposób w swej filozofii deistami.
Często jednak, bardzo często racjonalizm prowadzi filozofów do ateistycznego
lub nawet panteistycznego naturalizmu.
I
zauważmy także, że skrajny racjonalizm, wyolbrzymiając rolę intelektu w
poznaniu ludzkim przez odrzucenie jego powiązań ze zmysłowymi władzami
poznawczymi, nie potrafi wytłumaczyć powodów takiego postawienia sprawy. Właśnie
dość dogmatycznie rzecz przesądza. Jeżeli więc uznanie intelektu za jedyne
źródło poznania jest związane z założeniami, nie posiadającymi racjonalnego, a
więc słusznego uzasadnienia, to racjonalizm skrajny staje się bliski
irracjonalizmowi. Także bowiem przyjmuje swoją podstawową tezę w oparciu o coś,
co nie jest skutkiem poznania intelektualnego, uzasadnionego i sprawdzonego.
Przyjmuje bowiem tę tezę na zasadzie zaufania do intelektu. A zaufanie jest
wynikiem działania woli ludzkiej, a przynajmniej nie tylko intelektu.
Skrajny
racjonalizm więc zagraża intelektowi nie tylko przez to, że błędnie informuje o
jego naturze i działaniu, lecz także dlatego, że ostatecznym uzasadnieniem jego
twierdzeń, przynajmniej twierdzenia o jedyności intelektu jako źródła poznania,
nie jest intelekt, lecz coś z porządku irracjonalnego. Jest więc skrajny
racjonalizm swoistym kryptoirracjonalizmem. Jest nim także dlatego, że
przyjmując za źródło poznania wyłącznie intelekt ludzki pozbawia się
racjonalnego czynnika kontrolującego. Deizm za czynnik kontrolujący uznaje
Intelekt Boski, dla naturalizmu tym czynnikiem jest przyroda. Jeżeli skrajny
racjonalista nie chce być deistą, ani naturalistycznym scjentystą,
uzasadniającym jedyność intelektu czymś z porządku irracjonalnego. Innych możliwości
nie ma.
1.8. Scjentyzm jako inna wersja skrajnego racjonalizmu
Od dawna
na współczesną kulturę umysłową, nawet filozoficzną, co w Polsce jest
specjalnie widoczne, wpływa prąd umysłowy, który nosi nazwę scjentyzmu. Twórcą
tego prądu, nazywanego także popularnym pozytywizmem, jest K. Pearson
(1857-1936). Prąd ten wyraża się przede wszystkim w całkowitym zaufaniu do nauk
szczegółowych, głównie przyrodniczych i wyłącznie te nauki uważa za informatora
o rzeczywistości. To przekonanie wywodzi się z tendencji pozytywistycznych,
które negują możliwość metafizyki, czyli nauki ujmującej naturę rzeczywistości
i warunki jej istnienia, a nawet sam fakt istnienia, przy pomocy metod innych
niż w naukach szczegółowych. Ponieważ w pozytywizmie przez naukę rozumie się
tylko naukę szczegółową, tym samym wyklucza się możliwość naukowego poznania
istnienia świata na innej drodze, możliwość poznania niezdeterminowanego i
uzyskania wiedzy innej niż na podstawie zespołu wrażeń.
Punktem
wyjścia jest więc dla scjentyzmu teza o błędności i niemożliwości metafizyki, o
niepoznawalności istnienia, o determinacji wydarzeń i postępowania, przekonanie,
że cała wiedza wywodzi się z wrażeń, że moralność jest skutkiem działania
społecznego.
Według
Pearsona pewność dają tylko nauki przyrodnicze. Matematyka z tej racji może być
nauką tylko pomocniczą. Nauka przede wszystkim stwierdza fakty. Fakty te
opisuje, a nie wyjaśnia. Nauka bowiem mówi jak jest, a nie dlaczego coś jest.
Tak pomyślana nauka bada wszystko, co istnieje. Operuje pojęciami i prawami,
jako środkami badań. Jej celem jest przystosowanie człowieka do otoczenia.Nauka
uwalnia człowieka od zbytecznych pojęć i na tym uwalnianiu polega jej rozwój.
Opiera się na rzeczywistości spostrzeganej. Z tej racji poznanie, jak informuje
spostrzeżenie, polega tylko na odbieraniu wrażeń. Świat wobec tego ma jednolitą
naturę, mianowicie przyrodniczą. Wszystko istnieje jako przyroda, wszystko jest
poznawalne i zrozumiałe. Nauka, której celem jest wspomniane już przystosowanie
człowieka do otoczenia, ma służyć przede wszystkim rozumowi ludzkiemu, nad
którego nie ma w rzeczywistości nic wyższego. Nauka ma pomagać rozumowi w
realizowaniu wolnej myśli. W związku z tym w postępowaniu winno się realizować
altruizm, utylitaryzm, liberalizm, elitaryzm. Nie istnieje nadprzyrodzoność,
nie ma sensu teologia. Ewentualna religia jest sprawą czysto prywatną.
Zwróćmy
uwagę na to, że według scjentyzmu wszystko jest przyrodą. Tak zwany rozum jest
więc też częścią przyrody. A poznanie polega tylko na odbieraniu wrażeń. W
sumie więc nie istnieje intelekt, jako byt różny od rzeczy materialnej. I nie
intelekt, lecz nauki przyrodnicze mają rolę arbitra we wszystkich sprawach i
problemach. Raczej więc one są „źródłem” poznania.
Nauki
przyrodnicze, jako jedyne źródło wiedzy o rzeczywistości, uwalniają człowieka
oczywiście od problematyki pozaprzyrodniczej i same spełniają zadania
religijne: mają służyć rozumowi ludzkiemu, który jest najwyższą czystą
przyrodą.
Scjentyzm
więc jest swoistą wersją skrajnego racjonalizmu, podkreślającego jedyność
intelektu ludzkiego. W scjentyzmie ten intelekt ma naturę przyrody. Z tej racji
można sprawę sformułować ostrożniej i przypuszczać, że scjentyzm w każdym razie
przynajmniej wywodzi się ze skrajnego racjonalizmu w wersji naturalistycznej,
prowadzącej do ateizmu. Ważne w tym wszystkim jest to, że zaakcentowanie
intelektu wcale go nie broni. Intelekt tożsamy z przyrodą nie jest źródłem
poznania. Odebranie intelektowi roli źródła jest atakiem na intelekt i bardzo
istotnym zagrożeniem.
Chodziło
w tym rozdziale o uzasadnione wyróżnienie tych prądów umysłowych, które
zagrażają intelektowi. Punkt wyjścia i materiał analizy stanowiła współczesna,
szeroko rozumiana kultura, ale głównie kultura umysłowa. Dało się w niej
stwierdzić przede wszystkim, czy może najłatwiej, obecność egzystencjalizmu.
Nie ulega wątpliwości, że taki prąd umysłowy nie mógł pojawić się w
„organizmie” kultury bez przyczyny. Szukając tych przyczyn trzeba było zwrócić
uwagę na powiązanie egzystencjalizmu z intuicjonizmem, co doprowadziło do
stwierdzenia irracjonalizmu. Wydaje się, że irracjonalizm jest tym korzeniem, z
którego wyrósł i egzystencjalizm i intuicjonizm. Wydaje się też, że swoistą
wersją irracjonalizmu jest skrajny racjonalizm, jako ucieczka od relatywizmu,
wynikającego z postaw irracjonalistycznych. Skrajny racjonalizm, jeżeli nie
chciał przyjąć wniosków deistycznych, musiał stać się naturalistycznym
scjentyzmem.
Przyjmując,
że istnieje we współczesnej kulturze umysłowej wyżej omówiona zależność prądów
i że są one w tej kulturze obecne, uzyskujemy wytłumaczenie i uzasadnienie
obecności egzystencjalizmu. Każdy z tych prądów jest bowiem powiązany z innym,
jeden prąd uzasadnia drugi, jeden jest konsekwencją drugiego lub źródłem. Gdy
mamy za sobą ten etap opisania różnych prądów umysłowych, obecnych we
współczesnej kulturze umysłowej, możemy stwierdzić, że właściwym źródłem, a
więc jakimś początkiem niechęci do intelektu, jest przede wszystkim irracjonalizm,
z którego czerpie i egzystencjalizm, i intuicjonizm, i relatywizm, i skrajny
racjonalizm, a nawet w bardzo swoistej formie scjentyzm. Taka kolejność
wynikania i zależności tych prądów ma charakter systematyzacji. Historycznie
rzecz biorąc trzeba także stwierdzić, że najdawniejszy jest oczywiście irracjonalizm,
że funkcjonuje obok prądów realistycznych, i że zawsze ma zwolenników we
wszystkich epokach. W naszych czasach zaakcentował go Bergson i wywalczył mu
prawo obecności obok bardzo wszechstronnego pozytywizmu. Pozytywizm, jako
kierunek, oczywiście już stracił swoje pierwsze miejsce obok irracjonalizmu.
Pozytywizm działa w wersji bardziej dyskretnego prądu, którym jest scjentyzm,
powiązany z empiryzmem i skrajnym racjonalizmem. Ale właśnie skoro działa
scjentyzm, musi być także obecny skrajny racjonalizm, który jest punktem
wyjścia scjentyzmu i reakcją na intuicjonizm, relatywizm i irracjonalizm,
najbardziej widoczne w konkretnej wersji egzystencjalizmu, jako jego
uzasadnienie lub konsekwencja. A skoro jest egzystencjalizm, co nie ulega
wątpliwości, sprawą ważną staje się postawa umysłowa i składające się na nią
przeżycia, intuicje i uczucia, cały w ogóle zespół tych czynników, które są
pozaracjonalne. Jeżeli dalej te czynniki są ostateczną zasadą wyboru i
działania, a nawet poznawania, nie może być miejsca dla intelektu. Intelekt
jest więc zagrożony.
1.9.1. Struktura umysłowości
współczesnej
Wykrywanie
tych wszystkich prądów, powiązań między nimi i zależności, prowadzi do tego, co
można by nazwać analizą struktury zmysłowości współczesnej. Można bowiem twierdzić,
że umysłowość współczesna, to znaczy najogólniej ujęte myślenie ludzkie, jest
wypadkową prądów umysłowych, wśród których ważne miejsce zajmuje irracjonalizm,
warunkujący obecność i działanie intuicjonizmu, egzystencjalizmu, relatywizmu,
skrajnego racjonalizmu i scjentyzmu. Można oczywiście dyskutować, który z tych
prądów wyzwala inne. Jest w każdym razie faktem, że wszystkie decydują o
profilu działania współczesnych ludzi, o ich myśleniu, i że są elementami tego,
co nazywamy umysłowością współczesną. Stanowią po prostu o strukturze tej
umysłowości. Nie znaczy to, że są jedyne, i że nie można by wykryć jeszcze
wielu innych prądów i postaw. Są jednak w dużym stopniu dominujące i stanowią
źródła innych, ewentualnie obecnych i dających się wykryć prądów.
1.9.2. Cechy współczesnej kultury
umysłowej
Jeżeli
przyjmiemy, że udało się zwrócić uwagę na dominujące elementy współczesnej
umysłowości, to możemy dalej podkreślić główne, czy względnie główne cechy
współczesnej kultury umysłowej, która jest skutkiem myślenia i działania ludzi.
Śledząc kulturę, czyli ten zobiektywizowany zespół wytworów człowieka,
doszliśmy do wykrycia prądów umysłowych, jako właśnie dominujących elementów
współczesnej umysłowości.
Wydaje
się, że we współczesnej kulturze umysłowej dają się zaobserwować stawiane i
uznawane przez większość ludzi trzy zasadnicze akcenty, które mają jednocześnie
stanowić trzy główne cechy tej kultury.
1. Rezygnowanie z orientacji
intelektualistycznej i realistycznej na rzecz irracjonalistycznej i
idealistycznej, to znaczy odstępowanie od tych kierunków filozoficznych, według
których świat, istniejący niezależnie od poznającego podmiotu, jest przez ten
podmiot receptywnie odczytywany, a przyjmowanie tych postaw i prądów, według
których źródłem poznania są wszystkie inne, pozaintelektualne czynniki, nie
gwarantujące zresztą realnej odrębności między światem a człowiekiem;
przechodzenie więc od kierunków i systemów twierdzeń do postaw i prądów
umysłowych, mniej zobowiązujących, mniej precyzujących, dających wrażenie
większej wolności w myśleniu i działaniu.
2. Zgoda na swoisty relatywizm,
pozwalający uznawać wyłączność autorytetu nauk szczegółowych w określonej
dziedzinie wiedzy i jednocześnie uznawać irracjonalne źródła dla takich
dziedzin wiedzy, jak metafizyka, teologia, religia, których przedmiotu nie
objęły badania nauk szczegółowych.
3. Wykluczenie religii i objawienia, jako
specjalnego źródła poznania realnej rzeczywistości nadprzyrodzonej. Negowanie
tej rzeczywistości, formułowanie i uzasadnienie postaw naturalistyczno-ateistycznych.
W sumie
współczesna kultura umysłowa staje się lub chce być a) antyintelektualna, b)
antyfilozoficzna, c) antyreligijna. (Omówienie tej trzeciej cechy współczesnej
umysłowości będzie miało miejsce w rozdziale pt. „Uprawa intelektu”). Analizując
te cechy stwierdzamy, że w umysłowości i w kulturze umysłowej przeważają
elementy irracjonalne. Prądy racjonalistyczne i realistyczne są słabsze w swym
działaniu i nie stanowią o profilu współczesnej umysłowości, czy kultury.
Dominują prądy irracjonalistyczne, o czym świadczy egzystencjalizm,
intuicjonizm, relatywizm, irracjonalizujący skrajny racjonalizm i scjentyzm.
Mógłby
ktoś powiedzieć, że w Niemczech najbardziej czytanym pisarzem jest Mann, w
Anglii najpopularniejszym filozofem Russel, w Ameryce największe powodzenie ma
literatura socjologizująca. Czy można Manna, Russela, współczesną socjologię
oskarżyć o irracjonalizm? W pewnym sensie tak. Mann jest niewątpliwie skrajnym
racjonalistą, a każdy skrajny racjonalizm jest kryptoirracjonalizmem, Russel
jest neopozytywizującym scjentystą i scjentystyczna jest współczesna
socjologia. Scjentyzm jest ostatecznie irracjonalistyczny. Współczesna teologia
odrzucając bardzo często metafizykę i nastawiając się na nauki pozytywne w
ujęciach np. de Lubaca wpada w irracjonalizm, a w najlepszym razie w idealizm
platońsko-augustyński.
W poezji
wielki jest Eliot, lecz jego poezja, w dużym stopniu teologiczna, stanowi
„formułę słowną wrażliwości epoki”. Eliot notuje to, co jest uogólnionym
doświadczeniem jego czasów. Chce wyrażać sprawy, które dzieją się między
upadkiem a świętością. Realizuje swoisty uniwersalizm, wsparty na dojrzałej
erudycji, tradycji poetyckiej i historii. Skupia więc wszystkie prądy i nie
stanowi argumentu przeciw diagnozie o irracjonalistycznych tendencjach
współczesnej kultury umysłowej. Można powiedzieć, że egzystencjalizm nurza się
w metafizyce (o ile to jest metafizyka). Dodajmy jednak, że nurza się w
irracjonalizmie. Istnieje też wielki rozsądek i umiar Jana XXIII. Nie zmienia
to faktu, że dominanty w całej współczesnej kulturze są jednak irracjonalistyczne.
Można więc powiedzieć, że irracjonalizm cechuje współczesną kulturę umysłową.
Łatwiej
przeciwstawić się wielonurtowym prądom umysłowym niż logicznie zbudowanej i
konsekwentnej teorii filozoficznej, zagrażającej intelektowi. Prądy umysłowe są
zespołem postaw, często wynikających ze źródeł pozaracjonalnych i z tej racji
można w nich właśnie łatwo stwierdzić atak na intelekt ludzki. W odniesieniu do
teorii filozoficznej, która jest uporządkowana systemem twierdzeń, i która w
precyzyjnym rozumieniu broni jednego intelektu, jako źródła poznania, nie
zawsze łatwo niespecjaliście zorientować się, z jakich błędów w poznaniu wynika
teoria jednego intelektu.
Niektóre
prądy umysłowe, np. skrajny racjonalizm czy scjentyzm, opowiadają się za
intelektem. Przy bliższej analizie okazuje się, że są jednak
kryptoirracjonalizmami, a więc prądami, które za ostateczny czynnik,
kontrolujący poznanie, przyjmują coś innego niż intelekt: przekonanie, zaufanie
(irracjonalizm) lub przyrodę, ujmowaną wyłącznie przez nauki szczegółowe
(scjentyzm). Takim kryterium poznania może być w swoistym sensie rzeczywistość
pod warunkiem, że jest bezbłędnie poznana przez intelekt, jako źródło poznania.
Tę bezwzględność poznania ogranicza lub wyklucza założenie, że tylko nauki
szczegółowe kompetentnie poznają świat. Założenie jest błędne. Rzeczywistość,
która powoduje poznanie pozwala odkrywać naturę intelektu, tym intelektem
poznawana ujawnia aspekty, których nauki szczegółowe nie są w stanie ująć.
Niektóre
teorie filozoficzne całkowicie odrzucają intelekt jako źródło poznania lub
stwierdzają jego bezsilność w uzyskaniu pewności poznania i prawdy. Wspominany
już Filon z Aleksandrii i Tertulian szukali pewności w objawieniu religijnym
wspomagającym intelekt. W inny nieco sposób tej pomocy ze strony Boga szukał
Augustyn tworząc teorię oświecenia przez Boga władz poznawczych człowieka, czy
nawet Descartes, który widział w Bogu źródło niektórych naszych pojęć i
rozpaczliwie zakładał, że Bóg nie może nas wprowadzać w błąd, co do pewności o
istnieniu świata. Według Descartesa istnienia świata sam człowiek nie jest w
stanie stwierdzić. A całkiem radykalnie Bergson zrezygnował z intelektu, jako
źródła poznania i zaufał pozaintelektualnej intuicji. Właściwie więc wykluczył
intelekt ze źródeł poznania ludzkiego. Można jednak dyskutować, czy bergsonizm
jest w ścisłym sensie teorią filozoficzną. Jest tak dalece pełny ujęć poetyckich,
swoistej pasji twórczej, upartego wydzierania się z kręgu sugestywnych haseł
pozytywistycznych przy pomocy przekonania o istnieniu porządku spraw,
przekraczających kompetencje nauk szczegółowych, że raczej nie stanowi logicznej
struktury twierdzeń, które by broniły się siłą rozumowej argumentacji. Z tej
racji bergsonizm byłby tylko czymś w rodzaju teorii filozoficznej. Historycy
filozofii uważają go za kierunek filozoficzny, kto wie jednak, czy nie jest
raczej ze względu na sposób uzasadnień właśnie irracjonalistycznym prądem
umysłowym.
Teorie
filozoficzne, które uznają za źródło poznania jeden intelekt w człowieku,
popełniają błąd, który polega na utożsamieniu działania intelektu i jego
natury. Filozoficznie są to różne dziedziny. Uznanie jednak, że działanie i
natura czegoś są tym samym, prowadzi właśnie do błędu, który wyraża się w tezie
o jednym intelekcie w człowieku. Taka teza błędnie informuje o tym, czym jest
intelekt i z tej racji jej omówienie musi się znaleźć w rozdziale, który
charakteryzuje prądy i teorie, zagrażające intelektowi.
2.1. Filozoficzna geneza teorii jednego intelektu
Znamienne
jest to, że do czasów Arystotelesa w filozofii greckiej nie mówiło się o tym,
czym jest intelekt, lecz mówiło się tylko o poznaniu. Platon oczywiście dodał,
że poznaje dusza i analizował jej naturę. Nie badał jej jednak od strony tego,
co wynika z przebiegu procesu poznania i być może dlatego lub nie przyjmując
dodatkowych przesłanek nie wykrył w duszy odrębnej władzy poznawczej, różniącej
się swą naturą od duszy, jako ewentualnego podłoża. I w całej już potem
tradycji platońskiej mówiło się i mówi się do dzisiaj, że dusza poznaje. Po
wystąpieniu Arystotelesa i w tradycji arystotelesowskiej był aktualny problem
władzy poznawczej duszy, problem więc intelektu, lecz w różnych szkołach
filozoficznych, nawiązujących do Arystotelesa, rozmaicie ujmowany. Najczęściej
powtarzała się wersja jednej władzy poznawczej, zapodmiotowanej w jednej,
rozumnej duszy człowieka. Ta wersja, wynikająca z utożsamienia natury intelektu
i jego działania, jest błędna, co zobaczymy w trakcie rozważań. Ponieważ więc
zagraża wiedzy o naturze intelektu, zostanie zreferowana zaraz po omówieniu
tradycji platońskiej.
Poglądy,
typowe dla tradycji platońskiej, nie należą wprost do tematu, ponieważ nie
dotyczą intelektu, lecz duszy ludzkiej. Uwzględnia się je jednak dla dwu
powodów, po pierwsze dlatego, że są najwyraźniejszym przykładem i wzorem
utożsamienia natury władzy poznawczej z jej podmiotem i działaniem, po drugie,
że w powiązaniu z tym wzorem niektórzy arystotelicy formułowali swoją teorię
jednego intelektu. Najmocniej oddziałały oczywiście pełne systemy filozoficzne.
Z tej racji głównie nawiąże się do nich i tylko pod kątem spraw, wyjaśniających
problem intelektu.
Do czasów
Platona przyjmowało się, że źródłem poznania są organa cielesne, ponieważ
właśnie nimi człowiek ujmuje różne własności rzeczy, jak kształt, barwa, zapach
i inne. Wprawdzie Sokrates zwrócił uwagę na to, że zestawiając poszczególne
wypadki np. odważnego zachowania się człowieka można znaleźć cechy wspólne dla
wszystkich czynów odważnych. Te wspólne cechy określają, czym jest właśnie
odwaga i pozwalają taką indukcyjną drogą urobić sobie pojęcie odwagi. W tym
uzyskaniu pojęcia Sokrates widział możliwość wyjścia z relatywizmu sofistów i
zdobycia wiedzy powszechnej. Dopiero jednak Platon na pierwsze miejsce w
poznaniu wysunął pojęcie, odkrywane jednak intuicyjnie. Doszedł do wniosku, że
każde postrzeżenie, jako rozpoznanie cech rzeczy jest możliwe dzięki
uświadomieniu sobie podobieństwa między postrzeganą własnością rzeczy a wzorem
tej własności. Wzór więc jest wcześniejszy. Postrzeżenie nie jest materiałem,
na podstawie którego tworzy się pojęcia, lecz jest okazją do przypomnienia
sobie pojęć w nas tkwiących. Właśnie dusza nie posługując się władzami sama
intuicyjnie poznaje cechy wspólne rzeczy i przy okazji postrzeżeń cechy te w
ich wzorze właśnie sobie przypomina. Poznanie więc polega tylko na
przypominaniu sobie wzorów, które Platon nazwał ideami, a których odbiciem są
pojęcia i rzeczy. Prawdziwa, racjonalna wiedza (episteme) powstaje dzięki
poznaniu idei, a właściwie dzięki ich przypominaniu sobie (anamnezis). Wszelka
inna wiedza, uzyskiwana głównie przy pomocy zmysłów, jest tylko domysłem
(dóksa). Idee dusza może oglądać wprost i wtedy ma wiedzę najpełniejszą
(nóesis), albo dochodzi do stwierdzenia idei na drodze przypominania za
pośrednictwem postrzeżeń. Wtedy jednak uzyskuje wiedzę nie o ideach, lecz o
pojęciach i to głównie matematycznych. Ta widza (dianoia) jest oczywiście mniej
pewna, ale jeszcze jest w obrębie władzy racjonalnej17. Ponieważ
idee są bytami niematerialnymi i ponieważ tylko ich poznanie daje wiedzę pewną,
a taką wiedzę dusza posiada, wyłącznie niematerialna dusza w swej rozumnej
części może być tym czynnikiem, który poznaje18.
Wszyscy
późniejsi filozofowie, przyjmujący za Platonem taką teorię, rozumieli człowieka
wyłącznie jako duszę. Ciało ludzkie według tej teorii było dla duszy czasowym
więzieniem i nie liczyło się w czynnościach poznawania.
Plotyn
uważał, że świat idei nie może być najwyższym krańcem rzeczywistości, ponieważ
jest mnogi. Musi więc istnieć doskonalszy od idei Absolut, będący w swej naturze
Jednią. Z Jedni emanują w sposób konieczny coraz mniej doskonałe, ponieważ
coraz bardziej mnogie, hipostazy. Człowiek, a właściwie dusza, jest też jedną z
hipostaz, która, aby wrócić do Jedni, to znaczy aby przejść z niedoskonałości
ku doskonałości, musi się nawrócić. To nawrócenie, albo drogę wzwyż, dusza
realizuje w wysiłku poznawczym, także estetycznym i moralnym. Poznanie więc,
jako zbliżenie się do Jedni, może polegać wyłącznie na ekstazie, do której
dusza dochodzi przez ćwiczenia i oczyszczenie19.
Nawiązując
do Platona i Plotyna św. Augustyn zmienił w szczegółach teorie dwu wielkich
poprzedników, aby pozostać w zgodzie z Objawieniem. Idee Platona uznał za myśli
Boże, a hipostazy Plotyna za grupy bytów, powiązanych z Bogiem przyczynowo.
Augustyn
twierdzi, że rzeczy są zmienne i nie można na nich oprzeć pewności. Niezmienna
jest jednak nasza myśl, która ujmuje rzeczy. Należy więc zagłębić się w siebie
i szukać przyczyn niezmienności myśli. Szukając ich odkrywamy prawdy wieczne,
istniejące obiektywnie w Bogu, a rozpoznawane w naszej myślącej duszy. Bóg więc
udziela ich duszy. Dusza poznaje je w sobie, a przez nie rozpoznaje ich
Stwórcę. Pamiętając prawdy wieczne odkrywa Boga, spełnia czynność poznawania.
Nie jest to więc czynność bierna, lecz jest to jak najbardziej działanie
aktywne, w którym dusza chce poznać siebie i Boga. Poznanie więc nie polega na
aktach biernego odbierania idei, czy prawd wiecznych, lecz na ich poszukiwaniu
i odkrywaniu. Poznanie jest czynnym działaniem20.
W tym
zaakcentowaniu czynnej roli podmiotu poznającego św. Augustyn staje po stronie
grupy, która przypisuje podmiotowi poznającemu właśnie rolę czynną.
Należy
zwrócić uwagę na nowy aspekt zagadnienia, dotychczas nie poruszany.
Rozróżniliśmy tradycję platońską, przypisując poznanie całej duszy i tradycję
arystotelesowską, która wiąże poznanie głównie z intelektem, władzą duszy. Obie
jednak tradycje rozumieją poznanie albo jako bierne odbieranie treści
poznawczych, albo jako czynne poszukiwanie tych treści. Jeden więc i ten sam
podmiot poznania (dusza albo intelekt) według niektórych teorii jest bierny,
według innych czynny. Istnieją też teorie, przypisujące podmiotowi poznającemu
funkcje bierno-czynne. Teorie te zostaną omówione osobno.
2.1.1.1. Poznanie
wyłącznie bierne i wyłącznie czynne
W grupie
teorii, według których poznanie jest biernym odbieraniem treści poznawczych,
należy wymienić przede wszystkim Platona i Plotyna. Według Platona dusza,
jeżeli przyjmiemy tradycyjną interpretację, jest tak dalece bierna, że nie
tworzy, ani nawet nie nabywa pojęć i wiedzy o ideach. Pojęcia są w niej. Dusza
tylko je sobie przypomina. Według Plotyna dusza oczyszcza się i ćwiczy w
czynieniu dobra w tym celu, aby doświadczyć doskonalszej od siebie hipostazy, a
przez nią Jedni, w biernej ekstazie. Dusza zresztą wraca do Jedni
przekształcając się w hipostazę wyższą i w sposób konieczny stając się nią nie
jest już hipostazą, która była. Zatraca pamięć poprzedniego bytowania. Biernie
wraca do Jedni w procesie doskonalenia się, które polega na stawaniu się
hipostazą wyższego rzędu. Dla Plotyna więc poznanie, rozumiane jako droga do
Jedni, jest bierne. Dusza oczyszczając się tylko stwarza warunki dla procesu
jej biernego przekształcania się w hipostazę mniej mnogą, a więc doskonalszą, w
sposób konieczny i bierny wracającą do Jedni. A ten powrót jest właśnie
otwarciem się na Jednię, zachwyceniem się nią, jest ekstazą, czyli poznaniem.
Już przed
Platonem świadomie, czy nieświadomie, Demokryt i Epikur uznawali poznanie za
proces bierny. W ujęciu Demokryta postrzeżenie polega na przyjęciu przez oko
napływającej do oka odbitki rzeczy (eidolon), jakichś więc cząstek rzeczy, odrywających
się od niej i przedostających się do wnętrza oka. Oko biernie przyjmuje te
odbitki, czeka na nie, podlega im. Oczywiście Demokryt nie ufa temu poznaniu.
Wie, że istnieje próg świadomości i że pewnych wrażeń nie możemy doznać. Poleca
więc zaufać rozumowi, który jest czulszy i nie jest ograniczony progiem
świadomości. Niezależnie jednak od tego źródłem wiedzy jest bierne
postrzeganie, z kolei poddane kontroli rozumu. Epikur także przyjmuje, że oko
jest biernym odbiorcą odbitek rzeczy. Postrzeżenie i wrażenie nigdy nas nie
myli. Mylą nas same odbitki, jeżeli w drodze do oka zmienią się, zderzą się z
innymi odbitkami i utworzą zespół, nie odpowiadający przedmiotom, od których
się oderwały. Oczywiście narządy zmysłowe nie odbierają wszystkich odbitek, ale
przepuszczając zbitkę, napływających do oka miniaturek rzeczy, ten fałszywy
obraz biernie przyjmują. Oko nie rozdziela zbitki, nie poprawia fałszywego
obrazu, jest biernym odbiorcą.
W grupie
teorii, według których poznanie polega na czynnym poszukiwaniu treści
poznawczych lub przeróbce poznawanego materiału, należy wymienić głównie Sokratesa
i św. Augustyna. Według Sokratesa człowiek zestawiając wspólne cechy czynów
ludzkich, czy rzeczy, wytwarza sobie pojęcie powszechne, dzięki któremu rozumie
dany czyn lub rzecz. Wie o nim i nabywa wiedzy pewnej, tak dalece powszechnej,
że każdy czyn ludzki potrafi sprawnie lub mniej sprawnie zdefiniować. Według
Augustyna dusza jako pamięć właśnie szuka tego, co jest źródłem jej trwałości,
odkrywa wieczne prawa i prawdy, a przez nie odkrywa Boga. Cała działalność
duszy, jako pamięci, polega na aktywnym rozpoznawaniu prawdy.
2.1.1.2. Poznanie
biernoczynne
Po
klasycznych teoriach Platona i Plotyna, Sokratesa i Augustyna, pojawiają się
koncepcje, według których poznanie polega na biernej i czynnej roli podmiotu
poznającego. W tradycji platońskiej tym poznającym podmiotem jest dusza,
wyłącznie sama w swej rozumnej części, nie posługująca się władzami
poznawczymi.
Typowe
właśnie dla natury platońskiej jest to, że dusza nie posiada władz poznawczych.
Jeżeli u św. Augustyna mówi się o pamięci, to nie należy mieć na myśli władzy
poznawczej. Właśnie duszę, spełniającą czynności poznawania, nazywamy pamięcią.
Duszę, która przeżywa pragnienia, nazywamy wolą. Dusza więc i poznaje, i chce.
W obu wypadkach dla św. Augustyna dusza jest czynna.
Inni
filozofowie tradycji platońskiej mieszają właśnie bierną i czynną funkcję
poznawczą duszy. W tej grupie należy wymienić najpierw Eriugenę, nawiązującego
przede wszystkim do Platona. Według Eriugeny przedmiotem poznania jest Bóg,
którego poznaje się w bardzo skomplikowanym szeregu czynności poznawczych, stanowiących
ewolucyjną drabinę. Najpierw działają zmysły zewnętrzne. Zebrany przez nie
materiał poznawczy przejmują zmysły wewnętrzne. Na podstawie tego materiału rozum
szuka u Boga odpowiedniej idei rzeczy, by w świetle tej idei poznać rzecz, a
poprzez ideę poznać samą naturę Boga. Rozum, pobudzony materiałem, dostarczonym
przez zmysły wewnętrzne, działa, jest aktywny, rozpoznaje idee i Boga. Wzór
neoplatoński w jakimś sensie realizuje także Anzelm z Canterbury. Według niego
rozum rozpoznaje cały łańcuch zależności między bytami i na podstawie tego
wykrywa byt najwyższy, nad którego nic większego nie można pomyśleć. Anzelm
uważa, że jeżeli istnieje słowo, to musi też istnieć pojęcie, jako treść i
racja słowa. Jeżeli istnieje pojęcie, to istnieje rzecz, której poznawczym
ujęciem jest pojęcie. Jeżeli istnieje rzecz, to istnieje także jej wzór-idea.
Idee, jako wzory rzeczy, istnieją w umyśle Boga. Istnieje więc Bóg. I właśnie
dzięki temu, że istnieje Bóg, istnieją idee, pojęcia, rzeczy, słowa.
Stwierdzając więc swoiste istnienie słowa i pojęcia, stwierdzamy jednocześnie
istnienie Boga, jako ostatecznej przyczyny całego łańcucha zależnych od siebie
bytów. Rozum ludzki to wykrywa, rozpoznaje, działa. Hugon z klasztoru Świętego
Wiktora zaakcentował znowu za św. Benedyktem typową dla Platona i
PseudoDionizego kontemplację, jako właściwy sposób poznania. Podkreślił jednak,
że kontemplację poprzedza poznanie zmysłowe, w naturze swej obrazowe
(myślenie), i poznanie pojęciowe (rozmyślanie). Kontemplacja jest według niego
intelektualną intuicją, w której człowiek może się ćwiczyć, tę czynną
kontemplację uzupełnia i wypełnia kontemplacja bierna (otrzymywanie prawdy),
której przeżywanie zależy od łaski.
Najpełniejszym
w średniowieczu wyrazem tradycji platońskiej jest ujęcie św. Bonawentury,
stojącego także po stronie teorii biernoczynnego działania rozumu. Św. Bonawetura
wprawdzie usiłuje łączyć tradycję platońską z poglądami tradycji
arystotelesowskiej, w rozwiązaniach jednak daje przewagę tezom św. Augustyna i
z tej racji pozostaje w nurcie platońskim. Według Bonawentury człowiek przede
wszystkim i najpierw odbiera wrażenia. Z tych wrażeń i postrzeżeń poprzez abstrakcję
wybiera to, co ogólne, tworząc w ten sposób pojęcia. A pewność, dotyczącą
prawdziwości sądów, złożonych z pojęć, człowiek zdobywa dzięki wrodzonej
zdolności rozróżniania prawdy i fałszu. Ta zdolność rozróżniania wiąże się ze
znajomością prawd wiecznych. Na podstawie tych prawd człowiek rozpoznaje
prawdziwość sądów. Prawdy wieczne są w Bogu i od Boga zależy, czy je poznamy.
Bóg ich udziela intelektowi wspomagając w ten sposób nasze poznanie.
Bonawentura więc uwzględniając sprawę arystotelesowskiej abstrakcji ostatecznie
przyjmuje rozwiązania augustyńskie, kontynuując myśl Plotyna i Platona.
Cały więc
nurt platoński traktując poznawcze działanie duszy jako proces bierny, albo
czynny, czy nawet bierno-czynny, widzi ostateczne źródło poznania faktycznie
nie w duszy, lecz w ideach (Platon) lub w Bogu (Plotyn, Augustyn). To właśnie
idee sprawiają lub Bóg, że dusza poznaje. Dusza albo przejmuje pojęcia lub
prawdy wprost od Boga, albo najpierw uzdalnia się przez ćwiczenia do ich
przyjęcia (Hugon, Bonawentura). Jest czynna na odcinku przygotowania się do
właściwego poznania w ekstazie lub kontemplacji. Tak właśnie sprawę postawił
kiedyś Plotyn. To przygotowanie się duszy do poznania ma charakter głównie
moralny.
Ostatecznym
więc wnioskiem z analizy poznania według ujęć tradycji platońskiej jest
stwierdzenie, że właśnie dusza, ze względu na czynność poznawania nazywana
pamięcią (Augustyn), rozumem (Anzelm, Eriugena, Hugon), umysłem (Bonawentura i
częściowo Augustyn), nie jest źródłem poznania, to znaczy tym czynnikiem, który
dokonuje poznania. Jest raczej informowana przez idee lub Boga o stanie rzeczy.
Otrzymuje wyniki poznania. Idee i Bóg są źródłem poznania.
Taka
teoria, ujęta tu oczywiście dość ogólnie i nie rozwijana w szczegółach, wynika
jednak z przeprowadzonych rozważać. Odbierając duszy rolę źródła poznania pośrednio,
lecz w bardzo dużym stopniu teoria ta zagraża intelektowi.
Tradycja
platońska oczywiście nie kończy się na średniowieczu. Jest podjęta i w
nowożytności. Wszystkie idealistyczne konsekwencje tej tradycji wyznaczają
teorię Descartesa. Prawie wszyscy też filozofowie nowożytni te konsekwencje
podejmują. Jest ona podstawą także wielu współczesnych, dziś aktualnych teorii
natury intelektu. Ze względu jednak na to, że Descartes pracuje po okresie
przemyśleń nie tylko platoników, lecz i głównych arystotelików, i że
terminologicznie jest im bliższy, jego poglądy, i poglądy filozofów nowożytnych
zostaną omówione osobno po zarysowaniu głównych linii rozwiązań tradycji
arystotelesowskiej.
2.1.2. Tradycja arystotelesowska
Najważniejsze
w tradycji arystotelesowskiej jest rozróżnienie natury intelektu i jego
działania. Arystoteles tłumacząc przebieg poznania, udział w poznaniu władz zmysłowych
i intelektu, który wytwarza pojęcia z materiałów, dostarczonych przez zmysły,
wyróżnił, aby proces poznawczy był racjonalnie uzasadniony, dwa intelekty, jako
dwie władze poznawcze, obok władzy pożądawczej, zapodmiotowane w duszy
ludzkiej, będącej formą ciała, to znaczy racją i źródłem gatunkowej odrębności człowieka.
Uczniowie i komentatorzy Arystotelesa, być może pod wpływem bardzo powszechnej
tradycji platońskiej, powtarzali myśl Arystotelesa nie bardzo precyzyjnie, a
przede wszystkim w duchu ujęć Platona, to znaczy wbudowywali arystotelesowską
teorię intelektu w neoplatońską wizję świata i koncepcję człowieka. Problemem
zasadniczym była oczywiście natura intelektu. Aby wykazać, że intelekt różni
się od władz zmysłowych i że jest duchowy, albo odrywali go od duszy, jako
podłoża (np. Awicenna, Awerroes), albo przypisywali mu pochodzenie materialne,
lub czysto formalne i pozbawiali go duchowej odrębności (np. Aleksander z
Afrodyzji, Dawid z Dinant). Dziś wiemy, że dopiero uczeni współcześni opierając
się na myśli Arystotelesa i Tomasza z Akwinu umieją rozróżnić niematerialne i
duchowe. W tradycyjnych ujęciach każdy byt niematerialny był jednocześnie
duchowy. Jeżeli więc intelekt był duchowy, to nie mógł być „częścią” człowieka,
złożonego jednolicie, a mówiąc dokładniej substancjalnie, z ciała i duszy.
Arystoteles bowiem odrzuca platońską tezę, według której człowiek jest tylko
duszą. Według niego człowiek jest jednocześnie cielesno-duchowy. Otóż do czasów
Tomasza z Akwinu, a zresztą i po Tomaszu, w tradycji arystotelesowskiej
dyskutując naturę intelektu i proces poznania albo odrywano wyróżnione przez
Arystotelesa dwa intelekty od duszy, umieszczając je poza człowiekiem, a często
wiążąc je wprost z ciałem ludzkim albo zachowując odrębność duszy i intelektów,
jako władz duszy, utożsamiano ich działanie. Krótko mówiąc działanie dwu
intelektów uznano za dwie funkcje jednego intelektu, różnego od duszy. Ta
ostatnia wersja była najczęściej podejmowana przez filozofów i prawie do dziś
jest aktualna. Gdy mówimy więc o tradycji arystotelesowskiej, mamy na myśli
teorię jednego intelektu, różnego od duszy. Teoria ta nie oddaje precyzyjniej myśli
Arystotelesa i Tomasza, których ujęcia będą stanowiły temat rozdziału pt. „Natura
intelektu”. Jest jednak bliższa właściwym rozwiązaniom niż teoria, przekazywana
przez tradycję platońską.
W
tradycji platońskiej powtórzmy sobie dusza poznaje bez pośrednictwa władz
poznawczych. W tradycji arystotelesowskiej czym innym jest dusza i czym innym
intelekt, lecz jeden intelekt, spełniający bierno-czynne funkcje poznawania. W
tradycji platońskiej nie rozróżniano więc wyraźnie źródła poznania i czynności
poznawczych, w tradycji arystotelesowskiej rozróżniano źródła poznania i
czynności, spełniane przez władze poznawcze różne od duszy, lecz wszystkie
czynności poznawcze duchowe wiązano z jednym intelektem. Dopiero Tomasz z
Akwinu wypracował teorię dwu intelektów i scharakteryzował ich różne działania.
2.1.2.1. Intelekt
pochodzi z materii
Arystoteles
określając naturę intelektu stwierdził, że intelekt jest niezależny od organów
cielesnych i różny w swej naturze od duszy. Tę niezależność intelektu Arystoteles
określił terminem „oderwany” horistós21. Intelekt „oderwany” stał
się przedmiotem różnokierunkowych sporówinterpretacji. Wszystkie właściwie
interpretacje mają swe źródło w tym problemie.
Rozważając
to niejasne określenie Aleksander z Afrodyzji (II w. po Chr.), przyjmujący za
Arystotelesem dwa intelekty, z których jeden jest intelektem możnościowym, a
przez to w swym działaniu biernym, drugi intelektem czynnym, uznał intelekt
możnościowy za formę ciała ludzkiego, to znaczy utożsamił go z duszą. Z tej
racji nazwał ten intelekt możnościowy intelektem materialnym (hylikós),
ponieważ jako forma ciała intelekt ten nie może istnieć w oderwaniu od materii.
Jako materialny intelekt ten, będący jednocześnie duszą, ginie wraz z ciałem.
Jeżeli intelekt według Arystotelesa jest niezniszczalny, to musi być nim tak
sądzi Aleksander z Afrodyzji intelekt czynny, ale z racji tej
niezniszczalności już nie należący do natury człowieka, lecz do natury Boskiej.
Rozumna dusza jest bowiem zniszczalna i stanowiący ją intelekt możnościowy z
tej racji tak jak ciało jest materialny. Intelekt czynny, jako duchowy o boskim
pochodzeniu, aktualizuje intelekt możnościowy, to znaczy uzdalnia go do
poznania22. Tłumacząc proces poznania przy okazji problemu, czy
istnieją w rzeczach rodzaje i gatunki, to znaczy, czy nasze myśli są myślami o
czymś, czy też czystymi znakami, którym nic w rzeczywistości nie odpowiada,
Boecjusz wyjaśnia, że według Aleksandra z Afrodyzji zmysły przekazują nam
wrażenia rzeczy cielesnych. Z tych wrażeń intelekt wyodrębnia to, co oznacza
konkretną naturę rzeczy, to znaczy wydobywa z rzeczy materialnych treści
ogólne. To wydobywanie polega na myślowym łączeniu tego, co zmysły chwytają w
rzeczach osobno i na odtworzeniu obrazu, nazywanego gatunkiem23. Tak
przebiegające poznanie wykonuje intelekt czynny przy współudziale intelektu
materialnego. Intelekt czynny jest oczywiście boski, intelekt możnościowy, jako
forma ciała, jest materialny i zniszczalny. Ostatecznie więc poznanie nie jest
czynnością człowieka. Źródłem poznania w tym przypadku jest czynnik pozaludzki,
a właściwie władza poznawcza człowieka tylko częściowo bierze udział w
poznaniu, tak jak to zresztą sugeruje tradycja platońska.
Po linii
tych rozważa, a nawet bardziej radykalnie, poszedł Dawid z Dinant (XIII w.).
Doszedł do wniosku, że intelekt jest materialny, ponieważ cała rzeczywistość
jest wyłącznie materialna. Wynikało mu z rozważań nad naturą rzeczy. Przyjął za
Arystotelesem, że każda rzecz składa się z materii i formy. Formy rzeczy, które
sprawiają, że coś jest takie lub inne, giną. Ginie wtedy rzecz. Zawsze jednak
pozostaje materia, z którą nowe formy tworzą nową rzecz. Formy więc są
zjawiskowe, stała jest materia. Wszystkie rzeczy są bowiem z materii,
kształtowanej przez zmienne formy. Wszystkie znów dusze są zbudowane z
intelektu. Przecież i dla Aleksandra z Afrodyzji dusza w swej naturze była
intelektem. Intelekt więc jako materiał, z którego powstają dusze, jest tak jak
materia podłożem, które zawsze jest to samo. Skoro materia jest podłożem i
intelekt jest podłożem, to mają tę samą materialną naturę. A jeżeli intelekt
czynny jest boski, to jako intelekt jest materialny. To, co boskie, też jest
materialne. Bóg więc także jest tym samym, co materia. Istnieje wobec tego
tylko materia w różnych postaciach. Wydaje się tylko, że rzeczy są różne.
Rozumowanie wskazuje na to, że wszystko jest tylko materią. W sumie więc według
Dawida z Dinant intelekt jest materialny, bardziej nawet niż chciał Aleksander
z Afrodyzji.
2.1.2.2. Intelekt bytuje
poza człowiekiem
Zastanawiając
się nad problemem intelektu „oderwanego” Temistius (IV w. po Chr.) doszedł do
wniosku, że intelekt możnościowy i intelekt czynny są bytami, niezależnymi w
istnieniu od materii. Wydaje się, że Temistius przez intelekt rozumiał „coś w
duszy”, jakąś zasadę natury duszy. W każdym razie umieszczając intelekty
wewnątrz duszy ludzkiej zacierał różnicą między duszą a jej dwiema władzami
poznawczymi. Mówiąc o niezależności obu intelektów od materii uznał też
niezależność od materii każdej, indywidualnej duszy ludzkiej. Ten problem
niezależności intelektów i duszy od materii, a z tej racji ich
nieśmiertelności, stał się po Temistiuszu centralnym problemem, rozważanych
przez filozofów, głównie arabskich.
W tym
zagadnieniu liczą się głównie dwie teorie, mianowicie Awicenny i Awerroesa.
Awicenna
(Ibn Sina, X w. po Chr.) przyjął za Platonem pogląd, według którego Jednia
emanuje kolejno mniej doskonałe byty. Jedną z tych emanacji jest intelekt czynny,
który udziela pojęć intelektowi możnościowemu, przebywającemu w duszy ludzkiej.
Intelekt czynny jest więc pozajednostkowy, jest wspólny dla wszystkich ludzi,
oddzielony od człowieka. Intelekt możnościowy jest związany z duszą i jest
zdolny do poznania. Tę zdolność, a właściwie możność poznania, aktualizuje w
nim intelekt czynny. On właśnie jest nieśmiertelny i w nim jest nieśmiertelny
gatunek ludzki. Indywidualna nieśmiertelność dusz nie jest możliwa.
Z ujęć
Awicenny wynika więc, że intelekt bytuje samodzielnie poza człowiekiem. A więc
znowu nie człowiek poznaje, lecz jakiś byt poza nim. Tym bytem jest oczywiście
intelekt, lecz intelekt wspólny dla wszystkich ludzi. Źródło poznania ludzkiego
jest poza człowiekiem, tak jak to głosi tradycja platońska, która zwycięża
także w ujęciach arystotelika Awicenny.
Rozwiązania
Awicenny podejmuje i rozwija jeszcze bardziej radykalnie Awerroes.
Awerroes
(Ibn Roszd, XI w. po Chr.) przyjął także terminologię Arystotelesa. Najkrócej
mówiąc stwierdził, że intelekt który wyszedł z Boga jako najniższego rzędu emanacja,
jest jeden. Bytuje oczywiście w człowieku, ale bezosobowo. Dzięki niemu każdy
człowiek myśli, że intelekt nie należy do natury ludzkiej. Jako bezosobowy, a
więc wspólny wszystkim ludziom i pochodzący od Boga jako emanacja, czyli boski,
jest nieśmiertelny. Dusze jednostkowe giną wraz z ciałem, lecz ludzkość w swym
bezosobowym intelekcie jest nieśmiertelna. Ponieważ Awerroes kontynuuje myśl
Awicenny, można stwierdzić, że istnieje właściwie tylko intelekt czynny, z
którym intelekt możnościowy utożsamia się. Ten intelekt o naturze boskiej,
jeden we wszystkich ludziach, składa się z trzech części, lub mówiąc
ostrożniej, spełnia trzy działania. Awerroes oczywiście nie widzi różnicy
między częściami intelektu a jego działaniem. Intelekt, gdy powoduje poznanie,
jest intelektem czynnym. Intelekt, który odbiera pojęcia, staje się intelektem
możnościowym. Gdy dzięki nabyciu pojęć intelekt posiada wiedzę, jest
intelektem, który w terminologii Awerroesa, nazywa się „intellectus adeptus”,
po prostu wprowadzony w wiedzę o rzeczach, posiadający tę wiedzę. Ten intelekt,
to znaczy intelekt w tej części, która posiada wiedzę, wiedzę zresztą zmienną,
sam jest zmienny i zniszczalny. A przede wszystkim powstaje dopiero pod wpływem
i jako rezultat działania intelektu czynnego i możnościowego. Nie jest wspólny
wszystkim ludziom, ponieważ nie wszyscy ludzie mają wiedzę. Ginie więc razem z
duszą. Pozostaje tylko i jest wieczny intelekt czynno-bierny, bytujący poza
duszą ludzką, jako wypływająca z Boga emanacja24.
Awerroes
źle zinterpretował arystotelesowski problem intelektu „oderwanego”. Dosłownie
oddzielił intelekt od duszy ludzkiej, a poza tym jednemu intelektowi przypisał
czynne i bierne funkcje poznawcze, intelektowi nie będącemu władzą poznawczą
człowieka. I znowu w wypadku Awerroesa źródło poznania ludzkiego jest poza
człowiekiem.
2.1.2.3. Jeden intelekt o
funkcjach bierno-czynnych
Albert
Wielki (XIII w.) wypracował najbardziej typowy pogląd, według którego intelekt
jest władzą poznawczą człowieka, lecz spełniającą jednocześnie bierne, więc receptywne
funkcje, i funkcje czynne, czyli oświetlające w taki sposób materiał
spostrzeżeniowy, że duchowa władza może w nim dostrzec formę, to znaczy istotne
elementy rzeczy.
Człowiek,
według Alberta Wielkiego, jest złożony z duszy i ciała. Bóg swoim intelektem
przenika duszę i ciało ludzkie. Sprawia wtedy duszy to, że jest zdolna do poznawania
form rzeczy, a materię Bóg czyni poznawalną. Dusza, uzdolniona przez Boga w
poznaniu, po prostu uzyskuje tak zwaną siłę poznawczą. Tę siłę Albert Wielki
nazywa intelektem. Intelekt więc ostatecznie jest tym samym, co dusza ludzka,
korzystająca ze swoich sił poznawczych. Te siły Albert Wielki niekiedy nazywa
„intelektualnymi częściami duszy”, z których jedna jest czynna, druga bierna.
Dusza swoją czynną siłą, to znaczy intelektem czynnym, oświetla rzeczy w taki
sposób, że widać w nich ich formę. Te oświetlone formy mogą oddziałać na
„intelekt możnościowy”, w tym wypadku oświetlony i przyjmujący odbijające się w
nim formy rzeczy.
Możemy
powiedzieć, że rozważając naturę intelektu Albert Wielki wyróżnia w duszy dwa
intelekty: intelekt czynny, który oświetla rzeczy i tym samym swoiście abstrahuje
z wyobrażeń, po prostu wydobywa z nich to, co jest w nich ogólne i stanowi
formę intelektualno-poznawczą, oraz intelekt możnościowy, który dzięki światłu
intelektu czynnego przyjmuje formy poznawcze i dokonuje poznania rzeczywistości
w tym, co jest w niej intelektualnie poznawalne. Intelekt możnościowy jest z
tej racji nawet doskonalszy od intelektu czynnego, ponieważ nie stykając się z
materią chwyta tylko to, co jest oderwane od materii. Ponieważ jednak intelekt
możnościowy wobec intelektu czynnego zachowuje się tak jak materia wobec formy,
to znaczy tylko przyjmuje treści, udzielane mu przez intelekt czynny, jest
nazywany przez Alberta Wielkiego, podobnie jak przez Awerroesa, intelektem
materialnym. U Awerroesa intelekt materialny był najniższą częścią rozumną
duszy, był zmienny i zniszczalny. U Alberta Wielkiego przeciwnie: intelekt
możnościowy jest najdoskonalszą siłą duszy, niezależną od ciała i nie zmieszaną
z materią.
Rozważając
z kolei doskonałość intelektu już po rozróżnieniu intelektu czynnego i
możnościowego Albert Wielki ustala stopnie doskonałości intelektu. Idąc od
najniższego stopnia doskonałości do najwyższego Albert Wielki wyróżnia najpierw
intelekt formalny, którym jest intelekt możnościowy, gdy przyjmie treści
poznawcze, przekazane mu przez intelekt czynny. Gdy ten intelekt formalny
przyjmując treści poznawcze nabędzie wiedzy, staje się tak zwanym „intellectus
adeptus”. Jest więc wynikiem studiów, jest udoskonaloną przez duszę siłą duszy,
która będzie trwała także po śmierci człowieka. Jest więc specjalną własnością
i osiągnięciem duszy. A nie potrzebując oparcia w zmysłach, ponieważ wiedza już
zdobyta jest w swym trwaniu niezależna od rzeczy „intellectus adeptus” z tej
racji jest nieśmiertelny i wieczny. Ten intelekt, gdy zajmuje się poznawaniem
zasad i dowodów, staje się intelektem, ujmującym zasady („intellectus principiorum”),
a gdy analizuje treści wyłącznie teoretyczne, jest intelektem spekulatywnym,
który z kolei może się stać intelektem świętym („intellectus sanctus”). Otóż
intelekt, który w ogóle działa, to znaczy intelekt możnościowy aktywizowany
przez intelekt czynny, Będąc z tej racji intelektem działającym („intellectus
in effectu”), gdy pozna przedmioty wytwarzania i postępowania stając się przez
to intelektem praktycznym, („intellectus practicus, operativus”), i
posiadającym wiedzę („adeptus”), może wznosić się do intelektu Boskiego. Z tej
racji Albert Wielki nazywa go intelektem asymilowanym („Intellectus
assimilativus”). Ten stopień doskonałości intelektu, uzupełniany przez pracę
intelektu w studiach nad pięknem, pozwalających intelektowi otworzyć się w
pełni na oświecenie Boskie, a tym samym dorównać światłu wyższego porządku,
prowadzi do najwyższej doskonałości, którą intelekt może osiągnąć. Intelekt na
tym stopniu doskonałości nazywa się właśnie intelektem świętym25.
Te
wszystkie rozróżnienia stopni doskonałości intelektu nie zmieniają samej teorii
natury intelektu. Pokazują tylko, że poznanie wzmacnia, a raczej uszlachetnia i
oczyszcza poznawcze siły duszy, uzdalniając ją do poznania Boga, który zresztą
sam stwórczą siłą swego intelektu te siły duszy powołał do istnienia. Są one
oczywiście wewnątrz duszy ludzkiej i nie są jej władzami, jako czymś dla duszy
zewnętrznym. Są jednak realne. Albert Wielki przeciwstawia się tu uczniom
Augustyna, którzy widzieli możliwość tylko myślnego rozróżniania między duszą a
jej częściami. Według Alberta Wielkiego ostatecznie więc dusza poznaje przez
będące w niej siły, realnie od niej różne, lecz bytujące w jej naturze. Tych
sił poznawczych umysłowych, a także sił zmysłowych i wegetatywnych Albert
Wielki wyróżnia bardzo wiele. Opisując ich wzajemny stosunek do siebie Albert
posługuje się obrazem figury geometrycznej, w którą można wpisać inne formy (w
wielobok na przykład można wpisać trójkąty). Wszystkie siły, stwierdzone w
duszy ludzkiej, są więc swoiście sobie podporządkowane i ostatecznie idąc od
wielkości tych sił do jedności możemy przyjąć, że w wypadku sił poznawczych
jest to jedna siła, jeden intelekt, działający w różny sposób, wyróżniany
osobną nazwą i przynoszący duszy odrębną, wciąż narastającą doskonałość, inaczej
za każdym razem nazywaną.
W sumie
Albert Wielki zaakcentował obecność intelektu w duszy ludzkiej i dokładniej
mówiąc jednego intelektu. A skomplikowaną pracę intelektu wyjaśnił sprawą powiązania
i zależności między siłami duszy oraz ich coraz pełniejszym doskonaleniem się
aż do etapu skontaktowania się z intelektem Boskim.
Podsumowując
dorobek tradycji arystotelesowskiej można stwierdzić, że różnokierunkowe
interpretacje tez Arystotelesa poprzez utożsamianie intelektu z materią, poprzez
oddzielanie go od człowieka i wreszcie włączenie w naturę duszy ludzkiej, był
wyrazem wysiłku wytłumaczenia odrębności intelektu i duszy. Odrębności w tym
sensie, że intelekt jest czymś zewnętrznym dla duszy mimo że z nią jak
najściślej powiązanym. Po pierwszej przegranej w wypadku Aleksandra z Afrodyzji
i później Dawida z Dinant uczeni arabscy uratowali odrębność intelektu
radykalnie odrywając go od duszy ludzkiej. Albert Wielki posługując się
przemyśleniami tradycji platońskiej i arystotelesowskiej, a głównie jej wersji
arabskiej, już precyzyjniej związał intelekt z duszą unikając zmaterializowania
intelektu, jak i rozwiązań skrajnie spiritualistycznych. Nie dał sobie rada z
problemem działania intelektu i rozwinął ten problem w oparciu o sformułowania
Platona, Augustyna oraz częściowo o wzory arabskie uważając intelekt za siłę,
bytującą w naturze duszy. Albert Wielki jest wobec tego w kwestii intelektu i
arystotelikiem i neoplatonikiem. Dla nas znaczy to, że nie odczytał dokładnie
natury intelektu.
Platońska
teoria poznania świata wprost przez samą naturę duszy i quasi-arystotelesowska
teoria jednego poznającego intelektu prowadzą do wniosku, że ciało ludzkie nie
bierze udziału w poznaniu i że poznanie ludzkie czynnie wspiera Bóg,
ewentualnie wspierają je idee. W obydwu wypadkach człowiek nie poznaje
samodzielnie rzeczywistości. Takie rozwiązanie nie jest zgodne z doświadczeniem
ludzkim. Platon oczywiście wyszedł z fałszywej teorii człowieka przyjmując, że
człowiek jest tylko duszą i z tej racji nie uwzględnił w działaniu poznawczym
władz zmysłowych. Ci filozofowie tradycji arystotelesowskiej, którzy nie umieli
uwolnić się od sugestii platońskich, teorię dwu intelektów, opisanych przez
Arystotelesa, zinterpretowali jako funkcje jednego intelektu i z konieczności
dla poznania umysłowego musieli założyć pomoc Boga, tak jak Platon tę pomoc
związał z ideami. Ani Descartes, ani filozofowie nowożytni, także nie uwolnili
się od platońskich propozycji rozwiązań. Ciążenie platonizmu w problematyce
intelektu jest więc ogromne. Potrafił się nie poddać temu Tomasz z Akwinu i
niektórzy współcześni tomiści, lecz ta sprawa będzie stanowiła treść rozdziału,
poświęconego omówieniu natury intelektu. Aby obraz był pełny, zobaczmy, jak
rozwija teorię intelektu Descartes.
2.2. Teoria jednego intelektu u Descartesa
Wiemy, że
Descartes uczył się u jezuitów i że w takim razie studiował szkotyzm, łączący w
filozofii tradycję platońską w wersji Augustyna i Bonawentury oraz tradycję
arystotelesowską w wersji Tomasza z Akwinu. Po rozprawie Gilsona na temat
wpływu myśli średniowiecznej na kształtowanie się filozofii Descartesa26
sprawa zależności Descartesa od filozoficznej tradycji platońskiej i
arystotelesowskiej nie ulega wątpliwości. Należy tylko dodać, że Descartes w
swych rozwiązaniach daje przewagę ujęciom tradycji platońskiej. Twierdzi
bowiem, że podmiot poznający jest w swej naturze intelektem.
Naturę
intelektu Descartes charakteryzuje w „Medytacjach o pierwszej filozofii”. W
„Medytacji drugiej”, poświęconej rozważaniom o naturze intelektu, Descartes
pisze, że „jestem więc dokładnie mówiąc tylko rzeczą myślącą, to znaczy umysłem
(mens) bądź duchem (animus), bądź intelektem (intellectus), bądź rozumem
(ratio), wszystko wyrazy o nie znanym mi dawniej znaczeniu”27.
„Czymże więc jestem? Rzeczą myślącą; ale co to jest? Jest to rzecz, która
wątpi, pojmuje, twierdzi, przeczy, chce, nie chce, a także wyobraża sobie i
czuje”28. „Cóż jednak powiem o samym umyśle, czyli o sobie samym,
dotychczas bowiem nie przyjmuję, aby we mnie prócz umysłu było coś innego”29.
„Nie powiedziałem, że jestem duszą, lecz tylko, że jestem rzeczą myślącą i tej
rzeczy myślącej nadałem nazwę umysłu, czyli intelektu, czyli rozumu, nie jakoby
przez nazwę ’umysł’ wyrażał coś więcej niż przez nazwę ’rzecz myśląca’”30.
Zwróćmy
uwagę na stwierdzenie Descartesa, że „jestem intelektem, i że mówiąc o umyśle
mówię o sobie, jako o rzeczy myślącej. Ale rzecz myśląca dla Descartesa, to
faktycznie tyle, co substancja, całkowicie będąca tym, czym jej atrybut, to
znaczy właściwość. Tą właściwością jest właśnie myślenie. Człowiek jest tylko
myśleniem. Jest intelektem. Descartes broniąc się przed „zarzutami siódmymi”
pisze, że nie nazwał siebie duszą, lecz rzeczą myślącą. Człowiek więc jest
rzeczą, której naturę stanowi intelekt. Rzecz ta poznaje w taki sposób, że
„samych ciał nie ujmuje właściwie za pomocą zmysłów albo za pomocą zdolności
wyobrażenia, lecz za pomocą samego intelektu, i... nie dzięki temu się je
ujmuje, że się ich dotyka albo że się je widzi, lecz tylko dzięki temu, że się
je rozumowo poznaje (intelligantur)”31. Rzecz myśląca nie korzysta z
ciała w procesie poznania, lecz wprost i bezpośrednio ujmuje rzeczy samym
intelektem, to znaczy sobą. Być może Descartes widział różnicę między duszą a
duchową substancją myślącą. Nie ulega jednak wątpliwości, że rzecz myśląca jest
jednak duchem i że jej naturę, to co w niej istotne, stanowi intelekt. Można
wobec tego powiedzieć, że według Descartesa człowiek jest duchowym intelektem.
Obok intelektu na człowieka składa się także ciało, będące też samodzielną
substancją rozciągłą. Wiemy jednak, że substancja rozciągła nie odgrywa żadnej
ważnej roli w poznaniu. „Aktów myślowych nie łączy żadne powinowadztwo z aktami
cielesnymi, a myślenie... całkowicie różni się od rozciągłości”32.
Substancja duchowa jest więc niezależna od substancji rozciągłej. Po prostu
jest intelektem. Wynika z tego, że źródłem poznania jest cała substancja i że
wobec tego nie ma różnicy między podmiotem poznającym a władzą poznania. Rzecz
myśląca bezpośrednio, to znaczy intuicyjnie, wprost doznaje poznawczo rzeczy
lub akceptuje wynik tego poznania. Rzecz myślącą w funkcji doznawania Descartes
nazwał intelektem, a w funkcji akceptowania wyników poznania nazwał wolą. Nie
istnieją więc władze poznawcze, zewnętrzne w stosunku do podmiotu myślącego.
Podmiot myślący, albo intelekt, czy „umysł ludzki nie składa się ... z żadnych
przypadłości, lecz jest czystą substancją... (i) jest z natury swojej
nieśmiertelny”33.
Descartes
nie widzi więc różnicy między podmiotem poznającym, a władzą poznania. Widzi
jednak funkcjonalną różnicę między źródłem poznania, a czynnością poznania. W
„Odpowiedziach na zarzuty trzecie” Descartes pisze, że nie „tym samym jest
rzecz poznająca i poznanie, ani też rzecz poznająca i intelekt, jeżeli ujmuje
się intelekt jako władzę, lecz tylko wówczas, gdy ujmuje się go jako samą
rzecz, która poznaje”34. Descartes po prostu myli władzę, jako
źródło poznania, z czynnością poznawania. Twierdzi bowiem, że rzecz poznająca,
ujęta sama w sobie, jest intelektem. Intelekt znów rozumiany jako poznawanie,
różni się od rzeczy poznającej. Krótko mówiąc według Descartesa czym innym jest
podmiot poznający i funkcjonalnie czym innym poznanie, jako czynność, spełniana
bezpośrednio przez rzecz myślącą, nie posługującą się władzami, zupełnie
zbytecznymi, skoro kontakt intelektu z rzeczami jest bezpośredni. Ta sprawa
jest jednak uboczna. Wystarczy stwierdzenie, że poznawanie jest czymś innym niż
źródło poznania. Ważne natomiast jest to, że tym źródłem poznania jest jeden
intelekt. Wiele jest rodzajów myślenia, z których „jedne nazywają się chceniami
albo uczuciami, drugie zaś sądami”35. „Tak więc nie tylko
rozumienie, chcenie, wyobrażanie sobie, ale także i czucie jest tutaj tym
samym, co myślenie... Przez nazwę ’myślenie’ mówi Descartes – rozumiem to
wszystko, co w nas zachodzi, gdy jesteśmy świadomi, o ile jest w nas właśnie
świadomość tych rzeczy”36. Intelekt spełnia wiele funkcji poznawczych,
zwłaszcza jednak całą swą naturą i nie przy pomocy władz poznawczych.
2.2.2. Krytyka ze strony J. Maritaina
Przyjmując
punkt widzenia tradycji arystotelesowskiej, a specjalnie tomistycznej, Maritain37
zarzuca Descartesowi, że opisał intelekt ludzki niezgodnie z naturą człowieka.
W ujęciu bowiem Descartesa intelekt jest całym człowiekiem i działa w sposób
bliższy aniołom niż ludziom. Descartes odrzucił całą potencjalność natury
ludzkiej, istotne w niej powiązanie duszy z ciałem i znany nam z doświadczenia
trud ludzki bardzo powolnego odkrywania prawdy w żmudnych rozumowaniach. Według
Maritaina intelekt ludzki nie chwyta prawdy bez wysiłku w intuicyjnym, jasnym i
łatwym ujęciu. Musi posługiwać się materiałem poznawczym, dostarczonym przez
zmysły. Jest raczej zdolny do wykrycia prawdy niż do bezpośredniego jej
ujmowania. Poznaje naturę rzeczy i prawdą w długim wysiłku tworzenia pojęć,
operowania nimi w sądach, i w dopracowaniu się wniosku po analizie przesłanek.
Według
Maritaina intelekt ludzki nie jest wobec tego niezależny od przedmiotu
poznania. Rozpoznaje naturę tego przedmiotu właśnie tylko wtedy, gdy przedmiot
oddziała na poznawcze władze zmysłowe człowieka. Poznanie ludzkie nie jest więc
niezależne w swej naturze od przedmiotu i od zmysłów, nie jest wrodzone z
pochodzenia, ani nie jest w sposobie działania informacyjne. Jeżeli intelekt
wprost widzi przedmiot jasno i wyraźnie, to nie musi przeprowadzać rozumowań.
Dscartes przyjmuje wprawdzie tak zwaną dedukcję, czyli wyprowadzenie jednych
twierdzeń z drugich, ale dla Descartesa ta dedukcja polega na szeregowaniu
intuicyjnie uzyskanych idei. Nie ma więc przejścia z przesłanek do wniosku,
lecz tylko równoczesne widzenie przesłanek i wniosku w tak zwanej idei
skonstruowanej. Descartes odrzuca po prostu pracę intelektu ludzkiego. Atakuje
przez to samo naturę intelektu, atakuje jego znane nam z doświadczenia
działanie. Intelekt został przekształcony w statyczną, niemylącą się intuicję,
która kontemplacyjnie ujmuje istotę rzeczy. Odrzucając doświadczenie zmysłowe i
pracę intelektu nad wykryciem prawdy Descartes odrzuca też możliwość poznania
prawdy. Jeżeli kryterium tego poznania jest sam intelekt, to jest możliwość
błędu. A teza, że intelekt nie myli się w działaniu intuicyjnym, jest przyjęta
bez dostatecznego uzasadnienia. Descartesowi wydaje się tak nieprawdopodobne,
by myliła się rzecz, której naturą jest myślenie, że odpowiedzialność za błąd
zrzuca na Boga lub na wolę. Jeżeli, jak sądzi Descartes, Bóg nas oświeca
udzielając nam niektórych pojęć lub czuwając, abyśmy się nie mylili, to mamy w
tym wypadku do czynienia z sytuacją właśnie anioła, a nie człowieka. Anioł nie
rozumuje, nie musi stopniowo aktualizować wiedzy. Jego intelekt przenosi się
skokami od jednego, pełnego aktu poznania do drugiego. Tymczasem ludzkie
poznanie jest uwarunkowane czasem i powiązaniem między duszą a ciałem.
Intuicyjny akt poznania, przypisany człowiekowi, lecz zależny od idei
wrodzonych, pochodzi więc od Boga. Nie jest inicjowany przez przedmioty, lecz
intelekt. Z tej racji ciało i dusza nie są środkami poznania, a intelekt nie
jest jego źródłem. W wypadku Descartesa dodajmy od siebie znowu źródło
poznania faktycznie znajduje się poza człowiekiem. Descartes podkreśla, że
intelekt jest naturą rzeczy myślącej, ale proces poznania, przez niego
charakteryzowany, wskazuje na fakt uznania przez Descartesa idei za źródło
poznania, idei udzielanych przez Boga lub samej niemylącej nas wszechmocy
Boskiej.
Maritain
uważa, że zrezygnowanie ze stopni pewności na rzecz idei jasnych i wyraźnych
likwiduje różnorodność nauk. Różne nauki są zbyteczne, a właściwie nie istnieją,
ponieważ człowiek ma poznanie wyczerpujące. Jeżeli jednak poznanie to ma swe
źródło w ideach, to człowiek poznaje rzeczy nie od ich strony, lecz od strony
Boga. Gdyby nie zaufanie do Boga i przekonanie o Jego prawdomówności, człowiek
nawet nie wiedziałby, czy istnieje świat materialny. Poznaje bowiem tylko
treści intelektualne, zawarte w ideach lub oderwane od przedmiotu poznania. Maritain
mówi, że odrzucenie poznania zmysłowego jest „odrzuceniem naszej ludzkiej
doli”. A przyjęcie, jako kryterium, jest zgodą na dowolność poznania i na
kryterium całkowicie subiektywne. Poza tym według Maritaina Descartes pomieszał
pojęcia z tak zwanym przedmiotem „quod”, to znaczy z tym, co w rzeczy potrafimy
ująć ze względu na stawiane jej pytania. Ostatecznie poznanie ludzkie w ujęciu
Descartesa dosięga tylko własnej myśli. Intelekt został usunięty poza granice
swego gatunku.
2.2.3. Krytyka ze strony S.
Swieżawskiego
Charakteryzując
kartezjańską teorię człowieka S. Swieżawski38 wykazuje, że
Descartesa człowiek jest samą duszą. Tak bowiem stawia sprawę Descartes w
„Rozmowie o metodzie” mówiąc, że „to oto ja, czyli dusza, dzięki której jestem
tym, czym jestem, jest całkowicie odrębna od ciała, a nawet łatwiej poznawalna
aniżeli ono”39 . A więc człowiek, rzecz myśląca i intelekt byłby tym
samym. Jeżeli intelekt stanowi naturę duszy, a tym samym naturę człowieka, to
właśnie Swieżawskiego Descartes świadomie, czy nieświadomie, kontynuuje ujęcia
św. Augustyna. A dyskwalifikując ciało ludzkie i jego udział w naturze oraz
poznaniu człowieka Descartes swoiście występuje przeciw humanizmowi, co oznacza
dodajmy to od siebie wystąpienie przeciw człowiekowi takiemu, jaki naprawdę
jest. Swieżawski zwraca też uwagę na źródło błędu Descartesa, mianowicie na
problem tak zwanych substancji niezupełnych. Według Tomasza z Akwinu dusza jest
substancją niezupełną, to znaczy takim bytem, który stanowi metafizyczną całość
z ciałem. Ta relacja duszy do ciała, nazwany „commensuratio animae ad hoc
corpus”, jest cechą, wyróżniającą duszę, jako formę ciała ludzkiego. Descartes
nie chciał uznać takiej tezy i twierdził, że dusza jest bytem całkowicie i
zupełnym, który od chwili zaistnienia jest rzeczą myślącą. Mylenie konstytuuje
duszę i tej racji może ona niezależnie od ciała poznawać i istnieć. Ten błąd w
nierozumieniu substancjalnej niezupełności duszy, czyli jej zależności w
poznaniu od ciała, stał się u Descartesa źródłem całej teorii rzeczy myślącej.
Dodajmy też, że właśnie potraktowanie duszy lub intelektu, jako zupełnie
samodzielnych w istnieniu bytów, powodowało i powoduje albo oderwanie duszy od
ciała, albo oderwanie intelektu od duszy. Filozofowie arabscy oderwali intelekt
od duszy i przyznali mu istnienie samodzielne poza człowiekiem. Descartes
przyznał to istnienie duszy odrywając ją od ciała.
Od czasów
Descartesa (15961650) aż do wystąpienia chyba dopiero Maritaina w 1913 r.
filozofowie nowożytni stawiali problem intelektu na sposób ujęć Descartesa.
Działały w tym czasie także kierunki arystotelesowskie, głównie w nauczaniu
seminariów duchownych i zakonów, lecz nie miały tak wybitnych przedstawicieli,
których usłyszeliby uczeni uniwersyteccy.
Spinoza
rozważając kartezjański problem substancji, a więc bytów samodzielnie
istniejących, stwierdził, że na serio samodzielnie istnieje tylko Bóg, że wobec
tego cała rzeczywistość jest Bogiem, a intelekt ludzki jest częścią
nieskończonego intelektu Boskiego40. Według Leibniza wszystkie byty
są duchowe i tylko jedne drugim jawią się w postaci ciał. Są poza tym samowystarczalne
i zupełnie od siebie odizolowane. W nich znajduje się wiedza. Intelekt, jeżeli
w ogóle istnieje jako coś odrębnego od duchowej monady, właściwie nie działa.
Na zasadzie bowiem ustanowionej przez Boga harmonii w każdej substancji zjawia
się lub aktualizuje to, co dzieje się w drugiej. Locke i inni empirycy
angielscy za źródło poznania uznali zmysły. Rozum był całkowicie zależny od
wrażeń, których kopie tylko porządkował. Nie stanowił samodzielnego źródła poznania.
Kant znowu przyznał intelektowi funkcje całkowicie czynne, nawet warunkujące
przedmiot poznania. Wszystkie zresztą władze poznawcze człowieka, a więc
zmysły, rozsądek i rozum, wytwarzały tak zwane formy poznawcze, w które były
ujmowane wrażenia, przekazujące władzom poznawczym właściwości rzeczy, takie
jak kształt, barwa, czy dźwięk. Wrażenia te, szczegółowe i doświadczane, ujęte
w formy poznawcze, ogólne i powszechne, wytwarzane przez władze poznawcze,
dawały w sumie spostrzeżenie, a więc to, co może stanowić punkt wyjścia naszej
wiedzy. Kant swoją teorią, łączący elementy doświadczenia i elementy czysto
umysłowe w jednym spostrzeżeniu materialno-formalnym, chciał przezwyciężyć
dualizm aposterioryzmu i aprioryzmu, co znaczy czystego doświadczenia i
czystego myślenia. Den dualizm zapoczątkował w nowożytności właśnie Descartes,
pogłębił Laibniz, Locke, Berkeley i Hume. Kant jednak przyjmując różnicę między
sądami syntetycznymi a sądami analitycznymi i uważając za naukowe sądy syntetyczne
a priory, czyli sądy oparte na doświadczeniu i jednocześnie powszechne oraz
ogólne dzięki łączeniu w spostrzeżeniach wrażeń i form poznawczych, faktycznie
uznaje dwa odrębne rodzaje poznania, mianowicie zmysłowe i umysłowe, dokonujące
się niezależnie od siebie. A skoro poznanie umysłowe jest doskonalsze, według
Kanta warunkujące doświadczenie, a według Descartesa jedyne, Berceley mógł
powiedzieć, że „esse percipi” istnieć to tyle, co być postrzeganym oczywiście
przez intelekt. Myśl, a właściwie intelekt stał się racją rzeczywistości
materialnej.
Nic więc
dziwnego, że Hegel przekształcając poglądy poprzedników przyjął tezę o
pierwszeństwie myśli, jako racji całej rzeczywistości. Myśl w jego ujęciu jest
tym, z czego tworzy się cała rzeczywistość w dialektycznym rozwoju poprzez
wyłanianie swych przeciwieństw. Z myśli wyłania się przyroda, przyroda i myśl
tworzą razem ducha subiektywnego, który z kolei wyłania ducha obiektywnego, a
razem z duchem subiektywnym tworzy ducha absolutnego. Myśl, nazywana często
ideą, rozwija się więc w całą rzeczywistość według koniecznych praw logiki.
Rozwój ten zresztą jest nieskończony. Intelekt w tej filozofii właściwie nie
istnieje lub jest swoistą częścią rzeczywistości duchowej, a właściwie całej
przetwarzającej się myśli poprzez przyrodę i ducha w nieskończoną, rozwijającą
się ideę o cechach absolutu.
Maine de
Biran stwierdzając aktywność myślenia ludzkiego doszedł do wniosku, że człowiek
bezpośrednio wie o swoim myśleniu. Człowiek jest myśleniem jaźnią. Ale
myślenie to, jako aktywne, jest wobec tego raczej wolą, czyli tym, co działa.
Działając wola natrafia na opór i uświadamia sobie granicę między jaźnią a
światem zewnętrznym. Poczucie aktywności jest źródłem tworzenia pojęć i zasad
filozoficznych, które stosujemy wobec świata zewnętrznego. Władza poznawcza
jest więc nie tylko aktywna, nie tylko tworzy w sobie wiedzę o świecie, ale
jest sama w sobie tym, co działa.
Odrębność
intelektu najwyraźniej podkreślili filozofowie oświecenia. Wolter jak już
wiemy zdecydowanie stanął na stanowisku skrajnego racjonalizmu. Wyniósł rozum
ponad wszystkie źródła poznania i wszystkie oprócz rozumu zanegował. Dla rozumu
ludzkiego przyjął przyczynę w rozumie Boga i opowiedział się za deizmem. Ale w
rozumie widział nie tylko źródło poznania. Widział w nim narzędzie
przekształcania kultury poprzez uwalnianie jej od czynników irracjonalnych.
Dodawał zresztą, że rozum jest wynikiem i skutkiem doświadczenia, że ma genezę
przyrodniczą. Przy takiej tezie rozum Boski miał charakter Pierwszej przyczyny
i ostatecznie rozum ludzki nie stanowił władzy poznawczej, lecz znowu chyba
naturę człowieka.
Te
niezdecydowane ujęcia próbował już wcześniej uporządkować w swej
racjonalistycznej filozofii Ch. Wolff, który podejmując tezy Descartesa i
Leibniza, a zresztą wszystkich klasyków XVII wieku, połączył je ze scholastyką
o orientacji głównie arystotelesowskiej. Stworzył mieszankę twierdzeń i tak
silnie oddziałał na kierunki filozoficzne, że dopiero współcześni historycy filozofii,
rozpoczynając od Gilsona, zaczynają uwalniać filozofię, głównie tomistyczną, od
obcych jej wtrętów.
W związku
z kartezjańską teorią intelektu należy zaakceptować głównie dwie sprawy:
1) Cały rozwój teorii intelektu od
Descartesa do Maine de Birana idzie w kierunku wiązania intelektu, odrębnego od
duszy lub utożsamionego z duszą, z innymi władzami poznawczymi w sensie
uzależniania od nich intelektu (Locke, Hume), utożsamianie go z nimi (Berkeley,
Maine de Biran), a często traktowania intelektu jako części Boga (Spinoza) lub
świata (Hegel, nawet Wolter).
2) Teoria natury intelektu jest uwikłana
w teorię bytu i teorię człowieka. Staje się sprawą ogromnie skomplikowaną. Bywa
rozwiązywana w duchu tradycji platońskiej lub arystotelesowskiej, a często w
oparciu o tezy obu tradycji. Najczęściej intelekt jest całym człowiekiem. W
takiej sytuacji cały człowiek staje się źródłem poznania. Ponieważ takie
rozwiązanie prowadzi do twierdzeń dość skomplikowanych i trudnych do
uzasadnienia, źródło wiedzy widziano w ideach (Descartes), wrażeniach (Locke,
Hume) lub w swoiście rozumianym połączeniu wrażeń i elementów
formalno-subiektywnych (Kant).
Zagadnienie
intelektu zostało więc przez Descartesa i wielu filozofów nowożytnych
rozwiązane w duchu tradycji platońskiej. Podkreślono znowu, że czynności poznawcze
wykonuje substancja myśląca lub duchowa nie przy pomocy władz, lecz całą swą
naturą. Takie rozwiązanie neguje intelekt jako osobną władzę duszy i wskazuje
na teorię, według której władze zmysłowe nie biorą udziału w poznaniu ludzkim.
2.3. Współczesna teoria czynnego intelektu według Gordona
Teorią
intelektu sensu stricto współcześnie zajmują się głównie tomiści. Nie ma tej
teorii w dominujących dziś prądach umysłowych, bo nawet nie rozwija jej skrajny
racjonalizm mówiący głównie o rozumie jako jedynym źródle poznania. Inne poza
tomizmem kierunki filozoficzne nawiązują do platońskokartezjańskich rozwiązań
lub do arystotelesowskiej teorii jednego intelektu. W duchu tych rozwiązań we
współczesnej literaturze filozoficznej naturę jednego w człowieku intelektu
charakteryzował bodaj tylko M. Gordon i z tej racji jego teoria musi się
znaleźć w rozdziale, zestawiającym wnioski, którym przeciwstawi się rozdział
pt. „Natura intelektu”.
Dyskutując
z racjonalistami XVII i XVIII wieku, z ujęciami Descartesa, Spinozy, Leibniza,
Hume’a, Kanta, z tezami Ph. Franka, Cassirera, A, Pappa, P. Duchema, B.
Russella, M. Gordon dochodzi do wniosku, że w poznawczej roli intelektu „to nie
empiryzm ma granice, lecz racjonalizm”41. Chodzi więc o to, że
„czynny intelekt” dopełnia, rozszerza i pogłębia to, co „bezpośrednio zmysłowo
dane” i że źródłem poznania są władze zmysłowe człowieka, po prostu
doświadczenie zewnętrzne. Gordon dodaje, że „gdy się włączy do pojęcia
doświadczenia nie tylko bierną kontemplację treści wrażeń, lecz i odruchowe
czynności organizmów zwierzęcych oraz praktykę społeczną człowieka okazuje
się, że empiryzm nie ma granic, jak nie mają granic zdolności poznawcze
człowieka”42. Zauważmy więc, że jeżeli źródłem poznania są zmysły, a
źródłem wiedzy treść poznawcza wrażeń zmysłowych, to sam intelekt, podobnie
zresztą jak przy pewnej interpretacji u Locke’a, a nawet Woltera, czy u
scientystów, „okazuje się wytworzonym przez (szeroko pojęte) doświadczenie
’narzędziem’ ludzkiego poznania, a za jego pośrednictwem skutecznego działania”43.
W tym ujęciu intelekt jest swoiście wyspecjalizowaną częścią przyrody, czy
materii.
Można by
zauważyć, że taka koncepcja intelektu mieści się w tradycji arystotelesowskiej,
że podejmuje akcenty Aleksandra z Afrodyzji, Dawida z Dinant, oczywiście
scjentyzmu i wielu odmian materializmu. Intelekt według tej koncepcji jest
częścią człowieka, jest w człowieku. Całe działanie intelektu sprowadza się do
tej właściwości abstrakcyjnego, pojęciowego myślenia, „które polega na
dopełnianiu i rozszerzaniu ’wiedzy o faktach’, bezpośrednio ’opartej’ na postrzeżeniach
zmysłowych”44. To rozszerzanie wiedzy z kolei polega na sięganiu
poprzez zjawiskową stronę rzeczywistości do jej istoty, na wykrywaniu
powszechnych i koniecznych związków między elementami niepostrzegalnych
„struktur”, na poznaniu w ogóle, które pozwala zaspakajać potrzeby organizmu i
gatunku, uzyskać praktykę społeczną człowieka, pojętą jako czynne oddziaływanie
na przyrodę i kształtowanie własnego społeczeństwa. Spełniając takie działania
intelekt jest „narzędziem” odzwierciedlania w naszej świadomości „przedmiotów zewnętrznej
rzeczywistości obiektywnej”. Jest jednak narzędziem czynnym. Gordon twierdzi,
że „podział pojęciowej obróbki danych zmysłowych na dwa rodzaje: taki, w którym
intelekt pozostaje bierny (’zdrowy rozsądek’), i taki, w którym dopiero okazuje
się aktywny (naukowe myślenie) ma wyraźne znamiona sztuczności. ...Przecież
rozszerzenie dostarczonego przez spostrzeżenia ’tu i teraz’ w ’zawsze i
wszędzie’, wniesienie zatem ’momentu wieczności’, ’momentu nieskończoności’ do
tego, o czym pouczają dane zmysłowe to właśnie przejaw czynnej roli intelektu”45.
Intelekt w człowieku jest więc jeden i wyłącznie czynny. Jeden intelekt,
którego działanie polega na czynności rozszerzania poznania zmysłowego poprzez
sięganie do istoty rzeczy. Dodajmy, że ten czynny intelekt jest po prostu samym
naukowym myśleniem. Jest więc swoistą „personifikacją” poznawczych lecz
naukowych działań świadomości ludzkiej, stanowiącej odmianę materii. Mówiąc
krótko intelekt czynny to tyle, co praca naukowa człowieka.
Teza ta
nie jest jednak sformułowana jednoznacznie i często można przypuszczać, że dla
Gordona intelekt czynny nie jest tylko naukową pracą świadomości, lecz jest
także odrębną władzą poznawczą człowieka.
Według
Gordona „o ile... filozofia marksistowska podziela przekonanie Kartezjusza,
Spinozy czy Leibniza, że owa czynna rola intelektu (w przeciwieństwie do roli
zmysłów, odbierających zjawiskową stronę rzeczywistości) polega na sięganiu do
istoty, ‘natury rzeczy’, na odkrywaniu powszechnych i koniecznych związków
rzeczywistości o tyle odrzuca ich pogląd jakoby poznanie rozumowe stanowiło w
pełni adekwatne odbicie tych związków, ba nawet ‘najgłębszej istoty świata’”46.
Zgadzamy się, że poznanie intelektualne nie ujmuje adekwatnie całości świata,
ani nawet istoty rzeczy. Możemy jednak zapytać, czy w filozofii Descartesa,
Spinozy lub Leibniza, da się oddzielić działanie intelektu od jego natury?
Jeżeli nie da się oddzielić, to Gordon przyjmuje teorię wymienionych filozofów
całkowicie zmieniając ich tezę. Intelekt według Gordona jest częścią materii,
lecz wobec tego źródło poznania i przedmiot poznania mimo że numerycznie różnią
się, co do natury są tym samym. Czy jednak w takim wypadku w ogóle jest możliwe
poznanie ogólne? Jest ewentualnie możliwe poznanie tylko pozapojęciowe.
Nie
chodzi oczywiście o rozwijanie tej trudności. Wystarczy nam wniosek, że
intelekt, pojęty czy to jako odrębny od materii, czy nawet jako materialny,
jest według Gordona intelektem czynnym, to znaczy takim, którego natura
sprowadza się do funkcji dopełniania, rozszerzania i pogłębiania danych
poznania zmysłowego. Zauważmy tylko, że takie dopełnianie danych zmysłowych
jest zawsze co do natury szczegółowym poznaniem zmysłowym bez możliwości
uzyskania pojęć ogólnych. Jak jednak wytłumaczyć gatunkową odrębność pojęć i
różnicę między pojęciem a wyobrażeniem? Czy materialny intelekt jest
rzeczywiście zdolny do abstrakcji, pozwalającej uzyskać pojęcia, różniące się
od wyobrażeń nie tyle stopniem abstrakcji ile raczej strukturą ontyczną?
Omówienie tych różnic przenosimy do następnego rozdziału.
2.4. Konsekwencje teorii jednego intelektu
Najbardziej
wyraźną konsekwencją teorii jednego intelektu jest przyznanie intelektowi
bierno-czynnej samodzielności w poznaniu. Jeżeli bowiem intelekt jest jeden, to
musi być, jako źródło poznania, i odbiorcą treści poznanych i czynnikiem
przetwarzającym te treści, przystosowującym je do natury źródła, a więc
sprawiającym, że intelekt może je poznać jako treści umysłowe, wydobyte z
materiału dostarczonego przez zmysły, a ujętego we wrażenia. Nie ma jednak
wtedy możliwości sprawdzenia działania intelektu i ujęcia granicy między
doznawaniem a tworzeniem. Jest natomiast możliwość dowolnej przeróbki,
możliwość błędu, a nawet uzupełniania danych zmysłowych, dodawania do nich
właśnie dowolnie wyspekulowanych treści. Żeby ustrzec się przed tą dowolnością
w odbiorze treści poznawczych Descartes przyjął tezę, że Bóg nas nie myli, i że
odbieramy wrażenia świata, a nawet intuicyjnie chwytane istoty rzeczy, zgodnie
z tym, czym są. Albert Wielki, a przed nim Augustyn, obiektywność poznania ratowali
teorią oświecenia, czyli zależnością naszego poznania od intelektu Boskiego.
Awicenna i Awerroes oddzielili intelekt od człowieka i poznającej duszy
ludzkiej, oraz przyznali człowiekowi zdolność otrzymywania pojęć wprost z
boskiej hipotezy intelektu czynnego. Może nawet w ogóle nie było filozofów,
którzy nie martwiliby się problemem obiektywności poznania. Nawet Wolter i
scjentyści szukali arbitra pewności w Bogu lub w naukach szczegółowych. To
jednak przerzucanie odpowiedzialności za prawdziwość i pewność poznania na
czynniki intelektualne poza człowiekiem lub na jakieś elementy irracjonalne,
jak poczucie pewności, intuicja, wola, uczucie czy zaufanie do intelektu, nie
rozwiązuje zagadnienia. Jeżeli inny, oderwany od człowieka intelekt, nawet
Boski, jest miarą i źródłem pojęć, to nie ma możliwości uratowania samodzielności
poznania ludzkiego i ustrzeżenia się przed dowolnością w poznaniu, a także
przed idealizmem, czyli uzależnieniem istnienia tych rzeczy, które poznajemy,
od jakiegoś podmiotu poznającego. A jeżeli tym gwarantem pewności i
prawdziwości poznania jest zaufanie do własnego, czy Boskiego intelektu, albo
wola prawdziwego poznania, pewność nie popełniania pomyłek, czyli jakieś pozaintelektualne
elementy, to jesteśmy w irracjonalizmie.
Teoria
jednego intelektu z konieczności prowadzi do idealizmu teoriopoznawczego i
metafizycznego lub do irracjonalizmu. Niebezpieczeństwa irracjonalizmu już znamy.
Idealizm zostanie omówiony w rozdziale o naturze intelektu. Tu należy tylko
podkreślić, że przyznanie jednemu intelektowi biernej i czynnej działalności
poznawczej równa się przyznaniu mu samodzielności także w istnieniu. Jest
bowiem samowystarczalny. Przy takiej tezie nie łatwo związać intelekt z duszą,
czy z człowiekiem i od nich uzależnić. Samowystarczalność i wynikająca z tego
samodzielność w istnieniu dają możliwość potraktowania intelektu albo jako
duszy, albo nawet jako człowieka. Innym pomysłem może być odesłanie intelektu w
zaświaty, w porządek bóstw lub hipotez.
Wynika z
tego, że sprawę intelektu należy postawić inaczej. Wynika też to, że intelekt
nie może być jednocześnie bierny i czynny, że nie wolno mu tworzyć tego, co poznaje
i poznawać tego, co tworzy, ponieważ poznaje wtedy własne wytwory, a nie
rzeczywistość. Czym innym jest doznawanie i tworzenie. Jeżeli tak jest, to
intelekt musi być albo złożony z elementu doznającego i elementu czyniącego
coś, albo po prostu są dwa intelekty w duszy ludzkiej, skoro nie jest możliwe,
aby intelekt był jednocześnie bierny i czynny. Oczywiście nie można byś
złożeniem cech wykluczających się. Bierność i czynność, wzięte pod tym samym
względem, właśnie się wykluczają. Jeżeli jednak stanowią jeden byt złożony, to
byt ten jest samodzielną całością i odrywa się od swego podłoża. Żeby nie
oderwać intelektu od duszy, trzeba przyjąć, że istnieją dwa intelekty w duszy,
i to jako jej konieczne właściwości (przypadłości), a nie samodzielne byty.
Poprzez te przypadłości, jako poprzez swe władze dusza poznaje rzeczywistość,
stanowiącą granice poznania i kryterium obiektywności. Rzeczy same odkrywają
to, czym są i ich oczywistość stanowi kryterium obiektywności, pewności i
prawdy. Tak sformułowane rozwiązanie nie jest oczywiste. Jest równie
skomplikowane, złożone i trudne. Domaga się wyjaśnienia, które stanowi już
osobny temat następnych rozdziałów.
Rozdział drugi:
NATURA INTELEKTU
1. Filozoficzna geneza teorii dwu intelektów
Należy
najpierw stwierdzić, że teoria dwu intelektów, jako dwu umysłowych władz
poznawczych duszy ludzkiej, będącej formą ciała, czyli zasadą gatunkowej odrębności
człowieka, nie jest dowolną konstrukcją, lecz naukowym sformułowaniem wyników
dokonanej analizy zależności między sposobem istnienia rzeczywistości a sposobem
jej poznawania. Jest po prostu naukowym scharakteryzowaniem faktów, odkrytych w
precyzyjnym myśleniu przez normalny rozum ludzki. To naukowe scharakteryzowanie
poznania i jego źródeł jest możliwe przede wszystkim, a być może wyłącznie na
terenie filozofii, ponieważ problemem istnienia rzeczywistości i problemem jej
poznawania zajmuje się wyłącznie filozofia.
Tak czy
inaczej pojęta filozofia jest swoistym poznaniem tych aspektów rzeczywistości,
których nie obejmują nauki szczegółowe. U źródeł filozofii stwierdzamy motywy
wspólne każdej ludzkiej działalności poznawczej. Tymi motywami może być
naturalna ciekawość, zdziwienie z powodu otaczającej nas rzeczywistości i z
powodu nas samych, a także faktu błędu, który zmusza do odróżnienia między tym,
co nam się wydaje, a tym, co faktycznie zachodzi. To z kolei każe nam szukać
sposobu zagwarantowania prawdziwości naszemu poznaniu.
Dysponowanie
prawdziwym poznaniem jest sprawą doniosłą nie tylko z punktu widzenia
naturalnej ciekawości, lecz także z punktu widzenia naszych potrzeb praktyczno-życiowych
i naszego działania. Działanie nie oparte na odpowiedniej orientacji co do
przedmiotów, środków i okoliczności działania jest czymś nieskutecznym i z tej
racji nieracjonalnym. Liczyć może na ślepy traf, na szczególny zbieg
przypadków. Działanie idzie za poznaniem i jest skuteczne dzięki poznaniu.
Chodzi o to, aby działanie wynikało z prawdziwego poznania.
Zaufanie
do prawdziwości poznania nie może byś oparte na dowolnym przekonaniu, lecz musi
być konsekwencją dobrze rozpoznanej rzeczywistości i realnie działających władz
poznawczych, których funkcje poznawcze są precyzyjnie sprawdzone i uzasadnione.
W przeciwnym wypadku zawsze grozi irracjonalizm lub teorie idealistyczne.
Problem
intelektu nie można rozwiązać bez filozofii. I nie może to być filozofia
irracjonalistyczna lub idealistyczna. Nie może to być też jakakolwiek
filozofia, ale jednak filozofia, ponieważ teoria intelektu jest konsekwencją
teorii człowieka, która z kolei wiąże się z teorią rzeczywistości lub przynajmniej
jakąś wizją bytu.
Zauważmy
także, i to jest znamienne, że wszystkie postawy, prądy umysłowe, kierunki
filozoficzne i ewentualnie od nich wcześniejsze, nawet przednaukowe wizje bytu,
dają się sprowadzić do dwu grup. Do jednej grupy należą te kierunki, które są
związane z tezą, że istnieje tylko jeden byt lub wiele bytów wewnętrznie
jednolitych a nawet złożonych, lecz zawsze z elementów o tej samej naturze.
Drugą grupę stanowią kierunki, które przyjmują tezę, że istnieje wiele bytów
realnie od siebie różnych, strukturalnie niejednolitych, wewnętrznie złożonych
przynajmniej z dwu elementów różnych co do swej natury. Istnieją więc kierunki
albo monistyczne albo pluralistyczne. I zdaje się, że taki podział jest
wyczerpujący.
1.1.1. Podział monizmu i pluralizmu
1° Przez monizm należy rozumieć
stanowisko, według którego istnieje tylko jeden byt i jeden rodzaj bytów, czy
też jeden rodzaj elementów, konstruujących te byty. W związku z tym możemy
wyróżnić monizm radykalny, przyjmujący istnienie tylko jednego bytu, i monizm
umiarkowany przyjmujący istnienie wielu bytów, lecz zbudowanych z elementów w
swej naturze jednakowych. Monizm radykalny jest w historii filozofii zjawiskiem
bardzo rzadkim. W naszym kręgu kulturowym przyjmował go właśnie tylko
Parmenides, który przeciwstawiał byt nicości. Skoro nicość jest niebytem,
istnieje tylko byt, zresztą jeden, wieczny i nieskończony. Teorię jednego bytu
przyjmują też niektóre filozofie wschodu twierdząc, że cała rzeczywistość ma tę
samą naturę i jest sama w sobie czymś jednym. Widziane przez nas przedmioty są
wobec tego złudzeniem, tym co filozofowie wschodu nazywają „maja”. Częstszy
jest monizm umiarkowany. W monizmie umiarkowanym można wyróżnić monizmy
materialistyczne i pozamaterialistyczne.
Monizmy
materialistyczne przyjmują, że istnieje jedynie materia. Zależnie od sposobu
rozumienia materii wyróżnia się monizm numeryczny i monizm ewolucyjny. Monizm
numeryczny przyjmuje, że materia jest jedynym bytem substancjalnie spójnym,
lecz złożonym z wielu materialnych części. Te części, ujmowane poznawczo jako odrębne
całości, są tylko ilościowymi układami materialnych elementów, z tej racji nie
różniących się w swej naturze od materii. Układy elementów są więc tylko
numerycznie różne, a nie istotowo (np. Demokryt, Epikur). Monizm ewolucyjny
zakłada możliwość pojawienia się w materii elementów różnych od materii, lecz
genetycznie wywodzących się z materii. Takim elementem różnym od materii jest
na przykład świadomość. Ten monizm w ostatecznym sformułowaniu przyjmuje więc
dwa rodzaje materii: nieświadomej i świadomej (np. stoicy i według niektórych
interpretacji materializm dialektyczny).
Materializm
dialektyczny według bieżącej, holistycznej interpretacji, głosi tezę, że
materia jest jedynym, obiektywnym bytem i to bytem fizycznym,
przestrzenno-czasowym, prawidłowym, artykułowanym i dynamicznym, to znaczy
takim, „którego wszystkie dający się wydzielić elementy oddziaływują na inne i
podlegają zmieniającemu je oddziaływaniu”47. Jest to więc byt, w którym
ze względu na jego obiektywną naturę poznanie ludzkie może i musi wyodrębniać
poszczególne obiekty. To wyodrębnianie poszczególnych obiektów nazywa się
artykulacją. Ta zdolność poznawczego artykułowania materii jest uwarunkowana
właściwościami samego bytu fizycznego, który się artykułuje, czyli stanowi
poszczególne obiekty i układy wciąż będąc jednym materialnym bytem, a nie sumą
przedmiotów. Z tej racji materia jest bytem spójnym, czyli takim, w którym
„żaden fragment nie jest absolutnie izolowany”. Jest bytem właśnie
artykułowanym pod nieskończenie wieloma względami. Ten byt, jako „uniwersum”,
cechuje wieloaspektowa wielorakość jakościowa, wielopoziomowość,
strukturalność, niestwarzalność i niezniszczalność48.W tak
określonej materii świadomość jest artykułującym się i artykułowanym fragmentem.
Nie powstaje na drodze ewolucyjnego rozwoju materii, lecz jest w materii, jako
jej artykułowany fragment. Materializm dialektyczny przy tak ujętej teorii
materii wobec przyjętego tu podziału byłby monizmem dynamicznym, to znaczy
przyjmującym tę samą od początku określoną ilość materii, będącej w ruchu, w
której nie ewolucyjnie nie przybywa. Z tej racji zajmowałby miejsce pośrednie
między monizmem numerycznym a ewolucyjnym.
Wśród
monizmów pozamaterialistycznych należy zaakcentować trzy grupy: pierwszą,
według której wszystkie rzeczy są tożsame z Bogiem, to znaczy Bóg jest naturą i
tworzywem rzeczywistości, a rzeczy są tylko objawem boskich artykułów
(panteizm), drugą według której tworzywem rzeczywistości jest myśl lub idea,
ewentualnie rozwijająca się w nieskończoną całość o cechach absolutu (idealizm
Hegla) i trzecią grupę, opartą na tezie, że wszystkie rzeczy są żywe lub
zbudowane z jaźni (hylozoizm joński, Giordano Bruno).
2° Przez pluralizm należy rozumieć
stanowisko, według którego istnieje wiele, substancjalnie, to znaczy istotowo
odrębnych bytów, w których stwierdzamy przynajmniej dwa realnie różne elementy
konstytutywne, warunkujące prawie powszechną, wewnętrzną złożoność tych bytów.
Mówimy o złożoności prawie powszechnej, ponieważ nie dotyczy ona Bytu
Pierwszego, który, jako konieczna przyczyna istnienia bytów złożonych, jest
wewnętrznie niezależny, a więc nie wymagający przyczyny, jednolity i co do
natury realnie różny od bytów złożonych.
Można
wyróżnić pluralizm realistyczny, idealistyczny, spiritualistyczny, reistyczny i
kompilacyjny. Pluralizm realistyczny akcentuje istnienie wielu bytów
wewnętrznie złożonych z istnienia i istoty, która w niektórych bytach składa
się także z czynnika konstytuującego gatunkową odrębność bytu (forma) i czynnika
konstytuowanego lub kształtowanego (materia). Pluralizm realistyczny staje się
esencjalny, gdy w bycie zostanie zaakcentowana samodzielność w istnieniu
któregoś z elementów, jest natomiast egzystencjalny (nie należy mylić tego z
terminem egzystencjalistyczny, czyli związany z teorią egzystencjalizmu), gdy
podkreśli się w bycie co do natury pierwszeństwo istnienia, jako czynnika
udzielającego bytowi realności, lecz czynnika jednocześnie występującego z
istotą, jako zasadą ograniczania istnienia.
Pluralizm
idealistyczny zakłada, że istnieje samodzielnie wiele realnie odrębnych bytów
niematerialnych, nazywanych często ideami, które jednak nie są bytami duchowymi.
Pluralizm spiritualistyczny akcentuje tezę o istnieniu wielu odrębnych bytów
duchowych i wyłącznie duchowych (np. Leibniz, Maine de Biran). Pluralizm reistyczny opiera się na
przekonaniu o istnieniu wyłącznie substancji. Wyklucza istnienie bytów innego
rodzaju niż substancje. Reizm np. pansomatyczny twierdzi, że istnieją substancje
tylko materialne (Kotarbiński). Najczęstszy jest jednak pluralizm kompilacyjny,
przyjmujących istnienie różnych kategorii bytu, jak materialne, duchowe,
idealne, Boskie (np. Descartes). Arystotelizm i tomizm nie należą do tej grupy,
ponieważ według nich nie ma bytu, który by nie był złożony z niematerialnej
(ale nie zawsze duchowej) formy i materii (Arystoteles pluralizm realistyczny
esencjalny). Według Tomasza z Akwinu w każdym bycie oprócz formy i materii,
stanowiących istotę, jest to, co daje bytowi realność, mianowicie istnienie
(pluralizm realistyczny egzystencjalny). Nie przyjmuje więc istnienia, poza
Bogiem, bytów niezłożonych, czyli prostych bytów materialnych lub duchowych.
Byty duchowe są także złożone z istnienia i istoty, będącej tylko formą. Każdy
byt duchowy według Tomasza jest jednocześnie rozumny. Z tej racji jest osobą.
Można by więc mówić o pluralizmie personalistycznym.
3° Omówienie monizmu i pluralizmu jest
nam potrzebne do tego, by wykazać, że teoria dwu intelektów musi być związana,
co nie ulega już wątpliwości i samo przez się jest zrozumiałe, z filozofią,
opartą na tezie pluralistycznej, przyjmujących wielość realnie różnych od
siebie bytów. Staje się też zrozumiałe, że nie może to być pluralizm
realistyczny, przyjmujący istnienie tylko substancji, ani pluralizm
spiritualistyczny, akceptujący istnienie wyłącznie dusz, ani też nie może to
być pluralizm idealistyczny, zakładający istnienie bytów wyłącznie myślnych,
czyli zależnych w istnieniu od przedmiotu poznającego, jak u Berkeleya. Może to
być wyłącznie pluralizm realistyczny. Teoria dwu intelektów wynika z tez tego
pluralizmu i jest słuszna, o ile w ogóle słuszny jest pluralizm. Należy więc
najpierw sprawdzić prawdziwość pluralizmu. Można tego dokonać w dwojaki sposób:
1° przez wykazanie sprzeczności w
monizmie, 2° przez
wykazanie, że precyzyjny opis doświadczenia i procesu poznawczego, a także jego
rezultatów i źródeł prowadzi do stanowiska pluralistycznego. Drugi sposób
zostanie zastosowany w osobnym rozdziale. Spróbujmy najpierw w tym miejscu postawić
niektóre zarzuty monizmowi.
Monizm
przyjmuje istnienie jednego bytu lub wielu bytów o tej samej naturze, to znaczy
złożonych z elementów istotnie tych samych. Ta druga wersja ostatecznie
sprowadza się do pierwszej. Zawsze bowiem jest to co do natury ta sama
rzeczywistość, pojęta raz statycznie (Parmenides), raz dynamicznie
(materializm), ewolucyjnie (Hegel) lub emanacyjnie (Plotyn).
Zauważmy
najpierw, że jeden byt (lub co do natury ten sam rodzaj bytów) musi być
samowystarczalny i sobie zawdzięczający wszystko, to znaczy posiadający w sobie
to, co składa się na rzeczywistość. Musi być tą całą rzeczywistością. Nie może
być jednak sumą przedmiotów, ponieważ wtedy przestaje być spójny, a staje się
złożony, co pociąga za sobą konieczność przyczynowości, to znaczy zależności w
istnieniu jednego bytu od drugiego. Aby uniknąć przyjęcia przyczynowości,
tendencje holistyczne w monizmie opowiadają się nieświadomie (Spinoza) lub świadomie
(materializm dialektyczny) za artykulacją, to znaczy twierdzą, że byt o
wewnętrznej jedności ma zdolność pojawiania się we fragmentach, które są
powiązane konieczną zależnością, wynikającą z faktu stanowienia jednej całości
o tej samej naturze. Z takiej tezy wynika jednak, że nie istnieją realne
różnice między przedmiotami, lecz tylko różnice poznawcze lub umowne, np. ilościowe.
Doświadczenie jednak świadczy na korzyść różnic realnych. Czym innym bowiem
jest mieć coś i nie mieć, być czymś i nie być. Odrzucenie tych różnic powoduje,
że dobro jest tym samym co zło, woda tym samym co ogień, życie i śmierć nie
różnią się od siebie, byt jest tym samym co niebyt, to znaczy istnienie i
nieistnienie mają tę samą rangę ontyczną. Różnice między bytem i niebytem
trzeba przyjąć, jeżeli się chce być w zgodzie z doświadczeniem i zdrowym
rozsądkiem. Z drugiej znowu strony stwierdzamy istnienie bytów materialnych,
które tym się charakteryzują, że są przestrzenne, że posiadają jakości zmysłowe
takie, jak kształt, barwa, zapach i że dają się mierzyć jednostkami fizycznymi.
Stwierdzamy też istnienie bytów takich, jak ogólne pojęcie dobroci, kwiatu, czy
inne. Pojęcie dobroci nie jest przecież ani wysokie ani niskie, nie jest
zielone, czy czerwone. Pojęć więc nie można mierzyć jednostkami fizycznymi. Nie
mają jakości zmysłowych, ani nie są przestrzenne. Jeżeli są materialne tak samo
jak ciała, jeżeli między materią a pojęciami ogólnymi nie ma różnicy, to materia
jest jednocześnie przestrzenna i nieprzestrzenna, posiada jakości i ich nie
posiada, jest i nie jest mierzalna jednostkami fizycznymi. Jest po prostu
sprzeczna, ponieważ jest tym, czym jest i jednocześnie tym, czym nie jest.
Wszystkie byty o tej samej naturze nie są racją różnorodności, a przede
wszystkim nie mogą bronić tożsamości materii i świadomości, która wytwarza pojęcia
ogólne. Ta różnica między materią a świadomością jest tego typu, że cechy
jednej wykluczają cechy drugiej. Z tej racji materia i świadomość nie mogą być
jednym bytem, nie mogą stanowić jednorodnej, spójnej całości. Wynika z tego, że
możliwe jest jedynie istnienie bytu złożonego, w którym jeden element
konstytuowany realnie różni się od drugiego. Jeżeli więc jeden element ma sobie
właściwą strukturę, to drugi musi różnić się od niego odrębną strukturą, aby
złożenie było realne, a nie tylko numeryczne, które polega na ilościowym
dodawania czynników o tej samej strukturze, np. czynników materialnych. Fakt
złożenia pociąga za sobą możliwość istnienia wielu bytów złożonych. Złożenie,
jako stan współistnienia dwu realnie od siebie różnych czynników, a jednak połączonych,
domaga się racji połączenia, czyli przyczyny, która nie podlega złożeniu, to
znaczy nie zależy od przyczyny lecz jest sama pierwszą przyczyną istnienia
złożonych bytów. Taka teoria jest właśnie teorią pluralizmu i pozwala uniknąć
trudności, które wysuwamy przeciw monizmowi. Fakt wewnętrznego złożenia bytów
wyklucza możliwość istnienia tylko jednego bytu lub jednego co do natury
rodzaju bytów. Byt jednoelementowy musiałby być bytem jedynym i pierwszym.
Takim bytem nie może być na przykład materia z racji stwierdzenia przez nas
wykluczających się czynników czy cech rzeczy, i z racji faktu obserwowanych
zmian, które tłumaczą się wyłącznie złożeniem bytu z realnie różnych czynników.
Stwierdzamy
w rzeczywistości istnienie bytów materialnych, a także niematerialnych.
Dodajmy, że niematerialny, to nie znaczy duchowy. Pojęcia ogólne są niematerialne,
ale nie są duchowe. Skoro jednak są niematerialne, ich przyczyna musi być także
niematerialna, lecz niematerialno-duchowa. To, co jest niematerialne, może też
genetycznie pochodzić od materii (np. formy roślin i zwierząt), ale nie może
bez materii istnieć. Musi być poza tym w naturze swej szczegółowe i musi
działać zgodnie z naturą materii, od której wewnętrznie zależy i wraz z którą
ginie. Jeżeli pojęcia ogólne są niematerialne w tym sensie, że mają strukturę
różną od struktury materii, to muszą być wytworzone niezależnie od materii.
Muszą genetycznie pochodzić od bytu duchowego, jako od źródła różnego od
materii, która ich, jako ogólnych nie może wytworzyć. Pojęcia ogólne są więc
niematerialne, ale nie są duchowe. Są jednak genetycznie zależne od duszy, a
nie od materii. Materia bowiem nie może ze swej natury wytworzyć nic ogólnego.
Pojęcia ogólne są bowiem tylko ujęciem istotnych elementów rzeczy. To ujęcie wskazuje
na intelekt, czyli władzę poznawczą, różną od zmysłów i samodzielną w działaniu,
a wobec tego także samodzielną w istnieniu. I ta duchowa władza dokonuje
ogólnych ujęć istoty rzeczy. Jeżeli by ktoś powiedział, że wobec tego istnienie
pojęć zależy nie tyle od człowieka, ile od całej materii, to może odpowiedzieć,
że materii w ogóle, czyli rzeczywistości wyłącznie materialnej nie ma. Taka
jednoelementowa rzeczywistość jest sprzeczna, ponieważ jak wynika z
doświadczenia, musiałaby mieć i jednocześnie nie mieć pewnych cech, np. jakości
zmysłowych. Są więc tylko szczegółowe, jednostkowe rzeczy, a między nimi
człowiek, który tworzy pojęcia. I dodajmy, że tylko człowiek je tworzy. Od
niego, a raczej od duszy ludzkiej genetycznie pochodzą. Nie są duchowe, lecz
niematerialne, ponieważ tworzy je nie sama dusza, lecz człowiek złożony z duszy
i ciała. Ponieważ każdy byt może tworzyć tylko na miarą swej natury, człowiek
nigdy nie może utworzyć ducha. Człowiek nie jest wyłącznie duchem, lecz bytem
duchowo-materialnym. Może więc wytworzyć byty pośrednie między duchem i
materią, to znaczy niematerialne, lecz ogólne, wykluczające przyczynowość
materii, a wymagające tylko jej funkcjonalnej współpracy.
Stwierdźmy
też raz jeszcze, że ogień i woda są czymś realnie różnym, że życie i śmierć nie
są tym samym, że wobec tego nie są tym samym byt i niebyt. Czym innym jest coś
materialnego i coś duchowego, jako zespół wykluczających się elementów. Wynika
z tego, że byt nie jest jednoelementowy, że w takim razie monizm nie jest słuszny.
Monizm zakłada dalej możliwość rozwoju i zmiany wewnątrz co do natury
jednolitego bytu, zmiany nie wywołanej przyczyną, a wywołanej dynamiką bytu,
czy ruchem samym w sobie. Takiego ruchu nie można przyjąć ani w wersji emanacjonizmu
Plotyna, ani w wersji heglizmu, ani nawet materializmu dialektycznego. Ruch sam
w sobie w bycie strukturalnie spójnym, czyli prostym, nie może powstać,
ponieważ byt prosty nie może być źródłem tego ruchu. Ruch z konieczności
zakłada przejście z jednego stanu w drugi. Byt prosty czyli jednoelementowy nie
ma w sobie dwu różnych stanów i z tej racji ma możliwość ewentualnego przejścia
wyłącznie z istnienia do nieistnienia. Z nieistnienia do istnienia nie może się
powołać, bo to by znaczyło, że działa coś, co nie istnieje. A przejście z
istnienia do nieistnienia nie zachodzi, bo oznaczałoby likwidację
rzeczywistości, skoro jest nią jeden byt. Tymczasem rzeczywistość istnieje. Ten
byt prosty i jedyny nie może też rozwijać się w szeregu coraz doskonalszych
etapów, ponieważ w ogóle nie może się rozwijać, jeżeli nie jest bytem złożonym.
Nie tylko więc jest sprzeczny monizm materialistyczny, sprzeczny jest także
monizm panteistyczny. Jeżeli nie ma różnicy między Bogiem i światem, to nie
można mówić o Boskich cechach świata. Nie ma bowiem zasady rozróżnienia cech
Boga i świata. Wszystko jest jedną całością różnych, a jednocześnie
wykluczających się cech, jak zmienność, niezmienność, złożoność i niezłożoność,
skończoność i nieskończoność, wszechmoc i ograniczoność, rozumność i
nierozumność. Byt nie może być tym, czym jest, i jednocześnie nie być tym, czym
jest. Może natomiast być dobry i zły, nieświadomy i świadomy, gdy jest złożony.
Ale złożoność wyklucza monizm. I powtórzmy tezę: jeżeli monizm nie jest
słuszny, słuszny jest pluralizm. Może więc być słuszna także teoria dwu
intelektów, oparta na filozofii, wychodzącej z faktu pluralizmu bytów. Aby
obronić teorię dwu intelektów, trzeba zbadać, która filozofia pluralistyczna
rzeczywiście i na serio realizuje ten pluralizm.
Naturę
rzeczywistości i swoją własną naturę podmiot poznający określa w wyniku
zetknięcia się władz poznawczych z przedmiotem poznania. Jeżeli podmiot poznający
uzna, że jest częścią poznawanego poza nim przedmiotu lub że poznawana
rzeczywistość jest jego częścią, opowiada się nieubłaganie za monizmem, czy to
materialistycznym, czy pozamaterialistycznym. W chwili, w której podmiot
poznający dostrzeże istotną różnicę między sobą i rzeczą poznawaną, przyjmuje
tym samym istnienie przynajmniej dwu realnie różnych bytów: właśnie podmiotu
poznającego i przedmiotu poznania. Przyjęcie tej różnicy jest zdecydowaniem się
na pluralizm. Jeżeli w ramach stanowiska pluralistycznego podmiot poznający
orzeknie, że przedmiot poznania jest w swym istnieniu zależny od intelektu,
staje na gruncie tak zwanej filozofii idealistycznej. Gdy natomiast intelekt
uzna, że przedmiot poznania istnieje niezależnie od podmiotu poznającego, jest
automatycznie po stronie filozofii realistycznej.
Sprawa
idealizmu i realizmu jest bardzo ważna dla problematyki intelektu. Należy więc
obie filozofie dokładnie scharakteryzować.
1°Idealizm można określić za
Ajdukiewiczem najpierw jako stanowisko, według którego świat, dostępny
poznaniu, nie jest uważany za prawdziwą rzeczywistość, lecz za jakąś
konstrukcję myślową, a więc pewnego rodzaju fikcję, która tym różni się od
fikcji poetyckiej, że jest zbudowana według zawartych w kryteriach prawideł,
kierujących wydawaniem sądów49.
Należy
odróżnić idealizm teoriopoznawczy i idealizm metafizyczny. Wymienia się dwa
typy idealizmu teoriopoznawczego. Pierwszy z nich, to idealizm immanentny,
który polega na twierdzeniu, że podmiot poznający nie może w swoich aktach
poznawczych wykroczyć poza własną sferę immanentną, to znaczy może poznać tylko
swoje własne przeżycia. To więc, co poznaje, jest wytworem jego psychiki.
Przeciwstawny do idealizmu immanentnego jest idealizm transcendentalny, który
głosi, że poznanie może dotyczyć tylko jakichś naszych konstrukcji myślowych, a
nie rzeczy istniejących poza nami i niezależnie od nas.
Jeżeli
ktoś twierdzi, że intelekt poznaje tylko własne przeżycia lub własne
konstrukcje myślowe, to wobec tego przedmioty są tylko układami wrażeń lub
konstrukcjami myślowymi. Te dwie odpowiedzi stanowią istotę idealizmu
subiektywnego, będącego wersją idealizmu metafizycznego. Krótko mówiąc idealizm
subiektywny można wyrazić w takim sformułowaniu: rzeczy istnieją, to znaczy że
ktoś pewne wrażenia przeżywa lub tworzy pewne konstrukcje myślowe. Idealizm
obiektywny przy pewnym znaczeniu, kursującym w literaturze filozoficznej, uważa
za realne tylko byty ogólne, które często nazywa duchowymi. Świat materialny
traktuje jako korelat lub zjawisko świata bytów ogólnych czyli idealnych
(Fichte, Schelling, Hegel). A więc świat nie jest tylko zespołem wrażeń, czy
konstrukcją intelektu, to znaczy zespołem przedmiotów intencjonalnych, będących
korelatami umysłu, lecz jest całością bytów idealnych, których odbiciem, a
często przeciwieństwem i zjawiskiem jest przyroda50.
Idealizm
immanentny i transcendentalny, subiektywny i obiektywny stanowią różne wersje
tego, co nazywamy idealizmem w filozofii.
2° Idąc dalej za Ajdukiewiczem możemy
wyróżnić filozoficzny realizm teoriopoznawczy i metafizyczny. Realizm
teoriopoznawczy może być immanentny, gdy twierdzi, że podmiot poznania w swych
aktach poznawczych wykracza poza sferę własnych przeżyć, i może być
transcendentalny, gdy się przyjmuje, że intelekt w akcie poznania dociera do
prawdziwej, w istnieniu niezależnej od niego rzeczywistości.
Realizm
metafizyczny ogólnie polega na twierdzeniu, że przedmioty dane w doświadczeniu
rzeczywiście istnieją w sposób niezależny od intelektu. Realizm ten może być
naiwny lub krytyczny. Metafizyczny realizm naiwny na podstawie przednaukowego,
zdroworozsądkowego poznania, nie poddanego refleksji epistemologicznej, przyjmuje,
że rzeczy istnieją tak, jak nas informują władze poznawcze. Metafizyczny
realizm krytyczny podtrzymuje tezę realizmu naiwnego uwalniając ją w refleksji
naukowej od dodatków subiektywnych i przyjmując, że o naturze przedmiotów
informują nas zmysły i intelekt, których wyniki są sprawdzone przez nauki
szczegółowe51.Ponadto należy wyróżnić metafizyczny realizm
egzystencjalny, który opierając się na doświadczeniu przednaukowym wypracuje w
swojej refleksji filozoficznej niezależnie od nauk szczegółowych teorię bytu i
ustala konieczne elementy jego metafizycznej struktury.
Realizm
więc, według którego rzeczy istnieją niezależnie od naszego poznania, a to
poznanie polega na recepcji dających się poznać treści przedmiotu i jego
istnienia, przyznaje człowiekowi realną zdolność samodzielnego poznania
rzeczywistości przy pomocy zmysłowych i umysłowych władz poznawczych. Pozwala
też po dodatkowych analizach wykluczyć rozbicie władz człowieka na dwa
niesprawdzalne do siebie porządki: cielesny i umysłowy, aprioryczny i
aposterioryczny, uzasadnione przez Platona, Descartesa, Leibniza, Locke’a,
Barceleya, Hume’a i Kanta. Nie ma dwu sfer w poznaniu ludzkim, jak chce
idealistyczna teoria poznania i teoria człowieka, ponieważ, zgodnie z tym, co
głosi realizm, nie ma osobno w człowieku duszy i ciała. Jest jeden byt
duchowo-materialny, jeden proces poznania, mimo że dokonywany przy pomocy władz
poznawczych zmysłowych i przy pomocy dwu duchowych intelektów.
3° Zwróćmy przy okazji uwagę na fakt, że
teoria jednego intelektu prawie zawsze wiąże się z filozofią idealistyczną,
opartą na tezach bliskich monizmowi, przyjmującemu swoistą jednoelementowość
bytu. Jeżeli np. u Descartesa istnienie dusza, to jest ona jednolitym bytem
myślącym, wyrażającym się w jednym intelekcie, nawet będąc tym intelektem.
Teoria dwu intelektów może więc wynikać z filozofii realistycznej, przyjmującej
pluralizm, w więc wieloelementowe złożenie bytu, wielość władz poznawczych i
działań intelektu. Przyjmując pluralizm przyjmuje się filozofię realistyczną, a
w konsekwencji teorię dwu intelektów.
Nie
należy utożsamiać filozofii realistycznej z filozofią dualistyczną, która także
przyjmuje istnienie materii i ducha. W tej jednak filozofii materia i duch
najczęściej są traktowane jako dwie odrębne substancje, które nigdy nie tworzą
całości, całkowicie stanowiącej ograniczoną jedność. Materia stanowi tu jeden
porządek, byty duchowe drugi. Takim dualizmem jest filozofia np. Descartesa.
Łatwo z niej przejść do materializmu bądź spiritualizmu, jak to było w wypadku
Hobbesa i Leibniza. Filozofia realistyczna widzi różne kategorie, czyli grupy
bytów. Ale nawet byty materialne według tej filozofii zawierają elementy
niematerialne, a byty czysto duchowe mogą z materialnymi tworzyć, np. w wypadku
człowieka, istotną, substancjalną jedność. Byty duchowe także są złożone, np. u
Tomasza z Akwinu z istnienia i istoty. A złożenie według tej filozofii,
domagające się przyczyny, prowadzi do wykrycia bytu, który jest prosty, który
jest samym istnieniem, a więc pełnią bytu i z tej racji ostateczną przyczyną
całej rzeczywistości.
I znowu
trzeba stwierdzić, że analiza i podział filozoficznego idealizmu i realizmu są
nam potrzebne do wyeliminowania tych kierunków, z których nie wynika teoria dwu
intelektów. Powtórzmy, że idealizm, zakładający istnienie wielu bytów swoiście
prostych, sprowadza poznanie do podmiotu, który nie posługuje się władzami
poznawczymi, lub posługuje się tylko jednym intelektem. Realizm filozoficzny i
to egzystencjalny jest tą filozofią, która może obronić naturę dwu intelektów.
1.3. Realistyczna teoria rzeczywistości
Teoria
rzeczywistości jest sformułowanym wynikiem poznania filozoficznego, które
polega na wyjaśnianiu zasadniczych aspektów rzeczywistości52, czyli
na wyjaśnieniu natury bytów, ich struktury i istnienia. W tym wyjaśnieniu co
innego akcentują i biorą pod uwagę filozofie monistyczne i pluralistyczne,
idealistyczne i realistyczne. W związku z tym powstaje wiele określeń filozofii.
Zdecydowaliśmy się już na pluralizm, a w ramach pluralizmu na filozofię
realistyczną, musimy jeszcze zdecydować się na określenie filozofii i na
sprecyzowanie charakteru poznania filozoficznego, skoro filozofia jest właśnie
swoistym poznaniem przyczyn rzeczy, to znaczy ich ostatecznych uzasadnień,
dokonanych intelektem, rozpoznającym naturę rzeczywistości.
Przez
filozofię rozumie się niekiedy poznawczy ogląd tego, co istotne, ogląd nie
podlegający empirycznej i realnej rozstrzygalności, pojęty jako ostateczna lub
religijna kontemplacja natury świata i sensu życia ludzkiego lub jako
specyficznie ponadnaukowe poznanie najbardziej podstawowych prawd (Augustyn,
E.A.Lange, A.Fouille, G.T.Fechner, W.James, H.Bergson, W.Wundt, W.Dilthey, H.
de Lubac). za filozofię uważa się też tak zwaną aprioryczną analizę koniecznych
i najogólniejszych zasad wszelkiego bytu. Ta analiza może dotyczyć związków
między ideami (Platon, Descartes, Kant, E.Huserl), rozwoju idei, rozumianej
jako duch, jaźń lub absolut (Platon, Hegel, L.Brinschvig, A.N.Whitehead) i może
też prowadzić do formalnej teorii przedmiotów (A.Mainong, B.Bornstein,
H.Scholz). Tradycja scholastyczna, głównie arystotelesowska, rozumie filozofię
jako „racjonalnie rozstrzygalne wyjaśnienie w świetle ostatecznych racji, a
dotyczące rzeczywistości danej empirycznie oraz ujętej intelektualnie w najogólniejszych
i koniecznych aspektach”53. To wyjaśnienie rzeczywistości polega na
utworzeniu syntetycznodyskursywnej teorii istot rzeczy (Arystoteles, Duns
Szkot, Suarez, Wolff), albo na wypracowaniu analityczno-intuicyjnej teorii bytu
jako istniejącego i ze względu na różne sposoby jego istnienia (Tomasz z
Akwinu, Maritain, Gilson, Krąpiec). Często przez filozofię rozumie się całość
opartej na ogólnych zasadach wiedzy typu empiryczno naukowego. Tę wiedzę
traktuje się albo jako dopełnienie nauk szczegółowych (Fr. Brentano, R. I.
Lotze, E. Hermann), albo jako syntezę i indukcyjne uogólnienie nauk
szczegółowych (Durkheim, Avenarius i Mach, Spencer) lub jako system nauk. Są
też filozofowie, dla których filozofia jest metapoznaniem, rozumieniem raz jako
metanauka badająca podstawy i naturę nauki (H. Helmholtz, R. G. Collingwood, L.
Wittgenstein, R. Carnap, także wcześniejsi, jak J. St. Mill, J. Looke) oraz
jako ostateczne tłumaczenie poznania pozanaukowego (Grzegorz z Nyssy, Jan
Szkot, Anzelm z Canterbury, R. Bacon)54.
Wszystkie
te określenia, czy tylko rozumienia filozofii, były aktualne w historii, a
często są aktualne także dzisiaj. Najczęściej jednak ujmuje się je w wersji
bardziej prostej i ta wersja aktualnie funkcjonuje także w polskiej kulturze
umysłowej.
1. Określenie pozytywistyczne: Filozofia
nie jest odrębną wiedzą, lecz wiedzą pochodną w stosunku do nauk szczegółowych,
zestawiającą ich teorie w system, dający ogólny pogląd na rzeczywistość i jej
poznanie.
2. Określenie neopozytywistyczne:
Filozofia nie jest odrębną wiedzą, lecz jest zlepkiem rozmaitych zagadnień,
wśród których jedne są nierozstrzygalne i tym samym pozbawione znaczenia
poznawczego, inne dadzą się traktować naukowo w ramach logicznej analizy
języka.
3. Określenie irracjonalistyczne:
Filozofia jest odrębnym działem kultury na pograniczu wiedzy, sztuki i religii,
osobowo zorienowanym przeżywaniem rzeczywistości, wartościującą postawą wobec
siebie i świata.
4. Określenie klasyczne: Filozofia jest
odrębną wiedzą o charakterze naukowym dotyczącą tego, co jest w bycie i
poznaniu ostateczne i konieczne55.
Człowiek
dzisiejszy podlega ciśnieniu wszystkich tych określeń filozofii i trzeba umieć
dobrze je rozróżniać, aby nie wpaść w ujęcie kompilacyjne, w którym niekiedy łączy
się poznanie i rozwiązania tak wykluczających się filozofii, jak idealizm i
realizm i wcześniejsze od nich twierdzenia monizmu lub pluralizmu. Trzeba po
prostu bardzo pilnować linii pluralistycznej w wersji realizmu i to
egzystencjalnego, jeżeli się chce wyjaśnić i obronić teorię dwu intelektów, a
przede wszystkim dojść do tej teorii.
Rozwiązania,
proponowane w tej książce, wynikają z filozofii, rozumianej jako tłumaczenie i
racjonalnie rozstrzygalne wyjaśnienie tego, co w rzeczywistości, danej empirycznie
oraz ujętej intelektualnie, jest ostateczne i konieczne.
Filozofia
realistyczna zajmuje się więc rzeczywistością, istniejącą samodzielnie poza
podmiotem poznającym. Poznając tę rzeczywistość stwierdza istnienie i bada
strukturę natury poszczególnych bytów, szukając w nich tego, co je ostatecznie
konstytuuje i urealnia. Na podstawie tych danych określa ontyczną
niewystarczalność bytów i szuka racji ich niewystarczalności. Tą racją jest
złożenie z istoty, czyli zespołu cech konstytutywnych, i z istnienia, czyli
czynnika dającego realność. To złożenie domaga się przyczyny, którą może być
byt niezłożony. Takim bytem jest wyłącznie byt, ukonstytuowany wyłącznie z
istnienia. W sumie filozofia realistyczna, jako egzystencjalne ujęcie wyników
poznania filozoficznego, jest teorią bytów realnie i faktycznie istniejących.
Aby takie
stwierdzenie uzasadnić, zobaczmy bliżej, jak dochodzi się do tez filozofii
realistycznej.
Zauważmy
najpierw, że poznanie ludzkie jest poznaniem rzeczy zawsze pod jakimś aspektem.
Ten aspekt, czyli to, co nas w rzeczy interesuje, pozwala sprecyzować grupę
spraw, o które pytamy. To, o co pytamy, możemy nazwać przedmiotem formalnym.
Dla filozofa tym przedmiotem jest istnienie bytów. Filozof bada byty ze względu
na istnienie, czyli szuka tego, co sprawia, że rzeczywistość jest
rzeczywistością istniejącą. Historycznie znane odpowiedzi takie, że
rzeczywistość jest w swej naturze zmienna (Heraklit), że jest czymś niezmiennym
(Parmenides), liczbą (neopitagoreizm), ideą (Platon), że konstytuuje ją forma
(Arystoteles), dobro (Plotyn), myśl (Hegel), materia (materializm), nie są
wystarczające i nie tłumaczą rzeczywistości, ponieważ odrywają się od
istnienia. A gdy oderwie się przedmiot filozofii od istnienia, wtedy nie bada
się realnie istniejącej rzeczywistości, lecz coś nieistniejącego, pomyślanego
lub wyspekulowanego. Nie wolno więc filozofii oderwać przedmiotu swych badań od
istnienia. Istnienie po prostu musi być tym formalnym przedmiotem badań, to
znaczy tym, co interesuje filozofa i jest przez niego analizowane. Właśnie
istnienie sprawia, że świat jest rzeczywisty. Przedmiotem formalnym badań
filozofa jest więc rzeczywistość w aspekcie istnienia. Ten aspekt jest taki, że
nie przesądza o określeniu natury rzeczywistości, nie zakłada już z góry rozwiązań.
Nie uprawnia do określenia rzeczywistości jako idei, liczby, czy myśli. Jest
więc neutralistyczny. Tylko od strony istnienia ujmując rzeczywistość unikamy
jakichkolwiek prekoncepcji, czy założeń56. Analizując istnienie,
warunki i prawa istnienia, możemy z kolei odczytać naturę tego, co istotnie tym
prawom podlega.
Jak się
to czyni, jak przebiega ta analiza, jakie więc wnioski wyciąga się z
pierwszego, poznawczego doświadczenia rzeczy?
Na władze
poznawcze człowieka oddziałał jakiś przedmiot. Pojawiły się bowiem we władzach
poznawczych dane, których dotychczas nie było. A więc poza władzami poznawczymi
istnieje coś różnego od tych władz i niezależnego od nich w istnieniu. To coś,
czyli teraz przedmiot poznania po prostu spowodował, że człowiek poznaje istniejący
poza nim przedmiot. Podmiot poznający wyraża to w stwierdzeniu: coś istnieje.
Podmiot poznający ujął poznawczo jednak przedmiot osobny i rzeczywisty. Więc o
jego istnieniu, ale także i o tym, że ten przedmiot jest czymś odrębnym i że
nie jest nicością, skoro realnie działa. Uświadamia też sobie, że jest to
przedmiot właśnie realny, który faktycznie posiada w sobie to, czym jest, i że
to, czym jest, nie jest tylko pomyślane lub nieistniejące.
Stwierdzając
w doświadczeniu poznawczym istniejący przedmiot podmiot poznania jednocześnie
chwyta warunki istnienia tego przedmiotu i jego relacje do innych bytów. Wie,
że przedmiot, który istnieje, jest czymś odrębnym, jest sobą, jest po prostu
tym, czym jest. To stwierdzenie nazywa się zasadą tożsamości. A będąc czymś
realnym i odrębnym przedmiot ten dostarcza informacji, że nie jest nicością.
Podmiot poznający chwyta więc taki warunek istnienia: żeby istnieć, trzeba nie
być nicością. Czym innym jest więc byt i niebyt. A jeżeli tak jest, to nie
można zarazem być i nie być. Byt nie jest i nie może być niebytem. To
stwierdzenie nazywa się zasadą niesprzeczności. Św. Tomasz dodaje, że istnienie
nie może być jednocześnie nieistnieniem. Będąc dalej czymś różnym od nicości i
już realnie istniejącym przedmiotem poznania jest wobec tego poza przyczynami.
Nie jest też częściowo realny i częściowo nierealny. Po prostu jest. A więc nie
można częściowo być i nie być. Nie ma takiej pośredniej sytuacji. Obowiązuje
wobec tego zasada wyłączonego środka: między bytem i niebytem nie ma czegoś
pośredniego. Coś jest bytem, albo nim nie jest. A więc byt, czyli coś realnego
jest przyczyną realności. Możemy powiedzieć, że byt jest przyczyną bytu, a nie
nicość. Byt jest tym, bez czego jakiś byt nie jest tym, czym jest. Takie
stwierdzenie nazywa się zasadą racji bytu. Ale zapytajmy, czy tą racją może być
sam byt dla siebie. Tak. Tę rację może mieć byt w sobie całkowicie pod
warunkiem, że jest samym istnieniem. Ma wtedy rację swego bytowania, a
dokładniej mówiąc istnienia, wyłącznie w sobie. Lecz podmiot poznający
stwierdził już istnienie przynajmniej dwu bytów różnych od nicości, mianowicie
przedmiotu poznającego i siebie. Tymczasem nie może być dwu bytów będących
samym istnieniem, ponieważ nie może być dwu bytów koniecznych. Byt konieczny poza
tym jest bytem pierwszym. Nie może być dwu bytów pierwszych. I nie istnieje
wyłącznie byt pierwszy. Istnieje wiele bytów. A wielość bytów można wytłumaczyć
tylko ich wewnętrznym złożeniem. Byt złożony z kolei nie jest samym istnieniem
i wobec tego nie może być racją samego istnienia. Racja istnienia bytów
złożonych jest więc poza tymi bytami, jako przyczyna ich istnienia.
I tu po
stwierdzeniu istnienia rzeczy i praw, czy zasad tego istnienia, to znaczy
warunków, w których coś może istnieć, podmiot poznający zaczyna rozważać powody
istnienia wielu bytów. Rozważa je patrząc wciąż na przedmiot, czyli analizując
jego strukturę i wciąż opracowując krok po kroku wyniki pierwszego
doświadczenia.
Skoro
rzecz istnieje, to wobec tego istnienie jest czymś ważnym i realnym. To
istnienie jest w tek rzeczy, bo gdyby nie było w niej, to rzecz byłaby
nicością. A więc rzecz jest ukonstytuowana z istnienia, ale nie tylko z
istnienia, przecież rzecz nie jest czymś w ogóle, lecz tym oto określonym
przedmiotem, np. drzewem, zwierzęciem, człowiekiem. Oprócz więc istnienia jest
w tej rzeczy cały zespół cech, które sprawiają, że rzecz jest określonym
przedmiotem. To są cechy ważne, istotne. Bez nich nie ma tej oto rzeczy. A więc
obok istnienia jest w rzeczy także istota, czyli zespół cech, bez których rzecz
nie byłaby sobą. Cóż to są za cechy? Jest wśród nich coś, co daje rzeczy
odrębność i coś, co zostało tak uporządkowane, że jest odrębne. Tę zasadę
dającą odrębność nazwijmy sobie formą, a to, co jest wyodrębnione, cały ten
materiał swoiście ukształtowany na daną rzecz, nazwijmy materią. Podmiot
poznający w długiej więc refleksji filozoficznej dochodzi do wniosku, że aby
być bytem, trzeba byś ukonstytuowanym z istnienia i istoty, która z kolei
składa się z formy i materii. Każdy byt musi mieć te czynniki, jeżeli jest
realnym bytem, poznawanym zmysłami. Ale to złożenie z czynników właśnie domaga
się przyczyny. Czy każdy byt może być przyczyną złożenia w tym sensie, że w
wyniku połączenia tych elementów byt zaistnieje? Nie każdy byt może być
przyczyną istnienia. Może nią być byt, który nie wymaga przyczyny, to znaczy
który nie jest złożony. Jeżeli istnieją byty złożone, nie będące przyczyną
siebie, to istnieje poza nimi przyczyna ich istnienia, skoro istnieją. Żaden
byt nie może być przyczyną siebie, bo to by znaczyło, że działał nie istniejąc,
że nicość powodowała realne skutki. Tylko byt może być przyczyną bytu. Gdyby tą
przyczyną była nicość, to nie byłoby różnicy między bytem i niebytem, życiem i
śmiercią, człowiekiem i nieczłowiekiem. To z kolei sprzeciwiałoby się doświadczeniu
i zdrowemu rozsądkowi, według którego jest różnica między człowiekiem i
nieczłowiekiem itd. Jeżeli nicość nie powoduje bytu, to znaczy że byt nie może
być przyczyną siebie. Skoro jednak istnieje, a tego istnienia nie udziela
sobie, to otrzymuje je od bytu, spełniającego warunki takiego bytu, który nie
wymaga do swego istnienia przyczyny. Takim bytem nie wymagającym przyczyny jest
byt, który po prostu jest samym istnieniem. Istnienie jako istnienie, stanowiące
naturę bytu pierwszego, samo się tłumaczy i uzasadnia swą realność. Taki byt
może być tylko jeden, ponieważ dwa byty pierwsze niczym by się od siebie nie
różniły. Musi być tylko jeden byt, będący samym istnieniem, i może być wiele
bytów złożonych z istnienia i istoty.
Z
pierwszego doświadczenia rzeczy podmiot poznający wyprowadza te wszystkie
prawdy filozoficzne i one stanowią zrąb realistycznej teorii rzeczywistości.
Ta
teoria, aby wyjaśnić cały skomplikowany świat bytów, rozwija się potem w
szczegółach. Wypracowuje dokładnie teorię przyczyn, powszechnych właściwości
bytu, sposobów samodzielnych i niesamodzielnych jego istnienia. Wypracowując to
wszystko stawia tezy oczywiście pluralistyczne.
Należy
dodać, że tak zanalizowane poznawcze doświadczenie rzeczy, usprawiedliwiające
pluralizm i metafizyczny realizm egzystencjalny, jest charakterystyczne dla filozofii,
którą nazywamy tomizmem. Właśnie filozofia tomistyczna jest tą realistyczną
teorią rzeczywistości, która unika rozwiązań idealistycznych i monistycznych.
Jej tezy mogą więc być podstawą usprawiedliwienia teorii dwu intelektów i w
ogóle ich wykrycia.
Podajmy
jeszcze na zakończenie tego paragrafu krótką charakterystykę tomizmu w ujęciu
Mascalla.
Tomasz z
Akwinu swoją teorią istoty i istnienia tłumaczył, dlaczego rzeczy istnieją.
Teoria formy i materii służyła do wytłumaczenia, dlaczego jest wiele rzeczy.
Punktem
wyjścia analiz metafizycznych jest dla św. Tomasza byt, rozumiany jako realny
konkret. Konkret ten jest rezultatem powstawania istoty razem z istnieniem.
Istota więc nie wyprzedza aktu istnienia. Akt istnienia jest co do natury
pierwszy i jest odrębny, mimo że jednocześnie pojawia się z istotą, która
powstaje „na istnieniu” i „w istnieniu”. Jeżeli byśmy rozpoczęli analizę bytu
od istot, wpadlibyśmy w teorię, że istoty tkwią w nieistniejącym podłożu. W
poznaniu dany nam jest właśnie porządek istnień, z których każde od początku
jest określone, to znaczy występujące z istotą.
Istnienia
ani istoty nie można jednak traktować jako „czegoś”. Istnienie jest aktem
istoty. Istotę ujmuje się poznawczo w pojęciu, istnienie w sądzie. Można bowiem
twierdzić lub przeczyć, że rzecz istnieje, nie można utworzyć pojęcia
istnienia. W poznaniu ludzkim nie jednak dwu aktów: zmysłowego i umysłowego.
Jest jeden akt poznawczy, w którym zmysły i intelekty razem działają. Nie
poznaje się więc osobno istoty i istnienia, bo osobno nie występują. Poznaje
się byt od strony jego istoty i aktu istnienia.
Akt
istnienia jest oczywiście swoiście pierwszy w bycie, ale ponieważ musi bytować
w określony i skończony sposób, powstaje w nim istota, jako swoista racja ograniczonego
bytowania istnienia.
Uzupełniając
akcenty Mascalla dodajmy, że według tomizmu poza intelektem wszystko jest
nicością, niebytem. I nic nie bytuje przed istnieniem. Czystym i wyłącznie
istnieniem jest Bóg. Byty poza Bogiem są więc odrębnymi, ograniczonymi, to
znaczy skończonymi istnieniami. Racją tego ograniczenia jest istota, która jest
w bycie skończonym razem z istnieniem. Byt różny od Boga nie może być ani przez
chwilę bez istoty, bo nie byłby wtedy skończony, i nie może być ani chwili bez
istnienia, bo nie byłby realny. Istnienie więc jest podstawowym czynnikiem
bytu, czyli rzeczywistości, jakimś jej dnem, od którego zaczyna się byt. Jest
racją czyli przyczyną, która sprawia, że konkrety są w porządku bytów realnych57.
1.4. Elementy realistycznej teorii człowieka
Realistyczna
teoria rzeczywistości jest teorią struktury wszystkich bytów, powiązań między
nimi i między bytem pierwszym. Jest jednocześnie teorią struktury każdego,
poszczególnego bytu. Teoria takiego bytu, jak człowiek, nie musi więc polegać
na wyciąganiu wniosków z ogólnej teorii rzeczywistości i na odnoszeniu ich do
człowieka, lecz może stanowić osobną analizę człowieka na podstawie poznawczego
doświadczenia jego działań. Podmiot poznający znowu stwierdza, że coś istnieje,
że to coś jest człowiekiem, to znaczy ma taki zespół cech, które różnią go od
innych bytów. Możemy więc powiedzieć, że każdy byt, poznawany zmysłami, a więc
i człowiek, jest złożony z istnienia i istoty, a w swej istocie z formy i
materii.
Naturę
każdego bytu rozpoznaje się w jego działaniu. Podmiot poznający jest uderzony
specyfiką działania człowieka.
Człowiek
ujawnia swoje istnienie i ujawnia swoją istotę. Istnienie człowieka podmiot
poznający chwyta stwierdzając realność człowieka. Rozpoznając ciało ludzkie
podmiot poznający wie, że do istoty człowieka należy materia. Skoro to jest
materia nie jakakolwiek, lecz ukształtowana tak, że funkcjonuje specyficznie, w
sposób właściwy człowiekowi, to funkcjonuje dzięki specyficznej formie
ludzkiej, stanowiącej z ciałem jedną całość. Ta całość jest takim powiązaniem
materii i formy, że jedno bez drugiego nie może działań, ani w pewnym sensie
istnieć. Forma sprawia, że ta powiązana z nią materia jest ciałem ludzkim.
Gdyby ciało ludzkie było przez chwilę poza formą, czy bez formy, działałoby nie
pod wpływem formy ludzkiej, o ile w ogóle mogłoby działać. Nie byłoby to więc
działanie człowieka. Aby więc działanie człowieka było działaniem ludzkim,
ciało i jego forma, czyli specyfikujący je czynnik, muszą razem współistnieć
tworząc jeden byt istniejący dzięki posiadaniu istnienia.
Jeżeli,
jak już wykazaliśmy, monizm nie jest słuszny, to w złożonym z czynników
człowieku jeden czynnik od drugiego musi się strukturalnie różnić. Ciało jest
materialne, ponieważ jest przestrzenne, posiada jakości zmysłowe, czyli np.
swój kształt i barwę. Forma ciała ludzkiego jest wobec tego niematerialna. Ale
to, co jest niematerialne, może genetycznie pochodzić od materii. Formy roślin
i zwierząt pochodzą właśnie z materii. Niematerialna forma może także działać
tworząc niematerialne wyobrażenia. Wyobrażenia te jednak zawsze są szczegółowe,
to znaczy zawsze są swoistym obrazem konkretu, ujmowanego zmysłami. Forma
ludzka działa jednak także i w ten sposób, że tworzy pojęcia, które są ogólne,
to znaczy nie zawierają w sobie elementów szczegółowych, będących odbiciem
danej rzeczy poznawanej. Tych pojęć nie może wytworzyć ciało, czy materia,
która musi działać proporcjonalnie do swej natury, czyli proporcjonalnie do
tego, czym jest. Jeżeli ciało jest przestrzenne i posiada jakości, to może
wytworzyć rzecz o tych samych własnościach lub niematerialną formę, która
pochodząc genetycznie od materii może wytwarzać też tylko szczegółowe obrazy
rzeczy w postaci wyobrażeń. Jeżeli obowiązuje prawo zależności działania od
natury bytu, to ani materia ani jej niematerialna forma nie mogą wytworzyć
pojęć ogólnych, które w swej strukturze posiadają rzeczy, przeciwne do cech
materii. Pojęcia te faktycznie są i stwierdzamy je w doświadczeniu poznawczym
podmiotu poznającego. Możemy wobec tego postawić pytanie, co jest ich źródłem i
przyczyną? Jeżeli tą przyczyną nie może być materia i niematerialna forma, to
musi nią być forma jeszcze innego rodzaju. Tę formę ludzką, wytwarzającą
pojęcia, nazywamy duchową. Forma duchowa tym więc różni się od formy
niematerialnej, że jest od materii wewnętrznie niezależna, czyli genetycznie z
niej nie pochodzi. Gdyby pochodziła, musiałaby podlegać prawom działania,
proporcjonalnym do natury materii. Skoro działa inaczej wytwarzając pojęcia
ogólne, jest wewnętrznie niezależna od materii, czyli samodzielnie bytuje. Ta
samodzielność bytowania niezależnie od materii stanowi o duchowości duszy. Jej
źródłem i przyczyną nie jest materia, a więc jest tą przyczyną inny byt
duchowy, w tym wypadku wprost sam Byt Pierwszy, ponieważ nie przyjmujemy tezy,
że dusza jest przyczyną siebie. Żaden byt zresztą nie jest przyczyną siebie.
Dusza ludzka jest jedynym z bytów duchowych, istniejących niezależnie od
materii.
Podkreślmy
raz jeszcze, że byty niematerialne nie istnieją i nie działają bez materii,
jako swego genetycznego źródła. Forma ludzka działa w taki sposób, że tworzy pojęcia
ogólne, których nie może wytworzyć materia i niematerialna forma. Forma ludzka
działa więc na własną rękę, sama jest źródłem działania. Musi być wobec tego
bytem duchowym, to znaczy zdolnym do wewnętrznej niezależności od materii w
istnieniu, co pozwala jej na samodzielność w działaniu. To działanie duszy funkcjonalnie
jest powiązane z ciałem, bo dusza i ciało stanowią jeden byt istniejący. Ale
powiązanie funkcjonalne, czyli polegające na wspomaganiu się w czynnościach,
nie jest równoznaczne z przyczynowaniem. Ciało nie jest przyczyną działania
duszy. Jest tylko pośrednikiem i współpracownikiem. Logicy znają błąd, który
nazywa się „post hoc ergo propter hoc” jeżeli jakieś zdarzenie następuje po
innym zdarzeniu, to nie znaczy, że to pierwsze jest przyczyną drugiego. Jeżeli
np. myśleniu towarzyszą zmiany fizjologiczne w mózgu, to nie znaczy, że te
zmiany są przyczyną myślenia. Nie znaczy też, że tylko myślenie jest przyczyną
zmian w mózgu.
Specyficzne
więc dla bytu ludzkiego jest to, że forma ciała, czyli dusza ludzka jest
duchowa. Jest duchem, który jednak „z powołania” jest przede wszystkim na to,
aby dać ciału jego ludzką specyfikę i odrębność. Z tej racji tworzy z ciałem
jedność zachowując swoją duchową naturę. Dzięki tej duchowości, to znaczy
wewnętrznej niezależności od ciała i zdolności do samodzielnego istnienia oraz
działania, dusza po śmierci człowieka nie ginie. Oddzielona od ciała znajduje
się jednak w sytuacji dla siebie niewłaściwej. Nie spełnia bowiem tego, do
czego determinuje ją jej natura. Nie jest już formą ciała, którą ma być całym
swym bytem. Ta konieczność bycia formą ciała, stanowiąca cechę natury duszy
duchowej, wyznacza problem zmartwychwstania ciał. Dusza, aby była szczęśliwa,
ponieważ istnieje także po utracie ciała, musi być tym, czym z natury jest.
Musi być formą ciała ludzkiego, czyli musi się z ciałem połączyć po chwilowym
rozłączeniu, wyznaczonym przez prawa przyrody i grzech pierworodny58.
Cała
problematyka duchowości duszy ludzkiej wynika więc ze stwierdzenia
specyficzności działania ludzkiego, którym jest poznanie rozumowe, nazywane
myśleniem. Myślenie, którego skutki i wytwory są niematerialne oraz ogólne,
wskazuje na duchowe źródło tych wytworów. Źródłem tym najogólniej mówiąc jest
dusza. Stwierdzenie jednak, że dusza myśli, nie odróżniałoby ujęć tomistycznych
od ujęć Platona, Plotyna, Augustyna, Descartesa, czy Hegla. W ich rozwiązaniach
stwierdziliśmy niedokładność lub błędy. Proces poznania ludzkiego musi więc w
szczegółach przebiegać inaczej. Nie można go wytłumaczyć działaniem samej
duszy, ani działaniem jej poprzez jeden intelekt. W takim razie należy rozważyć
sprawę poznania rozumnego duszy przy pomocy jej dwu intelektów.
1.5. Poznanie przednaukowe a teoria natury intelektu
Zanim
przejdziemy do formułowania teorii dwu intelektów, wynikającej z tez pluralizmu
i z realistycznej filozofii rzeczywistości oraz filozofii człowieka, czy teoria
dwu intelektów wynika wyłącznie z teorii bytu i człowieka, czy też może jest
swoistym ujęciem poznawczego działania ludzkiego, zanim podmiot poznający
sformułuje teorię bytu i teorię człowieka w ramach realistycznej i
pluralistycznej filozofii.
Jest
faktem, że człowiek rzadko posługuje się naukowym myśleniem filozoficznym.
Zresztą i naukowe myślenie filozoficzne wychodzi z myślenia przednaukowego,
wywołanego przednaukowym poznaniem. W tym przednaukowym poznaniu człowiek także
posługuje się całym swoim aparatem poznawczym, a więc władzami zmysłowymi i
dwoma, załóżmy już to, intelektami. Ale o słuszności wyników tego poznania nie
rozstrzyga precyzyjna metoda naukowa, wynikająca z przedmiotu badań i dostosowana
do teorii nauki, czy teorii filozofii, lecz rozstrzyga tak zwany zdrowy
rozsądek. Zdrowa rozsądek co innego znaczy dla Descartesa, w szkockiej
filozofii Reida i co innego dla scholastyków. Idąc za ujęciem scholastyków
będziemy przez zdrowy rozsądek rozumieli przednaukowe intuicyjno-rozumowe
poznanie, oparte na dostrzeżeniu przy pomocy doświadczenia różnic częścią i
całością, mniejszym i większym, skończonym i nieskończonym, istniejącym i
nieistniejącym, w sumie między bytem i niebytem. Właśnie już w tym poznaniu
człowiek chwyta swym intelektem pierwsze zasady, jako odrębność bytów, ich
realność i im właściwą strukturę, ich przyczynową zależność od siebie. Nie umie
tylko uporządkować tych twierdzeń w system, w którym obowiązuje wynikanie
twierdzeń i dowody.
Rozwijając
zagadnienie zapytajmy najpierw, czy w systemie filozoficznym trzeba już mieć
teorię bytu i teorię człowieka, aby z kolei utworzyć teorię natury intelektu?
Czy też może teoria bytu i teoria człowieka oraz teoria natury intelektu są w
systemie filozoficznym metodologicznie równoległe? Można na to odpowiedzieć, że
z punktu widzenia metodologicznego w danym systemie filozoficznym teoria bytu i
teoria człowieka muszą wyprzedzać teorię natury intelektu, ponieważ do
scharakteryzowania działania intelektu, manifestującego przez działanie swoją
naturę, są potrzebne pojęcia, wypracowane w teorii człowieka, choćby takie
pojęcia jak forma i materia, istota i istnienie. Problem jednak rodzi się stąd,
że jakkolwiek pierwsza jest teoria bytu, to jednak teoria człowieka nie jest
tylko aplikacją twierdzeń teorii bytu do szczegółowego człowieka, lecz jest
analizą doświadczenia działań ludzkich i porządkującym wykrywaniem (bez
powiązań z metafizyką) istnienia ludzkiego, istoty człowieka, jego ciała i duchowej
duszy. Może więc na tej drodze, na drodze osobnej analizy da się rozstrzygnąć
poprzez śledzenie etapów poznania ludzkiego także naturę intelektu?
Tak
postawione zagadnienie pozwala podjąć dalsze pytania, formułowane z punktu
widzenia metafizycznego, czyli pytania o to, czym coś jest: może więc w
porządku przednaukowym człowiek równolegle rozpoznaje byt oraz określające jego
istnienie zasady i także naturę intelektu, poznającego byt i pierwsze zasady.
Przecież w chwili, gdy przedmiot oddziała na władze poznawcze człowieka,
podmiot poznający widzi te dane poznawcze w swoich władzach. Widzi więc i te
dane poznawcze i swoje władze, widzi przedmiot i siebie, jako podmiot poznania.
Nie chodzi tu w żadnym wypadku o sugestię Kanta, który uznał zależności doświadczenia
od władz poznawczych, wywołujących to doświadczenie i warunkujących je przez
wytwarzanie apriorycznych form poznawczych. Chodzi tylko o to, czy jest
możliwe, aby człowiek, zanim w systemie filozoficznym sformułuje teorię bytu i
człowieka oraz wynikającą z nich teorię natury intelektu, już mógł w poznaniu
przednaukowym ująć równocześnie naturę bytu i naturę intelektu. Zauważmy, że
tak ujęta sprawa wykracza poza porządek psychologiczny, a nawet metodologiczny.
Po prostu znajduje się na terenie przednaukowego gromadzenia doświadczeń i
luźno ujętych, nie powiązanych z sobą twierdzeń, które filozof uporządkuje,
powiąże i uzasadni w systemie.
Wynika z
tego wszystkiego sprawa dość ważna, mianowicie uratowanie pluralizmu w punktach
wyjścia systemu filozoficznego. Mówi się, że przednaukowa wizja bytu zostaje
naukowo ujęta w systemie filozoficznym. Zapoczątkowuje ten system, dostarcza mu
danych do teorii bytu, z której wyprowadza się teorię człowieka i teorię natury
intelektu. A więc teoria bytu, czyli teoria realnie istniejącego konkretu, jest
początkiem wszystkich szczegółowych teorii w realistycznej filozofii.
Metodologicznie jest to przejrzyste, ale z punktu widzenia metafizycznego
wygląda na realizm dość monizujący. Przesądza o jakiejś powszechnej dedukcji.
Tymczasem podstawowe tezy metafizyki są aksjomatami, czyli zdaniami pierwszymi.
Nie jest więc zupełnie wykluczona możliwość ujęcia w poznaniu przednaukowym
natury bytu i jednocześnie natury intelektu. To ujęcie dostarcza dwu twierdzeń,
które zestawiając w systemie filozof mógłby przyjąć, że i byt i intelekt stają
u początku realistycznego systemu filozoficznego.
Należy
też stwierdzić, że w poznaniu przednaukowym człowiek nie jest w stanie ze
względu na niemożliwość przeprowadzenia precyzyjnej analizy stwierdzić
istnienia i działania dwu intelektów. Wydaje się natomiast, że może stwierdzić
istnienie oraz naturę bytu i jednocześnie ogólnie istnienie intelektu oraz jego
działanie poznawcze. naturę intelektu może dopiero określić w systemie
filozoficznym, operującym precyzyjną aparaturą pojęć.
W sumie
chodzi o stwierdzenie, że wiedza naukowa ma swój początek w szerokim i
wieloaspektowym poznaniu przednaukowym, i że trzeba je przekroczyć, aby dojść
do teorii i systemu filozoficznego, jeżeli nie chce się pozostać na poziomie
pozanaukowych postaw i prądów umysłowych. Trzeba też tę teorię i systemy
filozoficzne tak formułować, aby uniknąć idealizmu i monizmu, które ujmują
rzeczywistość wprawdzie dość przejrzyście, ale nie w całej jej skomplikowanej
pełni. Poza tym dopiero w realistycznej teorii rzeczywistości i człowieka,
teorii filozoficznej, można ująć naturę dwu intelektów.
Podstawowy
wniosek jest taki, że człowiek nie może uciec od filozofii, ani jej pominąć,
gdy chce poznać i rozumieć rzeczywistość, a jeżeli chce w tej rzeczywistości poznać
i rozumieć ten byt, który jest intelektem i któremu zawdzięczamy poznanie,
prawdę i wiedzę, człowiek musi nie tylko sięgnąć do filozofii, ale musi umieć
wybrać z niej prąd pluralistyczny, z którego wynika realistyczna teoria bytu i
to w wersji egzystencjalnej, przyznającej istnieniu rolę zasadniczego czynnika
w strukturze rzeczy. Gdy człowiek nie dopilnuje precyzji analiz i rozumowania,
wpadnie w monizm i jakieś odmiany filozofii idealistycznej. Aby ją wyodrębnić i
poznać braki jej rozwiązań, trzeba dokonać analizy monizmu i pluralizmu,
idealizmu i realizmu. Trzeba też znać elementy realistycznej teorii bytu i
teorii człowieka, gdy się chce dotrzeć do spraw poznania ludzkiego, w którym
intelekt ujawnia swą naturę. Poznanie tej natury jest więc możliwe przede
wszystkim i tylko w filozofii. Nie informują o intelekcie prądy umysłowe, a
idealistyczne kierunki filozoficzne informują w sposób niezupełny i często
błędny, wynikający z przyjętych twierdzeń filozoficznych, nie zawsze
precyzyjnie i na dobrej drodze sformułowanych. Jeżeli teoria jednego intelektu
prowadzi do trudności, których nie można rozwiązać i do twierdzeń, niezgodnych
z doświadczeniem, jak np. w wypadku niektórych filozofów tradycji
arystotelesowskiej, albo Descartesa, Kanta, czy Hegla, należy sięgnąć do
tomistycznej teorii dwu intelektów. Taki wniosek zdaje się już wynika w sposób
dość oczywisty ze wszystkich dotychczasowych rozważań. Dodatkowym motywem
podjęcia tomistycznej proporcji jest to, że sprawa natury intelektu nie jest
błaha, ponieważ od niej zależy problem kultury umysłowej, a tym samym problem
wiedzy o człowieku, o jego działaniu, problem tego, jaki naprawdę jest
człowiek.
Teoria
dwu intelektów ma więc swą filozoficzną genezę w pluralistycznym realizmie
egzystencjalnym, charakterystycznym dla tomistycznej teorii rzeczywistości i
teorii człowieka.
2.1. Wykrycie dwu intelektów na podstawie ich poznawczego
działania
Realistyczne
podejście do sprawy polega na tym, że bierze się pod uwagę najpierw same fakty
i niczego do tych faktów nie dodaje się od siebie. Chodzi bowiem o to, aby nie
zniekształcić faktów dowolną interpretacją. Mają racje filozofowie, że za punkt
wyjścia wiedzy przyjmują doświadczenie zmysłowe. Cały problem polega na tym,
aby z tego opisu doświadczenia wyciągnąć właściwe wnioski, to znaczy ani za
szerokie, ani za wąskie.
Te same
warunki obowiązują przy badaniu dwu intelektów. Niech więc one ujawnią to, czym
są. Dowiadujemy się o nich na podstawie ich działania. Zbadajmy więc najpierw
działanie intelektów.
Wiemy już
o tym, że skutkiem poznawczego działania ludzkiego są wyobrażenia i pojęcia.
Wiemy też, że forma ludzka jest ściśle powiązana z ciałem i że wobec tego razem
działają. Zapytajmy z kolei o sposób tego działania.
Wróćmy
więc do spraw, opisanych w paragrafie pt. „Realistyczna teoria rzeczywistości”.
Jakiś kontakt, istniejący poza podmiotem poznającym, oddziałał na władze poznawcze
człowieka. Wiemy o tym stąd, że we władzach poznawczych pojawiły się dane, których
dotychczas nie było. Konkret ten spowodował więc poznawczy kontakt człowieka z
sobą. Zaatakowane władze poznawcze stwierdzają istnienie poza sobą czegoś, co
wdziera się w wewnętrzny świat człowieka i powoduje swoisty odbiór tego konkretu.
Konkret, czy w ogóle rzecz, jest więc wciąż na zewnątrz władz poznawczych, a w
samych władzach poznawczych istnieją wrażenia rzeczy poznawanej. Są to wrażenia
np. barwy, dźwięku, kształtu, ruchu i inne. Stwierdzamy też, że oko odebrało barwę,
ucho dźwięk, dotyk odebrał kształt rzeczy, jej ciepło lub zimno, szerokość lub
wysokość. Mamy poza tym przekonanie, że dobieramy poznawczo wrażenie nie
jakiegokolwiek dźwięku, czy kształtu, lecz dźwięk i kształt tego oto
przedmiotu, tego konkretu, który jest z nami w kontakcie poznawczym.
Poszczególne więc wrażenia sumują się nam w całość. Jeżeli oko odbiera tylko
barwy, ucho dźwięk, dotyk kształty, to wobec tego nie one są powodem
zestawienia w całość poszczególnych wrażeń. Przyczyną tego sumowania jest więc
inny zmysł, który nie jest zmysłem słuchu, czy dotyku. Jest to więc zmysł,
który można nazwać zmysłem wspólnym, zestawiającym wrażenia w swoistą całość
lub postać danych zmysłowych (species sensibilis). Wrażenia są swoistą
rejestracją zmysłowych, czy też cielesnych cech rzeczy i są odbierane przez
zmysły, bo słuch i wzrok są właśnie zmysłami, czyli cielesnymi władzami
poznawczymi, działającymi poprzez cielesne organa, takie jako oko, czy ucho.
Władza sumująca wrażenia jest też zmysłowa, ponieważ zestawia szczegółowe cechy
rzeczy. Te wrażenia, czyli odebrane poznawcze cechy rzeczy, gromadzą się we
władzach poznawczych i trwają tam nawet wtedy, gdy aktualnie nie działa bodziec
powodujący poznanie. Są więc zapamiętywane w formie poszczególnych wrażeń, albo
całej postaci danych, odebranych od przedmiotu poznania. Jest więc w człowieku
czynnik, powodujący i sprawiający zapamiętanie. Ten czynnik nazywamy pamięcią.
Zapamiętane wrażenia może człowiek odtworzyć. Nie odbierając wrażeń może je
sobie wyobrazić. Wyobrażenie więc jest czymś takim, przez co człowiek swoiście
widzi cechy rzeczy, odebranej kiedyś poznawczo we wrażeniach. Jeżeli są
wyobrażenia, a są, ponieważ ich doświadczamy, to istnieje też czynnik, który je
wywołuje. Ten czynnik nazywamy zmysłem wyobraźni. Tych wrażeń zresztą władze
zmysłowe nie kojarzą mechanicznie. To nie jest tak, że barwę, dźwięk i kształt
danego przedmiotu władze poznawcze sumują jakkolwiek. Byłaby wtedy dowolność w
poznaniu i pomyłki. Człowiek ma świadomość, że ten zapach, ta barwa i ten
kształt należą np. do tego oto jabłka. Działa więc jakiś czynnik, który
konkretnie zestawia dane wrażenia w sensowną całość. Umie ocenić, że to
odbierane wrażenie barwy jabłka należy do tego oto jabłka. Ten czynnik nazywa
się władzą konkretnego osądu. Władza ta jest zdolna dokonać działań nawet
bardziej skomplikowanych. Umie ocenić i zestawić dwie konkretne sytuacje. Np.
gdy małpa widzi na wysokim drzewie owoc i leżący patyk, może skojarzyć sobie te
dwa konkrety i patykiem strącić owoc. Nigdy tylko nie zdarzyło się, aby małpa
przyszła do lasu z gotową koncepcją posłużenia się patykiem. Owszem można ją w
tym wytresować. Ale tresura polega tylko na zapamiętaniu tego, czego dokonała
kiedyś władza konkretnego osądu.
Porządkując
dotychczasowy materiał możemy powiedzieć, że istnieją zmysły zewnętrzne, np.
wzrok, słuch, dotyk, jako władze poznawcze, posługujące się organami cielesnymi
(oko, ucho i inne) i istnieją zmysły wewnętrzne, takie jak pamięć, wyobrażenia,
zmysł wspólny i władza konkretnego osądu. Wykrywamy je jako przyczyny tego, co
doświadczalnie stwierdzamy w działaniu poznawczym człowieka. Fakty
zapamiętywania i wyobrażania nie ulegają wątpliwości. Nie ulega też wątpliwości
to, że człowiek sensownie kojarzy w całość poszczególne wrażenia. Źródłem tego
sensownego kojarzenia jest władza konkretnego osądu, a źródłem, to znaczy
przyczyną sumowania wrażeń, jest zmysł wspólny tworzący tak zwaną zmysłową
postać danych, oderwanych od przedmiotu.
Obserwujemy
dalej fakt, że nasza wiedza o poznawanym przedmiocie na tym się nie kończy. Nie
tylko znamy barwę, zapach i kształt np. jabłka, ale wiemy też, czym jest
jabłko. Wiemy, że to jest owoc, że różni się od swych nasion i drzewa, że nie
jest człowiekiem i że istnieje. Te wszystkie wiadomości oczywiście nie wynikają
z tych danych, które odebrały zmysły. A więc proces poznania nie skończył się
na ich działaniu. Jeżeli znając barwę, zapach i kształt jabłka wiemy poza tym,
czym jest jabłko, to poznaliśmy jakieś treści, które sprawiają, że jabłko jest
jabłkiem. Po prostu ujęliśmy to, co konstytuuje owoc. Ujęliśmy jego istotę, to
znaczy takie czynniki, które odróżniają owoc od człowieka. Możemy nawet nie
umieć dokładnie wyliczyć tych czynników, bo to jest kwestia studiów
botanicznych, wiemy jednak, że te czynniki są i że nie mylimy się tak dalece,
by nie odróżnić jabłka od człowieka. Chwytamy po prostu takie treści jabłka,
które je konstytuują, które poza tym odnoszę się do każdego jabłka, które nie
są już barwą i kształtem tego owocu, lecz oznaczają nam każde jabłko. Treści
ogólne musi więc chwytać władza, zdolna do ujęcia takich treści. Skoro chwytamy
ogólne i konstytutywne czynniki przedmiotu, to istnieje władza, czyli
przyczyna, która to sprawia. To nie jest już zmysł, który odbiera zawsze
szczegółowe wrażenia. To jest władza, która poznaje to, co jest w rzeczy ogólne
i istotne. Tą władzą jest właśnie intelekt.
Intelekt
po prostu odbiera przedmiot od strony jego treści istotnych. Zmysły odbierają
szczegółowe cechy rzeczy. Zauważmy przy okazji, że poznanie polega właśnie na
odbiorze, na biernym doznaniu przedmiotu, który działa na władze poznawcze i
wdziera się w wewnętrzny świat człowieka. To doznanie przedmiotu stanowi bardzo
ważną cechę poznania. Nazywamy ją receptywnością. Właśnie receptywność
warunkuje poznanie realistyczne, to znaczy nie zniekształcające, nie dodające
nic do przedmiotu. Po prostu przyjmuje się to, co przedmiot ujawni. A ujawnia
nie tylko swą zewnętrzną stronę, lecz także swoje treści istotne, bo
powtórzmy wiemy przecież, że jabłko nie jest człowiekiem. Chwytamy więc w nim
coś, co je konstytuuje i różni od innych bytów.
Skoro
intelekt chwyta ogólne, konstytutywne, a więc konieczne treści rzeczy, to nie
jest władzą zmysłową. Rozważaliśmy już tę sprawę w paragrafie pt. „Elementy
realistycznej teorii człowieka”. Intelekt jest więc władzą duchową. Ale te
istotne czynniki jabłka są ukryte, są uwikłane w cały szczegółowy zespół cech,
które ujęły zmysły. Jak więc intelekt do nich dotarł? Czy mógł dotrzeć, skoro,
aby poznać, musi być bierny i receptywnie odbierać to, co rzecz manifestuje?
Jeżeli obowiązuje go receptywność, to nie może wkraczać w proces poznania i
wybierać tego, co jest zdolny ująć. Nie może wyłowić z wrażeń cech istotnych, a
jednak te cechy poznał. Jak więc to się stało?
Otóż w
tym miejscu już czas na wyróżnienie intelektu, który jest wiernym odbiorcą
konstytutywnych treści rzeczy, biernym, aby było realistyczne poznanie i w
ogóle poznanie, które jest odebraniem treści przedmiotu. Ten intelekt można
nazwać intelektem możnościowym, to znaczy tylko mogącym odebrać ogólne i
istotne treści poznawcze w sposób całkowicie bierny. I ten intelekt jest
zasadniczą władzą poznawczą. Ponieważ zmysły dostarczają tylko materiałów
szczegółowych, więc nie one przekazują intelektowi szczegółowemu istotne treści
rzeczy. Te treści zresztą trzeba wyłowić z całej sumy szczegółowych wrażeń.
Musi je wyłowić władza, zdolna do takich czynności, to znaczy zdolna do ujęcia
tego, co ogólne i istotne. To wydobycie treści ogólnych nie jest całym
poznaniem, jest tylko etapem poznania. Do zrealizowania tego etapu jest więc potrzebny
osobny intelekt, to znaczy duchowa władza, która nie jest władzą poznawczą,
czyli przyjmującą treści ogólne, lecz władzą, zdolną te treści wyodrębniać z
całej sumy szczegółowych wrażeń. Ponieważ intelekt możnościowy te treści
poznał, a nie wyodrębniły mu ich władze zmysłowe, które nie są zdolne do takich
czynności, dokonała więc tego władza duchowa. Nazywamy ją intelektem czynnym.
Istnienie tej władzy musimy uznać, bo inaczej nie wytłumaczymy ujęcia przez
intelekt możnościowy ogólnych i istotnych treści poznawanej rzeczy.
Jak więc
mogło dojść do ujęcia istotnych treści przedmiotu poznawanego? Otóż wiemy, że
zmysł wspólny zestawił wrażenia w postać, która jest sumą odebranych przez
zmysły danych zmysłowych przedmiotu. Te dane manifestują cały przedmiot,
informują o tym, czym ten przedmiot jest. Wobec tego intelekt czynny dokonał
przeróbki tej postaci zmysłowych danych w ten sposób, że odsłonił w niej to, co
wskazuje na istotę rzeczy. Ukształtował więc postać zmysłową (species sensibilis)
w taki sposób, że stały się w niej swoiście widoczne dane, wskazujące na
istotę. Postać zmysłowa pod wpływem tej pracy intelektu stała się teraz
postacią umysłową, ale jeszcze nie przyjętą przez intelekt możnościowy (species
intelligibilis impressa). Tak ukształtowana postać, będąca zespołem treści
istotnych, za którymi stoją cechy szczegółowe, narzuca się teraz intelektowi
możnościowemu, jak gdyby wdziera się w niego. Staje się teraz postacią umysłową
już połączoną z intelektem poznającym (species intelligibilis expressa).
Intelekt możnościowy zna treść istotną przedmiotu i wyraża to w swoistym skutku
swej biernej pracy. Ten skutek nazywamy właśnie pojęciem. Dokonało się
poznawcze ujęcie istotnych treści przedmiotu. Ujęcie oczywiście receptywne.
Mogło być receptywne, ponieważ intelekt możnościowy nie tworzył pojęcia.
Otrzymał treści ogólne od rzeczy dzięki temu, że intelekt czynny odsłonił mu je
w ukształtowanej przez siebie postaci danych umysłowych, wydobytych z danych
wrażeniowych. Należy podkreślić, że receptywne poznanie treści ogólnych
przedmiotu nie polega na oderwaniu pojęcia, lecz na receptywnym oglądaniu
koniecznych treści ogólnych wprost w rzeczy poprzez postać umysłową,
odsłaniającą istotę rzeczy w danych zmysłach. Pojęcie więc nie jest osobnym
bytowaniem treści ogólnych rzeczy, lecz jest sposobem zobaczenia ich przez intelekt
możnościowy.
Przy
poznaniu zmysłowym mieliśmy taki problem, czy władze zmysłowe mechanicznie
sumują wrażenia, czy jakoś sensownie, to znaczy ze świadomością, że to są ujęte
cechy tego oto przedmiotu? Okazało się, że zmysł konkretnego osądu umiał ocenić
te wrażenia i zestawić je w przedmiot. Przy poznaniu intelektualnym problem
jest podobny. Czy intelekt nie ma świadomości podmiotu treści ogólnych, czy też
wie, że to są treści tego oto szczegółowego i realnie istniejącego przedmiotu?
Otóż intelekt wie, że poznał konkretny przedmiot, to znaczy, że ujął treści
istotne nie jakiekolwiek i nie tylko oderwane, lecz będące istotą tego
przedmiotu, z którym stykają się władze zmysłowe. Mówiąc inaczej intelekt
możnościowy ujął nie tylko istotę rzeczy, lecz także jej istnienie, bo ujęcie
istnienia daje gwarancję, że został poznany ten oto konkretny przedmiot.
Poznany zresztą w całości, w jego istocie i w jego istnieniu, ponieważ poznanie
ludzkie jest realnym i całym poznaniem przedmiotów, a nie tylko jakichś ich
cech. Należy dodać, że jest to poznanie zasadniczo ogólne, to znaczy jest
ujęciem istoty rzeczy, ale jest poznaniem prawdziwym, bo stykającym podmiot z
konkretnie istniejącym przedmiotem. Prawdziwość bowiem polega na rzeczywistym
zetknięciu się władz poznawczych z przedmiotem poznania. To poznanie jest
prawdziwe, lecz nie wyczerpujące, to znaczy nie jest adekwatne. Intelekt bowiem
nie odczytuje w rzeczy i nie poznaje wszystkiego jednocześnie, lecz tylko to,
co jest w danym, ujmowanym przedmiocie, czy fragmencie przedmiotu istotne. Taka
jest jego natura, że poznaje treści konieczne i ogólne i wyraża je w ogólnych
pojęciach. Jego przedmiotem adekwatnym, tym, który w całości poznawczo
wyczerpuje, jest właśnie byt, ukonstytuowany z istoty i istnienia. Przedmiotem
właściwym czyli tym, do czego bezpośrednio dociera w poznaniu, jest istota
rzeczy, ujmowanych zmysłami. Istotę bytów, nie ujmowanych poprzez zmysły,
intelekt poznaje dopiero w rozumowaniu, w żmudnej pracy wyciągania wniosków z
przesłanek, w szukaniu przyczyn dla poznanych skutków, czyli w szukaniu racji
dla doświadczonego lub wykrytego w rozumowaniu następstwa.
Skoro
więc poznanie intelektu jest prawdziwe, czyli kontaktujące go rzeczywiście z
bytem poznawanym, to intelekt obok istoty, ujętej w pojęcie, musi poznać także
istnienie rzeczy.
Tomiści o
orientacji bardziej arystotelesowskiej i pracujący w realistycznej filozofii
raczej esencjalistycznej uważali, że intelekt tworząc pojęcie na podstawie
różnych form postaci, czyli całości danych, odbieranych poznawczo najpierw
przez zmysły, a potem przez intelekt czynny, uświadamia sobie istnienie rzeczy,
której pojęcie odebrał, w refleksji nad szczegółowymi danymi zmysłowymi. Przyjmowali
więc, że intelekt uświadamia sobie zmysłowe pochodzenie postaci umysłowej,
wyodrębniającej we wrażeniach istotne cechy rzeczy. Tomiści, pracujący w
realistycznej filozofii egzystencjalnej sądzą, że intelekt możnościowy jest
zdolny wprost ująć istnienie rzeczy jednocześnie z pojęciem, którego treści
dostarcza mu intelekt czynny.
Sprawa
wygląda w ten sposób, że przecież wszystkie treści zmysłowe, odebrane w rzeczy,
znajdują się w całości na terenie władzy konkretnego osądu. Tę władzę filozofowie
nazywają też rozumem szczegółowym. Na terenie tej władzy zmysłowej, którą jest
rozum szczegółowy, działa także intelekt czynny. Właśnie ten intelekt czynny dokonuje
przekształceń postaci zmysłowej wrażeń. Intelekt jest władzą duszy. Dusza jako
forma jest w całym ciele. Jest więc w rozumie szczegółowym. Tam gdzie jest
intelekt czynny jest więc jednocześnie dusza, a wraz z nią także intelekt
możnościowy. Intelekt możnościowy nie może wytwarzać pojęć, bo przestałby
poznawać receptywnie, a więc realistycznie. Pojęcia wytwarza intelekt czynny z
materiałów zmysłowych. Ale intelekt możnościowy w tym czasie, w którym intelekt
czynny wytwarza pojęcia, jest w kontakcie z całością materiałów poznawczych,
znajdujących się w rozumie szczegółowym. To są materiały, przekazujące cechy
szczegółowe i cechy ogólne konkretnie istniejącego przedmiotu. I właśnie to
istnienie chwyta intelekt możnościowy. Uświadamia je sobie. Istnienie nie daje
się ująć w pojęcie, może być wyrażone tylko w sądzie, może więc być tylko
stwierdzone. Intelekt stwierdza: coś jest. A łącząc z tym stwierdzeniem
odebrane pojęcie, wie że poznał istotę tego oto konkretnie istniejącego
przedmiotu. Poznał więc w sumie istotę i istnienie poznawanej rzeczy.
Te
wydarzenia poznawcze na terenie rozumu szczegółowego są więc znamienne. Możemy
krótko powiedzieć, że poznanie zmysłowe dostarcza szczegółowych treści, a
intelekt możnościowy stwierdzając na ich podstawie istnienie rzeczy
jednocześnie rozumie, że w tym oto poznanym konkrecie, którego istnienie już
zna, zawiera się treść ogólna. Istnienie, różne od istoty i materii zostaje
więc ujęte wprost przez intelekt możnościowy, który intelektualnie widzi to
istnienie zrelatywizowane do treści, czyli istoty rzeczy konkretnej,
przedstawianej przez zmysły intelektowi w rozumie szczegółowym59.
Dodajmy,
że opisany tu proces poznania jest w dużym stopniu wykładem myśli A. Krąpca,
który teorią działania rozumu szczegółowego uzupełnia ujęcia Maritaina i
Gilsona.
Zauważmy
też, że aby wytłumaczyć proces poznania, to znaczy uzasadnić stwierdzone przez
nas pojawianie się wrażeń i pojęć, trzeba przyjąć istnienie nie tylko władz
zmysłowych, lecz także istnienie intelektu możnościowego i intelektu czynnego.
Każda z tych władz poznawczych jest przyczyną innych skutków, ale wszystkie
władze razem działają w jednym procesie poznawczym. Są tylko przyczynami
różnych etapów tego poznania, które zmierza do wyczerpującego ujęcia całego
bytu. Ostatecznie więc władzą, która w dosłownym sensie poznaje, jest intelekt
możnościowy. Intelekt czynny pomaga w tym poznaniu. Pomagają też i tylko
pomagają władze zmysłowe, ponieważ odebranie wrażenia nie charakteryzuje
poznania ludzkiego. Jest jednym z etapów tego poznania. Etap ten stanowi
podstawę dla działalności intelektu czynnego. Wszystkie wyniki poznania poprzez
ujęcie istnienia i istoty, wysupłanych z danych zmysłowych, formułuje intelekt
możnościowy.
Jest więc
jakiś sens w tradycji, która przyjmuje istnienie w człowieku jednego intelektu.
Rzeczywiście kompetentną władzą poznawczą i realną jest intelekt możnościowy.
Gdy jednak nie uznamy istnienia intelektu czynnego, intelekt możnościowy musi
sam albo wydobywać treści zmysłowe z wrażeń, a wtedy jest czynny i jest na
krawędzi niebezpieczeństwa idealizmu, to znaczy tworzenia tego, co poznaje,
albo, jak u Augustyna czy Descartesa, intelekt otrzymuje pojęcia od Boga. Jest
wtedy raz czynny, raz bierny, a otrzymując pojęcia od Boga nie jest źródłem
poznania. Źródło poznania musi samo kontaktować się z tym, co poznaje i
samodzielnie dojść do wyników poznawczych. Teoria dwu intelektów tę
samodzielność poznania ludzkiego właśnie gwarantuje.
2.2. Argumentacja Tomasza z Akwinu
Dla
Tomasza z Akwinu, według tekstów z „Sumy teologii” „intelekt jest... władzą
duszy, nie zaś jej istotą... Jedynie... u Boga intelekt jest Jego istotą, u
innych zaś stworzeń obdarzonych umysłem intelekt jest... władzą poznającego
umysłowo podmiotu60. Intelekt ludzki... znajduje się w możności
wobec przedmiotów przez siebie poznawanych... Okazuje się to wyraźnie w tym, że
na początku jesteśmy tylko w możności poznawania, później zaś stajemy się
aktualnie poznającymi. Tak więc jasne, że nasze poznanie umysłowe to pewnego
rodzaju bierność... Wobec tego intelekt jest władzą bierną”61.
Wyakcentujmy
najpierw trzy tezy, podkreślane przez św. Tomasza:
1) Intelekt nie jest samodzielnym w
istnieniu bytem, nie jest więc substancją oddzieloną od człowieka, jak
sugerowali np. filozofowie arabscy, lecz jest władzą poznawczą duszy rozumnej.
Jest władzą, a więc czymś dla duszy zewnętrznym, ponieważ nie stanowi jej istoty.
2) Intelekt jest władzą bierną, a więc
ściśle receptywną, tylko odbierającą treści poznawcze. I dojdźmy do trzeciej
tezy przy pomocy tekstu św. Tomasza;
3) „Ponieważ według Arystotelesa formy
przedmiotów otaczającego nas świata nie bytują samodzielnie bez materii (i) nie
są aktualnie poznawalne, (zachodzi potrzeba) przyjęcia istnienia jakiejś mocy,
która by aktualizowała przedmioty poznania umysłowego przez wyabstrahowanie
form poznawczych z... właściwości materialnych. Oto przyczyna uzasadniająca
konieczność przyjęcia intelektu czynnego”62.
Rozumna
dusza ludzka poznaje więc przy pomocy dwu intelektów: możnościowego, który jest
bierny, receptywny, i czynnego, który dokonuje abstrakcji, to znaczy wydobywa
treści ogólne z całości wrażeń, odebranych przez zmysły, i który, jak mówi św.
Tomasz w „De unitate intellectus contra averroistas parisienses”, aktualizuje
treści poznawcze, będące w możności63, czyli dające się poznać
dopiero po odpowiedniej przeróbce. Treści ogólne bytu nie narzucają się zresztą
wprost władzom poznawczym. Są uwikłane w treści szczegółowe i intelekt czynny
musi je dopiero wydobyć. Św. Tomasz dodaje, że wobec tego „różnią się od siebie
władza intelektu czynnego i władza intelektu możnościowego, gdyż w odniesieniu
do jednego i tego samego przedmiotu władzą czynną, która wprowadza przedmiot w
akt, powinna być inna zasada niż zasada stanowiąca władzę bierną, podlegającą
poruszeniom pochodzącym od przedmiotu aktualnie istniejącego. Władza czynna
ustosunkowuje się więc do swego przedmiotu, jak byt atakowany do bytu w
możności władza bierna natomiast odnosi się do swego przedmiotu w sposób
przeciwny, mianowicie jak byt w możności do bytu aktualnego”64.
Ten dość
trudny tekst, a jednocześnie najważniejszą w całej teologii sprawę dwu osobnych
intelektów, wyakcentujemy raz jeszcze przy pomocy sformułowań Gilsona.
„Intelekt
ludzki... jako najmniej doskonały wśród intelektów i najbardziej oddalony od
intelektu Bożego, znajduje się w możności wobec przedmiotów przez siebie poznawanych
nie tylko w tym znaczeniu, że jest bierny wobec nich wówczas, gdy je przyjmuje,
lecz również w tym znaczeniu, że z natury jest ich pozbawiony... Musimy zatem
stwierdzić u podstaw naszego umysłowego poznania pewną bierność... Z drugiej
strony, gdy chcemy zrozumieć na czym polega ludzkie poznanie, nasuwa się
również konieczność przyjęcia jakiejś władzy czynnej. Skoro bowiem intelekt
możnościowy jest w możności wobec przedmiotów przez siebie poznawanych, muszą
one poruszać go, ażeby człowiek mógł poznawać. Rzecz jasna jednak, iż na to, by
móc poruszać trzeba być. We wszechświecie, w którym znajdowały się wyłącznie
intelekty bierne, nie byłoby przedmiotów poznania umysłowego w ścisłym
znaczeniu. To bowiem, co jest umysłowo poznawalne, nie jest czymś, co można by
odnaleźć w łonie natury jako rzeczywistość samoistną. Arystoteles wykazał wbrew
Platonowi, że formy przedmiotów otaczającego nas świata nie bytują samoistnie
bez materii; otóż formy tkwiące w materii nie są oczywiście same przez się
umysłowo poznawalne...; natury, czyli formy, które intelekt nasz poznaje w
rzeczach podpadających pod zmysły, muszą więc stać się umysłowo poznawalne w
akcie. Jednakże tylko byt w akcie może sprowadzić to, co jest w możności, z
możności do aktu... Potrzebny nam jest intelekt czynny, który potrafi wydobyć
to, co jest poznawalne umysłowo z przedmiotów podpadających pod zmysły”65.
Zwróćmy
więc uwagę na to, że według św. Tomasza człowiek jest złożony z duszy i ciała.
Dusza jest formą ciała, a intelekt, w tym wypadku możnościowy, jest jedną z
władz poznawczych duszy. Jest właściwą władzą poznawczą, przyjmującą treści
ogólne, wydobyte z wrażeń przez intelekt czynny. Jest władzą niesamodzielną w
istnieniu, zapodmiotowaną w duszy. Z tej racji nie może wykonać żadnej
czynności bez powiązania z duszą i z całą substancją ludzką. Czynności
poznawcze obu intelektów są więc powiązane także z czynnościami zmysłowymi
władz poznawczych. To powiązanie jest jednak tylko funkcjonalne, to znaczy
ilekroć działa intelekt, działają też władze zmysłowe, i odwrotnie ilekroć działają
poznawczo władze zmysłowe, pobudzone przez przedmiot poznawany, działają też
władze poznawcze umysłowe, czyli obydwa intelekty. Powiązanie funkcjonalne nie
świadczy o zależności przyczynowej. Intelekt jest w swych czynnościach
poznawczych niezależny od ciała i władz zmysłowych, ponieważ nie działa poprzez
określony organ zmysłowy. Z żadnym takim organem nie jest koniecznie związany.
Jest więc wewnętrznie niezależny od ciała, swoiście oddzielony, mimo że jest w
człowieku razem z duszą, jako jej władza poznawcza. Nie jest też tym samym, co
dusza. Gdyby intelekt był tym samym, co dusza, to byłby formą ciała i musiałby
poznawać, tak, jak poznaje organ cielesny człowieka, funkcjonujący dzięki
powiązaniu przez ciało z formą. W takiej sytuacji nigdy by intelekt nie mógł poznawać
ogólnie, to znaczy tworzyć pojęć i wykroczyć poza etap wrażeń i wyobrażeń,
które zawsze są szczegółowe. Tymczasem intelekt tworzy pojęcia ogólne. Jest
więc czymś innym niż organ cielesny i zmysłowa władza poznawcza, i czymś innym
niż forma ciała, czyli dusza. Arystoteles widział trudności w wytłumaczeniu
faktu pojęć ogólnych, ale na ich podstawie, stwierdzając ich obecność w
poznaniu ludzkim, doszedł do wniosku, że oprócz duszy istnieją w człowieku
różne od duszy umysłowe władze poznawcze, właśnie dwa intelekty, nie będące
formą ciała, czyli organów cielesnych, zdolne do samodzielnych czynności
poznawczych. I podkreślmy to, że Arystoteles przez intelekt „oderwany” rozumiał
nie intelekt oderwany od duszy lub od człowieka, lecz wewnętrznie niezależny od
organów cielesnych, swoiście od nich „oddzielony”. Z tej racji intelekty są w
swym działaniu poznawczym samodzielne, to znaczy niezależne od ciała i materii,
lecz funkcjonalnie powiązane przez duszę z człowiekiem. Są w człowieku razem z duszą,
jako jej dwie władze poznawcze, z których jedna jest bierna, druga czynna.
Gdyby intelekt był tylko jeden, to pod żadnym warunkiem nie mógłby być czynny,
ponieważ wpływałby na przedmiot i wynik poznania. Z powodu tego wpływu nie
moglibyśmy ująć granicy między rzeczami obiektywnie, niezależnie od nas
istniejącymi, a rzeczami przez nas pomyślanymi. Gdyby więc intelekt był tylko
jeden, musiałby być bierny, lecz wtedy w ogóle nie byłoby poznania, ponieważ
nie byłoby władzy, która wyodrębniałaby z wrażeń treści ogólne, dostępne
poznaniu intelektualnemu.
Poznanie
ludzkie jest więc zrozumiałe jako proces tylko wtedy, gdy przyjmie się obok
władz poznawczych zmysłowych istnienie także dwu intelektów, będących władzami
duszy, która razem z ciałem, jako jego forma, wyznaczająca odrębność bytu,
tworzy człowieka.
Teorię
dwu intelektów wypracował Arystoteles. Tomasz z Akwinu za Arystotelesem
powtórzył tę teorię. Dlaczego więc mówimy o Tomaszowej teorii dwu intelektów,
skoro jest ona powtórzeniem myśli Arystotelesa? Czy nie należałoby mówić raczej
wprost o arystotelesowskiej teorii dwu intelektów? Sprawa nie jest prosta. Św.
Tomasz owszem powtarza Arystotelesa, ale właśnie chodzi o to, jak go powtarza.
Wiemy, że
filozofowie tradycji arystotelesowskiej przyjmowali w człowieku istnienie
faktycznie jednego intelektu. Dla jednych był to intelekt o czynnej roli
poznawczej, dla innych był to intelekt bierny. Aby uniknąć uzależnienia
przedmiotu poznania od intelektu, filozofowie ci uważali intelekt, jako źródło
poznania, poza człowiekiem i wtedy dusza biernie przyjmowała udzielane jej
formy poznawcze, albo przypisywali intelektowi funkcje bierne, lecz wtedy
czynności poznawania wiązali z Bogiem, udzielającym intelektowi gotowych pojęć.
Najczęściej jednak Bóg spełniał rolę intelektu czynnego oświetlając rzeczy tak,
by ludzki intelekt bierny mógł w rzeczy dostrzec treści ogólne. Okazuje się
więc, że sprawa dwu intelektów nie była prosta i że zrozumienie Arystotelesa
nie przychodziło łatwo. Należy zapytać dlaczego tak było?
Można
sprawę wyjaśnić nawet historycznie. Historycy filozofii wiedzą66, że
po śmierci Aleksandra Wielkiego, który był uczniem Arystotelesa, nastąpiło
niepowodzenie szkoły perypatetyckiej. Złożyły się na to powody
ideologiczno-interpretacyjne, ale nie bez wpływu było tu powiązanie
Arystotelesa z Aleksandrem Wielkim i upadek idei Aleksandra. W każdym razie
niektórzy arystotelicy po śmierci Aleksandra Wielkiego opuścili Grecję.
Wywiezione przez nich teksty Arystotelesa znalazły się najpierw w Syrii, potem
w rękach Arabów z Bagdadu i Kordoby. Przetłumaczone z języka greckiego na
arabski weszły na warsztat uczonych średniowiecznych w tłumaczeniu z arabskiego
na łacinę. Tylko niektórzy uczeni średniowieczni korzystali z tekstów Arystotelesa
tłumaczonych wprost z greki na łacinę. Na większą skalę opracował teksty
Arystotelesa Albert Wielki, lecz właśnie według tych neoplatońskich
interpretacji, które wnieśli w tekst Arabowie, a po nich łacińscy tłumacze,
ukształtowani przez neoplatonizujący augustynizm. Oprócz wersji Alberta
Wielkiego funkcjonowały w średniowieczu interpretacje aleksandrystów i awerroistów
łacińskich. Najsilniejszy był wpływ awerroistyczny. Dla uczonych przed św.
Tomaszem, a i długo później, arystotelizm wprost utożsamiał się z awerroizmem.
Awerroes wyczytał w tekstach Arystotelesa teorię jednego intelektu, zresztą
oderwanego od duszy, spełniającego bierne i czynne funkcje poznawcze. Tę teorię
narzucił średniowieczu tak mocno, że wiele czasu upłynęło zanim św. Tomasz
zdołał przekonać o słuszności swojej recepcji arystotelesowskiej teorii dwu
intelektów i o prawdziwości tej teorii, potwierdzonej faktami, dającej
niesprzeczne wyjaśnienie procesu poznania i realistyczną teorię samodzielności
poznawczej człowieka.
Nie było
więc łatwo zrozumieć myśl Arystotelesa. Pojęli ją źle najwybitniejsi
filozofowie czasów przed św. Tomaszem. Nie wiadomo, czy udałoby się komuś
innemu tę myśl właściwie zinterpretować. Wiemy z historii filozofii, że
filozofowie nowożytni nie sięgali do tekstów greckich. Gdyby nie precyzyjna
analiza tekstów Arystotelesa, dokonana przez Tomasza z Akwinu, może dziś
znalibyśmy wyłącznie wersję Awerroesa, który tak sugestywnie przedstawił swoją
interpretację nie łatwej do zrozumienia myli arystotelesowskiej. Można więc
powiedzieć, że teorię dwu intelektów filozofia europejska faktycznie zawdzięcza
Tomaszowi z Akwinu. Wniosek z tych rozważań jest trochę historiozoficzny: gdyby
nie św. Tomasz, nie znalibyśmy arystotelesowskiej teorii dwu intelektów, albo
ujmowalibyśmy dziś intelekt tak, jak Awicenna i Awerroes, lub kierunki, oparte
na neoplatonizującym augustianizmie.
Św.
Tomasz zresztą formułując teorię bytu, poprawiającą tezy Arystotelesa przez
wyróżnienie porządku istnienia i porządku istoty, uzupełnił arystotelesowską
teorię poznania intelektualnego i stworzył podstawy dla możliwości
wytłumaczenia mechanizmu poznania istnienia. Arystoteles sprowadzał poznanie do
utworzenia pojęć. W tomizmie ujmuje się poznanie jako proces o wiele szerszy,
dotyczący także istnienia. Filozofowie nowożytni nie nawiązali do tej teorii,
ponieważ wybrali filozofie albo monistyczne, albo skrajnie empiryczne, czy
często racjonalistyczne. Dopiero w naszych czasach Maritain, Gilson i Krąpiec z
tomizmu, który był uprawiany dość werbalistycznie, wydobyli teorię dwu
intelektów. Ukazali też taką siłę tej teorii, że można i należy przede
wszystkim po nią sięgać, gdy staje się w obronie intelektu.
2.4. Istnienie intelektu duchowego według M. A. Krąpca
Precyzyjnie
i bardzo głęboko w książce pt. „Realizm ludzkiego poznania” O. Krąpiec
charakteryzuje proces zmysłowego poznania ludzkiego. Obraz etapów tego procesu
jest jasny, przekonywujący i pozwala ująć niezwykle wyraźnie różnicę między
poznaniem zmysłowym a umysłowym człowieka. Różnica między jednym a drugim poznaniem
wynika z faktu odrębnych skutków zmysłowego i umysłowego działania poznawczego.
Skutkiem poznania zmysłowego jest wyobrażenie, skutkiem poznania umysłowego
jest pojęcie. Wyobrażenie jest zawsze szczegółowe, jednostkowe i zawsze poprzez
to wyobrażenie władza poznawcza człowieka widzi te oto konkretne cechy przedmiotu.
Pojęcie natomiast jest zawsze ogólne i poprzez to pojęcie intelekt ujmuje
istotne treści rzeczy, samą jej naturę. Struktura wyobrażeń, jako czegoś
informującego o szczegółowej stronie rzeczy poznawanej, wskazuje na naturę
władzy, wytwarzającej wyobrażenia. Jest to więc władza szczegółowa, związana z
tej racji z ciałem. Struktura pojęć ogólnych, jako czegoś przekazującego
istotne treści poznawanego przedmiotu, wskazuje na przyczynę, zdolną do ujęcia
takich treści, na przyczynę więc niematerialno-duchową. A więc wyobrażenia i
pojęcia pozwalają rozróżnić zmysłowe i umysłowe władze poznawcze człowieka.
Porządek
władz zmysłowych i porządek władz umysłowych nie stanowią jednak dwu osobnych
sfer ontycznych lub poznawczych. Nie ma niesprowadzalnych do siebie porządków
aposteriorycznego i apriorycznego poznania, jak to sugerował Hume, a nawet
Kant, czy przed nim jeszcze Descartes. O. Krąpiec dowodzi tego rozwijając teorię
rozumu szczegółowego (zmysłowa władza konkretnego osądu, „vis cogitativa”),
jako terenu, na którym poprzez swoje działanie spotykają się strukturalnie
różne zmysłowe i umysłowe władze poznawcze. Nie ma dwu porządków poznania,
ponieważ działanie rozumu szczegółowego świadczy o jednym zmysłowo-umysłowym
procesie poznawczym. W rozumie szczegółowym następuje zetknięcie się działania
istniejącego intelektu z działaniem istniejącej rzeczy poznawanej, poznawczo
obecnej we władzach zmysłowych. W rozumie szczegółowym intelekt czynny dokonuje
przeróbki obecnych tam wrażeń na umysłową postać poznawczą. Intelekt
możnościowy na tym samym terenie ujmuje istnienie poznawanej rzeczy, „której
treść szczegółową przedstawia zmysł”. Intelekt łączy ujęcie tego istnienia z
reprezentowaną w zmysłach rzeczą uświadamiając człowiekowi, że poznane
istnienie tej szczegółowej rzeczy jest jej istnieniem, jako realizującej cechy
ogólne, czyli że jest istnieniem tej szczegółowej rzeczy jako szczegółowej67.
Istnienie bowiem „będąc samo w sobie czymś różnym od istoty i od materii, nie
potrzebuje samo w sobie być zdematerializowane, aby mogło być poznane. Wobec
tego oddziałując na człowieka, a ściślej mówiąc na jego zmysły, zarówno
zewnętrzne jak i wewnętrzne (w których nie jest poznane wprost jako istnienie,
lecz jako treść istniejąca), jest nadal czynne i swoją własną mocą oddziałuje
na intelekt poznawczy (intellectus possibilis). Ten, posiadają poznawcze
wrażenie istnienia, widzi je jako istnienie zrelatywizowane do konkretnej
rzeczy, której obraz (przedstawienie treści) mieści się w rozumie szczegółowym.
Dlatego też intelekt, zanim pozna treść tej rzeczy, zanim utworzy swoje pojęcie
o rzeczy i ujmie jej bytową, istotową (w jakimś sensie) strukturę, poznaje
realność tej rzeczy, poznaje istnienie ’tego oto’, które, będąc ‘tym oto’,
łączy się w poznawczym przedstawieniu rzeczy, znajdującym się w rozumie
szczegółowym”68.Intelekt więc czynny i możnościowy razem z władzami
zmysłowymi dokonują czynności poznawczych w rozumie szczegółowym, którego
działanie tłumaczy funkcjonalną łączność wszystkich władz poznawczych
człowieka, łączność zresztą tak bliską, że „w normalnej refleksji trudno nam
oznaczyć granicę poznania zmysłowego i początki poznania umysłowego”69.
Rozum szczegółowy jest więc w człowieku czynnikiem warunkującym realizm
poznawczy, usuwającym nieprzekraczalne bariery między poznaniem zmysłowym i
umysłowym, między aposterioryzmem i aprioryzmem. Władze zmysłowe i umysłowe co
do natury pozostają czymś różnym, ale w poznaniu występują wspólnie, zgodnie
zresztą z substancjalną jednością, którą stanowi dusza i ciało, składające się
na człowieka.
Problem
poznania zmysłowego, problem różnic między poznaniem zmysłowym a umysłowym, i
problem rozumu szczegółowego uzyskały w książce O. Krąpca sformułowania i
wyjaśnienia, które mogą zadowolić nawet bardzo wymagających specjalistów.
Teoria funkcji rozumu szczegółowego jest zresztą osiągnięciem na skalę światową
i precyzuje oraz poszerza ujęcia Maritaina i Gilsona w kwestii poznania i
istnienia.
O.
Krąpiec rozważa także działanie samego intelektu i na podstawie tego działania
dochodzi do stwierdzenia, że istnieją w duszy ludzkiej dwa intelekty.
Wyjaśnia,
że wszelkie poznanie jest aktem witalnym, a więc spontanicznym. Polega na
przyjęciu, czyli recepcji przedmiotów poznania, a nie na ich wytworzeniu. I zmysły
i intelekt są receptywne. Zakładają istnienie przedmiotu i mają możność
intencjonalnego „wchłonięcia” tego przedmiotu, a tym samym zrealizowania swojej
możności poznawczej. Receptywność to tyle, co bierność. Intelekt więc jest
bierny, a ponieważ nie znajduje się zawsze w akcie poznawania, jest więc w
możności poznania. Nazywamy go z tej racji intelektem możnościowym70.
Ten intelekt poznaje byty materialne. Faktem jest jednak to, że myśl jest w
swej strukturze niematerialna i że intelekt jest władzą receptywną. Materia
może działać tylko w ramach swej natury, a więc w warunkach „przestrzennych,
rozciągłościowo stycznych, czasowych, zmiennych i niekoniecznych”. Pojęcia
ogólne, wytworzone przez intelekt, wyrażają powszechność i konieczność. Z tego
wynika, że byty materialne nie działają wprost na intelekt. Gdyby przedmioty
materialne poznawczo determinowały intelekt, to intelekt poznawałby
szczegółowo. Jeżeli poznaje ogólnie, to znaczy, że sam jest czynny i że sam
wykrywa w bytach materialnych struktury niematerialne tworząc umysłowe formy
poznawcze. Jeżeli jednak intelekt w stosunku do przedmiotu swego poznania może
być tylko receptywny, jeżeli nie może wytwarzać przedmiotu swego umysłowego
poznania, a jednak poznaje treści ogólne, wydobyte z przedmiotów materialnych,
to obok intelektu możnościowego istnieje intelekt czynny71.
Stwierdzenie
istnienia dwu intelektów, z których jeden jest receptywny, a drugi czynny, i
opis działania tych intelektów, wyczerpują treść rozdziału, omawiającego strukturę
intelektu.
Samo
istnienie intelektu jest tematem osobnego rozdziału. O. Krąpiec stwierdza, że
„zasadniczym argumentem przemawiającym za istnieniem rozumu jako władzy różnej
od zmysłów jest istnienie pojęć ogólnych”72. Człowiek jest świadomy
istnienia w nim pojęć. Analiza wykazała, że struktura pojęć jest inna niż
struktura materii. Pojęcia poza tym stają się. To, co się staje, musi mieć
przyczynę, proporcjonalną do tego, czym jest. Przyczyną pojęć jest więc
materia. Jest nią duchowy intelekt. I po omówieniu wielu innych, pokrewnych
argumentów, O. Krąpiec dodaje, że „fakt istnienia rozumu jako poznawczej władzy
pozazmysłowej jest czymś niewątpliwym”73.
Wykazując
istnienie duchowe intelektu O. Krąpiec nie rozważa jednak tak ważnej sprawy,
jaką jest różnica między czymś niematerialnym a czymś duchowym. Z faktu
niematerialności pojęć wyprowadza więc wniosek albo o niematerialności
intelektu, albo wprost o jego duchowości. Wydaje się, że niematerialność
intelektu jeszcze nie świadczy o jego duchowości. Na podstawie niematerialności
pojęć ogólnych można dojść do istnienia duchowego intelektu. I taka jest myśl
O. Krąpca. Faktycznie jednak operując terminem „niematerialność”, który w
książce jest równoznaczny z terminem „duchowy” O. Krąpiec nie ujmuje sprawy dość
precyzyjnie. Poza tym dowodzi istnienia intelektu w ogóle, jak gdyby jednego
intelektu,
a rozróżnienie dwu intelektów wiąże ze sprawą struktury intelektu. Wydaje się,
że wyróżnienie dwu intelektów, dwu zresztą osobnych władz duchowych, nie może
stanowić problemu struktury intelektu, lecz problem istnienia intelektu.
Struktura intelektu, to zagadnienie, w którym należy określić elementy
konstytutywne dwu osobnych władz poznawczych. Jako dwie osobne władze,
intelekty te, zresztą zewnętrzne w stosunku do natury duszy, muszą mieć swoje
istnienie i swoją istotę, skoro są czymś realnym i różnym od duszy.
Receptywność i czynność, jak zresztą podkreśla O. Krąpiec, charakteryzują
stosunek intelektów do ich przedmiotu poznania, a nie ich naturę 74 .Co więc
stanowi naturę intelektu, co ją konstytuuje? Czym jest intelekt, jakiego
rodzaju bytem? Jak łączy się z duszą? Jest władzą, a więc swoistą właściwością
duszy. Nie należy do istoty duszy. Czy dusza jest przyczyną jego duchowości,
czy intelekt wyznacza duszy jej duchowy charakter?
Można
więc postawić wiele pytań z zakresu problemów struktury intelektu. Takich pytań
O. Krąpiec wyraźnie nie stawia i nie podejmuje. Problem więc struktury intelektów
jest w dalszym ciągu nie podjęty. Spróbujmy w następnym paragrafie dać próbę
teorii natury intelektu, czyli omówić jego strukturę.
Po
rozważeniu opinii, przybliżających problem intelektu lub rozwiązujących problem
niewłaściwie ze względu na powiązanie teorii intelektu z filozofią monistyczną
lub idealistyczną, należy teraz w ramach ujęć pluralistycznych i filozoficznego
realizmu egzystencjalnego odpowiedzieć na pytanie, czym jest intelekt lub czym
są dwa intelekty człowieka. Odpowiedź na to pytanie jest równoznaczna z opisem
struktury intelektów, ich metafizycznej budowy. Określenie struktury
intelektów, wykrycie elementów, które konstytuują intelekt, a więc sprawiają,
że intelekt jest intelektem, prowadzi do wykrycia natury intelektu. Pytanie
więc o strukturę intelektu jest pytaniem o jego naturę.
Dla
jaśniejszego ujęcia sprawy pozbierajmy najpierw to, co wiemy o obu intelektach.
Na podstawie różnicy między wrażeniami lub wyobrażeniami a pojęciami ogólnymi
dochodzimy do wniosku, że wrażenie powstaje w wyniku działań zmysłowych władz
poznawczych, zależnych w istnieniu od materialnego ciała, a pojęcia ogólne są wytwarzane
przez niematerialne władze poznawcze i wewnętrznie niezależne w istnieniu od
niematerialnego ciała, czyli duchowe. Jeżeli bowiem w wyniku procesu poznawczego
ludzi powstają wytwory niematerialne, to istnieje ich niematerialna przyczyna.
W odniesieniu do pojęć ogólnych ta przyczyna nie może być tylko niematerialna.
Niematerialne bowiem nie bytuje samodzielnie, lecz zawsze w genetycznym
powiązaniu z jakąś swoją materialną przyczyną i w działaniu od natury tej
przyczyny zależy, czy działa na miarę tej natury. Ponieważ pojęcia ogólne nie
mogą być wytworzone przez materię, muszą być wytworzone, skoro są, przez coś,
co istnieje niezależnie od materii, a więc samodzielnie i w sensie genetycznym
i w sposób, który nie wyklucza zależności funkcjonalnej od ciała,
konstytuującego wraz duszą człowieka. Pierwsza odpowiedź byłaby taka, że tą
samodzielnie bytującą przyczyną pojęć jest dusza. Wiemy jednak, że taka
odpowiedź, prezentowana już przez Platona, Augustyna, Descartesa, nie jest
dokładna. Wyklucza bowiem z procesu poznania albo udział władz zmysłowych, albo
prowadzi do teorii czynnego działania poznawczego duszy, co w ogóle przekreśla
poznanie, które musi być receptywne, jeżeli się chce uniknąć idealizmu. Przede
wszystkim jednak przypisuje duszy nie tylko genetyczną samodzielność, lecz
samodzielność pełną, jako gatunkowo odrębnego bytu, który wobec tego nie może z
ciałem stanowić substancjalnej jedności. Z analizy ludzkiego procesu
poznawczego wynika, że dusza działa poprzez władze poznawcze. Władza poznawcza
duszy nie może być tylko jedna, ponieważ znowu musiałaby być czynna, czyli
musiałaby tworzyć sobie treści umysłowo poznawcze, co przekreśla receptywność,
jako warunek realistycznego i obiektywnego poznania, i co znowu grozi
idealizmem. Istnieją więc dwie władze poznawcze duszy, które nazywamy
intelektami. Intelekt możnościowy, całkowicie receptywny, mogący poznawać
treści ogólne i intelekt czynny, wyodrębniający te treści z wrażeń
szczegółowych. W sumie więc wiemy, że istnieją w człowieku, zapodmiotowane w
duszy dwa duchowe intelekty i że nie są tym samym co dusza. Różnią się od duszy
realnie.
Przyjmując
tę realną różnicę między duszą a intelektami niektórzy filozofowie twierdzili,
że intelekty bytują wewnątrz duszy ludzkiej, jako jej siły. Teoria taka jest
nie do przyjęcia. Jeżeli przez określenie „wewnątrz duszy” rozumie się jej
naturę, to w żadnym wypadku intelekty nie mogą stanowić elementu tej natury, bo
wtedy działałyby poprzez naturę duszy w taki sposób, że poznawałaby sama dusza,
pobudzana przez swe elementy składowe. Elementy duszy nie mogą zresztą działań
na własną rękę. Nie byłoby bowiem wtedy duszy, jako bytu o wewnętrznej jedności.
Byłaby to tylko suma samodzielnych składników. Tymczasem dusza jest bytem
samoistnie spójnym. Intelekty nie mogą stanowić natury duszy, także dlatego, że
nie różniłyby się od duszy. Gdyby mimo to przyjęło się, że działają poprzez
naturę duszy (Albert Wielki), to trzeba by uznać albo ich samodzielność w istnieniu,
lecz wtedy dusza przestaje być duszą duchową, czyli w istnieniu niezależną od
materii, a staje się formą wyłącznie niematerialną i automatycznie zależną
genetycznie od materii (Awerroes), albo trzeba by odrzucić zmysłowe poznanie
ludzkie, jako konieczny etap w uzyskaniu pojęć (Platon, Augustyn) i uznać
człowieka za wyłącznie duchową rzecz myślącą. Z doświadczenia jednak i z analiz
filozoficznych wiemy, że człowiek jest złożony z duszy i ciała, że stanowi wewnętrzną
jedność tych czynników, że proces poznania jest zmysłowo-umysłowy. Jeżeli tak
jest, to intelekty nie bytują wewnątrz duszy, lecz poza jej naturą, w jakiś
sposób na zewnątrz duszy ludzkiej, ale w obrębie człowieka.
Zanim
zapytamy o sposób tego bytowania na zewnątrz duszy ludzkiej, rozważmy jeszcze
od innej strony sprawę duchowości intelektów. Arabowie i Platon twierdzili, że
intelekty ze swej natury są duchowe i one udzielają duchowości duszy ludzkiej.
Taka teoria zakłada, że intelekty wobec tego istnieją, wcześniej niż dusza, z
czego wynika, że istnieją samodzielnie. Jeżeli istnieją samodzielnie, to nie
należą do człowieka. Według tez tomistycznych żadna przypadłość ani żaden
element bytu nie może mieć wewnątrz bytu zupełnie samodzielnego bytowania.
Takie bytowanie przekreśla wewnętrzną jedność bytu i jego złożenie, a zakłada z
kolei paralelne współistnienie dwu bytów (np. u Descartesa ciała i duszy, u
Arabów duszy i intelektów). Według tomizmu ani ciało, ani dusza nie są
substancjami gatunkowo zupełnymi, mimo że różnią się strukturalne. Stanowią
jednego człowieka, w którym zachowują swoje różne natury i w którym dusza jest
czymś w sobie niezależnym od ciała, czymś swoiście samodzielnym, samodzielnością
genetycznie powiązaną wprost z przyczyną duchową, co nie wyklucza
konstytuowania człowieka, jako bytu samodzielnego w istnieniu, złożonego ze
współistniejących dwu elementów, właśnie duszy i ciała, tworzących istotę
istniejącą. Znaczy to, że ciało nie jest przyczyną duszy, ale ani dusza ani
ciało nie są bytami dla siebie. Dusza nawet po śmierci człowieka, ponieważ jako
duchowa nie ginie, jest wewnętrznie nastawiona na ciało i to nastawienie różni
ją od aniołów i innych dusz. To nastawienie na ciało, z którym tworzy
człowieka, stanowi swoistą miarę duszy („commensuratio”), jej rangę ontyczną i
cały sens jej bytowania. Mówiąc więc o samodzielności duszy w istnieniu mamy na
myśli jej wewnętrzną i genetyczną niezależność od materii, a nie jej oderwanie
od ciała, z którym tworzy człowieka. Z rozważań tych wynika, że intelekty nie
wnoszą w duszę duchowości, a więc nie one wyznaczają naturę duszy duchowej.
Może więc być jedynie odwrotnie. Dusza ludzka, z natury swej duchowa, posiada
także duchowe intelekty, jako swe władze poznawcze, nie bytujące samodzielnie,
lecz ściśle z nią powiązane. Bytują one na zewnątrz duszy, to znaczy nie
stanowią jej natury, ani w tej naturze nie przybywają, jako samodzielne siły, i
od duszy otrzymują swój duchowy charakter.
Wynika z
tego dalsze zagadnienie, mianowicie: na czym polega istnienie intelektów
zewnątrz duszy, i skoro są czymś od niej różnym, w jaki sposób są z duszą powiązane?
Poszukajmy
odpowiedzi najpierw na pytanie, czym różnią się intelekty od duszy? Jeżeli są
różne i aby były różne od duszy, muszą mieć odrębną strukturę. Jak każdy byt
mają więc swoje istnienie i swoją istotę. Wiemy jednak, że nie mogą być
oderwane od duszy, nie mogą mieć samodzielnego istnienia. Muszą tkwić w duszy i
oczywiście z zewnątrz. Są więc jakoś zapodmiotowane w duszy. W terminologii
tomistycznej byty istniejące samodzielnie nazywają się substancjami, a byty
istniejące w czymś, w jakimś podłożu, nazywają się przypadłościami. Intelekty
więc z racji tkwienia w duszy są jej koniecznymi właściwościami
(przypadłościami). Intelekty różnią się od duszy tak, jak przypadłości różnią
się od substancji.
2.5.1. Pogląd Tomasza z Akwinu
Tomasz z
Akwinu najpierw wyjaśnia, że dusza jest formą ciała, a więc czymś, co sprawia,
że człowiek jest aktualnie człowiekiem. Dusza więc jest aktem ciała i sprawia,
że ciało, przyjmujące ten akt, a więc mogące go przyjąć, czyli będące w
możności, stało się wraz z formą aktualnie człowiekiem. Gdyby intelekt był
duszą, to byłby też aktem i musiałby spełniać bez przerwy swe funkcje, musiałby
wciąż aktualnie poznawać. Tymczasem intelekt wciąż nie poznaje, jest tylko
zdolny do poznawania, a niekiedy spełnia swe funkcje. Nie jest więc aktem, nie
jest z tej racji duszą, lecz możnością poznania, władzą możnościową75.
Intelekt
możnościowy, jako możnościowy, jest nastawiony na to, że zaktualizuje go
odpowiedni akt. A więc jego naturę pozwala nam odkryć akt, ku któremu zmierza.
Tym aktem, tym czymś, co aktualizuje intelekt możnościowy, jest czynność
poznawania, wywołana przez narzucenie się intelektowi treści ogólnych rzeczy,
poznawanej zmysłami. Ta treść ogólna określa nam więc naturę czynności
poznawczych, a tym samym naturę intelektu możnościowego76.Razem z
intelektem czynnym intelekt możnościowy jest władzą, zdolną do ujęcia treści
ogólnych. A tę zdolność otrzymuje od duszy. Dusza bowiem, jako substancja, co
do natury jest wcześniejsza od przypadłości i z tej racji udziela swej
przypadłości bytu i charakteru77. Dzięki więc duchowości duszy
intelekty są duchowe. I jeżeli nie są tym samym, co dusza, to muszą być
przypadłościami, tkwiącymi w duszy i będącymi źródłem (możnością) działania
poznawczego78. Jeżeli coś nie istnieje samodzielnie, a istnieje, to
wobec tego istnieje w czymś. Tak właśnie istnieją przypadłości.
S.
Swieżawski komentując tę kwestię dodaje, że można być czymś w możności dwojako:
w sposób bierny (możność bierna), i w sposób czynny (możność czynna), który
jest zdolnością do wykonywania aktów. Intelekty więc tkwiące w duszy, jako jej
właściwości są bytami realnymi, ale możnościowymi. Dodajmy od siebie, że wobec
tego intelekty, jako władze duszy, są jej koniecznymi przypadłościami, zdolnymi
do wykonywania czynności i wykonują te czynności, gdy spowoduje to przedmiot
poznania. W stosunku do tego przedmiotu intelekt receptywny jest bierny,
intelekt czynny natomiast jest aktywny. Same w sobie, w swojej naturze obydwa
intelekty, podkreślmy to, są zdolnością do poznawania. Ich natura w stosunku do
czynności poznania, wywołanej przedmiotem, ma się jak możność do aktu. W
stosunku do duszy, która jest ich podłożem, są aktami. Arystotelesowska,
przyjęta przez św. Tomasza teoria aktu i możności tłumaczy powiązanie
intelektów z duszą79.
Z
wyjaśnienia św. Tomasza i komentarza S. Swieżawskiego wynika, że intelekty są
władzami duszy, to znaczy swoistą zdolności, czyli możnością poznawania. Ta
możność realnie różni się od duszy tak, jak przypadłość różni się od
substancji. A powiązanie przypadłości z substancją, powiązanie więc intelektu z
duszą da się wyjaśnić stosunkiem, jaki zachodzi między możnością i aktem.
Intelekt jest aktem, dusza możnością, czyli czymś, co może przyjąć intelekt, i dać
się poinformować o treści rzeczy poznawanych. W relacji do duszy intelekty są
aktami, same w sobie są bytami możnościowymi, aktualizowanymi przez czynność
(akt) poznania, wywołaną przedmiotem poznawanym.
Św.
Tomasz odpowiada więc na pytanie, czym różnią się intelekty od duszy i na
pytanie, w jaki sposób są powiązane z duszą. Od duszy różnią się swą naturą
przypadłości, a wiążą się z duszą jak akt z możnością. Rozumiemy to w tym
sensie, że intelekty i dusza są takimi bytami, które bez siebie nie mogą istnieć,
że intelekty są właściwościami duszy, bez których dusza byłaby pozbawiona
możności poznania. A poznanie umysłowe właśnie ją różni od innych bytów i
wskazuje na jej duchowość.
Jeżeli
jednak intelekty są przypadłościami, a więc realnymi bytami, to są, jak każdy
byt, powtórzmy to, złożone z istnienia i istoty. Istnienie przypadłości jest
zależne od istnienia substancji, tkwi w niej. To już wiemy. Ale z
dotychczasowych rozważań nie wynika jeszcze jasno sama struktura istoty
intelektu. Co składa się więc na istotę intelektu? Co go konstytuuje? I co
różni jego istnienie od istnienia duszy? Te pytania należy także podjąć, żeby
sprawę wyjaśnić możliwie do końca.
2.5.2. Elementy konstytutywne intelektów
2.5.2.1. Przypadłościowe
istnienie intelektów
Istnienie
każdego bytu, a więc istnienie także intelektu, jest czymś niezłożonym, co
nazywamy aktem. Akt jest zawsze aktem czegoś, aktem więc zespołu cech, którym
udziela realności. Istnienie intelektu daje intelektowi realność. Intelekt więc
jest realny, różny od duszy, ale nie jest w istnieniu samodzielny. Byty, które
istnieją samodzielnie, lecz nie w sposób konieczny, to znaczy taki, że nie mogą
utracić istnienia, byty więc samodzielnie istniejące, które mogą utracić
istnienie, nazywamy substancjami. W nich właśnie bytują te byty, które nie
istnieją samodzielnie. Intelekt nie ma samodzielnego istnienia, bytuje więc w
duszy. Dusza jest ostatecznym podłożem intelektu, ponieważ nie możemy przyjąć
nieskończonej ilości podmiotów, w których tkwi przypadłość.
Intelekt,
zbudowany z istnienia i istoty, tkwi w duszy, jako swym podłożu, a oderwany od
niego ginie. Stanowiąc zresztą konieczną właściwość duszy nie może być od niej
oderwany. Istnienie intelektu jest jego własnym istnieniem, ale zależnym od
istnienia duszy. Istnieje tylko wtedy, gdy istnieje dusza. Jest to więc
istnienie swoiście drugorzędne, które nazywamy istnieniem przypadłościowym.
Gdyby było istnieniem samodzielnym, nie różniłoby się od istnienia substancji.
Różni się od tego istnienia, jest niesamodzielne, zależnie od istnienia
substancji i jest przede wszystkim realne.
Gdybyśmy
odrzucili istnienie przypadłościowe intelektu, to musielibyśmy odrzucić zmiany,
dokonujące się w substancji, czyli w duszy, tym razem zmiany, polegające na
zdobywaniu wiedzy. Gdyby dusza nie nabywała zmian przypadłościowych, to mogłaby
się zmienić tylko substancjalnie. Wtedy jednak przestałaby być sobą. Zmieniając
swą istotę, stawałaby się czymś innym. Tymczasem dusza pozostaje duszą, zmienia
się przypadłościowo, bo nabywa wiedzy, a więc istnieją w niej zmiany
przypadłościowe, polegające na bogaceniu poznania dzięki intelektowi. Gdyby
poza tym żaden byt nie miał przypadłości, czyli cech drugorzędnych, miałby
tylko cechy istotne. Intelekt chwyta poznawczo te cechy. Ale wtedy istniałoby
tylko poznanie umysłowe, jako ujęcie treści ogólnych. Tymczasem wiemy z
doświadczenia, że istnieje poznanie, którego wynikiem są szczegółowe wrażenia i
wyobrażenia, będące poznawczym ujęciem cech drugorzędnych, czyli przypadłości.
Istnieją więc przypadłości w rzeczach. Istnieje też przypadłościowy w swym
istnieniu intelekt, który wzbogaca duszę wiedzą, powoduje w niej zmiany, w
wyniku których dusza nie przestaje być sobą.
Intelekt
więc istnieje dzięki swemu własnemu, przypadłościowemu, czyli niesamodzielnemu
istnieniu. Intelekt więc tak istnieje, że to raczej dusza posiada jego istnienie80,
które razem z istotą udziela duszy zdolności do zmian, wywołanych poznawaniem
rzeczy. Istnienie w każdym z dwu intelektów strukturalnie jest takie same.
2.5.2.2. Treść istoty intelektów
Istota
intelektu, jako przypadłościowa, jest także niedoskonała w tym sensie, że
zależy od duszy. Na istotę więc intelektu składa się otrzymana od duszy
duchowość, która tym różni się od duchowości duszy, że jako do niej należna,
jest podporządkowana tej duchowości. Ma swoistą „commensuratio” w stosunku do
duchowości duszy. Znaczy to, że miarą i źródłem duchowości intelektu jest tą
właściwością, konieczną przypadłością, tkwiącą w duszy zewnętrznie, która w
swej istocie jest zdolna przyjąć treści poznawcze przedmiotu poznawanego. W
istocie intelektu możemy więc wyróżnić trzy elementy:
1) otrzymywanie duchowości,
2) duchowość więc zależną, której miarą
jest duchowość duszy,
3) zdolność do przyjęcia treści ogólnych,
czyli przypadłościową możność duszy podlegania zmianom poznawczym (dotyczy
istoty intelektu możnościowego) lub zdolność do wydobywania treści ogólnych ze
szczegółowych materiałów poznawczych, dostarczonych przez zmysły (dotyczy
istoty intelektu czynnego).
Na istotę
intelektu, jako bytu duchowego, nie posiadającego materii składa się więc sama
forma. Cechuje ją, gdy istnieje, zdolności do przyjmowania lub wykrywania
treści ogólnych. Jest to ten sam typ formy, co i w duszy z tą jednak różnicą,
że forma intelektu jest swoiście zindywidualizowana (commensurata) przez
uzależnienie od duchowości tej oto duszy, której jest przypadłością w całej
swej istocie i istnieniu.
2.5.2.3. Powiązanie
intelektu z duszą
Złożony z
niesamodzielnego istnienia i istoty, ukonstytuowanej z formy, która jest
„commensurata”, intelekt, jako przypadłość, łączy się z duszą, także złożoną z
istnienia i istoty, będącej formą, zrelatywizowaną do konkretnego ciała
ludzkiego, z którym tworzy samodzielnego w istnieniu człowieka, czyli
substancję zupełną. Dusza w człowieku nie istnieje gatunkowo samodzielnie, mimo
że jest zdolna do rozłączenia z ciałem do samodzielnego istnienia. Stanowi więc
substancję niezupełną. Ciało w ogóle nie jest substancją, lecz zespołem różnych
substancji, poddanych swej jednej formie, czyli duszy.
Powiązanie
między intelektem a duszą św. Tomasz wyjaśnia zależnością, jaka zachodzi między
aktem i możnością. Jest to zależność tego typu, że jeden element nie istnieje
realnie bez drugiego, że tylko razem stanowią całość. Wyjaśnienie to jednak nie
jest precyzyjne. Wiadomo bowiem, że akt i możność stanowią zawsze jeden byt.
Tymczasem dusza i intelekt są dwoma odrębnymi bytami, mimo że intelekt jest
konieczną właściwością duszy. Intelekt nie istnieje bez duszy i dusza nie
istnieje bez intelektu. Nie stanowią jednak substancjalnej jedności. Powiązanie
intelektu z duszą musi więc różnić się od powiązania między aktem i możnością.
Aby tę różnicę znaleźć należy rozważyć naturę powiązania, które zachodzi między
duszą i intelektem. To powiązanie jest realne, a więc stanowi swoistego rodzaju
byt, nazywany relacją.
Przez
relację rozumie się taki byt, którego istotę stanowi odnoszenie się lub
przyporządkowanie do czegoś drugiego. Jest to zawsze przyporządkowanie do dwu
bytów, między którymi relacja istnieje. Można więc powiedzieć, że intelekt
łączy się z duszą przy pomocy relacji lub poprzez relację, ponieważ intelekt
jest przyporządkowany duszy. Mówiąc inaczej między intelektem a duszą lub w
intelekcie i w duszy istnieje łącząca je relacja. Należy ona niepodzielnie do
realnego intelektu i realnej duszy. Sama z natury swej, jako odnoszenie się do
czegoś, jest też przypadłością. Jej podmiotem, a więc tym, w czym tkwi, jest
intelekt. Jej kresem, a więc tym, do czego odnosi całą swą istotę i cały swój
byt, jest dusza. Skoro intelekt nie można określić bez istniejącej duszy i
skoro intelekt bez duszy nie istnieje, jest więc wobec duszy w realnej relacji.
Intelekt całą swą bytowością wyraża („dicit”) przyporządkowanie do duszy.
Relacja, która polega na wyrażeniu zależności od czegoś, nazywa się właśnie
relacją wyrażającą („secundum dici” ze względu na to, że wyraża). Jeżeli jest
to relacja między realnymi bytami, sama też jest realna. Z tej racji stanowi
grupę tak zwanych relacji koniecznych nie transcendentalnych, czyli takich,
które modyfikują sposób istnienia realnej kategorii bytu. Intelekt należy do
kategorii przypadłości. Relacja konieczna nietranscendentalna, zawsze zresztą
realna, modyfikuje intelekt, zmienia go tak, że całym swym bytem jest
przyporządkowany do duszy, którą doskonali w porządku wiedzy. Intelekt więc,
powiązany z duszą poprzez relację wyrażania zależności swego bytu od realnej
duszy, jest z nią powiązany relacją konieczną nietranscendentalną, wyznaczającą
istnienie intelektu w sposób istotny, czyli prowadzący do wzajemnego
odniesienia się do siebie kresów relacji, a więc intelektu i duszy, na zasadzie
przyczynowego powiązania sprawczego. Dusza bowiem jest bezpośrednią, choć nie
ostateczną, przyczyną sprawczą intelektu. Nie udziela intelektowi istnienia
sama w sobie. Nie jest przyczyną sprawczą pierwszą. Jest jednak aktualną
przyczyną drugą, zależną w działaniu sprawczym od przyczyny sprawczej pierwszej
i ostatniej. Jest przyczyną sprawczą duszy w tym sensie, że uzależnia od samego
istnienia istnienie intelektu, że intelekt istnieje tylko wtedy, gdy istnieje
dusza. Dusza jest przyczyną sprawczą intelektu w tym sensie, w jakim akt jest
przyczyną możności. Akt urealnia możność, dusza urealnia intelekt. Pierwszą
przyczyną sprawczą duszy i intelektu jest Bóg, ale dusza aktualizuje istnienie,
tak jak akt formy aktualizuje materię, mimo że są realne tylko wtedy, gdy
znajdują się pod realnym istnieniem. Trzeba przyjąć to odnoszenie się do siebie
duszy i intelektu w porządku przyczynowania sprawczego, ponieważ nie może to
być powiązanie w porządku przyczynowania formalnego. Przyczyna formalna jest
wewnątrz bytu. Dusza więc musiałaby być wewnątrz intelektu, co jest absurdem.
Nie jest to też powiązanie wzorcze, bo intelekt nie tyle wzoruje się na duszy,
ile realnie zależy od niej w istnieniu otrzymując przez duszę istnienie i
duchowość, stworzone przez Boga jednocześnie w duszy i w intelekcie.
Posługując
się już samymi terminami technicznymi można powiedzieć, że intelekt jest
powiązany z duszą poprzez konieczną nietranscendentalną relację wyrażania
zależności („secundum dici”), relacją realną i istotną w porządku
przyczynowania sprawczego. Jest to poza tym relacja jednostronna, to znaczy, że
intelekt wszystko, czym jest, zawdzięcza duszy, podczas gdy dusza nie
zawdzięcza intelektowi wszystkiego, czym jest. Dzięki intelektowi poznaje, ale
nie otrzymuje od niego swej natury. Intelekt natomiast całą swą naturę
zawdzięcza duszy. Zresztą nie w tym sensie, że otrzymuje od niej istnienie jako
od pierwszej przyczyny sprawczej, lecz że bytuje na miarę i na sposób duszy,
jako jej konieczna właściwość. Dusza uzależnia istnienie i istotę intelektu od
siebie. Jest to uzależnienie realne, konieczne nietranscendentalne, zupełne,
istotne, lecz jednostronne w tym sensie, że intelekt całą swą bytowością jest
powiązany z duszą.
Relacja
więc jest ważnym rodzajem bytu, ponieważ tłumaczy związki między bytami lub
składowymi częściami bytu. Problem relacji występuje oczywiście tylko w filozofii
pluralistycznej, przyjmującej złożenie w bycie. Bez relacji, bez tego rodzaju
bytów nie byłoby możliwe powiązanie czynników konstytuujących byt. Bez relacji
musiałyby te czynniki istnieć odrębnie, a tym samym samodzielnie. Intelekt
musiałby być oderwany od duszy, dusza nie mogłaby związać się z ciałem.
Istniałyby tylko substancje, jak chciał Descartes, lub tylko elementy, jak
ujmował to Mach i Avenarius. Odrzucenie realności relacji powoduje te
konsekwencje. Awicenna i Awerroes nie mogli uzasadnić związania intelektów z
duszą, jeżeli nie przyjęli realności, jako realnego bytu, wiążącego czynniki
wewnątrzbytowe lub przypadłości z substancją.
Relacja
więc pozwala na realne związanie intelektów z duszą. Związanie to jest sensowne
oczywiście na terenie pluralistycznego realizmu egzystencjalnego. Widzieliśmy
jednak poprzednio, że za słusznością tej filozofii przemawia wiele argumentów,
podczas gdy monistyczne i idealistyczne rozwiązania prowadziły do wielu
sprzeczności. Trzeba więc było odrzucić monizm i idealizm.
2.5.3. Zestawienie natury intelektów
Obydwa
intelekty są bytami z grupy przypadłości, nazywanych właściwościami. Obydwa są
duchowe, złożone z istnienia i istoty. Swoją duchowość otrzymują od duszy na
drodze przyczynowania sprawczego w ten sposób, że dusza przyporządkowuje je
sobie. Stają się przez to jej możnością działania poznawczego. Istnieją z
zewnątrz duszy, nie w jej istocie. Można powiedzieć, że to właściwie dusza ma
ich istnienie i dusza modyfikuje formę, stanowiąc ich istotę. Ta forma z racji
swoistej zależności od duszy jest na miarę duszy (commensurata) i jest zdolna,
gdy istnieje realnie, przyjmować lub wykrywać treści poznawcze. Jest wtedy
formą albo intelektu możnościowego, albo czynnego. Stanowiąc byt niesamodzielny
i w istocie i w istnieniu intelekty są z duszą powiązane na zasadzie relacji,
która wyraża zależności intelektu od duszy, zależność całkowitą, istotną,
realną, jednostronną i konieczną transcendentalną, czyli wyznaczającą zależny
od duszy sposób istnienia i istotę intelektu, stanowiącego przypadłość duszy.
2.6. Terminy określające intelekt
Tomasz z Akwinu
stwierdza, że pomiędzy władzami intelektualnymi „nie może zachodzić żadna inna
różnica, jak tylko rozróżnienie intelektu możnościowego i czynnego”81.
Realnie więc istnieje tylko intelekt możnościowy i intelekt czynny.
Nazwę
„intelekt” przyjmujemy od oznaczenia tej duchowej przypadłości, dzięki której i
w której dusza ujmuje wprost prawdę umysłową. Intelekt, który jest zdolny
przyjąć treści umysłowe, z racji tej zdolności przyjmowania nazywa się
intelektem możnościowym. Intelekt, który jest zdolny wydobyć te treści ze
„species” zmysłowej, z racji tej zdolności wykrywania treści umysłowych nazywa
się intelektem czynnym. Termin „intelekt” określa więc naturę umysłowych władz
poznawczych, terminy „intelekt możnościowy” i „intelekt czynny” określają
rodzaj działania władzy poznawczej i jej stosunek do przedmiotu poznania.
Nazwą
„rozum”, często używaną, określamy intelekt także ze względu na jego działanie.
Intelekt nie tylko i nie zawsze ujmuje wprost treści umysłowe, lecz także i to
bardzo często przechodzi od jednych treści poznawczych, zestawionych w sądy, do
drugich, by odkryć prawdą umysłową. Tę czynność przechodzenia z przesłanej do
wniosku, czynność łączenia sądów w tok rozumowania, nazywamy rozumowaniem, a
intelekt spełniający tę czynność rozumem. (Nie należy z tym terminem łączyć
innego, podobnego terminu, mianowicie „rozum szczegółowy”, który jest władzą
zmysłową. „Rozum” bez bliższego określenia oznacza zawsze intelekt, dokonujący
rozumowania).
Nazwa
„umysł” odnosi się do całości władz i działań duchowych człowieka zarówno
poznawczych (intelekty) jak i pożądawczych (wola). Oznacza więc całe duchowe
życie człowieka, nazwane stąd życiem umysłowym. Życie umysłowe to więc nie
tylko działanie poznawcze człowieka, lecz także działanie pożądawcze na poziomie
duchowym. Termin ten pochodzi z tradycji augustyńskiej.
Oprócz
tych najważniejszych terminów, wśród których jeden, mianowicie „intelekt”
oznacza naturę władzy poznawczej, podczas gdy inne, jak „możnościowy”,
„czynny”, „rozum”, „umysł”, oznaczają sposób poznawczego działania intelektów,
św. Tomasz wyróżnia jeszcze inne terminy, określające zresztą wciąż działanie
intelektów. Mówi o pamięci, jako zdolności intelektu do przechowywania pojęć i
o inteligencji, jako o akcie myślenia, czyli czynności aktualnego ujmowania
treści poznawczych. Za św. Augustynem zwraca uwagę na rozróżnienie rozumu
wyższego, zajmującego się sprawami Boskimi i rozumu niższego, ujmującego sprawy
ziemskie. Często określa intelekt terminem „świadomość”, co oznacza refleksję
intelektu nad własnymi aktami poznawczymi. Do intelektu odnosi się też niekiedy
nazwy, określające sprawność intelektu, takie jak mądrość, wiedza, sumienie. Te
ostatnie rozróżnienia wiążą się z działaniem teoretycznym lub praktycznym
intelektu. Termin „intelekt teoretyczny zwraca uwagę, że można poznawać dla
samego poznania, termin „intelekt praktyczny” wskazuje na stosowanie
teoretycznej wiedzy w postępowaniu ludzkim i wytwarzaniu.
2.7. Teoria duszy rozumnej i teoria osoby
Chodzi tu
tylko o stwierdzenie, że na podstawie skutków poznawczej działalności
człowieka, którymi są pojęcia jako sposób ujmowania przez intelekt treści
ogólnych przedmiotu, dochodzimy do przekonania o istnieniu duchowym władz
poznawczych, będących przypadłościami duszy ludzkiej. Duchowe władze poznawcze,
jako przypadłości, całą swą realność zawdzięczają duszy. Ostatecznie więc dusza
poprzez swe władze umysłowo poznaje. Tworzy pojęcia, łączy je w sądy, stwierdza
prawdę, wydobywa z przesłanek wynikające z nich wnioski, dowodzi, odkrywa
problemy, w sumie kieruje poznaniem i działaniem ludzkim. Czynność łączenia
sądów w taki sposób, by wynikały z nich nowe, niejasne dotąd lub nieznane nam
prawdy, nazywa się właśnie rozumowaniem. Te rozumowania przeprowadza więc
dusza, dzięki działaniu poprzez swoje intelekty, stykające duszę z treścią
poznawanych zmysłami przedmiotów materialnych. Dusza umie wybierać, oceniać,
uzasadniać wybór i ocenę. Dusza więc działa rozumnie, a zatem jest rozumna.
Każdy bowiem podmiot działa zgodnie ze swą naturą, a więc zgodnie z tym, czym
jest, na miarę swojej natury i nigdy ponad możliwości swej natury.
Dusza
ludzka jest rozumna, o czym świadczy jej działanie, zrozumiałe tylko przy
teorii dwu duchowych intelektów, stanowiących jej władze poznawcze.
Rozumna
dusza ludzka łącząc się w jeden byt z ciałem ludzkim sprawia, że człowiek jest
bytem rozumnym. A mówiąc dokładniej w człowieku wykrywamy ciało i duszę,
działanie zmysłowe i umysłowe, zmysły i intelekty, oczywiście także uczucia i
wolę. Człowiek obdarowany rozumną duszą, jeżeli istnieje, jest bytem
samodzielnym i swoiście samowystarczalnym. Nie jest bytem samoistnym, nie
zawdzięcza sobie istnienia, ponieważ jest złożony, co wyklucza bytowanie,
niezależne od przyczyny. Jeżeli człowiek jest bytem, który nie istnieje sam z
siebie, musi być bytem, który istnieje zależnie od samoistnej przyczyny. Ta
przyczyna istnieje, ponieważ byt, czyli coś rzeczywistego, może być przyczyną
bytu realnego. Ta zależność od przyczyny istnienia nie wyklucza innych
przyczyn, współpracujących przy utworzeniu człowieka. Nie wyklucza też samodzielności
istnienia ludzkiego.
Taki byt
samodzielnie istniejący, nazywamy z tej racji substancją, której forma jest
rozumna, stanowi osobę.
Osobą
więc może być tylko byt samodzielnie istniejący, posiadający rozumną formę. Rozumność
jest cechą formy, będącej składnikiem istoty bytu lub wypełniającej całą
istotę. W wypadku człowieka na jego istotę składa się i ciało i rozumna dusza,
które są realne tylko wtedy, gdy człowiek istnieje. A więc istnienie decyduje o
tym, że jakaś substancja, posiadająca w swej istocie duszę obdarzoną
intelektem, jest osobą. Boecjusz słusznie zauważył, że osobą jest jednostkowa
substancja w swej istocie rozumna. Św. Tomasz dodał, że to wszystko jest
słuszne pod jednym warunkiem, mianowicie o ile ta jednostkowa substancja
rozumna realnie istnieje. Osobę ludzką ostatecznie więc konstytuuje istnienie,
dotyczące bytu, a właściwie stanowiące akt urealnienia tego bytu, złożonego i
ukształtowanego tak, że w jego istocie znajduje się forma rozumna, czyli zdolna
do intelektualnego działania82.
W
rozdziale tym rozstrzyga się sprawa najważniejsza, mianowicie sprawa natury dwu
intelektów człowieka. Jeżeli udało się wykazać na podstawie analizy działań poznawczych
człowieka, że istnieją dwa intelekty, jako dwie władze duszy, to słuszna staje
się teza, którą można sformułować następująco: intelekty człowieka są duchowe,
duchowa jest także dusza ludzka, człowiek składa się z ciała i duszy,
działającej przez duchowe intelekty, intelekty są źródłem poznania ludzkiego.
Intelekty te bytując w człowieku sprawiają, że źródła poznania są wewnątrz
człowieka, że nie są oddzielone ani od niego, ani od jego formy-duszy. Nie
bytują poza człowiekiem, ani poza duszą, nie bytują też w człowieku i w jego
duszy samodzielnie. Są władzami, których byt zależy od bytowania duszy. Są poza
tym faktycznym czynnikiem poznania. Inne czynniki, jeżeli poza intelektem
rozstrzygają o wyborze lub w ogóle o działaniu ludzkim, działają
niekompetentnie, irracjonalnie, dowolnie, ponieważ bez oparcia o wyniki
poznania, które może uzyskać wyłącznie intelekt przy współpracy władz
zmysłowych.
Opinie i
teorie, przypisujące czynnikom pozaintelektualnym kompetencje poznawcze,
opierają się wobec tego na niedokładnej analizie natury ludzkiej i błędnie informują
o tym, czym człowiek jest i jak działa. Człowiek także oczywiście chce lub
pożąda, także wyczuwa intuicyjnie bieg spraw lub naturę rzeczy, przeżywa
pozytywne lub negatywne nastawienia i uczucia. To wszystko jednak nie stanowi
źródła poznania ludzkiego. Taki wniosek wypływa z analizy poznawczej działania
człowieka, daje się sprawdzić i intersubiektywnie uzasadnić.
Tylko
więc intelekt w swej naturze duchowy i w istnieniu zależny od duszy, dostarcza
człowiekowi rzeczywistego poznania, dającego się zakomunikować i sprawdzić.
Tylko intelekt poznawczo kontaktuje człowieka z rzeczywistością i tylko
precyzyjnie a także obiektywnie przeprowadzone poznanie może być podstawą
działania, które nie będzie mijało się z prawdą i rzeczywistością. Działanie,
mijające się z rzeczywistością, jest równoznaczne z wytwarzaniem dóbr,
stanowiących wprawdzie kulturę, lecz przesuwających kulturę w porządek
irrealny, pozarzeczywisty, wyobcowujący człowieka z rzeczywistości. Kultura,
budowana w kontakcie z intelektem i przez intelekt, jest realna, prawdziwa,
ludzka. Od tego więc jak się pojmie intelekt, zależy charakter kultury ludzkiej
i przede wszystkim kultury umysłowej.
Zagadnienie
jest dość skomplikowane i nie zawsze oczywiste, ponieważ kształt kultury i jej
skutki widać wyraźnie głównie w kulturach odległych. Obserwowanie różnych
kultur pozwala zorientować się, jak często człowiek jest w nich pchnięty ku
celom, których nie można zrealizować, ku sposobom życia, które utrudniają lub
niszczą umysłowy rozwój życia. W naszym kręgu kulturowym także można zauważyć,
że teorie lub prądy, akcentujące uczucia, postawę, cały porządek irracjonalny,
odbierają człowiekowi możliwość zdobycia prawdy, pewności. A niedokładna
informacja o naturze ludzkiej, o intelekcie ludzkim, inspiruje działanie, które
obraca się przeciw człowiekowi.
Ponieważ
więc sprawa natury intelektu jest tak ważna, zobaczmy jeszcze na kilku
przykładach, jak wiele trudności, sprzeczności, pomyłek i błędów usuwa teoria
dwu intelektów. Usunięcie tych błędów jest dodatkowym argumentem za słusznością
teorii i właściwym rozpoznaniem natury intelektów, stanowiących wobec tego
faktyczne i kompetentne źródło poznania, mogące być racją działania ludzkiego.
3. Filozoficzne konsekwencje teorii dwu intelektów
Przez
sensualizm rozumie się stanowisko, według którego poznanie ludzkie jest
wyłącznie procesem zmysłowym i według którego nie ma realnej różnicy między zmysłami
i intelektem. Sensualizm siłą rzeczy zakłada, że człowiek jest bytem wyłącznie
cielesnym, że poznaje rzeczywistość tylko przy pomocy wrażeń lub jakiejś
percepcji zmysłowej. Tak sądzi Anaksagoras, Empedokles, Heraklit, Epikur,
Demokryt, sofiści, cynicy, cyrenaicy, nawet stoicy, Tertulian, Hobbes,
Condillac, Feuerbach, Avenarius, Mach, Russel. Niektórzy z nich przyjmowali
istnienie swoiście pojętego rozumu, który był racją pewności i jakąś zasadą
porządkującą wrażenia. Rozum ten jednak nie wpływał na przebieg poznania,
pomyślanego sensualistycznie. Pojęcia uważano ewentualnie za konstrukcje, lub typy
wrażeń, jeżeli w ogóle zastanawiano się nad ich strukturą.
Sensualizm
jest więc stanowiskiem, przyjmowanym dość często w różnych okresach filozofii.
Jeszcze dziś działają zwolennicy Macha i Avenariusa, i działa B. Russel. Nie
można jednak mimo wszystko zanegować istnienia pojęć i ich odrębnej struktury.
Są ogólne, powszechne, podczas gdy wrażenia zawsze są szczegółowe. Tomiści też
twierdzą, że proces poznania jest jednym procesem. Umieją jednak wykazać, że w
procesie tym biorą udział strukturalnie różne władze poznawcze i tylko
funkcjonalnie pracujące razem.
Jeżeli
więc istnieją pojęcia ogólne, to wobec tego intelekty są wewnętrznie niezależne
od ciała i nie muszą poznawać tak, jak poznaje organ cielesny i władza zmysłowa,
to znaczy szczegółowo. Wykazanie odrębności intelektu uwalnia od sensualizmu.
Sensualizm
np. w ujęciu Macha był jakimś sposobem wyboru środka między idealizmem a
realizmem. Idealizm był nie do przyjęcia, a realizm miał wersję pozytywistyczną,
akcentującą nauki szczegółowe jako jedynie tłumaczące świat. Sensualiści XIX
wieku kwestionowali wyniki nauk szczegółowych twierdząc, że rzeczywistość jest
zespołem elementów, a nie zespołem ciał i sił. Tak zresztą myślał też
Empedokles, Demokryt, tak myślał Mach skłaniając się niekiedy do tezy Berkeleya,
że rzeczywistość jest tylko zespołem wrażeń. Sensualizm więc jest stanowiskiem,
które prowadzi do tak wielu sprzeczności, że rozsądnym wyjściem z nich jest po
prostu odrzucenie sensualizmu. Nie jest to decyzja niebezpieczna i rozpaczliwa,
ponieważ można zupełnie przekonywująco wykazać różnicę między władzami
zmysłowymi i intelektem. Ta różnica istnieje, jak wynika z analizy struktury
wrażeń i pojęć ogólnych. Teoria dwu intelektów, tłumacząca powstanie pojęć
pozwala uniknąć sensualizmu.
3.2. Uniknięcie skrajnego empiryzmu i skrajnego
racjonalizmu
Skrajny
empiryzm stoi na stanowisku, że człowiek może poznawać tylko konkretną materię.
Skrajny racjonalizm o charakterze aprioryzmu za przedmiot poznania uważa
wyłącznie byty ogólne, wyrażane w definicjach matematycznych i fizycznych.
Sensualizm odrzucił istnienie dwu porządków poznania, zależnie od przedmiotów
raz szczegółowych, raz ogólnych. Przyjął jeden, zmysłowy proces poznawczy
zakładając, że poznawalne są jedynie konkrety, swoiście zresztą rozumiane. Skrajny
empiryzm i skrajny racjonalizm wybrały dla siebie odrębne porządki poznawcze:
aposterioryczny i aprioryczny. Empirysta Hume za przedmiot poznania uznał
zmysłowo poznawalne właściwości rzeczy. Pojęcia są według niego tylko kopiami
wrażeń. W wypadku Berkeleya skrajny empiryzm utożsamia się z sensualizmem.
Platon, Descartes, Leibniz opowiedzieli się za racjonalizmem i często skrajnym,
gdy za przedmiot poznania uznali wyłącznie idee lub innego rodzaju byty ogólne.
Według Descartesa o istnieniu rzeczy materialnych wiemy przecież tylko tyle, że
skoro zmysły nas o nich informują, to widocznie rzeczy materialne istnieją. Ale
pewność ich istnienia gwarantuje nam Bóg, który nie wprowadza człowieka w błąd.
Empiryzm
po prostu „czyni z czystego doświadczenia absolut i nie docenia idei i teorii
naukowych, wytwarzanych przez myślenie. Z drugiej strony racjonalizm odrywa
’rozum’ od doświadczenia zmysłowego, nie widząc genezy poznania umysłowego i
absolutyzuje ideę czystą, ’czyste myślenie’”83.
Należy
dodać, że istnieje droga pośrednia. Nie są poznawane wyłącznie szczegóły i
wyłącznie ogóły. Jest poznawany cały byt. Tomasz z Akwinu zwraca uwagę na konieczność
rozróżnienia w poznaniu przedmiotu i sposobu. Sposób poznania jest ogólny, ale
przedmiot poznania jest szczegółowy. Człowiek poznaje cały konkretny przedmiot,
o którym informują go zmysły poprzez wrażenia. Z tych wrażeń intelekty
wydobywają treści ogólne i ujmują w pojęcia istotę rzeczy. Poznanie zmysłowe
nie jest samodzielne, służy poznaniu intelektualnemu. Intelekt wie jednak, że
poznaje ten oto konkretnie istniejący byt. Byt ten zresztą poznaje prawdziwie,
ponieważ ujmuje to, czym byt jest i ujmuje jego istnienie.
Teoria
realnej różnicy między zmysłami a intelektualnymi władzami poznawczymi i
jednocześnie teoria jednego procesu poznania, w którym wszystkie władze w swych
funkcjach spotykają się na terenie rozumu szczegółowego, pozwala uniknąć
skrajnego empiryzu i skrajnego realizmu, który ma charakter aprioryzmu. Okazuje
się po prostu, że nie istnieje porządek czystego doświadczenia i czystego
intelektu, porządek aposterioryczny i aprioryczny. Porządki te przyjmują tylko
ci filozofowie, którzy wychodząc z nieprecyzyjnych teorii bytu i teorii
człowieka nie umieją dostrzec psychologicznej jedności działania człowieka oraz
jego złożenia z ciała i duszy, stanowiących byt o wewnętrznej jedności.
3.3. Uniknięcie metafizycznego idealizmu
Jeżeli
nie istnieje porządek czystego poznania aposteriorycznego i czystego poznania
apriorycznego, to nie istnieją też przedmioty tylko szczegółowe i tylko ogólne.
A właściwie odwrotnie: ponieważ nie ma przedmiotów wyłącznie szczegółowych i
wyłącznie ogólnych, nie ma też dwu porządków poznania. Z pluralistycznego
egzystencjalizmu wynika, że każdy byt jest złożony z tego, co w nim szczegółowe
i z treści, które są zespołem czynników, wyznaczających istotę bytu. Treści te
razem z elementami materialnymi stanowią cały byt, w którym władze zmysłowe i
intelektualne człowieka poznawczo porządkują treści szczegółowe i uogólniając
je dokonują poznawczego ujęcia całego bytu. Treści ogólne intelekt czynny
wydobywa właśnie z konkretnego przedmiotu, z którym kontaktuje się najpierw
przez zmysły. Bez pomocy zmysłów człowiek nie ma możliwości stwierdzenia
istnienia treści ogólnych, nawet gdyby istniały samodzielnie poza szczegółowym
przedmiotem. Z wielu analiz wynika, że takie treści nie istnieją samodzielnie,
ponieważ mogą mieć byt tylko niematerialny. A to, co jest niematerialne, nie ma
zdolności istnienia samodzielnego. Tylko byty duchowe, różne od niematerialnych,
istnieją samodzielnie, to znaczy niezależnie od materii. Jeżeli to są dusze
ludzkie, to stanowią substancje, czyli byty samodzielne, ale niezupełne,
zależne w działaniu od ciała. Dusze działają przy pomocy dwu intelektów, które
są z nimi ściśle połączone swoimi istotami i istnieniem. To ścisłe połączenie
intelektów z duszą, a duszy z ciałem, powoduje, że człowiek bezpośrednio nie
poznaje idei, oderwanych od materii. Teoria intelektu, związanego z duszą,
uwalnia filozofię od metafizycznego idealizmu, to znaczy teorii, według której
istnieją byty ogólne. Nie ma takich bytów. Istnieją, owszem, ale tylko byty
duchowe, które należą do realnego porządku bytów złożonych, przygodnych,
zależnych od swej przyczyny także realnej i rzeczywiście istniejącej.
Gdyby
intelekt był oderwany od duszy i od człowieka, to mógłby poznawać ewentualnie
istniejące samodzielnie treści ogólne. A zresztą nie mógłby ich poznać, bo nie
istnieją. Ich istnienie przyjmował właściwie tylko Platon. Już Augustyn, potem
Malebranche takie idee ogólne uważali za myśli Boże, które według Malebranche’a
człowiek może poznać w Bogu, a według Augustyna i Bonawentury może otrzymać w
formie pojęć w specjalnym oświeceniu Boskim.
Gdyby
istniał w człowieku tylko jeden intelekt, który musiałby wtedy spełniać
poznawcze funkcje bierne i czynne, byłoby niebezpieczeństwo wytwarzania lub
konstruowania tego, co człowiek poznaje. Na taką tezę zdecydował się Kant
twierdząc, że człowiek poznaje skonstruowane z wrażeń i subiektywnych form
poznawczych spostrzeżenie. Formy poznawcze są włożone w przedmiot poznania.
Intelekt więc poznaje to, co wytworzył w sensie dokomponowania przedmiotu
poznania. Takie dokomponowanie przedmiotów, które człowiek poznaje, jest
źródłem metafizycznego idealizmu. Unikamy go wykazując, że są dwa intelekty, z
których jeden jest w możności przyjęcia treści ogólnych, o ile intelekt czynny
wyabstrahuje je z danych zmysłowych. Teza o receptywności poznania i tylko
odsłanianiu w materiale wrażeniowych treści ogólnych ratuje przed metafizycznym
idealizmem.
3.4. Uzasadnienie pluralistycznego realizmu
egzystencjalnego
Unikając
sensualizmu ratujemy różnicę między zmysłami a dwoma intelektami człowieka.
Unikając idealizmu ratujemy różnicę między intelektem możnościowym i czynnym.
Odpada nam też skrajny empiryzm i aprioryzm, które zakładają brak realnego
kontaktu między poznaniem zmysłowym i umysłowym człowieka. Ten funkcjonalny
kontakt istnieje. Uzasadniając go unikamy także rozbicia człowieka na
substancję cielesną i duchową. Człowiek pozostał substancjalną jednością ciała
i duszy, będącej formą ciała, w której są zapodmiotowane intelekty, działające
przy pomocy zmysłowych władz poznawczych, zapodmiotowanych w całym, realnie
istniejącym człowieku.
3.4.1. Odrzucenie teorii intelektu
oddzielonego
Jeżeli
dusza i ciało stanowią jedność, jeżeli dusza działa zawsze w powiązaniu z
ciałem, to intelekty ludzkie muszą też działać jedynie poprzez zmysły
człowieka. W takiej sytuacji intelekty nie są oderwane od duszy. Nie mogą też
być oderwane, bo nie miałyby możliwości poznania. Byłyby bowiem samodzielnymi
przypadłościami. I takie byty z natury swej nie mogą być poza podłożem. Gdyby
były oddzielone, musiałyby stać się substancjami duchowymi, czyli duszami. Ale
znowu problem byłby ten sam: czy dusza może poznawać bez pomocy władz? Nie
może, ponieważ nie ma okien i drzwi, jak to zauważył Leibniz i wobec tego w
duchowych monadach zamknął też całą wiedzę, która się powoli sama aktualizuje w
wypadku, gdy obok jednej monady znajduje się druga. Na zasadzie harmonii, ustanowionej
przez Boga, jedna monada przeżywa to, co dzieje się w drugiej. Oddzielne
intelekty musiałyby więc mieć znowu swoje osobne władze poznawcze, co jest
absurdalne, ponieważ nie ma racji, dla której ta piętrowość władz, istniejących
bez podłoża, miałaby się skończyć. Absurdalny jest właśnie ciąg nieskończony
władz poznawczych, nabudowanych na siebie. Intelekty człowieka nie mogą więc
być oddzielone od duszy.
3.4.2. Odrzucenie teorii pojęć
wrodzonych
Gdyby
intelekty były oddzielone i stały się duszą, istniejącą zawsze poza ciałem i
bez powiązania z ciałem, zmieniłby się ich sposób poznawania. Jeżeli nie
miałyby władz poznawczych, musiałyby, jak to stwierdził Leibniz, mieć całą
władzę w sobie. Gdyby się nie przyjęło tej tezy, to dusze, istniejące bez powiązania
z ciałem, obdarzone nawet intelektami, nie mogłyby ujmować treści ogólnych
rzeczy, ponieważ treści tych nie można wydobyć bez pośrednictwa władz
zmysłowych. Teoria Descartesa, który przypisuje duszy zdolność intuicyjnego
poznawania istot rzeczy, musi wiązać się z założeniem, że rzeczy są duchowe lub
niematerialne. Przyjmując tezę, że rzeczy są realnie złożone z materii i formy,
istniejących dzięki osobnemu istnieniu, musimy stwierdzić niemożliwość poznania
ich przez duszę, która przecież nie chwyta wprost tego, co szczegółowe.
Descartes nie znając takich konsekwencji dobrze jednak wyczuwał, że należy
przyjąć idee wrodzone, jako sposób i wynik poznania, dokonywanego wprost przez
samą duszę. Otóż dusze, oderwane od ciała, mogą poznawać jedynie w taki sposób,
że mają w sobie od początku pojęcia, które im są wrodzone. Augustyn, Bonawentura,
a nawet częściowo Albert Wielki, dla których człowiek jest tylko duszą, aby
uniknąć tezy o poznaniu wyłącznie biernym, przyjmowali teorię oświecenia, czyli
swoistego działania Boskiego, odsłaniającego duszy treści ogólne w
szczegółowych przedmiotach. Skomplikowana teoria oświecenia i teoria pojęć
wrodzonych odpada, gdy przyjmie się tezę o istnieniu dwu intelektów duszy,
stanowiących z ciałem ludzkim jednego człowieka. Takiej teorii nie przyjmuje
się dowolnie. Wynika ona z analizy realnego działania poznawczego człowieka.
Analiza ta prowadzi do stwierdzenia realnej różnicy między wrażeniami a
pojęciami ogólnymi, których doświadczamy i których różne istnienie nie ulega
wątpliwości.
3.4.3. Odrzucenie esencjalizmu
Esencjalizm
polega na przypisywaniu realnego istnienia czynnikom, które z natury swej
stanowiąc to, z czego byt jest, nie mogą nigdy pod żadnym względem samodzielnie
bytować. Nie może więc samodzielnie istnieć istota bez istnienia, ani istnienie
bez istoty. Istnienie bez istoty jest samym istnieniem i automatycznie staje
się bytem koniecznym, czyli takim, który istnieje ze swej natury. Byt
konieczny, będący samym istnieniem, może być tylko jeden, ponieważ drugi byt konieczny,
będący też samym istnieniem, niczym by się nie różnił od pierwszego. Jeżeli nie
ma różnicy między jednym a drugim bytem, to w ogóle nie ma dwóch bytów. Byt
konieczny musi być tylko jeden. Z tego wynika, że żadne istnienie przygodne,
oderwane od istoty, nie może istnieć samodzielnie. Jest bowiem automatycznie
tym samym, co byt konieczny. A jeżeli ktoś przypisuje bytowanie samodzielne
skończonemu i ograniczonemu istnieniu będącemu poza istotą, to stoi na
stanowisku esencjalizmu. Także istota, oderwana od swego istnienia, nie może
istnieć, ponieważ bez istnienia jest niebytem. Istnieje realnie tylko to, co
posiada istnienie. Jeżeli ktoś twierdzi, że istoty swoiście istnieją bez
istnienia, głosi też esencjonalizm. Elementy istoty, takie jak forma i materia,
także nie mogą istnieć samodzielnie poza istotą i poza istnieniem, ponieważ
także byłyby niebytem. Nawet ciało ludzkie nie istnieje bez swej formy,
ponieważ bez formy jest niezindywidualizowaną materią, niewyodrębnioną, niczym
nie różniącą się od materii jakiejkolwiek. Tylko dusza ludzka, wewnętrznie od
materii niezależna i z tej racji samodzielna w istnieniu, jako złożona z
istnienia i istoty, może istnieć poza ciałem. Mając jednak w swej istocie
nastawienie na ciało jest z tej racji substancją niezupełną i istnieje w sposób
dla siebie właściwy tylko w połączeniu z ciałem. Jej istnienie nie podpada pod
zarzut esencjalizmu. Ale oderwanie intelektów od duszy, z którą są wewnętrznie
i najściślej powiązane, jest automatycznie przyznaniem im esencjalistycznego
bytowania, to znaczy tylko przypisanego im przez podmiot myślący. Faktycznie
jednak takie istnienie nie zachodzi, nie jest realne.
Esencjalizm
więc przypisuje realność porządkowi możliwości, czyli logicznej niesprzeczności
lub samym treściom, czynnikom składowym bytu. Należy przy okazji podkreślić, że
możliwość nie jest tym samym co możność. Intelekt możnościowy, to nie jest
intelekt możliwy. Możliwość mówi o tym, że coś jest właśnie tylko niesprzeczne.
Możność stanowi realny czynnik bytu, ale niesamodzielny, zawsze określany,
kształtowany, wyznaczany przez akt. Ten realny czynnik bytu, to po prostu stan
realnego bytu, w którym jeszcze nie ma tego, do czego zmierza. Obok tego stanu
jest oczywiście w bycie stan już posiadania czegoś, do czego byt zmierzał.
Każdy byt zawsze jest połączeniem stanu posiadania czegoś i nieposiadania
czegoś, zawsze więc byt jest połączeniem możności i aktu. Ani możności, ani
aktowi nie można przypisać samodzielnego istnienia. Istnieje realnie tylko byt
nie będący jeszcze czymś pod jakimś względem i będący czymś pod danym względem.
Te dwa stany w realnym bycie są realne i dzięki nim byt się zmienia. Nie jest
więc tak, że elementy bytu, takie jak materia i forma, istota i istnienie
bytują osobno i przyczyna sprawcza tworzy z nich przedmiot. Przyczyny działają
w taki sposób, że kształtują cały byt jednocześnie. Dopiero podmiot poznający
tłumacząc działanie bytu wykrywa w nim konstytuujące go czynniki, będące
racjami takiego oto działania.
Esencjalizm
miesza porządek możliwości z porządkiem istnienia, coś, co jest tylko pojęciem,
z czymś, co jest realne. Miesza też porządek możności z porządkiem możliwości,
realny stan bytu z czymś, co jest tylko pomyślane. Esencjalizm poza tym
przypisuje realne istnienie lub jakąś realność elementom bytu. Znaczy to, że
esencjaliści nie rozróżniają porządku poznania i porządku istnienia. Coś, co
istnieje realnie, lecz jest złożone z elementów, możemy poznać w taki sposób,
że te elementy osobno analizujemy. Nie wynika z tego, że one osobno istnieją.
Ale i poznawanie, analiza i opis muszą być tak ujęte, aby nie została
zanegowana ontyczna jedność złożonej całości, i aby nie mówiło się o
czynnikach, konstytuujących byt, jako o czymś samodzielnym w bytowaniu, np. o
istocie, którą w postaci treści ogólnych intelekt czynny wyodrębnia w bycie
poznawczo. Czynniki te są realne, lecz nie bytują samodzielnie. Intelekt
rozpoznaje je w bycie, jako relacje tłumaczące złożoną naturę bytu84.
Odrzucając
wszystkie, krytykowane tu ujęcia, odrzucamy esencjalizm.
Pluralizm
filozoficzny polega na akceptowaniu złożenia w bycie. Nie może to być jednak
złożenie typu esencjalnego, ponieważ wtedy byt składałby się z czynników tylko
pomyślanych. Składa się z elementów, które są rzeczywiste dzięki realnemu
istnieniu. Aby to więc był pluralizm realistyczny, trzeba podkreślić w bycie
ważność istnienia i poznawczo ujmować tylko byty realnie istniejące, jeżeli
chce się poznać rzeczywistość.
Poznaje
intelekt. Naturę rzeczywistości określa intelekt w wyniku zetknięcia się z tą
rzeczywistością. W chwili, w której intelekt dostrzeże różnicę między poznawaną
rzeczą a sobą, już rezygnuje z monizmu. Przyjmuje bowiem istnienie przynajmniej
dwu bytów realnie różnych, to znaczy takich, z których jeden nie jest drugim.
Intelekt dalej tłumacząc fakt tej różnicy wykrywa czynniki wewnątrz bytu,
składające się na byt. Dostrzega konieczną obowiązywalność pluralizmu, a
widząc, że rzeczy są realne, odkrywa relację tej realności. Tą relacją jest
istnienie, konieczny akt bytu. Już więc w analizie pierwszego doświadczenia
rzeczy człowiek uzasadnia realistyczny pluralizm egzystecjalny.
3.5. Uzasadnienie nieśmiertelności duszy ludzkiej
Sprawa
nieśmiertelności duszy ludzkiej nie była oczywista dla zwolenników na przykład
awerroizmu, którzy przyjmowali duchowy oddzielony od człowieka intelekt. Intelekty
były nieśmiertelne, ale jednostkowa dusza ludzka była śmiertelna. Wprawdzie
Platon, a potem Plotyn i Augustyn, zresztą także i inni filozofowie, dowodzili
tej nieśmiertelności, ale nigdy nie uzyskali dowodu całkowicie czytelnego i
przekonywującego.
Nieśmiertelność
duszy jest konsekwencją tezy o jej duchowości. Duchowość tę jednak ujmowano
zawsze negatywnie, to znaczy jako zaprzeczenie materialności. Wynikało więc, że
dusza jest niematerialna. Z niematerialności nie wynika jednak wprost
duchowość. Duchowość duszy rozpoznajemy po jej niematerialnym działaniu,
którego znakiem są niematerialne pojęcia ogólne. Ale samą duchowość konstytuuje
coś pozytywnego, mianowicie samodzielność istnienia. Musi istnieć samodzielnie
taki byt, który jest w swej istocie wewnętrznie niezależny od materii. Byt
wewnętrznie niezależny od materii i samodzielnie istniejący, aby odróżnić od
bytów materialnych i niematerialnych, możemy nazwać bytem duchowym.
W
cytowanym już „De unitate intellectus” św. Tomasz wykazał, że czynności
intelektu różnią się od czynności zmysłów tak, jak wieczne różni się od
zniszczalnego. Wieczne i zniszczalne, jako wykluczające się, nie mogą stanowić
tej samej substancji85. Intelekt i zmysły nie mogą więc stanowić tej
samej władzy poznawczej. Intelekt więc jest rozdzielony, jest różny od innych
władz człowieka.
Ta
różnica jest wyraźniejsza w innym rozumieniu. Dany zmysł nie poznaje
wszystkiego, lecz właściwe sobie przedmioty, np. wzrok poznaje kolory, słuch
dźwięki. Intelekt poznaje wszystkie przedmioty. Z tej racji, że intelekt
poznaje wszystko, nie może mieć natury, proporcjonalnej do tego, co poznaje.
Jego naturą może być tylko pozytywny brak tej proporcjonalności, czyli samo
doznawanie. Intelekt może być jedynie w możności do tego, co poznaje86.
Jest więc władzą w możności i władzą oddzieloną od organów cielesnych, ponieważ
jest władzą duszy, a nie ciała. Każda władza zmysłowa działa przez odpowiedni
organ cielesny. Intelekt poznając wszystko nie ma wobec tego określonego
organu. Nie ma go też na tej zasadzie, że nie jest formą ciała. Dusza jest
formą ciała i stanowiąc z nim jeden byt działa razem z ciałem. Intelekt nie
będąc formą cała, nie musi działać tak jak ciało. Nie sam jednak odbiera
wrażenia. Odbierają je zmysły. Ale gdy pojawia się wrażenia we władzach
zmysłowych, a głównie w rozumie szczegółowym, intelekt czynny odkrywa w nich
treści ogólne, bo z jego natury wypływa dokonanie tej czynności. Intelekt
możnościowy takie wyodrębnione treści ogólne chwyta, odbiera, ponieważ z jego
natury wynika ta czynność. Intelekty więc działają inaczej niż władze zmysłowe.
Jeżeli są niezależne od ciała w działaniu, są też niezależne od materii w
istnieniu. Działają duchowo i istnieją jako duchowe przypadłości duszy. Wynika
z tego, że natura duszy, w której intelekty tkwią, jako jej przypadłości, jest
także duchowa.
Byt
duchowy, jeżeli istnieje samodzielnie, mimo że jest substancjalnie powiązany z
ciałem, sam w sobie jest złożony, jak każdy byt, z istnienia i istoty. Problem
nieśmiertelności polega na tezie o nieutracalności istnienia. Jeżeli dusza nie
może utracić istnienia, jest nieśmiertelna. Człowiek, jak wiemy z
doświadczenia, traci istnienie. Tracą istnienie wszystkie byty, które poznajemy
przy pomocy władz zmysłowo-umysłowych. Można więc przypuszczać, że utracalność
istnienia jest powiązana z faktem posiadania materii. Pierwsza odpowiedź
polegałaby na stwierdzeniu, że dusza, która nie zawiera w swej istocie materii,
nie podlega zniszczeniu. Materia bowiem jest powodem utracalności istnienia. Ta
teza, jeżeli nawet jest słuszna, jeszcze nie rozwiązuje problemu. Należy
wykazać, że dusza, złożona z istoty i istnienia, nie może istnienia utracić.
Dusza oczywiście nie jest bytem koniecznym, który zawsze jest samym istnieniem,
a więc posiadającym istnienie w swej istocie. Nie jest bytem takim, który już
taki jest, że istnieje w sposób konieczny. Dusza jako byt złożony, zawsze ma
perspektywę rozpadu elementów. Musi być jednak czynnik, który to spowoduje. W
wypadku człowieka tym czynnikiem jest materia, która z racji swej struktury i
na zasadzie praw przyrody, obowiązujących byty materialne, ulega rozpadowi i
zniszczeniu. Zniszczenie materii pociąga za sobą zniszczenie całego bytu,
którym jest człowiek, ale nie powoduje zniszczenia duszy. Dusza, złożona z
duchowej formy i istnienia, które ze swej natury nie jest materialne, zawiera
elementy trwałe, nie podlegające rozpadowi, ponieważ są to elementy proste. To,
co jest proste, nie może się dzielić. Nie grozi więc jej zniszczenie ani ze
strony formy, ani ze strony istnienia. Zagrożenie może stanowić sam fakt
połączenia formy i istnienia. Tego połączenia dokonała przyczyna istnienia,
ponieważ zaistnienie duszy polegało właśnie na tym, że dusza została
przeciwstawiona nicości w fakcie udzielenia realnego bytowania istnieniu,
będącego ze swej natury aktem jednostkowej istoty, ukonstytuowanej z formy.
Każdy byt, który nie jest Bogiem, musi być złożony, bo tylko wtedy różni się od
Boga. Złożenie bytu nie jest więc dowolne. Decyduje o tym przyczyna istnienia.
A więc jedynie przyczyna pierwsza może zagrażać istnieniu duszy. Sam fakt
połączenia w duszy formy i istnienia nie zagraża istnieniu duszy, ponieważ
stanowi normalną sytuację, normalną naturę bytu. Natura bytu, jako coś
realnego, nie wyklucza siebie. Nie jest przeciwnikiem siebie, ani źródłem
zniszczenia. Jest bytem, a byt zawsze jest źródłem bytowania, a nie
unicestwienia. Byt sprawia byt przez przeciwstawienie go nicości. To
przeciwstawienie polega na udzieleniu istnienia. Istnienie nie jest zarazem
źródłem nieistnienia. W człowieku materia jest źródłem i sprawcą zniszczenia, a
nie istnienia. Bóg, który jest samym istnieniem i pełnią bytu, z natury jest źródłem
istnienia. Jest oczywiście, jako pełnia bytu, także samym intelektem i samą
wolą. Może decydować o tym, czy powołać jakiś byt do istnienia. Ale gdy już
udzielił istnienia, jako byt będący ze swej natury źródłem istnienia, nie może
być jednocześnie przyczyną istnienia. Bóg więc z punktu widzenia filozoficznego
nie może unicestwić duszy. Jeżeli jest zasadą i przyczyną istnienia, skoro jest
samym istnieniem, nie może być jednocześnie zaprzeczeniem siebie i stanowić
zasady i przyczyny unicestwienia. Przyczyna pierwsza nie zagraża więc istnieniu
duszy. Skoro nie niszczy jej istnienia ani forma, ani jej własne istnienie, ani
przyczyna pierwsza, to nie ma czynnika, który by zniszczył istnienie duszy.
Dusza więc jest nieśmiertelna.
I znowu
całą tę sprawę wykrywamy dzięki temu, że wrażenia różnią się od pojęć ogólnych,
że pojęcia wobec tego mają duchową przyczynę w dwu różnych intelektach, które
dzięki wyróżnieniu intelektu możnościowego i czynnego nie mają szans oderwania
się od duszy i człowieka. Dusza nie ginie więc nawet po rozłączeniu z ciałem,
ale będąc jego formą, bo taki jest sens jej natury, aby być w pełni sobą, musi
być połączona z ciałem. I w tym miejscu wracamy znowu do filozoficznego
wykrycia tezy o zmartwychwstaniu ciał.
3.6. Próba wyjaśnienia poznania mistycznego
K.
Ajdukiewicz omawiając irracjonalizm twierdzi, że irracjonalistami byli „przede
wszystkim mistycy wszelkich odcieni”. Dodaje, że „mistykami nazywamy ludzi
mających przeżycia osobliwego rodzaju, zwane ekstazą mistyczny. W tych
przeżywaniach doznają oni olśnienia, w którym (nie na drodze rozumowania ani
skrupulatnej obserwacji) uzyskują subiektywną pewność, najczęściej pewność
istnienia bóstwa, przeżywają jak gdyby naoczne, bezpośrednie z nim obcowanie,
otrzymują bezpośrednio od niego pouczenia, przestrogi i nakazy”87.
Zagadnienie
więc poznania mistycznego, wprowadzone do podręczników szkolnych, należy i w
tej książce wyjaśnić.
Podejmując
kolejno problemy trzeba najpierw rozróżnić dwa porządki rzeczywistości:
porządek przyrodzony i porządek nadprzyrodzony. Bóg niewątpliwie nawet z punktu
widzenia filozoficznego należy do porządku innego niż porządek przyrodzony, a
więc do porządku nadprzyrodzonego z racji swej natury, całkowicie różnej od
natury wszystkich innych bytów. Naturę Boga, a więc to, czym Bóg jest, wciąż
jeszcze z punktu widzenia filozoficznego, stanowi istnienie i tylko istnienie,
pełne i samoistne. Bóg jest taki, że istnieje. Nie może więc nie istnieć, bo
nie byłby sobą. Jest samym istnieniem i z tej racji jest bytem koniecznym,
czyli takim, który nie może być inny, który więc zawsze jest, bo istnienie
stanowi to, czym Bóg jest. Będąc bytem koniecznym, samym istnieniem, Bóg siłą
tego faktu jest przyczyną istnienia wszystkich bytów poza sobą, które z kolei
są takie, że nie istnieją same z siebie, które więc są niekonieczne, czyli
przygodne. Skoro nie zawdzięczają istnienia sobie, a istnieją, to wobec tego
istnienie otrzymują. Mogą otrzymać istnienie od bytu, który jest w stanie
udzielić istnienia.. Tym bytem jest wyłącznie byt samoistny, który będąc
istnieniem zawsze był i jest, który wyprzedza wszelki niebyt, który więc istniał
i istnieje przed porządkiem wszystkiego, który ma kompetencje udzielania
istnienia zgodnie z zasadą, że tylko byt jest przyczyną bytu. Bóg istniał, gdy
nie było bytów przygodnych, i dzięki temu, że Istnienie istniało, one także
istnieją. Bóg z racji swej odrębności i wyjątkowej struktury, wykrywanej na drodze
szukania racji bytów, które nie zawdzięczają sobie istnienia, a jednak
istnieją, czyli otrzymują istnienie od bytu wcześniej istniejącego i to
samoistnie, należy do odrębnego porządku nadprzyrodzonego, przekraczającego
przyrodzoność. Bóg jednak, jako przyczyna istnienia jest jednocześnie w całym
porządku przyrodzonym przez swe działanie, które od strony filozoficznej polega
na udzielaniu istnienia, czyli powodowaniu, że tak różne czynniki, jak istota,
będąca możnością zaistnienia, i istnienie, stanowiące akt zaistnienia jakichś
treści, faktycznie są i stanowią jeden byt. Ten byt trwa dzięki temu, że
istnienie nie odrywa się od istoty, złączone z nią przecież przygodnie, a więc
czasowo. Bóg wobec tego nie tylko daje istnienie, lecz także podtrzymuje je w
bycie, sprawia, że istota i istnienie nie rozpadają się, lecz razem przez jakiś
czas trwają. Przez swe działanie Bóg więc jest w porządku przyrodzonym i dzięki
temu rozum ludzki może wykryć jego istnienie.
Bóg z
racji swej natury należąc do porządku nadprzyrodzonego jest wykrywany i
najwłaściwiej poznawany przez nadprzyrodzoną, udzielaną człowiekowi wiarę,
która polega na umysłowym uznaniu prawd objawionych dla samego autorytetu Boga.
Porządek nadprzyrodzony został człowiekowi ujawniony przez Boga. Bóg jednak
jest odkrywany także przez rozum ludzki w poznaniu filozoficznym, które
analizując strukturę bytów, ujmowanych władzami zmysłowymi, dochodzi do
wniosku, że struktura tych bytów i ich istnienie, ich realność, są zrozumiałe,
sensowne, niesprzeczne tylko wtedy, gdy przyjmie się pierwsze istnienie,
tłumaczące ostatecznie realność bytów, niezdolnych z siebie do zaistnienia.
Chodzi
więc o wyjaśnienie, że problem Boga nie należy wyłącznie do teologii, czyli
nauki, która tłumaczy rzeczywistość w oparciu o prawdy objawione. Problem Boga
należy także do filozofii, która nie posługuje się objawieniem, w oparciu tylko
o zmysłowo-umysłowe poznanie ludzkie, tłumaczy rzeczywistość w świetle praw
przyrodzonego, naturalnego rozumu człowieka. Istnienie Boga człowiek wykrywa w
porządku przyrodzonym i uświadamia sobie, że Bóg ze względu na swą naturę nie
stanowi elementu porządku przyrodzonego. Bóg stanowi osobny porządek. Ale o
tym, kim jest Bóg z punktu widzenia tego nadprzyrodzonego porządku, człowiek
wie dodatkowo, z innych powodów i na innej płaszczyźnie. Wie o Bogu z porządku
nadprzyrodzonego dzięki objawieniu, czyli dzięki temu, co Bóg o sobie ujawnił
ludziom.
Porządek
nadprzyrodzony obejmuje człowieka, istnieje w nim, zapoczątkowany przez wiarę
lub chrzest, rozwijany przez modlitwę i sakramenty, realnie lub w sposób
nadprzyrodzony kontaktujące człowieka z Bogiem. Człowiek więc należy do
porządku przyrodzonego i jednocześnie, z pewnego punktu widzenia, do porządku
nadprzyrodzonego. Ma możliwość w porządku przyrodzonym poznania Boga swym
własnym rozumem. Gdy człowiek analizuje rzeczywistość, wykrywa istnienie Boga,
jako racji uniesprzeczniającej realność bytów. Człowiek ma także możliwość
poznania Boga w porządku nadprzyrodzonym najpierw przez dobrowolną wiarę, a
kiedyś po śmierci przez bezpośredni kontakt z Bogiem, kontakt doświadczalny
„twarzą w twarz”, dający wiedzę, nazywaną w teologii widzeniem
uszczęśliwiającym.
Obok tych
trzech możliwości poznania Boga, a więc na drodze rozumowania, przez wiarę i w
wizji uszczęśliwiającej, istnieje możliwość poznania mistycznego. O tym
poznaniu informują niektórzy ludzie, jako o czymś, co rzeczywiście przeżyli.
Poznanie to omawiają także filozofowie i z tej racji problem jest aktualny.
Omawia je lub tylko klasyfikuje, ale także ocenia K. Ajdukiewicz. Czy jednak
jego opinia jest słuszna?
Ajdukiewicz
uważa, że poznanie mistyczne polega na tak zwanej ekstazie, i na uzyskaniu
subiektywnej pewności o istnieniu Boga. Tę pewność mistyk zdobywa w
bezpośrednim kontakcie z Bogiem, lecz nie na drodze rozumowania, czy
obserwacji.
Należy
stwierdzić, że poznanie mistyczne rzeczywistości nie polega na rozumowaniu, ani
na obserwacji, tym bardziej, jeżeli przez obserwację rozumie się zewnętrzne
doświadczenie zmysłowe lub nawet wewnętrzne doświadczenie umysłowe. Poznanie
mistyczne nie należy bowiem do porządku przyrodzonego. Dzieje się jednak w człowieku.
Jest spowodowane przez Boga w nadprzyrodzony sposób i w nadprzyrodzonej sferze
człowieka, ale jest przeżywane przez człowieka, przez jego normalne umysłowe
władze, bo przecież nie ma w człowieku innych władz umysłowych, jak intelekt i
wola. Problem zaczyna się właśnie tu i polega na zrozumieniu tego, że człowiek
w sposób nadprzyrodzony przeżywa rzeczywistość także nadprzyrodzoną, lecz swymi
normalnymi, przyrodzonymi władzami, swoiście uzdolnionymi dzięki łasce.
Jeżeli
istnieje w człowieku porządek nadprzyrodzony, cały człowiek istnieje w tym
porządku. Jest dalej osobą, jest bytem przyrodzonym, złożonym z ciała i duszy,
która dzięki życiu nadprzyrodzonemu jest zdolna swymi przyrodzonymi władzami,
wciąż tymi samymi lecz uzdolnionymi i przystosowanymi do nadprzyrodzonego
kontaktu z Bogiem, brać udział w życiu Boga. Tłumaczy tę sprawę przykład
rozpalonego żelaza. Żelazo, w tym porównaniu dusza, gdy jest rozpalone, jest
wciąż tym samym żelazem, lecz posiada własności, których przedtem nie miało.
Dusza jest wciąż duszą, lecz dzięki obecnej w niej łasce posiada zdolność
działania w porządku nadprzyrodzonym i prawo, darmo jej dane, udziału w życiu
Boga. Dusza jednak nie ma świadomości życia nadprzyrodzonego. Wie o nim z
objawienia i na zasadzie wiary.
I w
jakimś czasie dany człowiek przeżywa mistyczne poznanie Boga. Na czym więc ono
polega i jak przebiega?
Istnieje
wiele opinii, wyjaśniających poznanie mistyczne. Wszystkie jednak dadzą się
sprowadzić do dwu grup, wyznaczonych przez tradycję platońską i arystotelesowską,
i do dwu klasycznych teorii poznania, czerpiących bądź z Platonizmu, bądź z
arystotelizmu.
Poznanie
mistyczne, tłumaczone przez uczonych tradycji platońskiej, a więc przez
Augustyna, Pseudo-Dionizego, Bernarda z Clairvaux, Bonawenturę, pomijając
szczegóły polega na biernym odbiorze tego, czego Bóg udziela duszy przez swą
obecność w chwili, gdy dusza, przygotowana do tego kontaktu świątobliwym
życiem, podda się przygotowanemu przez Boga zawieszeniu działania przyrodzonych
władz umysłowych, jak wola i intelekt, a tylko trwa w najwyższym napięciu uczuć
duchowych, czyli miłości. Intelekt i wola już nie dosięgają Boga. W przeżyciu
mistycznym dosięga Boga miłość. Ten kontakt przez miłość, zresztą miłość
najwyższej klasy i czystości, jest równoważny z doświadczalnym przeżywaniem
zjednoczenia duszy z Bogiem. I ten kontakt z Bogiem, dokonujący się w opisanych
wyżej warunkach, nazwa się właśnie ekstazą, do której przygotowuje ćwiczenie w
cnotach i wzmożenie uczuć, wspomagających miłość, a więc najdoskonalsze uczucie
duchowe, mające swe źródło w woli, poddanej łasce i przez łaskę usprawnionej do
mistycznego doświadczenia obecności Bożej. Akcentuje się więc w tej teorii tak
zwane poznanie przez miłość, wprowadzającą wszystkie duchowe władze człowieka,
niezdolne do ujęcia Boga i do ekstazy, która jest stanem dynamicznym, lecz
stanem swoistej właśnie bierności, dzięki której dusza receptywnie swym
najwyższym „szczytem” bezpośrednio styka się z Bogiem.
W takim
ujęciu niewątpliwie są zaakceptowane irracjonalne momenty przeżycia
mistycznego, momenty więc pozarozumowe i pozaprzyrodzone. Ajdukiewicz może nazwać
mistyka irracjonalistą, jeżeli tłumaczy jego przeżycia w ramach tradycji
platońsko-neoplatońskiej, sprecyzowanej przez PseudoDionizego, Bernarda z
Clairvaux i Bonawenturę. Nie jest to jednak jedyna teoria, wyjaśniająca
poznanie mistyczne. Poznanie to z natury swej nadprzyrodzone i dotyczące
przedmiotu, przeżywane wprost przez duszę bez pośrednictwa władz lub nawet
poprzez jej władze, uzdolnione w sposób nadprzyrodzony do mistycznego kontaktu
z Bogiem, nie jest łatwe do zakomunikowania i do zinterpretowania. A tłumaczenie,
oparte na danych tradycji platońskiej nie jest oczywiście jedyne.
Mistycy z
klasztoru Saint-Victor pod Paryżem uważali, że nie miłość, lecz wspomagany
miłością rozum dosięga Boga w kontemplacji biernej, czyli spowodowanej przez
Boga, doświadczalnie udzielającego się duszy. Zawieszenie działania władz
zmysłowych jest zupełnie zrozumiałe. Nie obejmują Boga, nie odbierają Go, a
więc nie działają. Ponieważ jednak Bóg zjawia się, jako przedmiot kontemplacji,
jest odbierany biernie przez rozum, który właśnie ma zdolność poznawania. W tym
receptywnym kontakcie rozumu ludzkiego z Bogiem wzrasta w człowieku miłość
dzięki poznaniu, a poznanie dzięki miłości. Rozum miłujący doświadcza więc Boga
w przeżyciu mistycznym.
Ujęcie
wiktorynów, działających jeszcze w tradycji platońskiej, jest już bliższe temu,
które przyjmie Tomasz z Akwinu i uczeni, czerpiący z arystotelizmu.
Św.
Tomasz powie, że przeżycie mistyczne jest „poznaniem jakby doświadczalnym Boga”88,
że jest „quasi” oglądaniem jeszcze w tym życiu istoty Bożej89. Jest
to oglądanie bez wyobrażeń i pojęć, gatunkowo różne od poznania niemistycznego,
podobne do poznania aniołów, którzy jako czyste formy poznają Boga bez sądów i
bez rozumowania90. Św. Tomasz wie, że istoty Bożej człowiek nie może
w tym życiu poznawczo ująć, ponieważ istotę każdego bytu rozpoznaje swym
intelektem czynnym we wrażeniach zmysłowych. I innej drogi poznawczej nie ma.
Bóg, jako duch, nigdy nie stanie się przedmiotem poznania zmysłowego, nigdy
więc człowiek w tym życiu nie ujmie bezpośrednio Jego istoty. Może Ją poznać
tylko przez wiarę. Wobec tego mistyczne poznanie jest dla św. Tomasza „quasi”
doświadczalnym poznaniem.
Widać
jednak w tych ujęciach, że poznanie mistyczne, z racji swego charakteru
stanowiące problem teologiczny, jest jednak ujmowane filozoficznie od strony
pytania, czym jest to poznanie, na czym polega. Św. Tomasz stwierdza, że jest
to „jak gdyby doświadczenie” i nie wyjaśnia mechanizmu doświadczalnego poznania
Boga przez człowieka, dopuszczonego do przeżyć mistycznych.
Współcześni
teoretycy poznania mistycznego pamiętający wciąż o Tomaszowym „quasi”
doświadczeniu Boga w tłumaczeniu tego doświadczenia stanowi dwie grupy.
Pierwsza
grupa daje odpowiedzi, związane z przekonaniem, że poznanie mistyczne należy do
dziedziny łaski, lecz między łaską, wiarą i miłością nie ma różnicy gatunkowej,
a jest tylko różnica stopnia. Przy takim stanowisku doświadczenie mistyczne nie
różni się w swej istocie od działania wiary i miłości, i stanowi tylko przejaw
bardziej intensywnego działania darów Ducha Świętego. Do zwolenników takiej
interpretacji należy Garrigou-Lagrange, Maritain, Gardeil. Według nich poznanie
mistyczne jest normalnym etapem rozwijającego się życia wiary i łaski91.
Garrigou-Lagrange uważa, że łaska przygotowuje człowieka do posiadania Osoby
Bożej w poznaniu doświadczalnym. Jest to poznanie przez miłość i intelekt za
pomocą czegoś pośredniego, czym może być np. rozpoznany w nas skutek miłości,
tworzonej w duszy przez Boga. Takie poznanie jest związane z darem mądrości,
który występuje razem z miłością. Garrigou-Lagrange jest więc zwolennikiem
pośredniego doświadczenia Boga. Podobnie ujmuje poznanie mistyczne Maritain,
dla którego jest ono przy zaawansowanym życiu religijnym człowieka ujęciem
Boskości jako takiej na drodze nadnaturalnego sposobu przyjmowania wiedzy o
Bogu przez wiarę, udoskonaloną w działaniu darami Ducha Świętego, specjalnie
darem rozumu i mądrości. Gardeil mówi krótko, że poznanie mistyczne jest aktem
wiary, oświeconej doskonalącymi intelekt darami Ducha Świętego. Dusza
zjednoczyła się z Bogiem przez łaskę i przez łaskę może doświadczyć
substancjalniew niej obecnego Boga92.
Druga
grupa teologów poznania mistycznego przyjmuje także, że poznanie mistyczne
należy do dziedziny łaski, lecz podkreśla gatunkową różnicę między łaską,
wiarą, miłością, darami Ducha Świętego i doświadczeniem mistycznym. Tak
twierdzi J. Mareshal, J. de Guibert. Mareshal tłumacząc poznanie mistyczne
przyjmuje możliwość bezpośredniego doświadczenia Boga przez duszę w etapie
ponadświadomości, supraracjonalnym, poszerzającym poznanie, w którym znika
pojęciowanie, a działa sama inteligencja ludzka, stykająca się z Bogiem bez
pośrednictwa wyobraźni i analogii 93 . Guibert uważa, że mistycy otrzymują od
Boga łaskę doświadczalnego spostrzegania życia nadprzyrodzonego, przez które
nawiązują łączność z Bogiem, obecnym w duszy. To spostrzeganie nie polega na
bezpośredniej intuicji, ale jest czymś więcej niż poznanie przez wiarę94.
Tłumaczenie
poznania mistycznego, wypracowane przez teologów obydwu grup, polega także na
poszukiwaniu tego, co specyfikuje i wyróżnia przeżycie mistyczne. Uważają na
ogół, że jest to życie wiary lecz bardziej intensywne pod względem działania
niektórych darów Ducha Świętego, albo uważając to przeżycie za coś różnego od
wiary przenoszą je w porządek ponadracjonalny. Wydaje się że w pierwszym
wypadku za cechę wyróżniającą poznanie mistyczne wzięto to, co stanowi warunek
tego poznania, w drugim wypadku faktycznie usunięto doświadczenie mistyczne z
obrębu duszy ludzkiej.
Zobaczmy
najpierw co mówią sami mistycy. Teresa Wielka pisze, że w poznaniu mistycznym
„rozum, ile mi się zdaje, nie myśli, ani się nie gubi, tylko, jak mówię, nie
działa, jakby przerażony wielkością tych rzeczy, które ogląda”95.
„Dusza... czuje się okryta cieniem... wszystkie władze swoje... ma...
uciszone... pod tym cieniem Bóstwa... Widzieć go bowiem jasno w życiu nie
możemy, jeno pod zasłoną obłoku”96. Św. Jan od Krzyża twierdził, że
„gdy Bóg objawił się wyraźniej, ukazywał się w obłoku... Potrzeba zatem duszy
pragnącej złączyć się bezpośrednio z Bogiem i być blisko Niego, złączyć się z
tym ciemnym obłokiem”97. Mistycy więc mówią, że mistyczne
doświadczenie Boga jest niejasne, że czują obecność Boga, doświadczają jej,
lecz nie poznają Boga, nie widzą Go. Bóg jest oddzielony od nich o pewną ilość
ciemności. Wynika z tego, że w poznaniu mistycznym człowiek nie kontaktuje się
z Bogiem, jako przedmiotem pojęciowania, lecz z Bogiem, pozwalającym
doświadczać swej obecności, swego istnienia w duszy ludzkiej.
I teraz
odwołajmy się do teorii poznania istnienia. Intelekt możnościowy poznaje wprost
istnienie przedmiotu, którego obecność poprzez dane zmysłowe stwierdza w rozumie
szczegółowym. Istnienie, jako różne od materii i istoty, intelekt możnościowy
może wyodrębnić i sam bezpośrednio ujmować, jeżeli przedmiot poznania jest
obecny w człowieku. Bóg jest realnie obecny w człowieku przez łaskę. Człowiek,
według teologii katolickiej, nie ma świadomości ani pewności łaski i wiary98.
Nie poznaje więc Boga bezpośrednio ani z punktu widzenia teologii, ani z punktu
widzenia filozoficznego. Jeżeli jednak Bóg, obecny w człowieku, posiadającym
łaskę, rozpoznawany normalnie tylko przez wiarę lub rozumowanie filozoficzne,
zechce stać się bezpośrednio obecnym przedmiotem poznania władz umysłowych
człowieka, intelekt możnościowy ujmie istnienie Boże. Ma wtedy świadomość
obecności Boga w duszy, jako przedmiotu poznania i stwierdza istnienie tego
przedmiotu. Tylko istnienie. Nie może uzyskać pojęcia Boga, ponieważ istota
Boga nie jest poznawczo dostępna intelektowi czynnemu, działającemu tylko na
materiale wrażeniowym. Poznanie mistyczne jest wobec tego realnym
doświadczeniem przez intelekt możnościowy istnienia Bożego i nigdy nie jest
ujęciem Bożej istoty. Teza taka zgadza się z przekonaniem mistyków, którzy
mówią o świadomym i umysłowym odczuwaniu, a więc doświadczeniu obecności Bożej
w ich duszy i o niemożliwości poznania pojęciowego. Doświadczając więc bezpośredniego
istnienia, nie poznają pojęciowo istoty Bożej.
Poznanie
mistyczne różni się więc od aktu wiary. Człowiek bowiem nie ma pewności aktu
wiary, ma jednak w doświadczeniu mistycznym pewność ujęcia istnienia Bożego.
Akt wiary jest konieczny do zbawienia, poznanie mistyczne nie jest konieczne do
zbawienia. Różni się także od łaski. Nie mamy świadomości łaski, wiemy o niej
tylko na zasadzie wiary, mistyk ma świadomość obecności Bożej. I znowu łaska
jest konieczna do zbawienia, doświadczenie mistyczne nie jest konieczne. Czym
innym więc jest łaska i czym innym doświadczenie mistyczne.
Trudność,
którą postawił św. Tomasz, znika. Rzeczywiście poznanie mistyczne nie jest i
nie może być „oglądaniem w tym życiu istoty Bożej”. Ale poznanie nie sprowadza
się tylko do aktu pojęciowania. Polega także na poznaniu istnienia przez
intelekt możnościowy przy pomocy zmysłów i intelektu czynnego. I takiego
poznania może dokonać dusza swym intelektem możnościowym nawet w stosunku do
Boga, jeżeli, oczywiście, Bóg zechce stać się bezpośrednim przedmiotem
intelektu. Ponieważ także św. Tomasz rozumiał przez poznanie tylko proces
pojęciowania, nie mógł zgodzić się na doświadczenie poznania Boga. Teoria
poznania istnienia, wypracowana przez Maritaina, Gilsona, Krąpca, usuwa tę
trudność. Poznanie mistyczne jest możliwe jako bezpośrednie doświadczenie przez
intelekt możnościowy istnienia Bożego.
Poznanie
to nie zachodzi zawsze. Jest rzadkie, udzielane niektórym ludziom. Podstawą
ontyczną poznania mistycznego jest stan łaski, podstawą wykonania, czyli
przeżycia doświadczenia mistycznego, są dary Ducha Świętego. One uzdalniają
władze intelektu do bezpośredniego ujęcia istnienia Boga. Bóg, obecny w
człowieku, staje w doświadczeniu mistycznym przed intelektem możnościowym i nie
tylko jako przedmiot wiary, lecz także jako obecny przedmiot poznania. Bóg sam
musi to spowodować, czyli stać się takim przedmiotem. To więc zależy od Boga.
Można powiedzieć, że poznanie mistyczne jest spowodowane przez porządek
nadprzyrodzony. I przedmiot poznania jest nadprzyrodzony. Ale sam akt
bezpośredniego ujęcia Boga jest aktem ludzkiego intelektu, działającego według
praw swej natury, uzdolnionej przez łaskę do działania poznawczego wobec
przedmiotu z porządku nadprzyrodzonego.
Doświadczenie
więc istnienia Boga, bytu z porządku nadprzyrodzonego, jest aktem poznania,
dokonanym przez intelekt możnościowy człowieka w tym życiu, w ramach więc
natury ludzkiej przez przyrodzoną władzę poznawczą, wobec której Bóg w sposób
nadnaturalny stał się bezpośrednim przedmiotem poznawczej recepcji intelektu
możnościowego, zdolnego bez pomocy innych władz poznawczych do ujęcia
istnienia.
Ta
interpretacja oczywiście nie wyklucza udziału miłości, łaski darów Ducha
Świętego. Tłumaczy nam proces doświadczenia mistycznego odpowiadając na
pytanie, czym jest doświadczenie mistyczne. Zgodna jest z opinią teologów,
którzy ustalili trzy główne cechy poznania mistycznego: a) poznanie mistyczne
polega na doświadczalnym uświadomieniu sobie przez duszę bez pomocy wyobrażeń i
wnioskowania, „że Bóg jest w niej obecny”; b) „to doświadczenie i bezpośrednie
poznanie Boga nie daje nowych pojęć, jest ono bowiem ogólne i niejasne, a
polega na skoncentrowanej niezwykle intuicji wpatrującej się bez wielości idei
czy sądów, a tylko w sposób prosty w Najwyższe Dobro bliższe dla duszy od niej
samej. Z poznaniem tego rodzaju łączy się jakaś prosta, przeogromna miłość”; c)
„najważniejszą cechą mistycznego przeżycia jest świadomość, że ono zjawia się
nagle i nie zależy od wysiłku woli, która nie może go ani zdobyć, ani zatrzymać.
Władze duchowe człowieka są jakby zahamowane, a nawet w pewnym stopniu zawieszone,
dokonuje się wtedy w samym rdzeniu duszy, tj. w najgłębszych jej warstwach,
ścisłe zjednoczenie z Bogiem”99.
Wytłumaczenie
doświadczenia mistycznego przez pokazanie mechanizmu ujęcia istnienia Bożego w
duszy za pomocą intelektu możnościowego jest zgodne z wymienionymi tezami teologów.
Jest to ujęcie istnienia bez pomocy wyobrażeń i sądów, nie towarzyszy temu
ujęciu utworzenie pojęć, człowiek nie może tego poznania spowodować, sam akt
poznania istnienia Boga jest bierny, receptywnie ujmujący to istnienie, jeżeli
Bóg zdecyduje się dać go poznać intelektowi ludzkiemu. Towarzyszy temu poznaniu
miłość, bo wala, która jest źródłem miłości przyrodzonej i siedzibą udzielonej
człowiekowi miłości nadprzyrodzonej, wspartej na miłości człowieka, jest razem
z intelektem w duszy ludzkiej. Działanie tych władz jest zawieszone, czyli nie
jest czynne. Jest po prostu bierne. Intelekt możnościowy odbiera istnienie
Boga, wola odbiera miłość Bożą. Można nawet powiedzieć, że poznanie mistyczne
„polega na skoncentrowanej niezwykle intuicji wpatrującej się... w sposób
prosty w Najwyższe Dobro”, jeżeli przez intuicję rozumie się bezpośredni ogląd
istnienia lecz dokonywany przez intelekt możnościowy, tkwiący w duszy i
dostarczający jej istocie świadomości o obecnym w duszy Bogu, jako wyjątkowym
przedmiocie poznania, a nie tylko rozpoznawanym przez wiarę. Nadprzyrodzone
zjednoczenie z Bogiem dokonuje się w samej istocie duszy, w jej „rdzeniu... w
najgłębszych jej warstwach”. Dzieje się ono nie tylko w doświadczeniu mistycznym.
Jeżeli dzieje się także w doświadczeniu mistycznym, a więc w taki sposób, że
człowiek jest tego świadomy, to musi stać się za pośrednictwem intelektu,
ponieważ tylko intelekt możnościowy może rozpoznać istnienie obecnego w duszy
Boga. Możemy tak powiedzieć, ponieważ doświadczenie mistyczne nie jest aktem
wiary, lecz aktem specjalnego poznania.
Jeżeli
teologowie akcentując „rdzeń duszy” rozumieją przez to zdolność samej duszy do
poznania bez pomocy intelektu możnościowego, to po prostu tłumaczą doświadczenie
mistyczne w oparciu o dane filozofii platońsko-neoplatońskiej, zaczerpniętej z
Augustyna, Pseudo-Dionizego, czy Bonawentruy. Stają też na gruncie tych ujęć,
jeżeli intuicję przeciwstawiają działaniu intelektu. Znaczy to tylko, że nie
znają dobrze tez arystotelesowskich i tomistycznych, wyprecyzowanych przez
tomistów współczesnych, i nie korzystają z narzędzi badawczych o wiele
precyzyjniejszych niż dane tradycji platońskiej.
Tłumaczenie
doświadczenia mistycznego przy pomocy wyprecyzowanych współcześnie tez
tomistycznych pozwala uniknąć zarzutu irracjonalizmu. Doświadczenie mistyczne
nie jest irracjonalnym działaniem duszy. Jest działaniem biernym, spowodowanym
w sposób nadprzyrodzony, ale dokonującym się przy pomocy intelektu, związanego
z duszą, a więc w realnym człowieku, żyjącym w porządku także nadprzyrodzonym.
Działanie to nie polega na pojęciowaniu, bo i poznanie ludzkie nie jest tylko pojęciowaniem.
I
podkreślmy mocno, że z punktu widzenia teologii na zwykłej drodze poznaje się
Boga tylko przez wiarę, nigdy bezpośrednio. Z punktu widzenia filozoficznego
także nie ma bezpośredniego poznania Boga. Istnienie Boga wykrywa się w
rozumowaniu, jako realną przyczynę złożonych bytów, skoro te byty są realne i
nie mogą być przyczyną swego istnienia. Na specjalnej drodze, w poznaniu
mistycznym spowodowanym przez Boga, może się dokonać poznawczo bezpośrednie
ujęcie istnienia Bożego. Poznanie to jest możliwe. Mieści się w naturze i
uzdolnieniach intelektu możnościowego. Bóg przecież nie niszczy natury, liczy
się z nią i jej prawami. Według teorii dwu intelektów poznanie mistyczne jest
możliwe i tylko w tej teorii staje się zrozumiałe, ponieważ nie trzeba uciekać
się do platonizujących tłumaczeń, które dokładnie rzecz biorąc właściwie
pozbawiają człowieka przeżycia mistycznego przenosząc je w sfery
pozaintelektualne, w pozaludzkie władze poznawcze lub w samą duszę, która, gdy
ją pojąć tak jak Augustyn czy Descartes, nie usprawiedliwia swego działania
poznawczego. W ich ujęciu to poznanie polegałoby na włożeniu przez Boga w duszę
pojęć bez jej udziału. Bóg wtedy spełnia czynności poznawcze, nie dusza.
Tymczasem wiemy od mistyków, że to oni umysłowo i świadomie poznają obecność Boga,
że dusza doświadcza. Jeżeli doświadcza Boga poznawczo, to wobec tego ujmuje
Jego istnienie swoim intelektem możnościowym w nadprzyrodzonych, specjalnych
warunkach. Św. Teresa Wielka wyraźnie mówi, że jest to „widzenie umysłowe”,
„widzenie Boskiej obecności”, różniące się od aktu wiary100.
Należy
zwrócić uwagę na dwa zagadnienia:
1) Jeżeli
teoria dwu intelektów pozwala w sposób niesprzeczny unikać konsekwencji, które
są błędem z punktu widzenia wyprecyzowanego dorobku filozofii, jeżeli pozwala
uniknąć tych błędów nie na drodze dodatkowych założeń, lecz w związku z tezami
spójnego systemu, tłumaczącego rzeczywistość realistycznie w ramach pluralizmu,
to są racje, aby tę teorię uznać. Sensualizm, skrajny empiryzm, skrajny
racjonalizm, idealizm, są błędami, uznanymi przez większość filozofów. Istnieją
podstawy nie tylko z racji tej większości głosów, lecz także merytoryczne, aby
tych błędów nie powtarzać. Merytoryczną racją jest to, że wszystkie, wymienione
stanowiska, wiążą się z monizmami, które nie łatwo uzasadnić. Wynika z tego, że
właściwsze jest opowiedzenie się za tezami pluralizmu. Problem tylko polega na
tym, który z kierunków pluralistycznych przyjąć. Jeżeli teoria dwu intelektów,
której operatywność i realistyczny sens sprawdza się przy pomocy filozoficznych
błędów, nie wynika z pluralizmu idealistycznego, spirytualistycznego,
realistycznego, czy kompilacyjnego, pozostaje pluralistyczna filozofia
realistyczna i to w wersji egzystencjalnej. Ze względu na trafność teorii dwu
intelektów, trzeba przyjąć trafność tych założeń, z których wynika.
2) Trzeba
więc było rozróżnić typy monizmu i pluralizmu, idealizmu i realizmu, aby
wyodrębnić kierunek filozoficzny, który daje teorię rzeczywistości, najmniej
podpadającą pod zarzuty sprzeczności i niedokładności. W tej metafizyce i
koncepcji człowieka przyszła kolej na teorię dwu intelektów. Intelekty te
wykrywa się na podstawie ich działania, a teorię dwu intelektów sprawdza się
przy pomocy kryterium zgodności z innymi tezami realistycznej filozofii
egzystencjalnej. Okazuje się, że według tej teorii intelekt jest bytem
przypadłościowym, że wobec tego ma sobie właściwą strukturą. Elementy tej
struktury są elementami intelektu, i to dwu intelektów duszy ludzkiej,
stanowiącej z ciałem człowieka. Ponieważ w literaturze filozoficznej, na ile
można się zorientować, nie ma omówienia natury intelektu, omówienie takie stało
się potrzebą wprost konieczną. Trzeba bowiem znać naturę intelektu, aby umieć
go bronić, i tym samym aby umieć bronić kultury, którą tworzy. Jeżeli ta teoria
ujmuje to, czym jest intelekt, to musiały odpaść teorie tradycji platońsko-neoplatońskiej,
czy nieprecyzyjne teorie jednego intelektu, wypracowane jako etap w tradycji
arystotelesowskiej. Jeżeli dalej teoria dwu intelektów pokazuje, kim jest
człowiek, jak jest skonstruowany, jak wobec tego działa, to musiały okazać się
błędne także prądy, które odrzucały intelekt, jako źródło poznania ludzkiego.
Intelekt jest w duszy ludzkiej, dusza ludzka poznaje przez intelekty, sama jest
formą ciała. A więc nie wola, nie uczucie, nie irracjonalne postawy są tym, co
kompetentnie poznaje rzeczywistość. Intelekt kompetentnie poznaje
rzeczywistość. Intelekt jest źródłem wiedzy. Intelekt jest twórcą kultury,
intelekt, współpracujący z innymi władzami poznawczymi i pożądawczymi, związany
z duszą, przebywający w człowieku, jako racja zdolności człowieka do
poznawczego działania.
Wnioski,
zamykające ten rozdział, zamykają właściwie problematykę, oznaczoną dwoma
tytułami: „Zagrożenie intelektu” i „Natura intelektu”. Jeżeli wiemy, jaki jest
intelekt, możemy przeciwstawić się teoriom, które mówią o nim co innego. Możemy
więc bronić intelektu przed zagrażającymi mu prądami i teoriami. Bronimy go
najlepiej rozwijając intelekt i usprawniając go do działania, które zdolny jest
wykonać. Możemy go usprawnić, gdy wiemy, jaki jest. Musimy go usprawnić, jeżeli
chcemy, żeby działał, rozpoznawał rzeczy i tworzył kulturę. Problem tych
usprawnień, problem całej więc uprawy intelektu, jest ściśle powiązany z
omówionymi już zagadnieniami. Musi znaleźć się w książce, poświęconej
intelektowi. Słusznie stanowi temat następnego rozdziału.
Rozdział trzeci:
UPRAWA INTELEKTU
Wstęp:
Problematyka uprawy intelektu
Z
dotychczasowych rozważań wynikają dwa wnioski, ważne dla problemu uprawy
intelektu:
1° Intelekty są właściwym, kompetentnym
i ostatecznym w człowieku źródłem poznania. Są prawdziwie ludzkimi władzami
poznawczymi duszy, przebywają w człowieku i sprawiają, że rzeczywistość poznaje
sam człowiek, a nie jakiś byt poza nim.
2° Intelekty poznają przy pomocy
zmysłowych władz poznawczych. Są funkcjonalnie z nimi powiązane. To funkcjonalne
powiązanie, a więc zależność w działaniu poznawczym, nie zmienia duchowej
natury intelektów. Wskazuje tylko na to, że proces poznania jest jednolity, że
władze zmysłowe rozpoczynają poznanie odbierając szczegółowe treści poznawcze
przedmiotu, aby z nich intelekt czynny wydobył treści ogólne dla intelektu
możnościowego. Tak przebiegający proces poznania pozwala zorientować się, że
poznanie zmysłowe nie jest samodzielne, że nie ma w człowieku sfery czystego
doświadczenia zmysłowego samego dla siebie, że każde doznanie poznawcze w
porządku zmysłów jest tylko dostarczeniem materiałów intelektowi czynnemu. Poznanie
ludzkie wobec tego jest w skutkach i w ostatecznym etapie poznaniem umysłowym,
z tej racji zawsze ogólnym, zawsze ujmującym przede wszystkim istotę każdego
przedmiotu i każdego szczegółu tego przedmiotu. Można więc dodać, że intelekt
możnościowy, odbierający poznawczo istotę i istnienie rzeczy poznawanej, jest
nie tylko właściwym, kompetentnym i ostatecznym w człowieku źródłem poznania,
lecz że jest także jedynym źródłem poznania. W tym receptywnym poznaniu
kontroluje go rzeczywistość i ona rozstrzyga o prawdziwości i pewności poznania
ludzkiego. Mówiąc o uprawie intelektu mamy na myśli uprawę intelektu
możnościowego ponieważ on jest właściwą władzą poznawczą. Intelekt czynny i
zmysłowe władze poznawcze tylko go wspomagają w działaniu.
Jeżeli
intelekt jest najwyższą w człowieku instancją poznawczą, to pod pewnym względem
mają rację scjentyści i racjonaliści, że przyznają intelektowi pierwsze miejsce
w rzeczywistości. Gdy się jednak zauważy, że intelekt stanowiąc w swej naturze
byt duchowy i niezależny od materii, jest w działaniu z nią powiązany, trzeba
przyjąć tak zwany intelektualizm, który mówi tylko o hegemonii intelektu wśród
innych władz człowieka. Obecność tych władz w człowieku i bardzo ścisłe
powiązanie obu intelektów z duszą nie jest bez znaczenia dla problemu uprawy
intelektu. Ontycznie rzecz biorąc, a więc ze względu na to, czym jest intelekt,
możemy mówić o jego niezależności, ze względu jednak na funkcjonalne powiązanie
intelektów z duszą i innymi władzami człowieka możemy mówić tylko o hegemonii
intelektu.
Problem
hegemonii intelektu wobec zmysłowych władz poznawczych był już wielokrotnie
omawiany, mimo że tego powiązania intelektów ze zmysłami nie nazywało się
dotychczas powiązaniem na zasadzie hegemonii. Nie był natomiast omawiany
problem hegemonii intelektu wobec innych władz człowieka, mianowicie wobec
władz pożądawczych. Władze pożądawcze normalnie biorąc nie mają wpływu wprost
na poznanie, dokonywane przez intelekt. Mogą jednak ubocznie wpływać na
poznawcze działanie intelektów, czyli po prostu przeszkadzać swymi sugestiami i
żądaniami.
Uprawa
intelektu musi więc dotyczyć praktycznego wyregulowania wpływu zmysłowych władz
poznawczych na intelekty i wpływu władz pożądawczych, tak umysłowej woli jak i
uczuć, będących zmysłowymi władzami pożądawczymi. Po wyregulowaniu tego wpływu,
czy uświadomieniu sobie zależności i zakresu działań poszczególnych władz,
można mówić o ćwiczeniu człowieka w posługiwaniu się intelektem. To
posługiwanie się intelektem winno być właśnie takie, by intelekt znając swe
uprawnienia i rolę, wyznaczoną mu przez jego naturę, umiał właśnie kierować
człowiekiem, a to znaczy działaniem jego władz w ramach ich kompetencji.
Kierując
działanie różnych władz intelekt spełnia już czynności praktyczne. Należy więc
zorientować się w różnicy między intelektem, który poznaje, a intelektem, posługującym
się w działaniu swym dorobkiem poznawczym. I trzeba nauczyć intelekt tego działania.
Nie łatwo bowiem intelektowi przestawić się na działanie praktyczne. Trzeba mu
w tym pomóc, trzeba go usprawnić. Jak usprawnić intelekt, by właściwie
postępował i wytwarzał?
I znowu
uprawa intelektu obejmuje sprawę uzdolnienia intelektu do kierowania
postępowaniem i wytwarzaniem.
A gdy
intelekt nauczy się kierować władzami człowieka tak, by działały w ramach swych
kompetencji, by nie brały na siebie funkcji innych władz i dobrze spełniały swoje
zadania, gdy poza tym intelekt opanuje sposób wpływania na postępowanie i
wytwarzanie człowieka, pozostanie problem równowagi między intelektem i jego
władzami, i problem kontroli działania intelektu. Władze pożądawcze lub
zmysłowe władze poznawcze równoważą i ograniczają działanie intelektu w tym
sensie, że nie pozwalają intelektowi, zgodnie zresztą z naturą jego działania,
dokonywać czynności teoretycznych i praktycznych niezależnie od całego bytu
ludzkiego. Czy mogą jednak kontrolować intelekt? Czy może go kontrolować
czynność postępowania i wytwarzania? Czy tę kontrolę spełnia sam człowiek, czy
może spełnia ją obiektywna rzeczywistość? Tymi pytaniami dotykamy istotnego
problemu, którego rozwiązanie stanowi zasadniczą sprawę w problematyce uprawy
intelektu: czy istnieje czynnik kontrolujący intelekt, i co znaczy kontrola
intelektu? W pewnym stopniu działanie intelektu kontroluje sama rzeczywistość,
a o typie tego działania rozstrzyga natura intelektu, zależnego od duszy i
powiązanego z człowiekiem. Czy jednak ten typ kontroli wystarcza, by intelekt
działał właściwie?
Problem
ten zostanie podjęty w drugiej części rozdziału o „Uprawie intelektu” po
wyjaśnieniu w pierwszej części problemu równowagi i zakresu działań
poszczególnych władz człowieka.
1. Powiązanie intelektu z innymi władzami człowieka
1.1. Intelekt a kompetencje poznawczych władz zmysłowych
Analizując
poznawcze działanie intelektów stwierdzaliśmy, że intelekt możnościowy nie jest
w stanie ująć wprost treści ogólnych rzeczy, i że muszą mu w tym pomagać
zmysłowe władze poznawcze za pośrednictwem intelektu czynnego. Omawialiśmy więc
przebieg procesu poznania od tej strony, jak proces ten normalnie i faktycznie
przebiega w zwykłych warunkach relacji między podmiotem poznania a przedmiotem
poznawczym. Zasadniczą czynność poznawania spełnia oczywiście intelekt
możnościowy, jest źródłem poznania, ale nie jest ostatecznym odbiorcą wyników
poznania. Jest przecież władzą duszy. Dusza więc jest właściwym odbiorcą
poznania, ale dusza powiązana z ciałem. W sumie więc odbiorcą wyników poznania
umysłowego, właściwego człowiekowi, wyróżniającego go spośród innych bytów,
jest cały człowiek, w którym wszystkie czynniki składowe stanowiąc całość
działają jednak zgodnie ze swą naturą, poddaną jednej formie rozumowej czyli
duszy ludzkiej. Każdy czynnik składowy człowieka i każda jego władza spełnia
określone działania, do których jest zdolna na mocy swej natury. Istnienie
działa w ten sposób, że udziela bytowi realności, istota wyznacza gatunkową
odrębność, forma i materia powodują substancjalną całość, duchowe intelekty ujmują
treści ogólne poznawanej rzeczy, zmysłowe władze poznawcze odbierają
szczegółowe dane, w których reprezentowany jest cały, poznawany byt. Każda z
władz działa zawsze zgodnie ze swą naturą, ale nie zawsze zgodnie ze swymi
kompetencjami.
To nie
jest tylko tak, że Platon przyznał duszy funkcje poznawcze i pominął rolę ciała
ludzkiego. Nie jest też tylko tak, że Descartes wyznaczył duszy zadanie
spełnienia wszystkich funkcji człowieka, a Averroes oderwał intelekt od duszy
ludzkiej. Często może być tak, że człowiek swoją wolną decyzją pominął głos
zmysłowych władz poznawczych, lub, jak to jest w sensualizmie Macha, czy
empiryzmie Hume’a, wziął pod uwagę tylko informację władz zmysłowych. Sam
człowiek przyznał wszystkie kompetencje poznawcze zmysłom i tylko ich
świadectwu zaufał. Nie chciał wziąć pod uwagę poznawczej roli intelektu, nie
uznał faktu dwu intelektów w duszy ludzkiej, nie przyjął tezy o istnieniu duszy
rozumnej w człowieku. Nie zawsze wiadomo, dlaczego człowiek tak zdecydował.
Najczęściej jednak jest tak, że nie poznał dokładnie całej natury ludzkiej, nie
odkrył struktury człowieka, nie umiał wybrać właściwych punktów wyjścia
przystępując do filozoficznej analizy rzeczywistości, nie trafił na
pluralistyczny realizm egzystencjalny lub nie chciał trafić. Wybrał monizm,
zaufał intuicji lub sympatii dla typu myślenia naukowego. Mogły go pomylić źle
przeprowadzone studia, brak wyczulenia na prawdziwość, a nawet niecierpliwość,
która poszukuje jakichkolwiek wyników, byle mieć już za sobą trud poznawania, a
mimo wszystko szeroką lub względnie pełną informację. Nie bez znaczenia jest tu
wpływ obiegowych postaw, prądów umysłowych, teorii i filozoficznych kierunków,
różnych koncepcji nauki, warunków i kryteriów prawdziwości, różnych potrzeb
poznawczych, stopnia uwagi, zdolności do refleksji, dociekliwość, krytycyzm,
wprost wiedza i tysiące innych powodów.
Człowiek,
niestety, może zdecydować, że weźmie pod uwagę tylko dane zmysłowe. Wtedy
poznawcze władze zmysłowe, zgodnie podkreślmy to ze swą naturą odbiorą dane
szczegółowe przedmiotu, jego materialne własności, w których uwikłane jest
istnienie rzeczy i jej ogólne, gatunkowe cechy. Człowiek jednak nie korzysta z
całej, skomplikowanej czynności intelektów, nastawia swą uwagę tylko na
zmysłowe jakości rzeczy i uznaje, że właśnie one wyczerpująco tę rzecz
prezentują. Zmysłowym władzom poznawczym człowiek przypisuje wtedy rolę
ostatecznego źródła poznania, mimo że takiej funkcji z samej natury swych
czynności nie mogą pełnić. I to, co jest tylko fragmentem procesu poznawczego,
zostaje uznane za cały proces poznania. Człowiek został częściowo poinformowany
o rzeczy, lecz bierze tę informację za pełne poznanie. Jest w sumie błędnie
poinformowany. Nie poznał przedmiotu poznawczego. Jest jednak przekonany, że
uzyskał pełne i pewne poznanie tego, co poznawał. W oparciu o to poznanie
tworzy sądy. Nic dziwnego, że są to sądy sensualistyczne, empiryczne i
monistyczne. Za tym idzie podobnego typu filozofia, jak już wiemy, jednak
błędna.
Człowiek
więc zdecydował, że przesunęły się kompetencje poznawcze władz, że hegemonia,
którą spełnia w poznaniu intelekt możnościowy, przeszła na zmysłowe władze
poznawcze. Wpływ tych władz na proces poznania stał się tak duży, że ich
informację wzięto za jedyną i odpowiedzialną. Władze zmysłowe, które równoważą
działanie intelektów i nie pozwalają im poznawać na własną rękę, teraz same
tego poznania dokonały.
W
problemie uprawy intelektu nie bez znaczenia jest więc sprawa kompetencji
zmysłowych władz poznawczych. Władze zmysłowe, których działanie określa ich
strukturę, nie sięgają same po te uzurpowane uprawnienia. Przyznaje im je
człowiek swoją wolną decyzją. Problem wolności i jej źródła staje się więc
zagadnieniem pierwszoplanowym w sprawie uprawy intelektu. Rozumiemy przy tym,
że decyzja poprzestania na informacji zmysłów warunkuje nieznajomość struktury
człowieka, po prostu ignorancja w zakresie nie tylko zagadnień poznania i
filozofii, lecz także w zakresie kryteriów, motywów i problemów niesprzecznych
racji, wyznaczających naturę rzeczy, jej władz i działania.
Utrzymanie
równowagi między działaniem intelektów i zmysłowych władz poznawczych, to
przede wszystkim więc problem wiedzy o naturze intelektu i jego działaniu oraz
o naturze władz zmysłowych i zakresie ich działania. Usunięcie ignorancji w tym
punkcie, a przez to dostarczenie właściwych informacji o procesie poznania
ludzkiego człowiekowi, decydującemu swą wolą o tym, które wyniki poznawcze i
których władz weźmie pod uwagę, staje się pierwszym zadaniem przy uprawie
intelektu.
Może
właśnie w tym miejscu najbardziej widać, że obrona i uprawa intelektu bardzo
zależą od uświadomienia sobie natury intelektu. Znajomość tej natury, uprawnień
i zdolności poznawczych intelektu, pozwala zabiegać o utrzymanie równowagi
między działaniem poszczególnych władz, co z kolei pozwala uwolnić się od
błędów w poznaniu rzeczywistości.
Jeżeli
człowiek, niezależnie od wiedzy o swojej naturze i procesie poznania, może
podjąć decyzję uznania zmysłowych władz poznawczych za jedyne źródło poznania,
wynika z tego, że intelekt nie jest przyczyną tych decyzji. Źródłem więc
decyzji, niezależnie od intelektu, jest inna władza w człowieku. Władzę tę
nazywamy wolą.
Obok więc
intelektu możnościowego i czynnego jest w duszy, jako jej przypadłość, duchowa
władza, której działanie polega na wyborze tego, co jej intelekt ukaże jako
odpowiedni dla niej przedmiot chcenia. Intelekt poznaje całą, dostępną mu
poznawczo rzeczywistość. Posiada w sobie treści poznawcze. Wola „widzi” je w
intelekcie. I z doświadczenia wiemy, że nie idzie za każdą treścią. Wola
właśnie wybiera. Jest więc niezależną od intelektu, a może być niezależna tylko
wtedy, gdy jest odrębną od intelektu władzą. Gdyby była częścią intelektu lub
jedną z jego funkcji, czyli swoistym działaniem intelektu, musiałaby akceptować
i wybierać każdą treść, ujętą w rzeczy przez intelekt. Skoro tak nie jest,
skoro człowiek nie wszystko akceptuje i wybiera dla siebie, znaczy to, że wola
jest niezależna od intelektu, a tym samym wolna w swym wyborze. Wybiera na
zasadzie własnej decyzji lecz z tego, co jej intelekt zaproponuje. Wynikają
więc z tego faktu dwie własności woli: właśnie jej wolność, czyli niezależność
od intelektu w istnieniu i działaniu, a z drugiej strony jej swoista zależność
od informacji, której o rzeczach dostarcza jej intelekt. Wola nie poznaje. Musi
więc korzystać z wiedzy intelektu. Ale wśród wielu treści sama wybiera to, co
zechce. Wola wybiera. A ten wybór świadczy o jej wolności.
Wolność
jednak nie polega tylko na swym wyborze. Wybór świadczy o wolności, lecz nie
wyczerpuje wolności. Gdyby wolność polegała tylko na wyborze, mogłaby się
rozwijać tylko wtedy, gdyby rosła możliwość wyboru, a więc ilość treści, które
intelekt proponuje woli. Wolność w takim ujęciu sprowadzałaby się do ilości
aktów wyboru. Byłaby ograniczona oddolnie, gdyby człowiek wadliwie poznawał lub
z powodu nacisku czynników materialnych i poznania zmysłowego uzyskał mało
treści intelektualnych, których wola może pożądać. Byłaby znów nieograniczona
odgórnie, gdyby rosła w intelekcie ilość treści poznawczych i wola mogłaby
spośród nich wybierać w nieskończonej ilości aktów. Tę nieograniczoność woli
przyjął Descartes i Sartre. Descartes twierdził, że wolność woli jest równa
wolności Bożej, a różnią się tylko innymi podmiotami: wola ludzka jest w
skończonym podmiocie, wola Boża jest zapodmiotowana w nieskończonej substancji.
Sartre znowu tak dalece podkreślił niezależność decyzji ludzkiej i wolność, że
odrzucił istnienie Boga, który gdyby istniał, ograniczałby wolność ludzką. Fakt
wolności nie ulega wątpliwości, a więc dla Sartre’a Bóg nie istnieje. Tomasz z
Akwinu uzależniając wolny wybór ludzki od intelektu usunął niebezpieczeństwo
woluntaryzmu, czyli tezy o absolutnej niezależności woli i o jej samodzielnym
kierowaniu się do Boga bez informacji ze strony intelektu. Św. Tomasz
podkreślił co innego, jako naturę wolności. Wolność woli polega według niego
nie tyle na samodzielnym dokonywaniu aktów wyboru, ile na coraz pełniejszym
uzyskiwaniu prawdy i dobra. Wolność jest wyborem, lecz wyborem zmierzającym do
doskonalszego dobra. Nie jest więc wyborem czegokolwiek, lecz tego, co daje
człowiekowi takie wartości, jak mądrość (prawda) i miłość (dobro). Można więc
sprawę ująć w ten sposób, że wolność wyraża się w pełni umysłowego życia
ludzkiego101. Nie jest to więc tylko wolność od przymusu. Jest to
wolność, która prowadzi przez coraz doskonalszy, a więc sprawniejszy wybór, do
coraz pełniejszego życia umysłowego ludzi, życia więc duchowego tak w porządku
przyrodzonym jak i nadprzyrodzonym. Wolność więc, mówiąc krótko, to rozwój w
człowieku mądrości i miłości. Wynika z tego, że rozwój wolności nie idzie w
kierunku coraz większej ilości aktów wyboru, lecz w kierunku coraz
rozumniejszych decyzji. Gdy intelekt będzie poznawał rzeczywistość coraz
dokładniej, gdy zobaczy różne wartości tego, co poznał, wola usprawniona w
wyborze tego, co wartościowe, będzie wybierała dobra o realnej wartości, coraz
wartościowsze. Tych aktów wyboru może więc być coraz mniej, gdy będą
trafniejsze. A gdy mądrość i miłość uzyskają poziom bardzo wysoki, wybór woli może
się sprowadzić do aktu wyboru najdoskonalszego bytu. Wolność więc według św.
Tomasza nie powiększa się przez ilość aktów, lecz przez ich trafność w stosunku
do najwłaściwszego dobra, odpowiedniego dla człowieka. To wszystko daje się
zrealizować pod warunkiem, że wola, która jest sama dla siebie źródłem swych
decyzji, będzie współpracowała z intelektem dobrze uprawianym. Gdy po prostu
przyjmie hegemonię intelektu. Gdy rośnie w człowieku mądrościowa wiedza, akty
chcenia stają się ilościowo mniejsze, lecz właściwsze. Wolność przez to nie
maleje, lecz staje się pełniejsza, prostsza i bardziej zorientowana na realne,
prawdziwe wartości.
Wola więc
jest w bardzo swoistej relacji do intelektu. Jest przez intelekt należycie
informowana o wartości rzeczy, których może pożądać. Św. Tomasz powie nawet, że
intelekt jest korzeniem wolności, rozumianej wciąż jako trafność wolnego
wyboru. Tak pojęta wolność służy człowiekowi. Nie jest tylko bezmyślną ilością
aktów wyboru, jak u Descartesa, lecz wyborem coraz doskonalszego dobra. I z tej
racji zależność woli od intelektu jest faktem, jeżeli człowiek coraz świadomiej
i doskonalej wybiera. A taką umiejętność wyboru stwierdzamy w działaniu
ludzkim. Wola więc współpracuje z intelektem. Jest z nim powiązana, wciąż
śledzi lub reaguje na jego działania. Gdy intelekt ujmie przedmiot jako dobry
lub zły (pomysł) wola zaraz wyraża swoją akceptację lub sprzeciw (upodobanie).
Gdy intelekt pomyśli ten przedmiot jako cel (zamysł), wola reaguje na to chęcią
osiągnięcia tego przedmiotu (zamiar). Intelekt rozważa więc różne środki do
osiągnięcia poznawczego przedmiotu jako celu (namysł), wola zaraz przyzwala,
godzi się na te środki (przyzwolenie). Intelekt podaje wartość najwłaściwszego środka
(rozmysł), wola decyduje się na ten środek, wybiera go spośród wielu idąc za
radą intelektu (wybór). Sama o tym rozstrzyga, mimo że bierze pod uwagę
sugestie intelektu. Intelekt wobec tego decyduje się na czyn (rozkaz), wola
wykonuje to postanowienie (wykonanie). Intelekt potem ocenia pozytywnie lub
negatywnie przebieg czynności poznawczej (osąd), wola akceptuje (zadowolenie)
lub odrzuca swoją decyzję102. Intelekt więc, który dokonał
prawdziwych sądów intelektualnych, te sądy dał do dyspozycji woli. Gdyby
intelekt nigdy się nie mylił, wola byłaby zbyteczna, jako władza przesądzająca
o zrealizowaniu danego sądu. Wola więc decyduje i ryzykuje. Trafność jej wyboru
zależy od intelektu, od prawdziwości jego sądów. Ale fakt tej wielości sądów i
możliwość niedokładnego lub błędnego poznania warunkuje wybór. Sprawia, że wola
decyduje się na jeden z sądów. W takim ujęciu wolność nie jest zaletą i
korzyścią człowieka, jest w pewnym sensie ludzką słabością, związaną z
ryzykiem. Gdyby człowiek nigdy się nie mylił, znaczyłoby to, że nie jest wolny,
że deterministycznie podlega intelektowi, prawom przyrody lub Bogu.
Deterministycznie myślał Descartes, Spinoza, Pearson.
Człowiek
z tej racji, że jest rozumny, jest wolny w swych decyzjach. Jest rozumny, to
znaczy odkrywa prawdę w żmudnym trudzie przechodzenia z przesłanek do wniosku.
Jest wolny, ponieważ akceptuje wynik swego poznania, a potem zmienia decyzję i
wybór, gdy dojdzie do sądów bardziej prawdziwych. Intelekt więc nie determinuje
aktów woli. Intelekt tylko informuje. Roztacza swą hegemonię także nad wolą, o
ile wola zechce ją uznać.
Może tak
się zdarzyć, że wola nie uzna tej hegemonii, że nie zechce współpracować z
intelektem nad wyborem najwłaściwszego dobra, że przyjmie sugestie uczuć czy
zmysłowych władz poznawczych, że zdecyduje niezależnie od całego poznania
ludzkiego w oparciu o motywy, płynące z jakichś dodatkowych źródeł. Może się
tak zdarzyć. Taka decyzja woli może być dla człowieka dobra lub zła. Niektórzy
mistycy mówią o wpływie Boga wprost na wolę ludzką, jakkolwiek, zauważmy, musi
temu towarzyszyć akt wiary, dokonywany przecież razem przez intelekt i wolę.
Egzystencjaliści mówią o wolności niczym nie zdeterminowanej, samej w sobie,
będącej dla siebie źródłem decyzji. Ale w każdym wypadku jest jakiś motyw,
wyznaczający decyzję. Jeżeli ta decyzja obraca się przeciw człowiekowi, to
najczęściej z tego powodu, że wola nie oparła swej decyzji na sądzie intelektu.
W
normalnych więc warunkach wola winna korzystać z opinii intelektu. Uprawa
intelektu polega więc na tym, by intelekt umiał korzystać z prawa informacji w
stosunku do woli, by umiał jej działanie zharmonizować z własnym działaniem.
Uprawa intelektu postuluje też uprawę woli w tym sensie, by umiała podejmować
decyzje rozumne, oparte na coraz doskonalszym poznaniu i na pełniejszej,
pogłębiającej się mądrości, która jest, jak zobaczymy, sprawnością intelektu do
poznawczego ujmowania rzeczy w całym jej przyczynowym uwarunkowaniu.
Wola
wybiera różne dobra w tym celu, aby uzyskać szczęście. Gdyby szczęście polegało
na posiadaniu wszystkich dóbr, wola chciałaby ich w nieskończoność i dokonywałaby
nieskończonej ilości aktów wyboru. Ponieważ jednak szczęście nie polega na
ilości dobra lecz na jego jakości i pełni, wola szuka takiego dobra, które
spełni tą potrzebę szczęścia. Wynika z tego dodatkowo wniosek, że wolność i
działanie woli nie rozwijają się przez ilość aktów, lecz przez ich trafność.
Wynika też i to, że wola jest wolna, ponieważ pomija dobra szczegółowe i mniej
wartościowe, a szuka najwłaściwszego, ogólnego i pełnego. Wola więc nie chce
wszystkiego, co może być przedmiotem jej pożądania. Chce tego, co najlepsze. I
z tej racji, że chce dobra, porusza intelekt, zmusza go do wykonywania aktów
poznania, a sformułowane przez niego sądy akceptuje lub odrzuca. Jest władzą
duszy, zapodmiotowaną wprost w duszy i tak samo jak intelekt samodzielną w swym
działaniu. Jest jednak tak związana z intelektem, że bez niego nie może dokonać
rozumnych aktów wyboru. I jest jedna. Intelekty są dwa. Wola jest jedna,
ponieważ jej decyzje dotyczą dobra, ujętego umysłowo. Współpracuje wprost z intelektem.
Gdyby nie korzystała z pomocy intelektu, musiałaby mieć swoje władze pożądawcze
zmysłowe, dzięki którym kontaktowałaby się z rzeczami materialnymi. Lecz wtedy
jej działanie byłoby całkowicie poza poznaniem, jej decyzje nie byłyby
orientowane poznawczo i w ogóle nie byłyby możliwe. Wola nie wiedziałaby, czego
żądać. Akty woli byłyby bezprzedmiotowe. Ponieważ jednak są przedmiotowe,
znaczy to, że wola korzysta z poznania i to intelektualnego, ponieważ sama jest
władzą duchową.
Wykład
tych spraw, związanych z wolą ludzką, może sugerować, że dokonano w jakimś
stopniu hipostazowania, to znaczy potraktowano wolę jako byt samodzielny, który
dość kapryśnie gospodaruje w człowieku. Wydaje się jednak, że błąd nie jest aż
tak duży. Pamiętamy wciąż przecież, że wola jest władzą, a więc przypadłością
duszy. Jest źródłem wolnych decyzji i doskonali duszę sobie właściwym
działaniem. Istnienie woli, jako władzy musimy uznać, bo inaczej trzeba by przyjąć,
że dusza sama wykonuje akty wyboru. Wtedy jednak wpadli byśmy w trudność, że
dusza zmieniając decyzje, sama się zmienia w swej istocie, co jest absurdalne.
Dusza pozostaje duszą w swej istocie, podejmuje różne decyzje, zmienia je, a
więc nie dokonuje tego sama swą istotą, lecz przy pomocy władzy, realnie od
niej różnej, mimo że przypadłościowo zależnej od siebie.
Wola jest
więc przypadłością. Jest bytem, który istnieje zależnie od duszy, ale jako byt
ma sobie właściwą strukturę. Jest złożona z niesamodzielnego istnienia, ponieważ
jest realną przypadłością i jest złożona z istoty, bo jest czymś określonym. W
swej naturze jest bytem duchowym, którego istotę wypełnia forma na miarę formy
duszy, swoiście więc „commensurata” w stosunku do duszy. Obok tej duchowości na
miarę duszy formę woli charakteryzuje wolność, czyli niezależność w działaniu
od intelektu i innych władz człowieka oraz zdolność do decyzji, która polega na
coraz doskonalszym i trafniejszym wyborze wartościowego dobra. Poza tym
dodatkową cechą woli jest jej relacja do intelektu, relacja oczywiście wybrany
w sposób wolny, wynikająca jednak ze swoistego powiązania wolności z sądami
intelektu.
W
istniejącej istocie woli stwierdzamy więc formę, której charakter wyznaczają
cztery czynniki: duchowość, „commensuratio” czyli zależność od duszy, wolność,
podejmowanie decyzji w oparciu o sądy intelektu.
Tak
skonstruowana wola, jako przypadłość, jest powiązana z duszą, podobnie jak
intelekt, konieczną nietranscendentalną relacją realną, istotną i jednostronną,
także w porządku szeroko pojętego przyczynowania sprawczego.
Obok
umysłowych władz poznawczych (intelekt możnościowy i intelekt czynny) i
umysłowej władzy poznawczej (wola) działają w człowieku zmysłowe władze poznawcze
(zewnętrzne: wzrok, słuch, dotyk, powonienie i inne; oraz wewnętrzne: pamięć,
wyobraźnia, zmysł wspólny, władza konkretnego osądu) i zmysłowe władze
pożądawcze (uczucia). Praktycznie działanie każdej władzy jest powiązane z
działaniem innej władzy. Poznanie umysłowe dokonuje się przy współudziale
poznania zmysłowego. Działania uczuciowe są powiązane z działaniem poznawczych
władz zmysłowych, z rozumem szczegółowym, a także z intelektem, dokonującym
ocen i rozumowań. Analizując jednak wszystkie te działania można dokonać ich
pogrupowania, wykryć zależności, kompetencje i przedmiot. Uczucia podlegają
woli i rozumowi, ale mogą też działać niezależnie. I często tak się zdarza, że
uczucia dominują w człowieku, nie idą za sądem rozumu, nie podporządkowują się
decyzji woli. Często bowiem orientują się ku przedmiotowi pożądania w oparciu o
informacje zmysłowych władz poznawczych.
Uprawa
intelektu w odniesieniu do uczuć musi polegać na takim uprawianiu intelektu, by
umiał wpłynąć na działanie uczuciowe i zrealizować słuszny sąd umysłowy.
Uczucia
lub uczuciowość są tym samym co pożądanie zmysłowe, działające obok pożądania
umysłowego. Każde pożądanie polega na tym, że podmiot dąży do przedmiotu
pożądanego. W poznaniu jest odwrotnie. Władza poznawcza umysłowa czy zmysłowa
przyjmuje treści przedmiotu poznawanego, doznaje ich, nie dąży do nich. Wola i
uczucia dążą do swego przedmiotu. Ich wybór, czy decyzje, mają charakter ruchu,
czynnego dążenia do przedmiotów pożądanych. To dążenie może być dwojakie. W
tradycji arystotelesowskiej przyjmuje się, że uczucia poinformowane przez
intelekt czy zmysły o rzeczy nastawiają się na te rzeczy: chcą ich lub unikają.
Uczucia, które tak działają, są nazywane uczuciami pożądawczymi lub
pożądliwością. Człowiek po prostu chce lub nie chce pewnych przedmiotów, do
których dąży. Może być tak, że pewne przedmioty nacierają na człowieka. Uczucia
nie chcą się na nie nastawić. Stawiają im opór albo odwrotnie chcą pewnych
przedmiotów, lecz nie mogą ich zdobyć. Przezwyciężają więc przeszkody. Ta grupa
uczuć jest nazywana gniewliwą lub uczuciami gniewliwymi, a nawet
gniewliwo-bojowymi. Zmysłowe władze pożądawcze czyli uczucia dzielą się więc na
dwie grupy, na pożądliwe i gniewliwe. Św. Tomasz wymienia sześć uczuć
pożądliwych: miłość i nienawiść, pragnienie i niechęć, przyjemność (rozkosz,
radość) i przykrość (ból, smutek). Wymienia też pięć uczuć gniewliwych:
nadzieja i rozpacz, odwaga i strach, oraz gniew. Uczucia więc występują parami
i tylko gniew jest takim uczuciem, które nie ma pary. Oczywiście uczucia te
mogą się mieszać. Nienawiść bowiem może występować jako uczucie pożądliwe lecz
także jako uczucie gniewliwe. Zależy to od powiązania z poznaniem zmysłowym, z
wolą, z rozumem.
Oprócz
tych uczuć, czyli uczuć zmysłowych, istnieją też uczucia duchowe, których
źródłem jest wola, wychowująca całą sferę życia zmysłowego przy pomocy swoich
sprawności, takich jak męstwo, umiarkowanie, sprawiedliwość i przy pomocy
powiązanej z tymi sprawnościami cnoty intelektu praktycznego, mianowicie
roztropności. Granica między uczuciami zmysłowymi i umysłowymi praktycznie jest
trudna do ujęcia, a wszystkie uczucia stanowią bardzo subtelną dziedzinę, ważną
i niezastąpioną w całym życiu człowieka.
Intelekt
ma trudne zadanie wobec uczuć. Nie ma na nie bezpośredniego wpływu. Są niezależne
w działaniu. Mogą podjąć jego opinię, ale mogą też za nią nie pójść. I trzeba
wielkiego nawet „taktu” ze strony intelektu, swoistej dyplomacji, by hegemonia
rozsądku i rozumności dała się zrealizować. Intelekt zresztą nie zawsze
właściwie kieruje uczuciami. Niekiedy się myli w poznaniu i błędnie informuje
uczucia kierują je do nierealnego dobra. Ale kierując wraz z wolą całym
działaniem człowieka powoduje, że człowiek jest odpowiedzialny za swoje
uczucia. I tylko człowiek jest za nie odpowiedzialny.
Wiąże się
z tym problem sprawy zwierząt, które także mają poznanie zmysłowe i zmysłowe
pożądanie. Zwierzęta są obdarzone uczuciami, reagują gniewem, przywiązaniem,
niechęcią, pragną, tęskną, spodziewają się. Ale ich uczucia są zdeterminowane.
Podlegają władzy konkretnego osądu i nie stanowią przedmiotu odpowiedzialności.
Odpowiadać bowiem można tylko za czyny wolne. A wolność jest w sposób konieczny
związana tylko z rozumem. Zwierzęta nie posiadają duchowej władzy poznawczej.
Nie działają więc w sposób wolny. Nie odpowiadają za swoje działanie i nie
odnosi się do nich pojęcie moralności. Działają instynktownie, to znaczy w
oparciu o zmysłową władzę konkretnego osądu, która jest w nich najwyższą
instancją poznawczą. Nie reagują na wartości niecielesne. Jeżeli odczuwają coś
jako np. przyjemne i pożądają tego, smucą się tym lub radują, to zawsze tylko
ze względu na dobro ciała lub gatunku. Nie mają działań niezależnych od ciała i
na podstawie tego twierdzimy, że nie mają duszy samoistnej, a więc duchowej.
Mają duszę czyli formę niematerialną, ale śmiertelną, genetycznie pochodzącą z
materii.
Człowiek
natomiast czyni wszystko w powiązaniu z duchowym intelektem. Intelekt
spełniający funkcje wnioskowania, a więc rozum, ostatecznie kieruje działaniem
ludzkim i sprawia, że te działania są dokonane przez wolę w sposób wolny. Z tej
racji człowiek jest odpowiedzialny za swoje czyny i to w sensie moralnym. Czyn
ludzki jest więc zawsze dobry albo zły zależnie od tego, czy jest zgodny z
normą moralną, której źródłem jest rozumna natura ludzka, a w ostatecznej
instancji Bóg, jako stwórca tej natury.
Człowiek
więc i tylko człowiek ze względu na swą rozumną i wolną naturę, ze względu na
dążenie do szczęścia i obowiązek osiągnięcia ostatecznego, a więc najwyższego
dla siebie celu, musi panować nad nienawiścią i niechęcią, nad przeżywaniem
radości i smutku, nad rozpaczą, strachem i gniewem. Musi rozwijać miłość i
pragnienie dobra, nadzieję i odwagę. Musi dążyć do równowagi między uczuciami,
kierować uczucia negatywne do dobrych celów, a przez to uszlachetniać je i
doskonalić. Musi to wszystko realizować, jeżeli chce być w pełni tym, czym jest
ze swej natury, to znaczy bytem rozumnym. Posiadanie intelektu zobowiązuje więc
człowieka. Zobowiązuje go właśnie do moralności i rozumności.
Intelekt
ludzki ma więc zadania, których realizacji musi się uczyć. Musi więc tak
usprawnić swoje działanie teoretyczne i praktyczne, by dominować w człowieku.
Musi czuwać, by tej dominacji nie zdobyły zmysłowe władze poznawcze, ani
umysłowa wola, ani zmysłowe władze pożądawcze. Za to zakłócenie dominacji i
kompetencji władz odpowiada moralnie. Odpowiada za to cały człowiek, ale tylko
z tego powodu, że posiada intelekt. Uprawa więc intelektu, wychowanie go lub
wprost usprawnienie w działaniu teoretycznym i praktycznym jest podstawowym zadaniem
człowieka, jeżeli chce odpowiadać swemu losowi, swej naturze i swemu powołaniu
bytu rozumnego.
1.4. Intelekt teoretyczny i intelekt praktyczny
Jeżeli
mówiło się o tym, że intelekt jest źródłem i twórcą kultury, że dominuje w
stosunku do woli, poznania zmysłowego i uczuć, to chodziło o problem
wykorzystania przez człowieka doświadczeń poznawczych w porządku wykonania
jakichś dóbr kulturalnych. Te dobra mogą stanowić porządek postępowania i
porządek wytwarzania. Wytwory znów mogą być tylko użyteczne, albo tylko piękne,
lub użyteczne i piękne. Działanie intelektu może więc mieć cele tylko
poznawcze, lecz także może mieć cele praktyczne, osiągane na drodze
wykorzystania dorobku poznawczego dla działań praktycznych. Jedne i drugie
działania wykonuje człowiek. Jedne są teoretyczne, drugie praktyczne. Aby
krócej to wyrazić, filozofowie mówią o intelekcie teoretycznym i o intelekcie
praktycznym.
Wykonując
działania teoretyczne lub praktyczne intelekt, co jest zupełnie zrozumiałe,
usprawnia się w tych działaniach. Umie je wykonywać. po prostu człowiek po szeregu
takich czynności łatwiej poprzez swe władze wykonuje działania teoretyczne lub
praktyczne. Te usprawnienia pozostają we władzy, która spełnia daną czynność.
Ta czynność więc doskonali władzę. Usprawnienia, czyli doskonalenie, polega na
łatwiejszym wykonywaniu przez daną władzę jej działań. Usprawnienia więc
rozpoznajemy po tym, że czynność jest łatwiej wykonana, z mniejszym trudem, z
większą pewnością, trafnością i skutecznością. To w sumie mniej męczy i daje
swoistą przyjemność. Sprawność jest więc łatwym i przyjemnym działaniem. Po
szeregu takich łatwych i dających przyjemność działań dana władza umysłowa tę
sprawność zachowuje. Sprawności wobec tego są takie, jakie są działania danych
władz. Jeżeli samodzielne działania wykonują właściwie tylko intelekt i wola,
to można mówić jedynie o sprawnościach intelektu i woli. Zmysły nie mają swych
sprawności, ponieważ nie gromadzą się w nich wyniki ich działań. Zmysły nie
pracują dla siebie, lecz dla intelektu. Można tylko mówić o właściwej,
poszerzonej lub zmniejszonej wrażliwości zmysłów na odbierany bodziec.
Wrażliwość nie jest usprawnieniem, które ma cechę doskonalenia, czyli przypadłościowego
ubogacenia władzy umysłowej. Zmysły nigdy inne nie będą, nigdy nie rozwiną swej
receptywności tak dalece, by inaczej działać. Tymczasem władze umysłowe człowieka
pod wpływem posiadanych własności działają inaczej, lepiej, większym polem
receptywności, a przede wszystkim z większą refleksją, czyli uwagą, wykorzystującą
dotychczasowe doświadczenia i stan usprawnień. Można więc mówić o sprawnościach
tylko w odniesieniu do władz umysłowych. Jeżeli intelekt wykonuje działania
teoretyczne, nabywa usprawnień teoretycznych, jeżeli działa praktycznie, nabywa
usprawnień praktycznych.
Jeżeli
intelekt wykonuje działania poznawcze, to usprawnia się w rozpoznawaniu rzeczy,
wie o niej, po prostu nabywa sprawności wiedzy o rzeczach. Tę sprawność możemy
nazwać sprawnością wiedzy, ponieważ intelekt nabywając wiadomości o rzeczach,
jest taki, że ma wiedzę na ich temat. Sprawność wiedzy nie jest tym samym, co
nauka, czyli wiedza zobiektywizowana, jako same wiadomości. Jest to tylko
wyćwiczona zdolność intelektu do poznawania w świetle już dokonywanych działań.
Sprawność wiedzy jest więc różna od pamięci umysłowej, która zresztą nie jest
odrębną władzą, lecz intelektem możnościowym, przechowującym odebrane treści
istotne rzeczy. Pamięć więc jest intelektem, a sprawność jest własnością
intelektu. Sprawność wiedzy jest więc tylko łatwiejszym, mniej narażonym na
błąd, bardziej uważnym ujęciem ogólnej i istotnej treści rzeczy. Dzięki tej
sprawności człowiek może się uczyć, to znaczy intelekt może zapamiętywać i
gromadzić wiadomości o rzeczach, zestawiać je, układać w rozumowania, wykrywać
nowe, nieznane dotąd prawdy, stanowiące treść wniosków. Bez sprawności wiedzy
nie byłoby pamięci i nauki.
Intelekt
nie tylko uprawia się w ujmowaniu treści ogólnych ze względu na relację do
wykonywanych już ujęć poznawczych. Nie tylko ma sprawność wiedzy. Intelekt umie
poznawać przedmiot w całym jego ostatecznym uwarunkowaniu, a więc od strony
przyczyn rzeczy. Widzi treść ogólną przedmiotu, ale jednocześnie chwyta związki
tego przedmiotu z najgłębszymi racjami jego istnienia. Umie je wyodrębnić,
odkryć, dojrzeć wynikającą z natury przedmiotu perspektywę jego wpływu na inne
przedmioty i wpływ innych na przedmiot poznawany. Ujmuje całą sieć powiązań,
uzależnień, przyczyn i umie wytłumaczyć w świetle tych przyczyn naturę rzeczy.
Intelekt więc nie tylko wie. Intelekt wie trafnie, wie jak rzeczywiście rzecz
poznawana bytuje, to znaczy wie to, czego w zwykłym pierwszym ujęciu człowiek
od razu nie chwyta. Takie działanie intelektu, tak usprawnione, nazywamy
sprawnością mądrości. Wiedza o rzeczy w jej relacjach do przyczyn, to właśnie
jest mądrość.
Intelekt
nabywa sprawność wiedzy i sprawność mądrości dzięki temu, że zaraz w pierwszym
kontakcie z rzeczą poznawaną stwierdza jej istnienie, jako czegoś odrębnego,
różnego od innych rzeczy, samego w sobie, nie będącego nicością, tłumaczącego
swoje istnienie realną przyczyną, której intelekt w pierwszej chwili nie
chwyta, lecz którą później dzięki wiedzy i mądrości znajdzie, jako rację
relacji rzeczy. Intelekt więc ma sam z siebie sprawność odczytania w świecie
pierwszych zasad, pierwszych praw i warunków istnienia. Ujmuje rzeczy tak, jak
go o sobie informują i ma zdolność przyjęcia tej informacji. Ma zdolność nie
zniekształcania tego, czym rzecz jest, zdolność odebrania jej od tej strony i w
takim stanie, które rzecz ujawni. Tę własność zdolności nazywamy sprawnością
pierwszych zasad, sprawnością więc ujęcia rzeczy takiej, jaka jest, to znaczy
jej treści i istnienia, uwarunkowanych prawami istnienia.
Wydaje
się, że te trzy sprawności wyczerpują możność rozwoju intelektu teoretycznego,
rozwoju doskonalącego jego działanie, bo właśnie sprawności dotyczą działania,
a nie natury intelektu.
Sprawności
inaczej nazywają się cnotami. Cnoty intelektu teoretycznego, czyli działającego
dla celów poznawczych, są więc środkami, a nie celem działania intelektu.
Dzięki nim dusza zdąża sprawniej do celu, którym jest prawda, czyli byt
pozostający w relacji do intelektu. Wszystkie trzy sprawności ułatwiają też
intelektowi wykryć najwyższą i ostateczną prawdę, samego Boga. Kto wie, czy bez
wiedzy i mądrości intelekt w ogóle odkryłby Boga.
Intelekt,
jak już wiemy, nie tylko poznaje, lecz także posługując się swym poznaniem
działa praktycznie. Po prostu kieruje postępowaniem i wytwarzaniem ludzkim. Może
kierować lepiej lub gorzej. Gdy po wielu działaniach, które polegają na
regulowaniu postępowania, intelekt umie właściwie nastawić człowieka na
osiągnięcie celu praktycznego, który orientuje postępowanie, mówimy, że intelekt
posiada sprawność roztropności. Jest to sprawność trafienia na właściwy cel
praktyczny, sprawność uniknięcia pomyłki, sprawność takiego postępowania, które
jest właściwe. Intelekt praktyczny bez roztropności myli się, popełnia błędy.
Sprawność roztropności jest więc konieczna. Bez niej intelekt gubi się,
człowiek postępuje źle, jego czyny nie są regulowane normą, sensem, po prostu
celem postępowania.
Z
wytwarzaniem jest podobnie. Intelekt praktyczny musi wiedzieć, co i jak
wytwarzać, musi umieć wytwarzać. Musi się nauczyć wielu szczegółowych sposobów
wytwarzania. Nauczy się ich jednak tylko wtedy, gdy będzie zdolny do opanowania
i przystosowania sobie reguł i sposobów wytwarzania. Zdolność intelektu do
wytwarzania nazywa się sprawnością sztuki. Nie jest to sam wytwór użytkowy, czy
piękny. Jest to po prostu źródło wytwarzania, praktyczna zdolność intelektu,
właśnie sprawność sztuki.
Żeby
jednak intelekt mógł usprawnić się we właściwym postępowaniu i wytwarzaniu,
żeby mógł nabyć sprawności roztropności i sztuki, musi być zdolny do ujęcie
pierwszych zasad postępowania i wytwarzania, ze swej natury musi chcieć tego,
co dobre, a unikać zła. Inaczej nie potrafi ulepszać postępowania i
wytwarzania. Sprawność ujmowania pierwszych zasad praktycznego działania i operowania
nimi jest warunkiem rozwoju sprawności roztropnego postępowania i sprawności
sztuki, warunkującej sensowne wytwarzanie.
Sprawność
ujmowania pierwszych zasad działania praktycznego wyraża się w szukaniu dobra a
unikaniu zła. Człowiek zawsze z natury swej chce dobra. Może się mylić co do
tego, czym jest dobro. Może coś złego uważać za dobro. Zawsze jednak pragnie
czegoś ze względu na dobro. Człowiek chce dobra i to dobra najpełniejszego, najwartościowszego.
Te wymagania potęguje w nim wiedza i mądrość. A chce dobra ze względu na
pragnienie szczęścia. Szczęście bowiem jest stanem, wywołanym dobrami, które
człowiek osiągnie. Pośrednio więc szczęście jest celem ludzkim. Szczęście
jednak nie jest rzeczą, nie jest samodzielnym bytem, lecz stanem intelektu i woli,
które osiągnęły właściwe dobro. Szczęście jest więc stanem posiadania bytu
dobra. Jest konsekwencją zdobycia dobra. Jeżeli człowiek zdobędzie dobro
najwyższe i najpełniejsze, jego szczęście będzie także pełne i ostateczne.
Dla
uzyskania takiej pełni człowiek musi zmobilizować wszystkie swe władze. Winien
nie tylko rozwijać własności teoretyczne i praktyczne intelektu lecz także sprawności
woli. Wola, jako władza duchowa, działając może uzyskać usprawnienia. Nabywa
męstwa, umiarkowania, sprawiedliwości i w powiązaniu z intelektem praktycznym
roztropności w decyzjach i wyborze. Cnoty te z kolei pomagają jej w opanowaniu
uczuć i skierowaniu ich ku właściwemu dobru, którego człowiek winien pragnąć.
Wychowane uczucia nie pójdą za każdą informacją zmysłowych władz poznawczych i
nie za każdą treścią, poznaną przez intelekt możnościowy. Mogą wpłynąć także na
wolę, by wybierała to, co jest najszlachetniejsze. Ten sam wpływ może wywierać
wola na uczucia i intelekt. Także intelekt może kierować innymi władzami. I
właściwie chodzi o to, aby kierował działaniem ludzkim dzięki wiedzy i
mądrości, dzięki roztropności i sztuce, i dzięki rozpoznaniu zasad poznawania i
zasad postępowania.
Wychowanie
więc wszystkich władz, a tym samym ukształtowanie człowieka, wpływa na jego
poznanie. I odwrotnie uprawa intelektu ułatwia wychowanie całego człowieka.
1.5. Równowaga między intelektem a innymi władzami i
działaniami człowieka
Człowiek
jest wprawdzie złożony z wielu czynników, ale stanowi dzięki duszy jeden byt o
wewnętrznej jedności. Istnieje jako jeden byt i działa też jako coś jednego. Ta
wewnętrzna jedność, to podporządkowanie formie wszystkich czynników,
składających się na człowieka, jest podstawą równowagi między intelektem a
innymi władzami i działaniami człowieka. Często jest tak, że akty woli ludzkiej
nie idą za poznaniem intelektu, że działanie praktyczne człowieka nie wynika z
jego ujęć teoretycznych, że uczucia opanowują wolę, lub że poznanie tylko
zmysłowe dominuje nad wolą i uczuciami. Problem równowagi jest więc związany ze
sprawą wychowania poszczególnych władz człowieka. Dotyczy także bardzo istotnej
sprawy jedności działania ludzkiego. Ta jedność jest zachwiana, gdy któraś z
władz zdominuje inne. Taka dominacja narusza też porządek kompetencji władz i
utrudnia lub wyklucza efektywność działań ludzkich. Każda władza człowieka
spełnia swoje zadanie tylko wtedy, gdy podlega intelektowi. Taki układ
zależności wynika z poprzednich rozważań. Nie chodzi tu o intelektualizm w
sensie Sokratesa. Nie znaczy to, że samo poznanie intelektualne rozstrzyga o
poprawności decyzji woli, czy uczuć. W każdym razie, gdyby decydowały o
działaniu ludzkim same uczucia lub sama wola, działanie to mogłoby nie być
skierowane ku właściwym, dobrze rozpoznanym w rzeczywistości przedmiotom. Tę
równowagę więc władz i działań ludzkich uzyskuje człowiek przez przyzwyczajenie
się do zestawiania aktów woli z wynikami poznania, przez poddawanie uczuć i
wrażeń poznawczych kontroli intelektu. Takie zestawienie staje się właśnie
przyzwyczajeniem, ale też i sprawnością. Problem równowagi władz i działań
ludzkich staje się więc problemem sprawności. Wola, informowana przez intelekt
coraz dokładniej i lepiej, działa roztropnie i w tej roztropności się
usprawnia. Ćwiczy się też w męstwie wobec trudności i w zdobywaniu dobra.
Pogłębia swoje wyczucie sprawiedliwości, uczy się umiarkowania. A dochodzi do
tego dzięki temu, że intelekt praktyczny czyli intelekt, stosujący w działaniu
wiedzę i mądrość intelektu teoretycznego, coraz doskonalej umie rozpoznawać zasady
postępowania i wytwarzania, coraz roztropniej, wciąż z mniejszymi błędami
kieruje wolą i uczuciami człowieka. Intelekt praktyczny czerpie z wiedzy i
mądrości intelektu teoretycznego. Wiedza i mądrość ludzka stają się więc miarą
słusznego postępowania i działania człowieka. Można z tego wyciągnąć wniosek,
że brak wiedzy i mądrości jest głównym powodem nieskuteczności postępowania i
wytwarzania, błędów w decyzjach i woli i zdezorientowania uczuć. Rozważmy więc
najpierw sprawę ignorancji.
1.5.1. Niebezpieczeństwo ignorancji
Brak
wiedzy, bo tak trzeba rozumieć ignorancję, stanowi zasadnicze zagrożenie
intelektu tak teoretycznego jak i praktycznego. Intelekt bez wiedzy zostaje na
etapie braku kontaktu z rzeczywistością. I albo nie ma wiedzy w ogóle, co jest
praktycznie nie możliwe, albo posiada wiedzę błędną. Na tej wiedzy opiera potem
swe decyzje wola, według niej orientują się w swym przedmiocie dążeń uczucia, i
ustala się swoista sprawność, która jest antyroztropnością. Na szczęście broni
człowieka od katastrof władza konkretnego osądu, która jednak w człowieku nie
ma siły instynktu, nieomylnie kierującego działaniem. Władza konkretnego osądu
w człowieku myli się, czeka na informację intelektu albo bierze za tę
informację coś innego, na przykład dane poznania zmysłowego lub reakcje uczuć.
W wyniku takiej sytuacji mylą się wartości, mieszają porządki, działanie
ludzkie jest wręcz błędne i nieskuteczne. Ignorancja jest wielkim niebezpieczeństwem
dla człowieka. Jest błędem, wykluczeniem rozumnego kontaktu z rzeczywistością
tak w poznaniu jak i działaniu ludzkim. Dotyczy to jednak w dużym stopniu tak
zwanej ignorancji całkowitej. Niebezpieczna jest jednak także ignorancja częściowa.
Ignorancję
częściową, a więc niepełną, niedoskonałą wiedzę uzyskuje człowiek wtedy, gdy
uczenie się nie daje mu sprawności wiedzy, sprawności samodzielnego poznawania,
a potem działania, a tylko daje jakąś ilość encyklopedycznie pomyślanych
wiadomości. Intelekt nie rozwinął się, nie wyćwiczył w działaniu poznawczym,
zapamiętał tylko sformułowania, określoną ilość twierdzeń, w których nie widzi
problemów, a poprzez nie sygnalizowanej tymi problemami rzeczywistości. Wie
dużo, lecz wie tylko pobieżnie i w ramach martwej ilości pojęć, których nie
umie odnieść do rzeczywistości i z niej wyprowadzić. W dalszym ciągu nie
kontaktuje się z rzeczywistością, lecz tylko z martwym jej zapisem w pojęciach.
Może właśnie Bergson tak zrozumiał intelekt. Może przypuszczał, że intelekt nie
odczytuje rzeczywistości lecz tylko swoje o niej pojęcia. Jeżeli tak sądził, to
słusznie wystąpił przeciw tak pojętemu intelektowi. Taki intelekt to klisza,
notująca dane o świecie i czytająca tylko te dane. Bergson nie doszedł do stwierdzenia,
że intelekt jest żywą władzą realnie istniejącej duszy, że wnika w
rzeczywistość, że poznając ją usprawnia się w mądrości, w takim więc ujęciu,
które całościowo, we wszystkich powiązaniach przyczynowych chwyta istotne
czynniki bytu. Chodzi więc o rozumienie rzeczywistości, a nie o martwe, encyklopedyczne
przykładanie do niej zapamiętanych pojęć. Poznawanie świata poprzez gotowe
formuły wyłącznie erudycyjnego nauczania nie jest poznawaniem rzeczywistości.
Jest bezpośrednim kontaktem intelektu z tymi formułami. Jest w dalszym ciągu
sytuacją ignorancji. Jest to ignorancja wprawdzie częściowa, lecz także
powodująca błędy, pomyłki, brak realnego kontaktu ze światem, a więc myląca,
utrudniająca skuteczność działania.
Ignorancja
całkowita, a nawet częściowa, jest groźna także z tej racji, że nie pozwala
intelektowi dojść do bardzo ważnej sprawności, którą jest mądrość. Bez mądrości
intelekt nie pokieruje działaniem ludzkim właściwie. Mądrość bowiem jest
orientacją w całej rzeczywistości, we wszystkich jej powiązaniach i prawach.
Intelekt, który nie ma kontaktu z rzeczywistością z powodu całkowitej
ignorancji, lub kontaktuje się tylko z pojęciami o niej, a nie z samymi
rzeczami, nie może nauczyć się rzeczywistości, ani sprawnego poruszania się w
niej. Może nauczyć się wyłącznie przestawiania pojęć, konstruowania z nich
całości, które nie są wiedzą o tym, jak naprawdę jest. Często spotyka się
niestety ludzi, którzy wiele wiedzą o teoriach, a nic nie wiedzą o realnym bycie.
I można ukończyć szkołę, odbyć studia uniwersyteckie i nie uzyskać nawet
najmniejszego stopnia usprawnień intelektu w samodzielnym ujmowaniu
rzeczywistości. Można spędzić całe swe życie w kręgu martwych pojęć.
Uprawa
intelektu wyklucza więc uczenie się czysto werbalne, encyklopedyczne i tylko
erudycyjne. Intelekt rozwija się i usamodzielnia w poznaniu i działaniu, gdy w
wielu ćwiczeniach sam powoli dochodzi do coraz sprawniejszego odkrywania natury
rzeczy i ich przyczyn, gdy przy pomocy tak uzyskiwanej wiedzy przedrze się
przez sferę erudycji ku samej rzeczywistości i przy pomocy erudycji lecz
samodzielnie zacznie ją odczytywać. Wtedy odkryje różnice między bytami, ich
rolę, zależność, całą skomplikowaną sytuację bytu przygodnego, który istnieje
dzięki uzyskanemu istnieniu od pierwszej, realnie istniejącej przyczyny.
Intelekt musi być usamodzielniony i usprawniony. Inaczej człowiek nie uniknie
ignorancji.
Działanie
ludzkie, kierowane wiedzą i mądrością, staje się roztropne i rozumne. Wskazuje
na przemyślane motywy i wynika z nich. Świadczy o poważnym traktowaniu spraw i
ludzi, prowadzi do celów, odpowiadających naturze ludzkiej. Jest mniej narażone
na błędy, jest konsekwentne, trafne i skuteczne. W sumie jest odpowiedzialne.
Działać odpowiedzialnie, to znaczy więc coś realnie wykonywać, trafnie,
skutecznie, świadomie i z przekonaniem, że wybrało się najwłaściwsze środki do
najwłaściwszego celu. Odpowiedzialność więc ma swe źródło w sprawnościach i
intelektu i woli. I jest zorientowaniem działania ludzkiego w kierunku
autentycznej prawdy i najwłaściwszego dobra. Aby taki kierunek nadać działaniu,
człowiek musi dobrze wyszkolić intelekt, który by umiał wartościową prawdę i
realne dobro odróżnić od wielu rzeczy i spraw pozornie prawdziwych i pozornie
dobrych. Człowiek musi także usprawnić wolę, by chciała pójść za realnym i
najwłaściwszym dobrem, by umiała skierować ku niemu sferę uczuć i nie dać się
odciągnąć w kierunku czasem bardziej atrakcyjnych, lecz cząstkowych,
nietrwałych, mniej realnych, nawet zubażających człowieka wartości.
Sprawa
więc nie jest prosta. Odpowiedzialność, jako odwrotna strona mądrości i jej odpowiednik
w porządku woli, jest czymś koniecznym, jeżeli człowiek chce, aby jego
działanie nie było bezcelowe i na próżno.
Odpowiedzialność
wnosi nowy problem, mianowicie problem czegoś czy kogoś, kto sprawdza działanie
ludzkie, wyciąga wnioski i ocenia. Odpowiedzialność jest bowiem zawsze odpowiedzialnością
wobec kogoś. Sprawę tę podejmuje następny rozdział.
Chodzi
więc już tylko o stwierdzenie, że jeżeli nie ma odpowiedzialności bez wiedzy i
mądrości, a wiedzy i mądrości nie ma bez intelektu, to nie ma w ogóle dobrego i
skutecznego działania, nie ma trafnych decyzji woli i uczuć bez kontroli ze
strony intelektu. Hegemonia dobrze wychowanego intelektu jest w człowieku
warunkiem równowagi między władzami i działaniami ludzkimi.
Odpowiedzialność
za działanie zmusza człowieka do postawienia pytania o kogoś, przed kim się
odpowiada. Czy więc za we rozumne działanie człowiek odpowiada tylko przed
sobą? Czy może odpowiada przed swym intelektem? Czy wobec tego intelekt, który
kieruje całym działaniem człowieka, jest odpowiedzialny sam przed sobą? A może
jest odpowiedzialny przed rzeczywistością, która powoduje poznanie, wpływające
potem na wolę, dążącą do poznanego dobra?
Człowiek
owszem odpowiada przed sobą za swe czyny, ale nie tylko przed sobą. Jako byt
przygodny, otrzymujący istnienie, swój intelekt i wolę od Boga, odpowiada także
przed Przyczyną swego bytu. Z tej racji intelekt nie jest odpowiedzialny tylko
przed sobą. Taką odpowiedzialność można by przyjąć tylko wtedy, gdyby intelekt,
jak twierdzą pozytywiści, czy scjentyści, był jedyną, najwyższą instancją w
rzeczywistości. Ponieważ nie jest jedynym, najdoskonalszym bytem, ma wobec tego
nad sobą byt doskonalszy, od którego zależy, jako od swej przyczyny. A gdy się
w filozofii realistycznej odkryło istnienie bytu koniecznego, będącego samym
istnieniem i pierwszą przyczyną rzeczywistości, ta zależna od swej pierwszej
przyczyny rzeczywistość też nie jest najwyższą instancją i jedynym początkiem
wszystkiego. Nie ma więc też kompetencji autorytetu oceniającego i sądzącego
działanie ludzkie. Rzeczywistość staje na równi z człowiekiem i razem podlegają
Bogu. Podlega mu także intelekt.
Czy tak
postawione zagadnienie wnosi coś nowego w problematykę uprawy intelektu? Wnosi
bardzo dużo. Pozwala najpierw podjąć sprawę kontroli nad intelektem. Intelekt
jest jedynym i najwyższym źródłem poznania ludzkiego, lecz nie jest źródłem,
które byłoby absolutnie nie podlegające kontroli i odpowiedzialności. Sprawa
kontroli intelektu ze strony Boga pozwala uniknąć tragicznej tezy Sartre’a, że
człowiek nigdy nie jest pewny swego wolnego wyboru. Ponieważ według Sartre’a
nie ma natury ludzkiej, analogicznie tej samej we wszystkich ludziach, i
ponieważ nie istnieje Bóg, człowiek nie ma kryterium, pozwalającego sprawdzić
słuszność decyzji ludzkich. Bóg istnieje, jak to wynika z analiz, dokonanych w
pluralistycznej filozofii realistycznej typu egzystencjalnego. Intelekt nie
tylko wykrywa istnienie Boga, a Bóg jest nie tylko przedmiotem poznania. Bóg
jest realnym bytem, realną Pierwszą Przyczyną, realnym sprawcą wszystkich
bytów, które z tej racji bezwzględnie Mu podlegają. Bóg z wielką miłością
traktuje stworzenia, jak wiemy z teologii, lecz nie zwalnia ich pobłażliwie z
odpowiedzialności za działanie. W aspekcie czysto filozoficznym sprawa też
wygląda podobnie. Intelekt wiedząc o Bogu i kierując się mądrością, czyli
ujęciem rzeczywistości w jej przyczynach, działa w taki sposób, że każdy czyn
ludzki ma jakąś relację do Boga. Jest zgodny lub niezgodny z rozumną naturą
człowieka, przez którą i w której Bóg wyraża swe postulaty, określające prawość
czynów ludzkich. Intelekt więc odpowiada za swe działanie wobec Boga. Problem
jednak jest dość subtelny i rozważmy go najpierw przy pomocy ujęć Swieżawskiego
i Gilsona.
Według
Swieżawskiego kultura dnia codziennego zwraca się coraz bardziej ku rzeczom
zewnętrznym. Dzieje się tak zawsze wtedy, gdy zostanie odrzucony intelekt, a
tym samym podstawa wytycznych światopoglądowych. Życie ludzkie jest wtedy
orientowane popędami i namiętnościami, a człowiek oddala się od tego, co jest
stałe i pewne. Należy więc dopuścić intelekt do głosu. I „nie tylko
dopuszczenie intelektu do głosu, ale jak najrzetelniejsza jego uprawa, czyli
usprawnienie jego funkcjonowania, jest pierwszym zadaniem człowieka, w
dziedzinie przyrodzonej w każdym czasie i we wszystkich warunkach”103.
Przez
uprawę intelektu Swieżawski rozumie „dociekanie dotyczące istoty i celu pracy
intelektualnej” oraz wychowanie intelektu według zasad, wyznaczających jego
uprawę104.
Niepowodzenie,
czy nawet odrzucenie intelektu, jest według Swieżawskiego proporcjonalne do
kryzysu kultury umysłowej. Kryzys ten zaczął się w renesansie, w okresie więc
formowania się humanizmu antropocentrycznego, podkreślającego autonomię i
całkowitą niezależność człowieka nawet od Boga. Niezależny od niczego człowiek
stał się miarą wszystkich swych dążeń, ale jednocześnie utracą
uniwersalistyczną perspektywę. I w wiekach nowożytnych kierując się ku
zagadnieniom tylko szczegółowym coraz bardziej człowiek odchodził od
powszechnego i obiektywnego poglądu na całość spraw we wszechświecie. Powoli i
systematycznie budował kulturę, opartą, jak by powiedział św. Augustyn, na
„miłości samego siebie sięgającej aż do pogardy Boga”105. Pogłębiający
się partykularyzm wywołuje najpierw kryzys metafizyki, to znaczy odrzucenia
możliwości poznania rzeczywistego świata, jego natury i przyczyn. Niektórzy
myśliciele przyjmują możliwość poznania niektórych aspektów bytu i w oparciu o
tych kilka danych szczegółowych budują powszechny pogląd na rzeczywistość. W
związku z tym z konieczności podają „fałszywe poglądy na człowieka, na jego
rolę w świecie i na naturę oraz zadania jego intelektu”106. Oderwane
od rzeczywistości istnienie dało okazję rozwinięcia się idealizmu, który
programowo stawia „znak zapytania... wobec istnienia otaczającej nas
rzeczywistości”107. Praktycznie nikt na serio nie bierze takich
poglądów. Oddziałują one jednak na filozofów, artystów, ekonomistów, polityków,
i wpływają na teoretyczne i praktyczne życie ludzkie. Różnica między życiem
praktycznym jednostek i społeczeństw a życiem teoretycznym, odciętym od
kontaktu z rzeczywistością, prowadzi do uniezależnienia się życia praktycznego
od wskazań intelektu. Miarą działania musiała stać się użyteczność, uczucie,
czy popęd. Dziedziny teoretyczne pozostały na uboczu. Zaczęto uprawiać „naukę
dla nauki”, „sztukę dla sztuki”. Myśl ludzka przestała kierować działaniem.
Zrodziły się wprawdzie kierunki krytykujące ten stan rzeczy, ale znowu realizowały
indywidualizm i partykularyzm, które nie umiały określić właściwych zadań życia
umysłowego.
Swieżawski
uważa, że „spaczenia w poglądach na naturę i zadania intelektu wpływają
potężnie na sposób i rodzaj wychowania umysłu108. W czasach
nowożytnych zastosowano przekonanie Sokratesa, że wystarczy dobrze myśleć, aby
dobrze czynić. Powstały kierunki, które sądząc, że „wystarczy dobrze myśleć o
myśleniu, aby już rzeczywiście dobrze myśleć”, zastosowały to przekonanie także
w odniesieniu do uprawy intelektu. Sądzono, że znajomość zasad myślenia kieruje
myśleniem. Nie zwrócono uwagi na potrzebę przyzwyczajenia intelektu do
myślenia, na wytworzenie w nim sprawności umysłowych, dzięki którym byłby w
kontakcie z realnym światem i resztą życia psychicznego w człowieku. Koncepcja
indywidualistyczna i liberalno-scjentystyczna przeznaczała myślenie tylko
nielicznej grupie genialnych ludzi. Dla reszty pozostawała tylko popularyzacja
i encyklopedyczne nauczanie, dające wiedzę pobieżną, cząstkową i płytką często
łatwą i nawet błyskotliwą. Osobom pytającym o całościowy pogląd na świat,
radzono zwrócenie się do geniuszy lub odrzucenie dręczących myśli przez oddanie
się „wąskiej dziedzinie fachowej”. Ale właśnie każdy człowiek stawia takie
pytania o naturę bytu, cel i przyczynę rzeczy, i sam musi dać na nie odpowiedź.
Ma zresztą prawo szukać samodzielnie odpowiedzi, ponieważ jest bytem rozumnym,
zdolnym do tworzenia ogólnych pojęć i sądów oraz do wolnych decyzji. Dzięki
intelektowi może człowiek poznać więcej niż tylko „zakamarki swej własnej
jaźni”. Może stwierdzić „w sposób naturalny istnienie porządku duchowego”, a
nawet nadprzyrodzonego. Może uwolnić się od agnostycyzmu jak i od skrajnego
racjonalizmu. Intelekt wprawdzie „ograniczony materiałem dostarczonym nam przez
zmysły, może jednak dosięgać swym naturalnym lotem istnienia Boga, ale cofnąć
się już musi przed krokiem dalszym; nie ma dość siły, by zbadać tajnie Bóstwa i
losy świat”109. Człowiek jednak uzyskuje pełnię swego rozwoju tylko
wtedy, gdy przekracza granice swych możliwości. Intelekt, który nie może sam
rozwiązać wszystkich tajemnic bytu, sięga po światło, które jest poza nim i
które wyjaśnia zagadki bytu, celu i przyczyny.
Swieżawski
uważa, że w tym punkcie „dochodzimy do tajemnicy stanowiącej może najistotniejszą
wielkość naszego intelektu. Rozum nasz na to, aby poznać pełniej i doskonalej,
musi się upokorzyć i przyjąć objawienie tego autorytetu, który uzna za
autorytet najwyższy”110. Tym autorytetem jest Prawda. „W prawdzie
jedynej, osobowej i żyjącej (intelekt) znaleźć może dopiero odpoczynek i on
jest jego powołaniem... Pokarmem rozumu nie jest oryginalność i nowość, ale
prawdziwość”111. Swieżawski dodaje, że ideałem intelektu nie jest
służba „genialności czy postępowi społecznemu lecz świętości. To są nieubłagane
prawa, których przekroczenie mści się zawsze w swoisty, najbardziej tragiczny
sposób... Często naturalne poznanie to tylko pierwszy krok w życiu naszego
intelektu, krok niezmiernie ważny, ale nie wyczerpujący... to naturalne poznanie
(filozoficzne czy przednaukowe) ma oczyszczać i przygotowywać drogę do poznania
innego, które opierając się na wierze, poprzez mądrość i inne dary Ducha Świętego,
już tu na ziemi prowadzi intelekt nasz do szczytów dostępnych człowiekowi: do
kontemplacji mistycznej będącej zadatkiem widzenia Boga ’twarzą w twarz’, co
nierozerwalnie spojone z najwyższą miłością będzie stanowić istotę naszej
wiecznej szczęśliwości. Oto prawdziwie królewskie powołanie naszego intelektu”112.
Intelekt
wyraża więc godność człowieka i jego powołanie. Ma obowiązek i możliwości
odszukania prawdy oraz dostarczenia człowiekowi „obiektywnego, żywego i powszechnego
poglądu na świat. Intelekt jednak musi być wychowany do takich zadań, musi być
usprawniony w czynności nabywania wiedzy i mądrości. I najpierw musi nabyć
poczucia odpowiedzialności wobec autorytetu, którym jest Prawda. „Ale prawda
nie jest płynna i bezkształtna; nie ma tylu prawd, ile umysłów... Prawda jest
jedna, a tylko dróg prowadzących do niej tyle, ile jest ludzi i jestestw
myślących we wszechświecie. Ta zaś prawda jednak jest prawdą osobową i
najwyższą jest Bogiem. Stąd więc stwierdzić musimy, że nie ma dla intelektu
innego autorytetu, nie ma innej, wyższej, obowiązującej go celowości, jak
powaga Boga i że tylko z uznania tej powagi płynąć może rzeczywista i rzetelna
świadomość odpowiedzialności w pracy umysłowej”113.
Aby
intelekt poznawał odpowiedzialnie i doszedł do prawdziwego poglądu na świat,
musi się tak usprawnić, aby ujawnił rzeczywistość realistycznie, obiektywnie i
uniwersalistycznie. Według Swieżawskiego „nastawienie realistyczne można by
scharakteryzować jako: uznanie poza swoim ’ja’ otaczającej mnie rzeczywistości.
Obiektywizm, łączący się ściśle z realizmem to ta głęboko wyryta zasada i
przeświadczenie, że w zdobywaniu poznawczym rzeczywistości ja jestem od niej
zależny i muszę ją z trudem zdobywać, że nie jestem miarą i ośrodkiem świata.
Uniwersalizm wreszcie intelektu objawia się w tym, że umysł celowo nie
eliminuje ze swej świadomości, ze swego pola obserwacji i badań żadnego odłamu
tej rzeczywistości, stara się jednym słowem uwzględnić wszystkie dane, nie
przymykać oczu na żadne dziedziny”114.
Jeżeli te
trzy cechy, jak realizm, obiektywizm i uniwersalizm, uzupełnią odpowiedzialność
intelektu, intelekt dojdzie do prawdy. W uprawie bowiem intelektu nie chodzi o
„ładowanie zasobów wszelkiej wiedzy, ale właśnie o kształtowanie tego
nastawienia, o jakim teraz mówimy”115. Chodzi nie o nabywanie
abstraktów, lecz o właściwe zachowanie się uprawianego intelektu w teoretycznych
i praktycznych okolicznościach. Nabywanie usprawnień burzy zapory między
intelektem a rzeczywistością przyrodzoną i nadprzyrodzoną, broni przed czystym
teoretyzowaniem i niekierowaną rozumnie praktyką.
Dla
indywidualizmu, czy pozytywistycznych kultów zbiorowości, dla subiektywizmu i
partykularyzmu afirmacja porządku nadprzyrodzonego bywa „kamieniem obrazy”.
Jeżeli jednak człowiek nie zdobędzie się „na to nastawienie, w którym porządek
nadprzyrodzony jest dla nas rzeczywistością najrealniejszą i najpełniejszą...
będziemy szli do linii partykularyzmu i nie zdobędziemy nigdy prawdziwie
uniwersalistycznego nastawienia intelektu... Uniwersalizm nie wyczerpuje się w
uznaniu społecznej czy duchowej strony ludzkiej i naszego intelektu; niezbędnym
i podstawowym warunkiem jest tu ponadto uznanie porządku Bożego, uznanie Boga
jako maksimum realności i jako centrum wszystkich spraw i wysiłków”116.
Podkreślając
konieczność uniwersalistycznego ujęcia całej rzeczywistości Swieżawski widzi
miejsce także dla szczegółowej fachowości, dla filozofii i teologii. To nie
znaczy, że każdy człowiek ma być filozofem lub teologiem. Każdy jednak ma
obowiązek usprawniać swój intelekt, aby przy jego pomocy mógł dotrzeć do
Prawdy.
Rola
intelektu w człowieku i w świecie jest bardzo trudnym problemem, gdy się na
serio traktuje wypowiedź św. Jana Apostoła, który mówił, że „jeśli kto miłuje
świat, nie masz w nim miłości Ojca. Nie miłujcie świata, ani tego, co jest na
świecie” (I, 2, 15). Podejmując ten problem Gilson najpierw stwierdza, że nasz
pobyt na świecie nie zależy od nas. Po prostu jesteśmy na świecie. Nie wolno
nam jednak należeć do świata. Nie ma w tym zresztą sprzeczności, ponieważ
„chrystianizm potępia świat, lecz zarazem bez zastrzeżeń aprobuje naturę. Świat
bowiem to nie to samo, co natura: to natura, która chce się uorganizować bez
Boga, sama dla siebie”117. Gilson więc rozróżnia świat odrzucający
Boga i świat nastawiony na Boga. Człowiek nastawiony na Boga musi odrzucić
świat przeciwny Bogu. Są ludzie, którzy to czynią w sposób radykalny odchodząc
do klasztoru. Czynią to jednak w tym celu, aby świat, odwrócony od Boga,
zbawić. Świat oczywiście nie pozwala się zbawić i nie pozwala ludziom, aby go
porzucali. Takie porzucenie jest dla świata dotkliwą zniewagą. I Gilson dodaje,
że „tego rodzaju zniewagę, raniąc go wówczas najgłębiej, wyrządzamy... (światu)
wtedy, gdy w sposób chrześcijański posługujemy się naszym intelektem. Im
wyraźniej, bowiem świat zdaje sobie sprawę z tego, że intelekt jest tym, co człowiek
ma najszlachetniejszego, tym bardziej pragnie uczynić go swoim jedynym
czcicielem i niewolnikiem. Odmówić mu tej czci to pierwszy obowiązek
chrześcijanina”118.
Argumenty
takie, że gardząc światem, człowiek gardzi właściwymi naturze wartościami,
takimi jak dobroć, piękno, rozumność nie są słuszne, ponieważ chrześcijanin nie
gardzi naturą poddaną Bogu, a tylko nie godzi się na to, by natura nie była
poddana Bogu. Tak samo rzecz ma się z intelektem. Chrześcijanin widzi właśnie w
intelekcie swoje podobieństwo do Boga, a uczeni chrześcijańscy, choćby św.
Augustyn, polecają, aby miłować intelekt. Chrześcijanie miłują go, lecz inaczej
niż świat, przeciwny Bogu. „Można miłując rozum kierować go ku rzeczom
widzialnym i przemijającym. Tak czyni świat. Można jednak również miłując rozum
kierować go ku rzeczom niewidzialnym i wiecznym. Tak czynią chrześcijanie”119.
I miłując intelekt w sposób chrześcijański człowiek zyskuje, ponieważ otrzymuje
od intelektu nie tylko to, co otrzymuje świat, przeciwny Bogu, lecz otrzymuje
także to wszystko, czego poddany Bogu intelekt nie może dać światu.
Chrześcijaństwo więc nie umniejsza człowieka, lecz zgodnie z prawdą określa
jego miejsce wśród bytów, a ukazując Boga odkrywa przed człowiekiem perspektywy
uzyskania pełni człowieczeństwa przez wejście człowieka w realną rzeczywistość
nadprzyrodzoną.
Takie
perspektywy odkrywa nam wcielenie Chrystusa, który z racji Wcielenia jest
jednocześnie Bogiem i Człowiekiem. Z tej racji Chrystus jest władcą świata i
duchowego i doczesnego. Wcielenie ukazuje też nam drogę do zrozumienia
człowieka i do zrozumienia roli intelektu. „Intelekt chrześcijanina w
odróżnieniu od intelektu człowieka, który nie zna Jezusa Chrystusa, ma
świadomość grzechu i odkupienia, a zatem również świadomość tego, że nie mógłby
osiągnąć całkowitej sprawności bez pomocy łaski”120. W związku z tym
intelekt ludzki i „natura, której jest uwieńczeniem”, tylko wtedy działa
zgodnie z prawdą, gdy dąży do Boga. Intelekt, który siebie stawia za cel dążeń,
odwraca się od Boga i tym samym odwraca od Boga naturę. To odwrócenie się od
Boga, to „uchylenie się od uczestnictwa w łasce... stwarza przedział pomiędzy
naturą a Bogiem”121. I świat jest właśnie tym „uchyleniem się od
uczestnictwa w łasce”. Intelekt, jeżeli odrzuca łaskę, należy do świata, jeżeli
przyjmuje łaskę, nie należy do świata zgodnie z ujęciem Jana Apostoła.
Świat tym
się charakteryzuje, że ma świadomość grzechu i świadomość łaski, grzechu, przez
który człowiek się potępia, i łaski, która zbawia. Świat twierdzi, że jest
zdrowy, sprawiedliwy i dobry, lub że zepsucie jest jego naturą. Kościół
natomiast przeciwstawiając się takiemu naturalizmowi przypomina światu, że
natura ludzka została zepsuta przez grzech, że intelekt ludzki nie pozna całej
rzeczywistości bez Objawienia, i że wola bez pomocy łaski nie jest zdolna do
czynienia dobra. Nie wynika z tego, że natura ludzka jest zniszczona w taki
sposób, aby nie było możliwe jej uzdrowienie. Uzdrowienia tego nie może dokonać
sama natura ludzka, ale może go dokonać łaska. I intelekt jest tu potrzebny do
zrozumienia tych różnic i prawd. Po prostu ani wiara, ani pobożność nie
zastąpią intelektu. Można powiedzieć, że na przykład „wiara wzniosła
średniowieczne katedry”. Owszem katedra jest wzlotem duszy do Boga, lecz jest
również dziełem geometrii. „Trzeba znać geometrię, by wznieść budowlę, która
będzie aktem miłości. Pobożność nie zwalnia od umiejętności. Bez umiejętności
bowiem najgłębsza nawet pobożność nie zdoła zużytkować natury dla sprawy Bożej”122.
Aby dobrze służyć Bogu, trzeba dobrze spełniać swoje ludzkie zadanie. Wszystko
bowiem co jest godne „ofiarowania Bogu, godne jest też tego, aby to dobrze czynić”.
Swoje zadania ludzkie trzeba tak spełniać, jak gdyby one były celem, a
jednocześnie nie wolno ich uczynić celem. Trzeba uznać wszystkie prawa
intelektu, ale trzeba też uznać wszystkie prawa Boga. Nie jest tak, że
„intelektowi, który chce się oddać Bogu, pobożność zastąpić może umiejętności”123.
Ani też umiejętności nie mogą zastąpić pobożności. Należy po prostu rozróżnić
porządki i zorientować się we właściwej hierarchii wartości. Intelekt może nam
dać wiedzę o rzeczywistości i wykryć Boga, jako przyczynę świata, lecz teologia
wskazuje na „ostateczny cel natury i intelektu kierując naszą myśl ku tym
prawdom, które sam Bóg nam objawił, a dzięki którym bezgranicznie poszerzają
się te widnokręgi, jakie zawdzięczamy wiedzy”124. Katolik więc musi
umieć szanować naturę i intelekt, umiejętności i wiarę. Winien doskonalić się w
nauce i w wierze. Nauka jest oczywiście wolna w obrębie swych granic. Jeżeli
mówi się o tym, że teologia określa cel natury i intelektu, to chodzi tylko o
to, aby nauki określiły swoje granice i pozostały tym, czym są, właśnie
naukami, które nie mogą stać się wiarą lub objawieniem, ani wiary i Objawienia
zastąpić.
I Gilson
dodaje, że „poznać prawdę tu na ziemi z pomocą intelektu, choćby nawet w sposób
niejasny i częściowy, w nadziei, że ujrzymy ją kiedyś w całym jej blasku oto
jakie jest, wedle chrystianizmu, przeznaczenie człowieka. A więc chrystianizm
nie tylko nie gardzi poznaniem, lecz przeciwnie miłuje je”125. A
oddać intelekt w służbę Chrystusa, „to przyczyniać się do tego, by nastało Jego
królestwo, przyczyniając się do odrodzenia natury pod użyźniającym działaniem
Jego łaski i w świetle Jego prawdy”126. Myśl Gilsona jest więc taka,
że intelekt nie pozna całej rzeczywistości i pełnej prawdy, jeżeli nie podda
się autorytetowi Boga w osobie Chrystusa, który ucząc o grzechu i o zbawiającej
łasce informuje o możliwościach natury i intelektu, o ich roli, zadaniach i miejscu
wśród bytów. Dodajmy od siebie, idąc za myślą Gilsona, że jeżeli intelekt nie
podda się Bogu staje się sam dla siebie celem, lecz także staje się jedynym,
najwyższym autorytetem, który niczemu nie podlega, a wszystko podlega jemu.
Ponieważ jest jednak tylko jednym z bytów, a więc czymś skończonym i
ograniczonym, zawsze może się pomylić. Realizując mylne, błędne ujęcia intelekt
nie poddany Bogu może kierować naturą przeciw naturze. Przed takim
niebezpieczeństwem chroni człowieka fakt, że nad intelektem jest Bóg,
najdoskonalsza miara prawdy, ponieważ Prawda sama w sobie.
2.3. Ewentualne trudności w przyjęciu rozwiązań
Swieżawskiego i Gilsona
Problem
kontroli intelektu jest chyba najtrudniejszym problemem, omawianym w tej
książce. Jest najtrudniejszy z tego powodu, że jego rozwiązanie wiąże się z uznaniem
porządku nadprzyrodzonego. O istnieniu Boga rozum ludzki wie oczywiście także
dzięki własnemu przyrodzonemu poznaniu. Wie, że racjonalność bytu i racjonalne
tłumaczenie rzeczywistości domagają się istnienia pierwszej przyczyny, która ze
swej strony jest bytem koniecznym, różnym od wszystkich innych bytów, i która
jest osobowym, samoistnym istnieniem. Osobowym to znaczy także rozumnym.
Kryterium prawdy jest oczywistość bytu, ujmowana przez człowieka w sposób
intuicyjny. Bóg, który realnie istnieje, nie jest czymś dla intelektu ludzkiego
oczywistym. Intelekt wykrywa Boga szukając rozumnego wytłumaczenia przygodności
rzeczy. Gdy intelekt wykryje Boga w żmudnym rozumowaniu, umie prawdziwiej i
pełniej tłumaczyć rzeczywistość. W swej interpretacji świata nie może pominąć
faktu istnienia Boga, jeżeli chce być w zgodzie z wynikami poznania. Z tego
wszystkiego nie wynika jednak jeszcze wiedza o świecie i o człowieku. Dopiero
teologia tłumacząc Objawienie poszerza tę wiedzę. Tajemnica grzechu i łaski,
jak twierdzi Gilson, pozwala intelektowi właściwie rozumieć naturę świata,
także naturę ludzką. Inny więc i pełniejszy jest obraz świata i człowieka, gdy
się uwzględni prawdy objawione. Filozoficzny obraz rzeczywistości jest
prawdziwy, lecz nie jest pełny. I opierając się tylko na nim intelekt ludzki
nie działa dla pełnego dobra człowieka, ponieważ nie bierze pod uwagę
wszystkich potrzeb ludzkich, to znaczy także tych, które wynikają z
teoretycznej analizy natury ludzkiej. Porządek nadprzyrodzony, w którym
człowiek także się znajduje, pozwala człowiekowi posiadać Boga wewnątrz swej
osoby. Bóg, realnie obecny w człowieku przez łaskę, kształtuje także intelekt w
ten sposób, że człowiek usprawniając swoje władze liczy się z prawdą o
obecności Boga w duszy, Boga, który jest prawdą, autorytetem, sędzią i osobą,
ostatecznie kontrolującą i oceniającą działanie ludzkie. Nie chodzi więc o to,
że filozofia musi metodologicznie łączyć się z teologią. Obie są odrębnymi
naukami. Chodzi tylko o to, że człowiek nie może poprzestać na filozofii, że
filozofia doprowadza go do teologii, i że bez danych teologicznych człowiek nie
zna w pełni siebie i świata, a wobec tego nie działa skutecznie. Skuteczne
działanie jest konsekwencją pełnej wiedzy filozoficznej i teologicznej, całej
zresztą wiedzy, dostarczanej także przez inne nauki.
Praktycznie
jest tak, że ludzie akceptują wynik nauk szczegółowych i filozoficznych, a z
trudem przyjmują wyniki nauk teologicznych, które są przybliżeniem człowiekowi
Objawienia. Pominięcie jednak teologii pozostawia człowiekowi tylko „autorytet”
filozofii. W porządku filozoficznym człowiek wie o istnieniu Boga, ale nie zna
Boga dokładnie. Bóg objawiając kim jest udostępnił wiedzę o sobie. I w oparciu
o tę wiedzę intelekt ludzki dopiero właściwie działa.
Trudność
więc, którą sygnalizuje tytuł paragrafu, polega na praktycznej trudności
zaakceptowania Objawienia. Jest to trudność uwarunkowana przede wszystkim koncepcją
nauki. Jeżeli przez naukę pojmie się tylko taki zespół twierdzeń, których
dostarczają nauki szczegółowe, albo taki zespół, który jest uzyskany wyłącznie
dzięki intelektowi, przyjęcie tez teologii i prawd objawionych jest prawie
niemożliwe. Oczywiście taka koncepcja nauki nie jest jedyna. Gdy się naukę
pojmie inaczej, trudności znikają. Wiedza naukowa może mieć różne źródła. I nie
tylko intelekt ludzki jest jej źródłem. Tym źródłem może być także Objawienie.
Stosunek do teologii wyznacza także koncepcja filozofii. Jeżeli przez filozofię
pojmie się uogólnienie nauk szczegółowych, to w takiej filozofii nawet nie
dojdzie się do wykrycia istnienia Boga. Problem więc polega na tym, czy to jest
właściwa i jedyna koncepcja filozofii. Oczywiście są także inne koncepcje
filozofii. W ramach tych koncepcji może być filozofia bytu, która uzasadni
istnienie Boga. Jeżeli więc wyniki badań tak bardzo zależą od koncepcji nauki,
czy koncepcji filozofii, to rozsądek nakazuje, żeby nie zatrzymać się przy
jednej koncepcji, lecz patrzeć na rzeczywistość przy pomocy wielu ujęć i wielu
metod. Człowiek trafi wtedy także na teologię i zobaczy sens jej poszerzających
perspektywę wyników. Trudności więc w przyjęciu rozwiązań Swieżawskiego i
Gilsona nie polegają na tym, że sam problem mógłby budzić wątpliwość, lecz że
aktualnie w kulturze prądy umysłowe, teorie nauki i filozofii wywołują sprzeciw
wobec teologii i w ogóle objawionego ludziom przez Boga porządku
nadprzyrodzonego. Należy pamiętać, że gdy filozof mówi o Bogu jako filozof, to
jeszcze nie jest na terenie teologii czy religii. Bóg jest także bytem,
ujmowanym poznawczo bez sugestii religijnej przez intelekt ludzki jako realna
przyczyna realnie lecz nie dzięki sobie istniejących bytów przygodnych, to
znaczy nie będących z racji ujawnionej nam swej struktury ontycznej bytami
koniecznymi, czyli niezależnymi od wszelkich przyczyn. Filozof czerpie swoje
przesłanki z poznania zmysłowo-intelektualnego. Tylko w teologii przesłanki są
prawdami objawionymi. Trzeba tą różnicę specjalnie podkreślić, ponieważ nawet
Ajdukiewicz każdą problematykę Boga i duszy, rozwiązywaną filozoficznie, a więc
przy pomocy tylko rozumu, albo wyprowadza z religii, albo wprost uważa za
teologię 127 . Można jedynie zgodzić się, że objawienie religijne jest negatywnym
kryterium filozoficznej koncepcji Boga i duszy, to znaczy, że filozofowi, który
się z tym liczy, może podsuwać wątpliwości, czy jego wyniki badań są prawdziwe,
jeżeli ewentualnie odbiegają od koncepcji Boga, nakreślonej przez Objawienie.
Filozofia i teologia są odrębnymi naukami. Gdy je uprawia jeden człowiek, nie
znaczy to, że z konieczności miesza ich przedmiot i metody. Gdy jednak zna obie
nauki, wie o rzeczywistości więcej i zna ją pełniej. Myśl Swieżawskiego i
Gilsona jest właśnie taka, że człowiek wzbogacony wiedzą teologiczną i prawdami
Objawienia lepiej zna intelekt, ostrożniej i bardziej uniwersalnie formułuje
twierdzenia, a przede wszystkim ma świadomość ograniczonej działalności
intelektu, jakkolwiek prowadzących do prawdziwych, pełnych, obiektywnych,
realistycznych i odpowiedzialnych wyników. Intelekt podporządkowany Bogu,
przestaje być ośrodkiem i celem działalności ludzkiej, a staje się jednym z bytów,
spełniających swoje zadania. Ta swoista degradacja intelektu jest jednak
korzystna dla człowieka, ponieważ pozwala mu być, zresztą zgodnie z prawdą,
tym, czym jest, a więc jednym z bytów, mimo że jest to byt świadomy, rozumny,
będący osobą. Być osobą, to wielka kwalifikacja. Ta prawda nie degraduje,
ponieważ tylko prawda jest podstawą poczucia godności.
Uprawa
więc intelektu, to tyle co uzyskiwanie sprawności, których intelekt może nabyć
zgodnie ze swą naturą, aby znowu zgodnie ze swą naturą mógł dominować wśród
władz poznawczych, kierować nimi i regulując ich kompetencje wpływać na całe
działanie człowieka. Chodzi bowiem o to, aby działanie to zmierzało do
najwłaściwszych celów i przedmiotów zawsze realistycznie, obiektywnie i
odpowiedzialnie. Ta odpowiedzialność z kolei jest związana z uznaniem przez
intelekt przyrodzonej i objawionej prawdy o Bogu. Uznanie porządku
nadprzyrodzonego, wydaje się, ratuje intelekt przed uzurpowaniem sobie
kompetencji, do których nie ma prawa, jeżeli w świetle filozofii i teologii, a
więc rozumu i objawienia, odczyta dokładnie to, czym jest. Przy uprawie
intelektu ważne jest bowiem, to, aby intelekt nie nabywał takich sprawności,
jak umiejętność bycia jedynym arbitrem w porządku prawdy, jedynym sędzią
postępowania ludzkiego, jedynym autorytetem, jedynym i wprost najdoskonalszym
bytem. Intelekt powinien nabywać sprawności na miarę swej natury. Winien więc
bogacić wiedzę, pogłębiać ją i nabywać mądrości, dzięki której będzie właściwie
odczytywał rzeczywistość i kierował działaniem w taki sposób, aby było
roztropne, wynikające z zasad właściwego człowiekowi postępowania i
wytwarzania. Aby przez usprawnienie także woli, idącej za mądrościowymi
wskazaniami intelektu, człowiek stał się mężny, sprawiedliwy, umiarkowany w
realizacji poglądów i uczuć, które winien nastawiać nie na jakiekolwiek lecz na
najwłaściwsze dla siebie dobro.
Wydaje
się więc, że człowiek uprawia swój intelekt właściwie, gdy obserwujemy w nim
wzrost wiedzy, lecz idący nie tyle w kierunku martwej erudycji, ile w kierunku
roztropnej mądrości, a więc takiego wyrobienia, dzięki któremu samodzielnie i z
coraz większą sprawnością rozumie rzeczywistość i umie kierować swoim
teoretyczny oraz praktycznym działaniem. W tym praktycznym działaniu mieści się
cała dziedzina woli i uczuć, postępowania i szeroko rozumianego wytwarzania.
Intelekt usprawniając siebie wpływa też na usprawnienie się woli, sumienia ludzkiego
i wpływa na doskonalenie umiejętności stosowania zasad, kierujących
wytwarzaniem artystycznym i użytkowym. Wpływa na charakter, jakość i wartość
dzieł, które stanowią kulturę. Można więc powiedzieć, że warunkiem dobrej
kultury jest roztropna mądrość człowieka. Mądrość też stanowi tę sprawność, od
której zależy stopień i wartość innych sprawności człowieka. Ostatecznie więc
uprawa intelektu sprowadza się do nabycia mądrości. Mądrość jest miarą tej
uprawy, miarą człowieka, tym, co sprawia, że człowiek jest sensownie twórczy w
kulturze, kulturalny i wartościowy. A mądrość to z kolei szerokość spojrzenia,
realizm, obiektywność, uniwersalność, odpowiedzialność, wiedza, która opiera
się na prawdzie, roztropność i skuteczność w działaniu, umiejętność wyboru wartości,
tworzenie sensownej i właśnie wartościowej kultury.
Aby
wiedzieć, jak bronić intelektu przed grożącymi mu niebezpieczeństwami ze strony
prądów, które go eliminują z człowieka, i teorii, które nie tłumaczą jego
natury, nie wystarczy poznać zagrożeń intelektu. Trzeba przede wszystkim
odczytać naturę intelektu, zorientować się, czym jest, jak istnieje i jak
działa, skoro działanie ujawnia naturę bytu, który działa. Trzeba więc było
zanalizować poznanie ludzkie, rozróżnić zgodnie z faktami, powoli
porządkowanymi, władze poznawcze człowieka, zakres ich możliwości i
kompetencji, aby wśród wielu teorii, danych historycznie, dojść do takiej
wersji, która by opisywała intelekt zgodnie z tym, czym on naprawdę jest.
Okazało się, że działają w człowieku dwa intelekty, będące dwiema odrębnymi,
duchowymi władzami poznawczymi, które nie tylko dostarczają duszy ludzkiej
wiedzy i mądrości, lecz także kierują działalnością wszystkich władz człowieka,
mimo że władz od siebie w istnieniu i strukturze niezależnych. Dzięki
intelektowi człowiek jest bytem wyjątkowym. Jest osobą. I usprawniając się w
działaniu doskonali całą osobę ludzką. Sprawa tych usprawnień streszcza całą
problematykę uprawy intelektu. Intelekt wtedy jest samodzielny, doskonały,
przydatny, spełniający swe zadania władzy duszy, gdy rozwinie się, gdy właśnie
nabędzie sprawności, gdy po prostu zostanie właściwie usprawniony, czyli
wyszkolony, ukształtowany, wychowany. Posiadając sprawności może się bronić w
sensie negatywnym, gdy uświadamia sobie niebezpieczeństwa i zagrożenia, lecz
także w sensie pozytywnym, gdy tworzy właściwe, zgodne z rzeczywistością, a
więc zgodne z prawdą teorie naukowe, gdy więc właściwie poznaje rzeczywistość i
gdy dzięki zdobytej wiedzy i mądrości roztropnie, sprawiedliwie i
odpowiedzialnie działa, gdy po prostu tworzy wartościową kulturę. W takiej
kulturze jest bezpieczny.
Ale nie
tylko te zewnętrzne niebezpieczeństwa, których zresztą może uniknąć, są groźne
dla intelektu. Groźne jest takie niebezpieczeństwo wewnętrzne, płynące z samej
natury intelektu, to znaczy z tego faktu, że intelekt jest wyjątkowym bytem. Ma
rolę kierowniczą wśród władz człowieka. Jest źródłem poznania, właściwym twórcą
kultury. Intelekt może się w tym zagubić, może się pomylić i uznać siebie za
jedyny, najdoskonalszy byt realny. I właśnie broni go przed tym
niebezpieczeństwem filozoficzne odkrycie Boga oraz uznanie porządku
nadprzyrodzonego. To uznanie daje intelektowi poczucie właściwej miary siebie,
uświadomienie prawdy o tym, czym jest, pozwala i ułatwia intelektowi utrzymać
się w granicach swej natury i kompetencji. Intelekt odnajduje swe miejsce w
rzeczywistości, swą rolę i dostarcza człowiekowi podstaw do zorientowania się w
tym, na czym polega istotna i prawdziwa godność osoby ludzkiej. Godność ta
płynie z faktu, że człowiek jest właśnie osobą, czyli rozumnym samodzielnie
istniejącym bytem przygodnym, zależnym w istnieniu od bytu koniecznego, od
Boga, którego ulubionym tworem jest właśnie intelekt.
1
A. B. Stępień, Wprowadzenie do metafizyki,
Kraków 1964, s. 34, 33-34.
2
H. Bortnowska, Światopogląd i postawy,
"Znak" 109-110 (1963) 801.
3
Tamże, passim.
4
Por. G. Marcel, Być i mieć, tłum. P. Lubicz,
Warszawa 1962.
5
A. Schaff, Marksizm a egzystencjalizm,
Warszawa 1961, s. 16.
6
Tamże, s. 19.
7
Tamże, s. 20.
8
A. Stanowski, Egzystencjalizm,
"Znak" 48 (1958) 688 i 686.
9
Tamże, s. 689.
10
Tamże, s. 686.
11
S. J. Z. Zdybicka, O intuicji w filozofii,
"Roczniki Filozoficzne" XII (1964), z. 1, s. 126.
12
Tamże, s. 127.
13
Por. A. Stępień, Nieco o racjonalizmie i
racjonalnej koncepcji nauki, "Więź" 9/41 (1961) 29.
14
K. Ajdukiewicz omawiając irracjonalizm w
książce "Zagadnienia i kierunki filozofii", Kraków 1949, s. 76-77,
twierdzi, że irracjonalistami byli "przede wszystkim mistycy wszelkich odcieni".
Wyjaśnienie tej sprawy zostało podjęte w tej książce (rozdział pt. Natura
intelektu) w paragrafie, omawiającym charakter poznania mistycznego.
15
K. Ajdukiewicz, op. cit., s. 72.
16
Tamże, s. 73.
17
Aréskei un, en d’ego, hósper to próteron, ten
nem próten móiran epistémen katéin, deutéran de diá-noian, triten de pistin kai
eikasian tetarten, kai ksunamfótera nem tauta dóksan, ksynamfótera d’ekeina
nóesin, kai dóksan men peri génesin nóesin de peri usian, kai hoti usia pros
génesin, nóesin pros dó-ksan, epistémen pros pistin kai diánoian pros eikasian.
Platon,
Rzeczpospolita 7, 534 A; por. Teajtet 210 A.
18 ... meden allo ton ánthropon symbainein he psychén. Platon, Alcybiades
I, 130 C.
19 Plotyn, Enneady IV, 6, 1.
20 Mens, sive spiritus,... si dominetur atque impert caeteris quibuscumque
homo constat, tunc esse hominem ordinatissimum. św. Augustyn, De libro arbitrio
I 8, 18, Oeuvres de saint Augustin, I serie Opusculas, t. VI, ed. T. J.
Thonnard, Paris 1941, s. 168 i 170.
21Kai utos ho nus horistos kai apathes kai amiges te usia on energia. Arystoteles,
Peri psyches, 430 a 47.
22
Aleksander z Afrodyzji, De anima I, 139 b.
23 Por. E. Gilson - Ph. Böhner, Historia filozofii
chrześcijańskiej, tłum. S.
Stomma, Warszawa 1962, s. 237.
24 Existimandum est in anima tres partes intellectus. Prima est ipse
intellectus recipiens, secunda vero ipse agens, tertia vero est intellectus
adeptus. Et horum duo quidem sunt aeterni, nempe agens et recipiens, tertius
vero estpartim generabilis etcorruptibilis, partim vero aeternus... Ex hoc
dicto non possumus opinari intellectum materialem esse unicum in cunctis
indviduis. Averroes, De anima,
f 165 a. Cyt. według R. Eisler, Wörterbuch der Philosophischen Begriffe, Berlin
1904, I, s. 520.
25 Anima rationalis dou in se habet: intellectum possibilem, quo homo
coniungitur continuo et tempori, quod est sub se: et intellectu agentem, quo se
habet ad illuminationes superiorem. Albert Wielki, Summa Theol. II, 5. Por. E. Gilson - Ph. Böhner, op. cit.,
s. 445 - 451.
26 E. Gilson, Études sur le rôle de la pensée médiévale dans la formation du
systeme cartesian, Paris 1930.
27
R. Descartes, Medytacje o pierwszej filozofii
wraz z zarzutami uczonych mężów i odpowiedziami auto-ra oraz rozmowa z
Burmanem, tłum. M. i K. Ajdukiewiczowie, S. Swieżawski, J. Dambska, Warszawa
1958, I, s. 34.
28
Tamże, s. 36.
29
Tamże, s. 41.
30
Tamże, II, s. 98.
31
Tamże, I, s. 43.
32
Tamże, s. 215.
33
Tamże, s. 16 - 17.
34
Tamże, s. 213.
35
Tamże, s. 48, por. s. 47.
36
R. Descartes, Zasady filozofii, tłum. J.
Dambska, Warszawa 1960, s. 10.
37
J. Maritain, Trzej reformatorzy, tłum. K.
Michalski, Warszawa (brw), s. 60 - 95 passim.
38
S. Świeżawski, Albertyńsko-tomistyczna a
kartezjańska koncepcja człowieka. W: Rozum i tajemnica, Kraków 1960, s. 247 -
260.
39
R. Descartes, Rozprawa o metodzie, tłum. T.
Żeleński, Kraków 1950, s. 26.
40
Mentem humanam partem esse infiniti
intellectus Dei, B. Spinoza, Eth. II, XL.
41
M. Gordon, O czynnej roli intelektu, Warszawa
1961, s. 308.
42
Tamże.
43
Tamże.
44
Tamże, s. 5.
45
Tamże, s. 153.
46
Tamże, s. 15 - 16.
47
H. Elstein, Przyczynki do koncepcji materii
jako bytu fizycznego. W: Jedność materialna świata, Warszawa 1961, s. 99.
48
Tamże, s. 103, 176.
49
K. Ajdukiewicz, op. cit., s. 36.
50
Por. tamże, s. 78, 81, 129.
51
Por. tamże, s. 79, 93, 94, 144, 145.
52
Por. St. Kamiński, Typy filozofii,
"Roczniki Filozoficzne" XII (1964), z. 1, s. 7.
53
Tamże, s. 8.
54
Wszystkie dotychczasowe w tym paragrafie
określenia są wzięte z artykułu St. Kamińskiego, op. cit., s. 8 - 13.
55
Określenie filozofii podane za A. Stępniem
(wykład pt. "Społeczna rola filozofii" z dn. 7.III.1965, wygłoszony w
Sem. Duchown. w Płocku).
56
M. A. Krąpiec, OP i ks. St. Kamiński,
Specyficzność poznania metafizycznego, "Znak" 83 (1961) 602-637.
57
Por. M. Gogacz, Współczesne interpretacje
tomizmu, "Znak" 113 (1963) 1350.
58
Inaczej i szerzej ujętą sprawę istnienia i
duchowości duszy ludzkiej można znaleźć w cytowanej książce A. Stępnia,
Wprowadzenie do metafizyki, s. 134 - 188.
59
Por. M. Gogacz, op. cit., s. 1352.
60
Tomasz z Akwinu, Summa theologiae I,79,1,c
(teksty w tłumaczeniu polskim są wzięte z książki: Św. Tomasz z Akwinu, Traktat
o człowieku - Summa Teologiczna I, 75-89, opracował S. Swiażawski, Poznań
1956).
61 I, 79, 2, c.
62 I, 79, 3, c.
63 S. Th. Aquinatis De unitate intellectus contra averroistas parisienses,
Opuscula omnia... cura et studio R.P.P. Mandonnet, Parisiis 1927, T. I, s. 61.
64
I, 79, 7, c.
65
E. Gilson, Tomizm, tłum. J. Rybałt, Warszawa
1960, s. 293-294.
66
Por. np. E. Gilson, Histori of Christian Philosophy in the
Middle Ages, Toronto, s. 181, nn, s. 387.
67
M. A. Krąpiec, Realizm ludzkiego poznania,
Poznań 1959, s. 506.
68
Tamże, s. 509.
69
Tamże, s. 509.
70
Tamże, s. 540.
71
Tamże, s. 542-543.
72
Tamże, s. 533.
73
Tamże, s. 537.
74
Tamże, s. 544.
75
Por. I, 77, 1, c.
76
Por. I, 77, 3, c.
77
Por. I, 77, 6, c.
78
Por. I, 77, 1, ad 5.
79
Por. Traktat o człowieku, op. cit., s. 159.
80
Ks. St. Adamczyk, Metafizyka ogólna czyli
ontologia, Lublin 1960, s. 150.
81
I, 79, 7, c. Por. także wyjaśnienia M. A.
Krąpca, Realizm ludzkiego poznania, op. cit., s. 548-551, i w komentarzu S.
Swieżawskiego do I, 79 Traktatu o człowieku, s. 272-279.
82
Według W. Granata "integralna osoba
ludzka jest to jednostkowy substancjalny i całkowity podmiot cielesno-duchowy
zdolny działać w sposób rozumny, dobrowolny i społeczny (w celu harmonijnego
wzbogacenia siebie i ludzkości w zakresie całego bytu)". Ks. W. Granat,
Osoba ludzka - próba definicji, Sandomierz 1961, s. 244.
83
M. A. Krąpiec, Realizm ludzkiego poznania,
op. cit., s. 157.
84
Por. M. Gogacz, Współczesne interpretacje
tomizmu, op. cit., s. 1344-1349.
85 S. Th. Aquinatis, De unitate intellectus, op. cit., s. 35.
86
Tamże, s. 39; por. tamże, s. 41.
87
K. Ajdukiewicz, Zagadnienia i kierunki
filozofii, op. cit., s. 76-77.
88 Cognitio quasiexperimentalis Dei, Tomasz z Akwinu, In IV Libros Senten. 14, 2, 2, 3.
89 Potest contemplatio huius vitae (in raptus) pertigere ad visionem
divinae essentiae. Tomasz z Akwinu, S. Th, II-II, 180, 5.
90
Por. ks. J. Majowski, Psychologia przeżyć
mistycznych, "Roczniki Filozoficzne" II-III (1949-1950) 181-182. U
św. Tomasza I, 56, 3, c; 58, 3 i 4, c.
91
Ks. W. Granat, Bóg jeden w Trójcy Osób,
Dogmatyka katolicka, Lublin 1962, t. I, s. 133.
92
Poglądy omówione w oparciu o artykuł: M.
Gogacz, Mistyka a poznanie Boga, "Znak" 59 (1959) 588-608).
93
Tamże.
94
Ks. W. Granat, op. cit., s. 133.
95
Św. Teresa od Jezusa, Życie, Kraków 1939, s.
142.
96
Św. Teresa od Jezusa, Podniety miłości Bożej,
Kraków 1944, s. 111.
97
Św. Jan od Krzyża, Droga na górę Karmel,
Kraków 1948, s. 138-139.
98
Ks. W. Granat, op. cit., s. 131.
99
Tamże, s. 122; por. tamże s. 149-150.
100
Św. Teresa od Jezusa, Twierdza wewnętrzna,
Kraków 1943, s. 299-301.
101
Por. S. Swieżawski, Traktat o człowieku, op.
cit., s. 426.
102
Tamże, s. 432 - 433.
103
S. Swieżawski, Rozum i tajemnica, Kraków
1960, s. 14.
104 Tamże.
105 Tamże, s. 15; De civitate Dei, XIV, 28.
106
Tamże, s. 17.
107
Tamże.
108
Tamże, s. 20-21.
109
Tamże, s. 25.
110
Tamże.
111
Tamże, s. 26.
112
Tamże, s. 26-27.
113
Tamże, s. 28-29.
114
Tamże, s. 30.
115
Tamże.
116
Tamże, s. 33.
117
E. Gilson, Chrystianizm a filozofia, tłum. A.
Więckowski, Warszawa 1958, s. 81.
118
Tamże.
119
Tamże.
120
Tamże, s. 83.
121
Tamże.
122
Tamże, s. 88.
123
Tamże, s. 91.
124
Tamże.
125
Tamże, s. 81.
126
Tamże, s. 94.
127
K. Ajdukiewicz, op. cit., s. 218-228.