Mieczysław Gogacz
NAJWIĘKSZA JEST
MIŁOŚĆ
(1 Kor
13,13)
Rozważania
rekolekcyjne
WYDAWNICTWO
MICHALINEUM 1988
WARSZAWA (STRUGA)
— KRAKÓW
Seria
„Pomocy Duszpasterskich”
Zeszyt
nr 5
Za pozwoleniem Kurii Metropolitalnej Warszawskiej Nr
6103/K/87
z dnia 24 września 1987 r.
Notariusz Wikariusz Generalny
Ks. Marcin Wojtowicz
+ Stanisław Kędziora
Na użytek wewnętrzny Kościoła
Dla uczczenia
Kongresu
Eucharystycznego w Polsce
Roku
Maryjnego w Kościele Powszechnym
Trzeciej
Pielgrzymki Ojca Świętego do Polski
w
duchu pokuty i modlitwy
rekolekcje
wielkopostne
w
dniach 3—5 kwietnia 1987 r.
w
kaplicy Wydawnictwa „Michalineum”
w
Strudze k/Warszawy
SPIS
TREŚCI
Wprowadzenie (Artur Andrzejuk)
Program rekolekcji
Czytania mszalne i homilie (ks. Janusz Węgrzecki
I. Msza św. wotywna o Trójcy Świętej
II. Msza św. wotywna o Duchu Święty
III. Msza św. wotywna o Matce Bożej
IV. Apel Jasnogórski
Rozważania rekolekcyjne
I. Chrystus jako Bóg jest miłością
II.Dojrzałość miłości
III. Natura i odmiany miłości
IV.Serce człowieka i serce Jezusa
V. Miłość w Bogu jest Osobą Ducha Świętego
(Duch Święty, Matka Boża, Eucharystia)
Droga krzyżowa z Matką Bożą
Różaniec z Matką Bożą
WPROWADZENIE
I.
Główne myśli rozważań
1. Miłość jest cierpliwa i łaskawa,
wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, wszystkim ufa, wszystko przetrwa i nigdy
nie ustaje. Miłość nie zazdrości, nie szuka sławy, nie jest pyszna, jest
wierna, nie pragnie swego, nie gniewa się, nie pamięta złego, nie cieszy się
z niesprawiedliwości, lecz raduje się prawdą.
Bóg jest miłością. Chrystus jest
Bogiem. Chrystus jest miłością.
Chrystus jest cierpliwy i łaskawy,
wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, wszystkim ufa, wszystko przetrwa i nigdy
nie ustaje. Chrystus nie zazdrości, nie szuka sławy, nie jest pyszny, jest
wierny, nie pragnie swego, nie gniewa się, nie pamięta złego, nie cieszy się
z niesprawiedliwości, lecz raduje się prawdą.
2. Naturą miłości jest akceptowanie i
upodobnienie się do tego, co otrzymujemy. Upodobnienie się do daru. Według
mądrości Kościoła dojrzałość religijna to owocowanie w nas darów Ducha
Świętego. To nie jakaś moc o charakterze psychologicznym, psychologicznie
ujmowana, nie cała charakterologia, nie temperament, nie układy społeczne. Dojrzałość
religijna to owocowanie w nas darów Ducha Świętego. Tak jak św. Paweł w swoim
„Hymnie
o miłości” właśnie miłość opisywał.
3. Musimy wiedzieć i wierzyć. Wiemy -
filozofowie wiedzą - że Bóg istnieje, co nie zmniejsza wiary. Wiara bowiem jest
nawiązywaniem kontaktu poprzez otwarcie się na siebie. Wiara nie umniejsza
wiedzy, ani wiedza nie umniejsza wiary. Odwrotnie: wiedza wspomaga wiarę. Mamy
wtedy więcej motywów, żeby otwierać się na siebie.
4. Serce Jezusa to w Jego intelekcie
doznającym, bo nas poznał i umiłował, powód skierowania się do nas z miłością i
zaufaniem, to zarazem zamieszkanie w nas Jezusa jako Syna Bożego razem z Ojcem
i Duchem Świętym, gdyż Go ukochaliśmy.
5. Maryja jest niepokalana dzięki
Duchowi Świętemu, a jest niepokalana z powodu powołania, aby począć Syna Bożego
mocą Ducha Świętego. Duch Święty jest Niepokalanym Poczęciem: nieustannym
pochodzeniem od Ojca i Syna. Maryja ujawnia te wciąż dziejące się
w Trójcy Świętej poczęcie Ducha Świętego, gdy Bóg Ojciec kocha Syna Bożego, a
Syn Boży kocha Ojca. Maryja jest obrazem tego pochodzenia Ducha Świętego.
II.
Autor rozważań
Ascetyka
i mistyka, jak skrzydła anioła, unoszą człowieka ponad fikcję, którą stanowi
matematyka, ekonomia, postęp techniczny. Unoszą go wprost do osób. W serce
człowieka
i w serce Chrystusa, czyli w serce samego Boga. Serce Boga zaś to nie tylko
centrum rzeczywistości, to przede wszystkim źródło wszelkiej rzeczywistości,
początek wszystkiego, co istnieje. Matematyk, ekonomista, technik muszą się
czuć tam nieswojo, ale nie filozof rzeczywistości. Ten dopiero tam czuje się
naprawdę dobrze, bo fikcja nie przysłania mu tego, co realnie istnieje. To
przysłanianie stanowi in via umartwienie filozofa. W sercu Boga
przebywając, miłośnik mądrości jest w samej prawdzie i w samym dobru, których
jednoczesne ujęcie jest właśnie tym, co miłuje.
Wielu
masz, Panie Boże, filozofów, ale który jest tak prawdziwy jak Mieczysław Gogacz
i który z nich Cię kocha tak jak on gorąco i mądrze?
Przyjaźń
z Tobą, Boże, wywołała w nim pragnienie poznania Cię. Najpierw poznawał Cię
z kazań proboszcza i prefekta w Rypinie, zaraz potem od o. Maksymiliana Kolbego
poprzez jego teksty w „Rycerzu Niepokalanej”, następnie w liceum biskupim w
Płocku z psalmów zawartych w „Małym Oficjum”. Potem już podczas wspaniałej
przygody uniwersyteckiej, która rozpoczęła się na KUL, która trwa po dziś dzień
i która zapewne nigdy się nie skończy.
I
teraz jest już jasne, dlaczego historyk filozofii i metafizyk, po odłożeniu
dzieł Tomasza
z Akwinu, Awicenny, „Księgi o przyczynach”, wiktorynów i Arystotelesa pisze o
tym, że On ma wzrastać, że brat Ryszard ma już więcej nie błądzić, że idzie
śpiewając Ciebie i sławi Cię dziesiątkiem różańca refleksji o modlitwie,
mistyce i kulturze.
Zarazem
też jasne stają się te wielkopostne rekolekcje Anno Domini 1987.
III.
Rekolekcje
Piątek,
sobota i niedziela, w pustym w tych dniach budynku wydawnictwa „Michalineum”,
były dla kilkunastu osób, dzięki zapobiegliwości Marka Malisiewicza i
życzliwości dyrektora wydawnictwa ks. Waleriana Moroza, a także dzięki opiece kapelana
rekolekcji ks. Janusza Węgrzeckiego, dniami rekolekcji, czyli ponownego
uświadomienia sobie głównych prawd wiary,
a przede wszystkim tego, że zbawiający nas Chrystus, Druga Osoba Boska, jest
miłością. Księdzu Dyrektorowi zawdzięcza też swoje ukazanie się ta książka,
którą nazwał „sakramentem spotkania z Michalineum”. Zawdzięcza ona swoje
ukazanie się także Krzysztofowi Górnickiemu, który przepisał z taśmy
magnetofonowej głoszone rozważania i ponownie przepisał poprawiony tekst.
Wszystkim - „Bóg zapłać”.
Autor
rozważań, profesor Mieczysław Gogacz, ujął temat rekolekcji w pięciu zespołach
refleksji. Prezentują się one następująco:
1.
Chrystus jako Bóg jest miłością.
W
rozważaniu pierwszym Autor skomentował „Hymn o miłości” z I Listu do Koryntian
św. Pawła, jako hymn o Chrystusie. Podstawę takiej interpretacji stanowi
encyklika Redemptor hominis. Zarazem Profesor uwyraźnił to, że Psalmy są
opisem człowieka w jego ciemnej nocy, natomiast hymn św. Pawła jest opisem
dojrzałego życia religijnego.
2.
Dojrzałość miłości.
Autor
ukazał w tym rozważaniu dojrzałe życie religijne od strony działania w nas
darów Ducha Świętego. Ukazał zarazem humanistyczną rolę w społeczeństwie
człowieka głęboko religijnego.
3.
Natura i odmiany miłości.
Trzecie
rozważanie bliżej ukazuje relację miłości w ujęciu metafizycznym i
teologicznym, zarazem w powiązaniach z wiarą i nadzieją.
4.
Serce człowieka i serce Jezusa.
Profesor
sformułował tu teorię serca w oparciu o teorię mowy serca św. Tomasza
z Akwinu. Podstawą uwyraźnień jest teologia Jana Pawła II. Okazuje się, że
serce jest
w aktualnej kulturze błędnie ukazywane jako podstawa uczuć. Jest ono podstawą
realnych więzi osobowych, wywoływanych w nas przez oddziałujące na nas osoby.
5.
Miłość w
Bogu jest Osobą Ducha Świętego
(Duch Święty, Matka Boża,
Eucharystia).
Teologicznie
i religijnie ujęta miłość w Bogu jest Osobą Ducha Świętego. Ostatnie rozważanie
ukazuje rolę Ducha Świętego we wcieleniu Chrystusa, a tym samym więź łączącą
Ducha Świętego z Najświętszą Maryją Panną. Autor ukazał ascetyczne aspekty
podobieństwa między Wcieleniem i Przeistoczeniem i uwyraźnił ponadto myśli św.
Tomasza na temat Eucharystii.
Po
tej prezentacji wypada już tylko zaprosić Czytelników do wczytania się w treść
prezentowanych w tej książce rozważań i życzyć jednocześnie zaowocowania tej
lektury modlitwą, która jest prośbą o życie religijne, dzięki czemu pogłębiają
się realne więzi miłości, wiary i nadziei z Bogiem przez Chrystusa.
ARTUR ANDRZEJUK
PROGRAM
REKOLEKCJI
Dzień
pierwszy: 3 kwietnia 1987
godz.
18 - kolacja
godz.
19 - Msza św. wotywna o Trójcy Świętej
-
Rozważanie I: Chrystus jako Bóg jest miłością
-
Wystawienie Najświętszego Sakramentu
- Droga Krzyżowa
Dzień
drugi: 4 kwietnia 1987
godz.
8 - śniadanie
godz.
9-11 - spowiedź i modlitwy indywidualne
godz.
11 - Msza św. wotywna o Duchu Świętym
- Rozważanie II: Dojrzałość miłości
- Wystawienie
Najświętszego Sakramentu
- 1 dziesiątek różańca
godz.
14 - obiad
godz.
16 - Rozważanie III: Natura i
odmiany miłości
- Wystawienie
Najświętszego Sakramentu
- 1 dziesiątek różańca
do
godz. 18 - Adoracja Najświętszego
Sakramentu (milczenie)
godz.
19 - kolacja
godz.
20 - Rozważanie IV: Serce człowieka
i serce Jezusa
- Wystawienie
Najświętszego Sakramentu
- 1 dziesiątek różańca
- Apel Jasnogórski
Dzień
trzeci: 5 kwietnia 1987
godz.
8 - śniadanie
godz.
9-11 - spowiedź i modlitwy indywidualne
godz.
11 - Msza św. wotywna o Matce Bożej
-
Rozważanie V: Miłość w Bogu jest Osobą Ducha Świętego
-
Wystawienie Najświętszego Sakramentu
-
1 dziesiątek różańca
godz.
14 - obiad
godz.
15-17 - zwiedzanie Wydawnictwa
godz.
17 - Wystawienie Najświętszego
Sakramentu
1
dziesiątek różańca
Zakończenie
rekolekcji
Czytania
mszalne i homilie
I.
MSZA ŚW. WOTYWNA O TRÓJCY ŚWIĘTEJ
Czytanie
I (Pnp
8,6-7):
Połóż
mię jak pieczęć na twoim sercu,
jak
pieczęć na twoim ramieniu,
bo
jak śmierć potężna jest miłość,
a
zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol,
żar
jej to żar ognia,
płomień
Pański.
Czytanie
II (1
Kor 13,1-13):
Gdybym
mówił językami ludzi i aniołów,
a
miłości bym nie miał,
stałbym
się jak miedź brzęcząca
albo
cymbał brzmiący.
Gdybym
też miał dar prorokowania
i
znał wszystkie tajemnice,
i
posiadał wszelką wiedzę,
i
wszelką (możliwą) wiarę, tak iżbym góry
przenosił,
a
miłości bym nie miał,
byłbym
niczym.
I
gdybym rozdał na jałmużnę całą
majętność moją,
a
ciało wystawił na spalenie,
lecz
miłości bym nie miał,
nic
bym nie zyskał.
Miłość
cierpliwa jest,
łaskawa
jest.
Miłość
nie zazdrości,
nie
szuka poklasku,
nie
unosi się pychą;
nie
dopuszcza się bezwstydu,
nie
szuka swego,
nie
unosi się gniewem,
nie
pamięta złego;
nie
cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz
współweseli się z prawdą.
Wszystko
znosi,
wszystkiemu
wierzy,
we
wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko
przetrzyma.
Miłość
nigdy nie ustaje,
(nie
jest) jak proroctwa, które się skończą,
albo
jak dar języków, który zniknie,
lub
jak wiedza, której zabraknie.
Po
części bowiem tylko poznajemy,
i
po części prorokujemy.
Gdy
zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie
to, co jest tylko częściowe.
Gdy
byłem dzieckiem,
mówiłem
jak dziecko,
czułem
jak dziecko,
myślałem
jak dziecko.
Kiedy
zaś stałem się mężem,
wyzbyłem
się tego, co dziecięce.
Teraz
widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy
zaś (zobaczymy) twarzą w twarz.
Teraz
poznaję po części,
wtedy
zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
Tak
więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:
z
nich zaś największa jest miłość.
Ewangelia
(J
14,21-24):
Kto
ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten
będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu
siebie. Rzekł do Niego Juda, ale nie Iskariota: „Panie, cóż się stało, że nam się
masz objawić, a nie światu?”
W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: „Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją
naukę,
a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać”.
Homilia (ks. Janusz
Węgrzecki):
Usłyszeliśmy
hymn o miłości, a właściwie trzy hymny o miłości. Czyż tekst z „Pieśni nad
pieśniami”, w którym miłość przyrównana jest do żaru ognia, płomienia Pańskiego,
nie jest hymnem o miłości? Czyż prawda wyrażona przez św. Jana Ewangelistę o
zamieszkiwaniu Boga w człowieku nie jest hymnem o miłości? Hymn o dobrej nowinie,
jaką jest wzajemne obdarowanie sobą osoby Boga i osoby ludzkiej, której
darowanie siebie Bogu jest odpowiedzią na uprzedni dar Boga. Hymn o wzajemnych powiązaniach przez otwieranie
się na siebie, ufanie sobie,
oczekiwanie, że to otwarcie i ufanie będzie zawsze trwało. Hymn
o miłości, hymn o dobrej nowinie, hymn o Chrystusie, o nas i Bogu. Niech się
tak stanie, abyśmy byli takim hymnem, aby nasze życie było takim hymnem. Amen.
II.
MSZA ŚW. WOTYWNA O DUCHU ŚWIĘTYM
Czytanie
I (Iz
11,1-2):
/
wyrośnie różdżka z pnia Jessego,
wypuści
się odrośl z jego korzeni.
I
spocznie na niej Duch Pański,
duch
mądrości i rozumu,
duch
rady i męstwa,
duch
wiedzy i bojaźni Pańskiej.
Czytanie
II (Gal
5,22):
Owocem
zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć,
wierność, łagodność, opanowanie.
Ewangelia
(J 14,25-26):
To
wam powiedziałem przebywając wśród was. A Pocieszyciel, Duch Święty, którego
Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam
wszystko, co Ja wam powiedziałem.
Homilia (ks. Janusz
Węgrzecki):
Słowo:
Pocieszyciel jako imię Ducha Świętego użyte w przekładzie polskim nie oddaje
w pełni prawdy zawartej w oryginalnym tekście biblijnym. Po grecku imię Ducha
Świętego brzmi: Parakletos. Duch Święty jest Tym, który jest przyzywany,
przywoływany, a jednocześnie jest zawsze dostępny. Gotowy udostępnić siebie na
każde wezwanie, będący na każde przywołanie jako Wspomożyciel. Przejawia się w
tym rys macierzyński Ducha świętego. Podobnie jak matka, która zawsze jest pod
ręką, reagująca na każde zawołanie, zakwilenie dziecka. Rola, jaką spełnia Duch
Święty w stosunku do nas, jest jednym z Jego zadań. Duch Święty spełnia również
rolę Parakletosa w stosunku do Eucharystii. Podczas Mszy św.
przywołujemy jako Kościół Ducha Świętego, aby przemienił chleb i wino w Ciało i
Krew Chrystusa. Przeistoczenie nie dokonuje się tylko na mocy słów konsekracji
wypowiedzianych przez Chrystusa podczas Ostatniej Wieczerzy: „Bierzcie i
jedzcie..., bierzcie i pijcie...”. Przeistoczenie dokonuje się również mocą
działającego Ducha Świętego. Przywołujemy Go, aby dokonał przemiany chleba w
Ciało Chrystusa, a wina w Krew Chrystusa. Niech w nas będzie zawsze taka
ufność, że Duch Święty jest Parakletosem, jest naszym Orędownikiem,
zawsze udostępniający się nam, ilekroć Go wezwiemy. Amen.
III.
MSZA ŚW. WOTYWNA O MATCE BOŻEJ
Czytanie
I (Rdz
3,15):
Wprowadzam
nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje,
a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę.
Czytanie
II (Ap
12,1-17):
Potem
wielki znak się ukazał na niebie:
Niewiasta
obleczona w słońce
i
księżyc pod jej stopami,
a
na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu.
A
jest brzemienna.
I
woła cierpiąc bóle i męki rodzenia.
I
inny znak się ukazał na niebie:
Oto
wielki Smok barwy ognia,
mający
siedem głów i dziesięć rogów
-
a na głowie jego siedem diademów.
I
ogon jego zmiata trzecią część gwiazd nieba:
i
rzucił je na ziemię.
I
stanął Smok przed mającą rodzić Niewiastą,
ażeby,
skoro porodzi, pożreć jej dziecię.
I
porodziła Syna -
Mężczyznę,
który
wszystkie narody będzie pasł rózgą żelazną.
I
zostało porwane jej Dziecię do Boga
i
do Jego tronu.
A
Niewiasta zbiegła na pustynię,
gdzie
miejsce ma przygotowane przez Boga,
aby
ją tam żywiono przez tysiąc dwieście sześćdziesiąt dni.
I
nastąpiła walka na niebie:
Michał
i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem.
I
wystąpił do walki Smok i jego aniołowie,
ale
nie przemógł,
i
już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło.
I
został strącony wielki Smok,
Wąż
starodawny,
który
się zwie diabeł i szatan,
zwodzący
całą zamieszkałą ziemię,
został
strącony na ziemię,
a
z nim strąceni zostali jego aniołowie.
I
usłyszałem donośny głos mówiący w niebie:
„Teraz
nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego
i
władza Jego Pomazańca,
bo
oskarżyciel braci naszych został strącony,
ten,
co dniem i nocą oskarża ich przed Bogiem naszym.
A
oni zwyciężyli dzięki krwi Baranka
i
dzięki słowu swojego świadectwa
i
nie umiłowali dusz swych - aż do śmierci.
Dlatego
radujcie się, niebiosa i ich mieszkańcy!
Biada
ziemi i biada morzu -
bo
zstąpił do was diabeł,
pałając
wielkim gniewem,
świadom,
że mało ma czasu.”
A
kiedy ujrzał Smok, że został strącony na ziemię,
począł
ścigać Niewiastę, która porodziła Mężczyznę.
I
dano Niewieście dwa skrzydła orła wielkiego,
by
na pustynię leciała na swoje miejsce,
gdzie
jest żywiona przez czas i czasy, i połowę czasu,
z
dala od Węża.
A
Wąż za Niewiastą wypuścił z gardzieli
wodę
jak rzekę,
żeby
ją rzeka uniosła.
Lecz
ziemia przyszła z pomocą Niewieście
i
otworzyła ziemia swą gardziel,
i
pochłonęła rzekę, którą Smok ze swej gardzieli wypuścił.
I
rozgniewał się Smok na Niewiastę,
i
odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa,
z
tymi, co strzegą przykazań Boga
/
mają świadectwo Jezusa.
Ewangelia
(Łk
1,46-56):
Wtedy
Maryja rzekła:
„Wielbi
dusza moja Pana,
i
raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.
Bo
wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej.
Oto
bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia,
gdyż
wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.
Święte
jest Jego imię -
a
swoje miłosierdzie na pokolenia i pokolenia (zachowuje) dla tych,
co
się Go boją.
On
przejawia moc ramienia swego,
rozprasza
(ludzi) pyszniących się zamysłami serc swoich.
Strąca
władców z tronu, a wywyższa pokornych.
Głodnych
nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia.
Ujął
się za sługą swoim, Izraelem,
pomny
na miłosierdzie swoje -
jak
przyobiecał naszym ojcom -
na
rzecz Abrahama i jego potomstwa na wieki.”
Homilia (ks. Janusz
Węgrzecki):
Teksty
dwóch pierwszych czytań mszalnych zostały zaczerpnięte z pierwszej i ostatniej
księgi Pisma św. W obu tekstach występują te same osoby. Można to odczytać w
ten sposób, że w naszym życiu religijnym od początku aż do końca spełniają
sobie właściwą rolę te trzy osoby. Przede wszystkim Chrystus, bez którego w
ogóle jest niemożliwe nasze życie religijne. Dalej Matka Boża, która jest nam
dana ku obronie naszego życia religijnego. Wreszcie szatan, który nasze życie
religijne niszczy. Hymn Magnificat, który jest przede wszystkim
uwielbieniem Boga, jest zarazem wyrazem sposobu, w jaki mamy chronić nasze
powiązania z Bogiem, nasze życie religijne. Teksty Pisma św. upewniają nas, że
zawsze, niezależnie na jakim etapie życia religijnego jesteśmy, mamy do
czynienia z siłą destrukcyjną, z szatanem. Nie można więc od szatana, ale można
uciec od jego mocy, przyjmując sposób ochrony naszego życia religijnego jaki
wyraziła Matka Boża w swoim hymnie Magnificat.
Niech
hymn Magnificat nie będzie tylko hymnem Matki Bożej, ale i naszym. Amen.
IV.
APEL JASNOGÓRSKI (ks. Janusz Węgrzecki)
Maryjo,
Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam.
Maryjo,
Królowo Polski,
jestem
przy Tobie,
pamiętam,
czuwam.
Jestem
przy Tobie, jak Ty jesteś przy mnie.
Trwam
przy Tobie, jak Ty trwasz przy mnie.
Jestem
- wyraża to bowiem obecność, współ-trwanie, współ-przebywanie ze sobą.
Pamiętam,
w obliczu Twego zmartwychwstałego i uwielbionego Syna obecnego
w Najświętszym Sakramencie, że Ty nam Go dałaś. Przyszedł do nas przez Ciebie.
Pamiętam
jednocześnie, że „per Mariam ad Jesum”. Ty jesteś Drogą do Syna. Drogą
najlepszą i niezawodną.
Czuwam,
jak Ty czuwasz nade mną.
Czuwam,
aby bronić i troszczyć się o więzi z Bogiem, jak Ty to czyniłaś i czynisz.
Czuwam,
aby nie urazić Twej delikatnej obecności przy mnie.
Rozważania
rekolekcyjne
I.
CHRYSTUS JAKO BÓG JEST MIŁOŚCIĄ
Módlmy
się.
W
Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
Każdy
dzień rozpoczynamy od znaku Krzyża świętego, każdą pracę, każdą modlitwę, także
więc to rozważanie.
Pierwsza
grupa uwag wprowadzających: rekolekcje uważam za modlitwę myślną. Są różne
rozumienia rekolekcji. Po codziennej przez cały rok modlitwie ustnej są one
teraz długą modlitwą myślną, rozważaniem wypowiadanych słów. W modlitwie ustnej
wypowiadamy przede wszystkim imiona Boga, imiona Osób Trójcy Świętej, jak np. w
znaku Krzyża świętego.
W modlitwie myślnej usiłujemy przejąć w siebie treść tych słów. Jednak skutkiem
modlitwy myślnej jest nie tylko poszerzenie rozumień. Modlitwa myślna według
Tomasza Mertona wywołuje skutki ascetyczne: uzyskiwanie dystansu wobec
wszystkiego, co nie jest Bogiem. Rekolekcje więc, jako modlitwa myślna, będą
powodowały ten dystans. Polega on na odnoszeniu się do Boga jako do czegoś
doskonalszego niż to wszystko, co nie jest Bogiem.
Druga
grupa uwag wprowadzających: znak Krzyża świętego jest modlitwą ustną, lecz
o bardzo bogatych treściach, które w rekolekcjach stanowią przedmiot rozważań.
Te treści wyrażają naszą wiarę w Trójcę Świętą. Jakże ciekawe jest to zestawienie:
Krzyż Chrystusa
i Trójca Święta, prawdy wiary wyrażone w imionach Osób Boskich.
A
z powodu znajdującego się tu przy ołtarzu Matki Boskiej obrazu naszego
Przyjaciela, św. Michała Archanioła, rozważmy w krótkiej dygresji: co naprawdę
stało się w Raju?
Zwykle
mówi się, że aniołowie uświadomili sobie i rozpoznali swą niezwykłą
doskonałość, ogromną, substancjalną samowystarczalność, a Bóg zaproponował im
relację przyjaźni, więź przez przypadłość. Przyjaźń bowiem jako relacja jest
przypadłością substancji. Uznali tę niesamodzielną przypadłość za coś
zbytecznego. Taka jest powtarzana opinia. Dlaczego nie chcieli tej relacji
przyjaźni? Zachwycili się sobą jako substancją. Nie mieli innego argumentu. Uważa
się też, że miało to początek w ich postawie pychy i z tej racji nie podjęli
przyjaźni z Bogiem.
Gdy
jednak zestawi się te dwa momenty: Krzyż Chrystusa i Trójcę Świętą, to narzuca
się myśl, że aniołowie nie przyjęli prawdy o Trójcy Świętej i o Chrystusie, nie
uwierzyli, nie pojęli, że przyjaźń człowieka z Bogiem jest przyjaźnią z trzema
Osobami Boskimi i że inaczej kształtuje się nasza więź z Bogiem Ojcem, inaczej
z Bogiem Synem i inaczej z Bogiem Duchem Świętym. I Bóg właśnie proponując
przyjaźń swoiście zabiega o to, żeby nam wyjaśnić, że jest Trójcą Osób. I
jeżeli św. Michał Archanioł powiedział: któż jak Bóg - to nie tylko wskazał,
tak sądzę, na bytową doskonałość Boga. Wskazywał raczej na tę niezwykłość,
która polega na tym, że Byt Pierwszy jest w sobie Trzema Osobami, że jest
jednością trzech Osób. Skąd to wiemy? Także
z Pisma św. Możemy tak przypuszczać, gdyż Syn Boży - Druga Osoba Trójcy Świętej
miał stać się człowiekiem. Bóg bowiem powiedział:
„wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a
niewiastę, między potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę” (Rdz
3,15). Od początku więc było wiadome, że nastąpi Wcielenie, że Matka Boża
wypowie słowo „tak” i przyjmie propozycje Boga. Ten zespół prawd był jasny i
wydaje się, że jest on głównym powodem sprzeciwu wobec Boga także do dzisiaj. Z
tego sprzeciwu wyrasta deizm, wyrastają różne Kościoły protestanckie: odrzucenie prawdy o Trójcy Świętej i nie powiązanie się
miłością z Osobami Trójcy. Zarazem przecież zawsze wiąże się z tym sprzeciw
wobec Matki Boskiej, a więc kwestionowanie Wcielenia, kwestionowanie natury
Chrystusa, który jest zarazem Bogiem i Człowiekiem. Proszę zwrócić uwagę na to,
że Bóg jak gdyby specjalnie zwraca nam na to uwagę ustanawiając przykazanie
miłości: będziesz miłował Boga i bliźniego. Nie podejmiesz sprzeciwu wobec
Boga, który jest Trójcą Osób i wobec człowieka, a tym samym wobec
człowieczeństwa Chrystusa, który jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym
Człowiekiem. Swoiście więc komponują się wszystkie te wątki.
Trzecia
grupa uwag wstępnych: Jan Paweł II w encyklice Redemptor hominis formułuje
takie rozumowanie: Bóg jest miłością, Chrystus jest Bogiem, a więc Chrystus
jest miłością.
Taki
jest temat dzisiejszego rozważania: Bóg jest miłością,
Chrystus
jest Bogiem, a więc Chrystus jako Bóg jest miłością.
W
związku z tym rozumowaniem w książce „Dziesiątek różańca refleksji”, ośmielony
encykliką, usiłowałem związać dwie wielkie wypowiedzi: mianowicie wypowiedź
Jana Pawła II
o Chrystusie z hymnem św. Pawła o miłości. Hymn więc o miłości jest zarazem
hymnem skierowanym do Chrystusa, jest hymnem o Chrystusie.
Analiza
głównego tematu: chciałbym właśnie bliżej rozważyć treść hymnu o miłości św.
Pawła z pozycji miłości i z pozycji Chrystusa.
W
Piśmie świętym mamy dwa wielkie spojrzenia na człowieka. Jednym takim wielkim
spojrzeniem są psalmy. Drugim spojrzeniem jest hymn św. Pawła.
Psalmy
ukazują człowieka raczej w jego ciemnej nocy, w jego zmaganiach z Bogiem,
w jego poszukiwaniu drogi i zarazem w jego dojściu do Boga. Rozwiązaniem w
psalmach ciemnej nocy są przepowiednie dotyczące Chrystusa. W Chrystusie
rozwiązuje się problem ciemnej nocy, a inaczej mówiąc, w miłości rozwiązuje się
problem wszystkich udręk człowieka
w drodze do Boga. Stąd psalmy dają się nanieść na Krzyż Chrystusa, a Krzyż
wyrażamy trzema imionami Boga.
Natomiast
pieśń św. Pawła o miłości, czy raczej jego hymn o miłości, ukazuje miłość dojrzałą,
dojrzałe chrześcijaństwo i zarazem dojrzałą osobowość, dojrzałą religijność.
Rozważmy w tym aspekcie hymn o miłości. Ogarnia on wszystkie rejony naszego
życia. Rozważmy więc swoje życie z perspektywy dojrzałej miłości i z
perspektywy Chrystusa.
1) Miłość cierpliwa jest. Cierpliwość
to oczekiwanie. Jest to trudna postawa, która
w porządku ascetycznym wyrażałaby się w podjęciu biernego oczyszczenia: już
wszystko zrobiłem, jestem otwarty, czekam. Bierne oczyszczenie jest tak ważne w
życiu religijnym, ponieważ polega na naszej zgodzie na to, aby Bóg kształtował
całą wiążącą nas z Nim więź religijną. Sam termin „ciemna noc” wskazuje na
adwent - oczekiwanie, na adwent przyjścia. Oczekujemy Boga. Czekamy na
przyjście Boga, na pełne Jego przyjście. To oczekiwanie jest cierpliwością.
Ileż ona właśnie ujawnia postaw. Nie tylko tę liturgiczną postawę, która jest
oczekiwaniem, wyrażanym w modlitwach liturgicznych: „przyjdź Panie Jezu”. Jest
to zarazem wobec Chrystusa otwarcie drzwi, które nam wciąż proponuje Jan Paweł
II. W ujęciu metafizycznym to otwarcie jest własnością każdego bytu. Byt, to co
istnieje, charakteryzuje się otwarciem wobec innych bytów. To otwarcie nazywamy
prawdą. Cierpliwość wspiera się więc
i na oczekiwaniu i na prawdziwości bytu. Zarazem, jeżeli cierpliwie czekamy, to
przecież wyglądamy, nasłuchujemy. Św. Paweł określa wiarę jako oczekiwanie
tego, czego się spodziewamy. Jest to więc swoiste wyglądanie ku temu, co
przyjdzie, co w nas się ukonstytuuje, oczekiwanie na tę dojrzałość religijną,
którą Bóg sam musi w nas sprawić. Ponadto jest w tej cierpliwości przygotowanie,
które z naszej strony jest pewną postawą czynną, oczyszczeniem czynnym. W tym
okresie cierpliwości, który często trwa długo, charakteryzuje nas cały zespół
odmian modlitwy właśnie z etapu oczyszczeń czynnych. To my się przygotowujemy,
to my oczekujemy, to my otwieramy się wobec prawdy, to my nasłuchujemy głosu
Boga. W Starym Testamencie właśnie przybliżanie się do nas Boga jest
sygnalizowane terminem „powiew”. Nasłuchujemy powiewu wiatru. Tak się tam
opisuje fakt kontaktowania się Boga z człowiekiem.
Miłość cierpliwa jest. Chrystus
cierpliwy jest, czeka. My biegamy, fascynujemy się przeróżnymi sprawami, bardzo
ważnymi w oczyszczeniu czynnym, a potem w okresie zjednoczenia, w modlitwie
zjednoczenia ekstatycznego. To wszystko, co nas fascynuje, jest przedmiotem
naszej troski, zresztą zawsze powinno nim być. Jest to ludzka postawa. Chrystus
także przejawia postawę ludzką, czeka. Czeka na wszystkich, którzy przyjdą.
Matka czeka na dzieci, biegające przed domem. Chrystus czeka, aż zdystansujemy
drobiazgi, aż rozpoznamy Go w prawdzie najpierw poprzez byt, poprzez rozumienie
bytu dochodząc aż do samoistnego Istnienia. Czeka z kolei aż rozpoznamy Go
poprzez refleksję ascetyczną, teologiczną.
I Chrystus otwiera się wobec nas, udostępnia się, czeka właśnie cierpliwie, że
Go ukochamy, gdyż tylko wtedy może w nas zamieszkać, w nas przebywać, jak mówi
Ewangelia św. Jana.
2)
Miłość łaskawa jest. Łaskawość, łaska to obecność w nas Boga, dar tej
obecności. Miłość łaskawa jest, to znaczy, że miłość obdarowuje. Miłość obdarowuje,
jest łaskawa, jest łaską, czyli właśnie obecnością w nas Boga. Takie
zagadnienia to słowo wywołuje i kojarzy. Dar Chrystusa to Chrystus jako dar, który
chce w nas przebywać, w nas zamieszkać, dar wszystkich oczyszczeń biernych,
wszystkiego, co Bóg w nas przemienia, co w nas sprawia. Oczyszczenie bierne
polega bowiem na tym, że Bóg w nas sprawia łączące nas z Nim więzi, które się
pogłębiają, rozwijają. Jest to stałe przyjmowanie pociągającego nas dobra,
jeszcze w tej jakiejś perspektywie od naszej strony. Jeżeli pociąga nas dobro,
jeżeli podejmujemy więź z tym dobrem, jeżeli przyjmujemy łaskę, akceptujemy
uobecniającego się w nas Boga, to wchodzimy w początek ciemnej nocy, wchodzimy
w etap, w którym Bóg faktycznie nas przemienia, gdy zresztą godzimy się na to i
to wspomagamy. Zaczyna się ciemna noc, zaczyna się modlitwa kontemplacji wlanej
czynnej, to znaczy już przyjmujemy to, co Bóg w nas wnosi i co w nas
przemienia, ale jeszcze tym kierujemy, jeszcze chcemy to wszystko kształtować
według swojego pomysłu.
Miłość
łaskawa jest. Chrystus łaskawy jest. Czyni siebie darem, przebywa w nas,
mieszka. Często tego nie chcemy. Powtarzamy zachowanie z raju pierwszych
aniołów
i pierwszych ludzi. Nie chcemy tego zamieszkania. Nie chcemy tego dobra, nie
chcemy tej prawdy, nie chcemy Chrystusa. Niezależnie od tego Chrystus, który
cierpliwy jest, wciąż czeka, byśmy przyjęli dar, którym jest sama Jego w nas
obecność.
3)
Miłość nie zazdrości. Zazdrość. Zazdrość jest zatrzymaniem czegoś
wyłącznie dla siebie. Przede wszystkim jest zatrzymaniem kogoś dla siebie, ale
zatrzymaniem nie
w takim sensie, że ktoś nas zafascynował, lecz w sensie przymuszenia,
podporządkowania sobie. W zazdrości jest moment przymuszania, moment podporządkowywania,
stąd odbiera się zazdrość jako coś nieeleganckiego. W zazdrości chodzi o
wygranie wyłączności. Chodzi
o wyłączność więzi ze mną, mimo że mamy kochać wszystkich ludzi. Obowiązuje nas
miłość Boga i bliźniego, wszystkich ludzi. W zazdrości chodzi o wyłączność, a
wyłączność dotyczy znaków miłości, nie dotyczy samej miłości. Miłości dotyczy
wierność. Wierność jest trwaniem miłości. Ona trwa mimo kłopotów, niepowodzeń,
nastroju, załamań, jakie wynikają z początków ciemnej nocy, tych początków, w
których nie można jeszcze uzgodnić treści przekazywanych przez obie odnoszące
się do siebie osoby. Zazdrość jest pomyleniem wyłączności z wiernością. Ten
moment przymuszenia, moment podporządkowywania jest atakiem na wolność
człowieka, jest zawsze atakiem na wolność, także swoiście na wolność Boga. Tak
zresztą dzieje się
i w porządku życia religijnego. Chcemy przymusić Chrystusa do kontaktów i
chcemy tylko sami korzystać z tych więzi. A gdy czytamy opisy życia religijnego
różnych wybitnych osób, wybitnych w dziedzinie religijnej, znajdujemy wątki
budowane na marzeniu: ileż bym zrobił dobrego, gdybym mógł czynić cuda, ileż
bym zrobił dobrego, gdybym był na etapie już zjednoczenia przemieniającego.
Jest to więc nie tyle zgodzenie się na to, co proponuje Bóg, ile sterowania
tym, czego Bóg może udzielić. Chodzi mi bardziej o siebie niż o Boga. To jest
przejaw zazdrości. To ja kieruję Bogiem. Swoiście przymuszam Boga, aby mi dał
siebie, a właściwie wszystko. Owszem, wszystko. Św. Franciszek chciał
wszystkiego, wszystko. Proszę jednak zobaczyć, że nie chciał tego wszystkiego,
co towarzyszy Bogu, lecz tylko - Boga. Mówił bowiem: Bóg mój, moje wszystko,
tylko Bóg. Wszystko inne jest drugie, nieważne. Otóż nie należy zazdrościć.
Należy przyjąć propozycje Chrystusa, przyjąć Jego samego.
Miłość
nie zazdrości, Chrystus nie zazdrości. Św. Paweł informuje nas o tym, że
Chrystus nie przymusza, nie podporządkowuje nas sobie, nie zatrzymuje dla
siebie. Jest to wspaniałe teologicznie, gdyż Chrystus nawet nie może nas dla
siebie zatrzymać. Jest bowiem Synem Bożym, a więc jedną z Osób Trójcy Świętej.
„Musi” dzielić się z Ojcem i Duchem Świętym miłością człowieka. Kieruje naszą
miłość, którą wiążemy się z Chrystusem, do Ojca przez Ducha Świętego. Chrystus
wiąże się z nami miłością, a my miłując Chrystusa stanowimy Kościół i Trójca Święta
przychodzi do nas. Tak czytamy w Ewangelii św. Jana. Chrystus wiążąc nas z sobą
czyni nas nie tylko kresem relacji miłości, lecz także swoim mistycznym ciałem.
Tak wysoko wynosi człowieka miłość do Chrystusa: czyni nas Jego mistycznym
ciałem. Czyni nas właściwie, w sensie teologicznym, częścią mistycznego ciała,
bo trudno powiedzieć częścią osoby Chrystusa. Ciało jednak należy do człowieka,
do Chrystusa jako człowieka, który jest jedną Osobą Boską razem z naturą ludzką
i z naturą Boską. Proszę zwrócić uwagę, że Chrystus nie żąda znaków miłości, że
nie chce wyłączności. Chce wierności, chce samej miłości i jej trwania. Pragnie
nas i szanuje naszą wolność.
4) Miłość nie szuka poklasku. Miłość
nie jest działaniem w takim kierunku, aby ktoś uznał naszą przewagę nad kimś,
nasze zwycięstwo. Miłość jest darem nas dla tej tylko osoby. Miłość jest dla
osób, nie dla skutków, nie dla znaków, nie dla dyplomów i odznaczeń. Ona
właśnie dzieje się w ciszy i dzieje się naprawdę. Jej zaakceptowania są
nieważne, drugorzędne. Nie
z tego powodu ludzie kochają. Nie z tego powodu Bóg nas kocha i my kochamy
Boga.
Miłość
nie szuka poklasku. Chrystus nie szuka poklasku. Nie chce ukazywania innym, że
Go wybraliśmy. Może dlatego chrześcijański sposób realizowania miłości do Boga nie
jest tak „przebojowy”. Rozwijają się obok inne religie, inne sposoby
kontaktowania się z Bogiem, jeżeli są to sposoby kontaktowania się. Miłość do
Chrystusa nie ma sukcesów instytucjonalnych. To jest coś, co dzieje się w
ciszy, co dzieje się między człowiekiem i Bogiem, między człowiekiem
i Chrystusem. A Chrystusowi chodzi tylko o nas. Nie szuka w tej dziedzinie
poklasku, uznania, podziękowań.
5)
Miłość nie unosi się pychą, jest pokorna. Pokora to przecież równowaga.
Równowaga, która polega na tym, że znam prawdę o sobie i prawdę o Bogu: Bóg
jest świętością, ja jestem grzeszny. Pycha polega na odwróceniu tych jak gdyby
dwóch stanów. Owszem, jestem grzeszny, ale jestem pierwszy, a Bóg jest drugi.
Bóg ma mnie oczyścić, Bóg ma mi wybaczyć, ma mnie rozgrzeszyć. Swoiście więc
zdobywam Boga, jak gdyby „zaliczam” miłość. Potrzebne mi są różne sukcesy:
sukcesy naukowe, życiowe i taki potrzebny mi sukces, który polega na tym, że
Bóg mnie zbawia, że mnie oczyszcza, że mnie doskonali.
Miłość
nie unosi się tymi odmianami pychy. Chrystus nie unosi się pychą, a więc widzi
nas zgodnie z prawdą. Nie odrzuca nas dla naszych grzechów. Wcale nie twierdzi,
że ich nie ma, lecz je odpuszcza. I leczy nas ze wszystkich naszych nieumiejętności,
z naszych słabości. Oczyszcza nas nie tylko z grzechów, ale - jak wiemy - na
etapie zjednoczenia bolesnego oczyszcza nas także z korzeni grzechów, z
grzechów przede wszystkim ciężkich. Chce z nami, takimi jacy jesteśmy, nawiązać
stały kontakt. Chrystus chce być w kontakcie z nami.
6)
Miłość nie dopuszcza się bezwstydu. Czym według Starego Testamentu jest
bezwstyd? Jest on niewiernością Bogu. Odwrotnością niewierności jest czystość.
Jest ona wiernością Bogu. Nieczyści to byli ci wszyscy, którzy nie przyjmowali
prawdy o jednym Bogu. To jest główny sens tego terminu. Nieczyści to
bałwochwalcy, wszyscy Filistyni, ci inni, którzy czcili złotego cielca. W
Starym Testamencie więc nie można czcić czegoś bardziej niż Boga.
W Nowym Testamencie czystość jest podobnie zachowaniem przede wszystkim pierwszego
przykazania. Jest wiernością Bogu. Tak wyjaśnia to św. Augustyn w „Państwie
Bożym”. Później, z różnych powodów, tę nieczystość, tę niewierność temu, co
najcenniejsze, związano ze sprawami płci. Ale oznacza ona i w tej dziedzinie
problem niewierności miłości. Niewierność
w miłości. Niewierność jest zaatakowaniem niezniszczalnych odniesień życzliwych
do człowieka. A chodzi właśnie o trwanie tych odniesień, o trwanie, a nie o
wyłączność. Wyłączność w miłości jest
już dziewictwem. Dziewiczość miłości to w sensie religijnym jeden na zawsze
wybrany Bóg, jeden na zawsze mąż, jedna na zawsze żona. Natomiast obowiązuje
nas nie ten najwyższy stan miłości.
Obowiązuje nas tylko czystość, czystość jako wierność miłości. Jest to bardzo
ważne zagadnienie. Tylko je sygnalizuję. I dodajmy, że zagadnienie płci należy
do porządku znaków, a więc do porządku wyłączności. Nie należy do porządku
trwania miłości. Św. Paweł delikatnie zwraca nam na to uwagę: „Któż nas może
odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód
czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz?...” Nic nie może „nas odłączyć od
miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rz 8,35-39).
Miłość
nie dopuszcza się bezwstydu. Chrystus nie dopuszcza się niewierności. Nic nie
zniechęca Chrystusa. Zawsze wobec nas jest lojalny, zawsze nas kocha wiernie,
to znaczy trwale. Nie zmieni tej postawy, nawet gdybyśmy niewiadomo co zrobili.
Dał nam na to znak swojej męki. Przelał krew, abyśmy byli pewni, że na tę
miłość wierną zawsze możemy liczyć. Chrystus nigdy nas nie zawiedzie.
7) Miłość nie szuka swego. Miłość
nie szuka dobra dla siebie. Proszę zobaczyć, to jest przecież prośba o dilectio,
o tę odmianę miłości, w
której chodzi o dobro drugiej osoby, nie
o moje dobro, nie tylko o mnie, nie o przewagę moich spraw. Chodzi o dobro osób
kochanych. Dilectio według św. Tomasza, ten poziom miłości typowo
ludzkiej, to troska o dobro drugiego
człowieka, nie o moje. Moje dobro jest niżej, w innych odmianach miłości. Ono
zawodzi.
Miłość
nie szuka swego. Chrystus nie szuka swego. Kocha nas nie dla siebie. Kocha nas
dla naszego dobra. Pełna dilectio Chrystusa jest dla naszego dobra i
kieruje nas do Boga Ojca przez Ducha Świętego. Bóg bowiem, Bóg Ojciec jest pierwszy,
jest jednością z Synem
i Duchem Świętym i jest autorem planu zbawienia. Bóg Ojciec obmyślił naszą więź
z Chrystusem, byśmy mogli na zawsze nieutracalnie trwać w szczęściu. Bóg więc
jako Trójca Osób wprost spełnia dilectio dla naszego dobra. A tym samym
dobrem jest Bóg. Tym dobrem jest Bóg.
8) Miłość nie unosi się gniewem. Gniew
jest uczuciem i powoduje modyfikację postaw. Gdy się nam coś nie udaje, gdy nie
możemy przezwyciężyć trudności, gdy nie możemy osiągnąć dobra, które sobie
wybraliśmy, złościmy się. Gniew właśnie występuje w porządku emocjonalnym i
powoduje, że w porządku myślenia porzucamy cel. Gniew niszczy też wytrwałość. A
chodzi przecież zawsze o trwanie w wierności.
Miłość nie unosi się gniewem. Chrystus
nie unosi się gniewem. Długo opieramy się Chrystusowi. Decyzja o życiu
religijnym często zależy od wychowania, od warunków, które polegają na tym, że
nie w stopniu wystarczającym stykamy się z prawdami wiary, z informacją
o Bogu. Długo się opieramy, nie podejmujemy apelu o miłość. Chrystus z nas nie
rezygnuje, czeka, jest wytrwały, wytrwały w wierności.
9)
Miłość nie pamięta złego. Miłość jest stałą akceptacją, a więc zawsze
wybacza. To, co wybaczone, już dalej nie istnieje. Tak jest w porządku teologicznym
i sakramentalnym: grzechy odpuszczone nie istnieją, nie ma ich. Trwa w nas
jednak pamięć grzechu, jakiś jego ślad
w psychice. W pamięci zachowuje się pewien obraz tego, co było. Jest to jednak
bardzo zła dla nas sytuacja, jeśli wciąż pamięta się jakiś konflikt między
osobami. Nieustannie przy pomocy pamięci do tego się wraca. I w momentach, w
których powinny kształtować się najwłaściwsze odniesienia, przypomina nam się
to, że zostaliśmy dotknięci grzechem, zranieni nim. Tymczasem nie ma tego, co
już odpuszczone, nie ma tego, co Bóg nam wybaczył.
Miłość
nie pamięta złego. Chrystus nie pamięta złego. Wynika z tego wielka
problematyka wybaczenia, wielka problematyka spowiedzi. Chrystus rozgrzesza,
Chrystus zbawia, a więc odpuszcza grzechy. Nie ma grzechów po rozgrzeszeniu, po
skierowaniu się do Boga aktem miłości. Gdy właśnie skierujemy miłość do Boga,
nie ma tego, co nas rozdzielało. Więź z Chrystusem jest jasna. Nic po prostu
jej nie zakłóca. Jest nieutracalną miłością. Nie niszczy jej grzech, gdyż
miłość, gdy trwa, jest porzuceniem grzechu. Trwa dzięki Chrystusowi
i dzięki Chrystusowi nigdy nie ustaje. Tej właśnie więzi z Chrystusem przez
miłość nic nie niszczy, nic nie może jej zniszczyć. Nie może jej zniszczyć
grzech. Miłość jest mocniejsza, gdy jest, gdy odnosimy się do Chrystusa
wybierając Go na zawsze. Miłość bowiem ze swej natury jest porzuceniem tego,
przy czym nie warto trwać, porzuceniem tego, co nas rozdziela
i wywołuje konflikt.
10)
Miłość nie cieszy się z niesprawiedliwości. Sprawiedliwość to równość,
adekwatność, zgodność. To nie jest tylko układ prawny, wyrównanie czegoś po obu
stronach. To jest porządek mowy serca, o czym powiem przy temacie serca człowieka.
Chodzi o to, że gdy otrzymuję dar, dar miłości, dar informacji choćby taki,
który jest w pierwszych spotkaniach poznaniem pryncypiów oddziałującego bytu,
mam na to zareagować. Reaguję aż miłością. Tak się zaczyna nasz kontakt z każdym
bytem. Reagujemy na dar relacjami istnieniowymi, samą więc miłością.
Miłość
nie cieszy się z niesprawiedliwości. Chrystus nie cieszy się z
niesprawiedliwości. Oddziałuje na nas. To, czym oddziałuje, przyjmujemy.
Przyjmujemy to, co Chrystus nam przekazuje. Przyjmujemy to wszystko, co dzieje
się w nas, czy przychodzi do nas przez oczyszczenie bierne i rodzimy słowo
serca, to znaczy odnosimy się do Chrystusa z miłością. Niesprawiedliwość zachodziłaby
wtedy, gdybyśmy na dar osób, które nam ukazują siebie, swoją istotę, swoją
osobowość, nie zareagowali miłością. Powtórzmy: gdy na dar, na osoby, na
człowieka, na Boga nie zareagujemy miłością, dzieje się niesprawiedliwość. Sprawiedliwość
wyraża się więc w religii, gdyż zaprawdę słuszną i zbawienną jest rzeczą,
abyśmy oddawali cześć Bogu. Cześć składana Bogu jest skierowaniem ku Niemu
miłości.
11) Miłość współweseli się z prawdą.
Prawda to równość, zarazem odpowiedniość, rozpoznanie, zrozumienie,
otwarcie się ku nam bytu. Prawda przeniknięta radością to kontemplacja. Gdy
miłość współweseli się z prawdą, to po prostu dzieje się podejmowanie drugiej
osoby ludzkiej czy Boga z radością. Wszędzie, gdzie wiedza jest przeniknięta
radością, jest kontemplacja, i wszędzie, gdzie radość jest przeniknięta
wiedzą, jest kontemplacja.
Miłość
współweseli się z prawdą. Chrystus współweseli się z prawdą. Chrystus podejmuje
nas z radością, gdy otwieramy się ku Niemu. Taka jest normalna zasada odniesień.
Gdy kierujemy się do Niego z miłością, zachwyca się nami, że Go przyjęliśmy, że
Go wybraliśmy. Jest to kontemplacyjny sposób kontaktowania się z sobą osób:
człowieka
z człowiekiem i człowieka z Chrystusem. Chrystus jest rozradowany. Proszę sobie
przypomnieć, że my też przeżywamy taką radość, gdy ktoś uzna to, co wnosimy,
gdy się tym ucieszy.
12) Miłość wszystko znosi. Jak
to rozumieć? Można to rozumieć w dwojaki sposób. Wszystko znosi, to znaczy, że
nic jej nie zniszczy, że wszystkiemu da rade. Albo w innym sensie: wszystko
wobec miłości jest mniejsze.
Miłość
wszystko znosi. Chrystus wszystko znosi. Nic nie zniszczy zaufania Chrystusa do
nas, Jego ufnego do nas odniesienia, że zawsze jest dla nas pierwszy. Wszystko
inne jest drugie, mniejsze. Nic nie zniszczy tych odniesień i zawsze Chrystus
wygrywa, gdyż wszystkie inne sprawy są drugie, a On jest ponad wszystko. Bóg
niczego nie wyolbrzymia zobowiązując nas do miłości Boga i bliźniego nade
wszystko. Jest bowiem Bóg wszystkim dla człowieka. Jest wszystkim, to znaczy
jest tym, co najcenniejsze.
13) Miłość wszystkiemu wierzy. Wiara
jest uznaniem tego, co prawdziwe, otwarciem się na to, co prawdziwe. Wiara w
sensie filozoficznym jest uznaniem tego, co otrzymuję, otwieram się na to, co
przychodzi. Ta wiara w sensie religijnym jest otwarciem się Boga ku nam i nas
ku Bogu. W tym wyrażeniu, że miłość wszystkiemu wierzy, zawiera się zaufanie
Boga do naszego „smaku duchowego”, do tego, że zawsze wybierzemy coś lepszego
pozostawiając to, co gorsze. Jest to swoiste zaufanie Boga do naszej zdolności
powrotu do prawdy i dobra, do naszej zdolności nawrócenia. Nieustanne
nawrócenie dzieje się dzięki temu, że wierzymy, że miłość wszystkiemu wierzy.
Miłość
wszystkiemu wierzy. To Chrystus wszystkiemu wierzy, zawsze wybacza, nigdy się
nie zniechęca, zawsze jest otwarty wobec nas, wspiera nas w powrocie do Niego,
w nawróceniu, wspiera nas łaską uczynkową, nawet wtedy, gdy nie mamy w sobie
łaski uświęcającej.
14) Miłość we wszystkim pokłada
nadzieję. Znaczy to, że wszystko, co nam się zdarzy, każde dobro, każdy
błąd, każde nasze doświadczenie tę miłość pogłębi. Miłość wyprowadza dobro z
zalet i wad. We wszystkim pokłada nadzieję. Miłość jest taka, że ze wszystkiego
wyprowadzi dobro. Powtórzmy: i z naszych zalet i z naszych wad.
Miłość we wszystkim pokłada nadzieję.
To Chrystus we wszystkim pokłada nadzieję. Wszystko, co nam się zdarzy, i dobre
i złe, ta miłość wyrównuje. Wyprowadza nas z tego, co złe, i wiąże z tym, co dobre.
Skierowuje nas zawsze zarazem do Chrystusa, gdyż z Nim i przez Niego możemy
kontaktować się z Trójcą Świętą. Miłość więc wszystko przetrzyma.
15) Miłość wszystko przetrzyma. Przetrwa
naszą niewierność, nasze odejścia, wszystko to, co się nam nie udało.
Miłość
wszystko przetrzyma. To Chrystus wszystko przetrzyma. Przetrwa naszą niewierność,
nasze odejścia, nasze grzechy. Nic nie rozerwie tej więzi, tym bardziej, że
Chrystus jest Bogiem, a jako Bóg jest miłością.
16) Miłość nigdy nie ustaje. Ta
miłość nigdy nie ustaje. Filozoficznie tak to ujmijmy: podmiotem miłości jest
przejaw naszego istnienia, ten przejaw, który nazywamy realnością. Tam, gdzie
jest istnienie, zawsze jest realność i na niej buduje się miłość. Stworzone
istnienie, gdy jest powiązane z właściwą mu możnością, jest nieutracalne. Miłość,
nawet w filozoficznym sensie, jest nieutracalna. Może przygasnąć, to znaczy
może nie być rozwijana, chroniona, może nie przejść z najniższych poziomów aż
do umiłowania ze względu na dobro drugiej osoby. Teologicznie biorąc, trwa, bo
Bóg jest samym istnieniem i jest miłością. Bóg nie tylko nawiązuje relacje
miłości z nami, lecz także wprost jest tą miłością. Ta miłość nigdy się nie
kończy.
Miłość
nigdy nie ustaje. Chrystus nigdy nie ustaje. Chrystus wiąże nas miłością
z Bogiem. Jako Bóg utrwala tę miłość na wieczność. Jest Bogiem. Zawsze jest,
zawsze nas kocha, zawsze więc trwa miłość człowieka do Chrystusa i Chrystusa do
człowieka. Chrystus nigdy nie ustaje w takim odniesieniu do nas.
17) Słusznie więc św. Paweł mówi, że miłość
nie jest czymś takim jak proroctwa, które się skończą, jak wiedza, jak
dar języków. One mijają. Mijają dlatego, że wiedza nie jest pełna, że jest
częściowa, a nasze proroctwa dotyczą też jakiegoś etapu. To wszystko, co
częściowe, mija.
Miłość
jest inna niż te wszystkie zmienne rzeczy. Chrystus jest inny niż te zmienne
rzeczy, jest Bogiem. Nie kończy się, nie znika, nie zawiedzie, nie odchodzi,
nigdy Go nie zabraknie. Przemija wszystko, co nie jest Bogiem. Nawet wiara,
nadzieja. Trwa miłość, bo Bóg jest miłością, trwa więc i Bóg i trwa miłość. I
ona właśnie jest największa.
18) Największa jest miłość. Jest
nieutracalna, tak jak nieutracalny jest Bóg w sensie realnych z nami powiązań,
nawet gdy psychologicznie, przeżyciowo może nam się wydawać, że ta więź się
załamała. Ta więź zawsze trwa. Jest bowiem wsparta na istnieniu, a istnienie
trwa zawsze. Trwa Istnienie Pierwsze i zawsze trwa istnienie stworzone. Bóg nie
unicestwia niczego. Jest bowiem zawsze dawcą istnienia i sam czyni siebie
darem, co nazywamy łaską.
I Bóg zarazem jest miłością. A więc największa jest miłość.
Największa
jest miłość. Pierwszy jest Chrystus. Chrystus, który jako Bóg jest miłością.
Już
w książce „Dziesiątek różańca refleksji” (Warszawa 1984, s. 75-77) z wypowiedzi
Jana Pawła II i z hymnu o miłości ułożyłem hymn o Chrystusie włączając w te
wypowiedzi to wszystko, co św. Paweł mówi o doskonałej miłości, o doskonałym
życiu, które polega na powiązaniu człowieka z Chrystusem i Trójcą Świętą:
„Chrystus
wie, co kryje się we wnętrzu człowieka, posiada słowo życia, nadziei,
zbawienia, powszechnego wyzwolenia. Jest kluczem do zrozumienia człowieka, w
Nim dzieje człowieka stają się dziejami zbawienia. Budzi w człowieku świadomość
godności, wyniesienia, transcendentnej wartości samego człowieczeństwa,
sensu bytowania. Jest potężniejszy
niż śmierć. Jest miłością świadomą,
dojrzałą, odpowiedzialną, pomaga nam podejmować dialog
z człowiekiem, dialog z Bogiem. Jest miłością największą, która się wyraziła
przez Krzyż. Jest większy od grzechu, od słabości, od marności stworzenia, stale
gotowy dźwigać, przebaczać, stale gotowy wychodzić na spotkanie marnotrawnego
dziecka. Spotyka z miłością, czyni ją miłością naszą, objawia miłość. Objawia w
pełni człowieka samemu człowiekowi. Jest mocą wewnętrznie przemieniającą
człowieka, zasadą nowego życia. Jest przybliżeniem się do nas Boga. Uczynił
zadość odwiecznej miłości, Ojcostwu i miłości, odepchniętej przez człowieka. Otwiera
odwieczne ojcostwo Boga. Jest Przedwiecznym Jednorodzonym Synem, obdarza
trzykroć świętym Duchem Prawdy, wierny swej miłości do człowieka, wierny sobie
samemu. Jest zjednoczony z Ojcem, stał się podmiotem dziejów człowieka. Jest
zjednoczony z każdym człowiekiem w Tajemnicy Odkupienia, idzie z nami przez
życie. Jest zasadniczą drogą Kościoła, jest drogą do każdego człowieka,
jednoczy się z każdym człowiekiem, moc swego działania zawarł w Eucharystii.
Chrystus
cierpliwy jest, łaskawy jest, nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się
pychą, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli
się z prawdą, wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma. Ma imię: Miłość, jest jedyną i niepowtarzalną pełnią
Miłości. Miłość jest Nim samym, jest Miłością.”
Pozostaje
nam tylko otworzyć na oścież drzwi Chrystusowi, do czego wciąż wzywa Jan Paweł
II.
Módlmy
się.
W
imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
II.
DOJRZAŁOŚĆ MIŁOŚCI
Módlmy
się.
Chwała
Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu
Jak
była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.
Głosimy
chwałę Ojca i Syna i Ducha Świętego
w
imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
Hymn
św. Pawła o miłości jest opisem dojrzałości religijnej. Jest opisem miłości w
jej poziomie z etapu zjednoczenia z Bogiem. Św. Paweł opisując w tym hymnie
przejawy miłości posługuje się wskazywaniem na przejawy darów Ducha Świętego.
Potwierdzały to czytania mszalne z Mszy św. wotywnej o Trójcy Świętej. W
związku z tym możemy powiedzieć, że dojrzałe życie religijne, dojrzała miłość,
to po prostu owocowanie w nas darów Ducha Świętego. W tym owocowaniu darów
wyraża się cała osobowa dojrzałość człowieka w sensie humanistycznym i w sensie
religijnym.
Odróżnijmy
dojrzałość humanistyczną od dojrzałości religijnej.
Dojrzałość
humanistyczna, ujęta filozoficznie, polega na tym, że odnosimy się do osób,
przede wszystkim do ludzi, tymi podstawowymi, wynikającymi z naszego istnienia
odniesieniami czy relacjami, które są miłością, wiarą i nadzieją. Odniesienia
takie do ludzi wyznaczają humanizm, to znaczy postawę chronienia wszystkiego,
czym jest człowiek, a więc jego istnienia
i także jego osobowych relacji do nas. To samo odnosi się do Boga. Ze strony
Boga uzyskujemy jednak coś więcej. Od ludzi otrzymujemy to, co ich stanowi i
ich osobowość. Ze strony Boga uzyskujemy Jego wewnętrzne życie, zasadniczo
różne od osobowości
i wewnętrznego życia człowieka. I z tego względu te odniesienia do Boga przez
miłość, wiarę
i nadzieję, ujęte filozoficznie, stanowią religię.
Dojrzałość
religijna jest owocowaniem w nas darów Ducha Świętego. Wymaga ujęcia teologicznego.
Nasze religijne powiązania z Bogiem chcę teraz ukazać od strony teologicznej
w tej ich właśnie dojrzałości.
Wiemy,
że nasze życie przebiega na różnych poziomach i że życie religijne zaczyna się
w nas, rozwija, dojrzewa, przechodzi etap oczyszczeń czynnych z powodu naszej
aktywności,
z powodu więc realizowania naszych pomysłów w odniesieniu do Boga. Zarazem Bóg
wnosi
w nas swoje życie wewnętrzne, wewnętrzne życie Boga. Musi się to, co Bóg w nas
wnosi, dostosować do tego czym my żyjemy, a raczej my musimy nawiązać do tego,
co Bóg w nas wnosi
rezygnując często z tego, czym sami żyjemy lub nie rezygnując, lecz swoiście
czyniąc
z tego, czym żyjemy, dar dla Boga. Zarazem musimy przyjąć do końca wszystko, co
Bóg w nas wnosi. Jest to trudne zadanie, trudny okres w życiu religijnym okres
ciemnej nocy duszy. Po tym okresie następuje
pełna dojrzałość religijna, nazywana także zjednoczeniem.
Dojrzałość
religijna, temat często dziś podejmowany, da się wyrazić w trzech takich
akcentach:
1)
Przewaga w nas darów Ducha Świętego i odnoszenie się do ludzi, w ogóle do osób,
a więc także do Boga, przejawami tych darów.
2)
Zadomowienie się w nas Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego. Zadomowienie, zgodnie
z Ewangelią św. Jana, jest skutkiem ukochania przez nas Chrystusa. Gdy ukochamy
Chrystusa, Bóg przychodzi do
nas i mieszka w nas. W starym przekładzie Pisma św. mówi się dosłownie
o zamieszkaniu w nas Boga. W Biblii Tysiąclecia mówi się o przebywaniu w nas
Boga.
3)
Dopuszczenie do tego, aby Duch Święty nas kształtował w tak zwanym biernym
oczyszczeniu. Bierne oczyszczenie nie polega na tym, że jesteśmy bierni i nic
nie robimy, lecz że przyjmujemy wiernie wszystko, co Bóg w nas wnosi i w nas
kształtuje. Jest to przyjęcie wewnętrznego życia Boga jako daru, przyjęcie
akceptujące, a więc przyjęcie w pełni miłości, gdyż naturą miłości jest
akceptowanie i upodobnienie się do tego, co otrzymujemy, upodobnienie do daru.
Według mądrości Kościoła dojrzałość religijna, chcę powtórzyć, jest owocowaniem
w nas darów Ducha Świętego. Nie jest to owocowanie jakiejś mocy
o charakterze psychicznym psychologicznie ujmowanej. To nie jest
charakterologia, nie chodzi tu o cechy temperamentu, nie o układy społeczne.
Jest to owocowanie w nas darów Ducha Świętego w takich przejawach, jakie podał
św. Paweł w swoim hymnie o miłości, w którym właśnie opisywał naszą miłość do
Boga i bliźniego oraz miłość Boga do nas.
Przypomnijmy
więc najpierw te zasadnicze poziomy naszego odniesienia do Boga, żeby na ich
przykładzie móc pokazać, w czym i jak przejawiają się dary Ducha Świętego. Nie
jest to nie do ustalenia. Każdy chrześcijanin powinien wiedzieć, kiedy coś jest
jego inicjatywą, a kiedy jest właściwie tym wszystkim, co wnosi w nas Duch
Święty. Duch Święty, Trzecia Osoba Boska w jednym Bogu, jest realnym bytem. Jego
działania nie są tylko pomyślanymi sytuacjami. Są realne.
Dojrzałość
religijna człowieka ma trzy etapy. W języku tradycyjnym nazywa się tę
dojrzałość drogą zjednoczenia, która to droga jawi się po drodze oczyszczenia i
po drodze oświecenia.
Droga
zjednoczenia ma najpierw etap bolesny, a więc jest to dojrzałość religijna,
która ma w nas postać bolesnego zjednoczenia z Bogiem. Czym się charakteryzuje?
Charakteryzuje się tym, że są nam dostępne i stosujemy wszystkie odmiany
modlitwy i że jest podobna do wcześniejszej ciemnej nocy miłości.
Przypomnijmy
sobie, że w ciemnej nocy duszy w okresie oświecenia nie jest możliwa modlitwa
myślna i ustna. Z trudem także przychodzi nam modlitwa efektywna czyli modlitwa
aktów strzelistych. Załamuje się rozmyślnie, załamuje się nasze akceptujące
odniesienie się do liturgii, do modlitwy wspólnej, nuży to człowieka. To nie
zawsze jest obojętność religijna. Jest to często znak pogłębiania się życia
religijnego.
Ciemna
noc. Ciemna noc jest etapem pogłębiania się życia religijnego, który się
przejawia właśnie w tym, że nie możemy podejmować tych odmian modlitwy, które
sami wypracowujemy, a więc modlitwy ustnej, myślnej, aktów strzelistych, czy
nawet prostego skupienia. Dalej przejawia się na zewnątrz jako niechęć, jako
znużenie, jako niemożliwość cieszenia się liturgicznym kontaktem z Bogiem.
Nazywa się to oschłością. Jest to bardzo ciężki stan człowieka. I znak trzeci,
który musi koniecznie towarzyszyć niechęci do modlitwy własnej
i liturgicznej, jest głęboką potrzebą Boga. Jest głodem Boga. W psalmach
porównuje się głód Boga do głodu sarny, która umiera na pustyni z braku wody.
Tak wygląda człowiek na tym etapie. Człowiek, który widzi sens swojego życia
tylko w powiązaniu z Bogiem. Bez tej tęsknoty do Boga tamte dwa znaki mogą rzeczywiście
oznaczać załamanie się w nas życia religijnego. Ta tęsknota do Boga nie musi
mieć postaci emocjonalnej. Jest to poczucie, rozumienie, że bez powiązań z Bogiem
właściwie nic nie ma sensu. To jest ta najgłębsza postawa, dojrzała postawa
wobec Boga. Dojrzała, to znaczy zdecydowana, ustalona. Wtedy dla nas naprawdę
tak jest, naprawdę nie ma sensu zabieganie o cokolwiek, jeżeli nie jest jakimś
elementem naszych powiązań na stałe z Bogiem.
Otóż
w etapie dojrzałości religijnej, w etapie zjednoczenia bolesnego, już wszystkie
odmiany modlitwy nam służą, wszystkich używamy. Inaczej więc niż w ciemnej
nocy. Teraz używamy odmian modlitwy i tych, które sami wypracowujemy i tych,
które w nas utworzył Duch Święty. Używamy modlitwy kontemplacyjnej, a więc modlitwy
kontemplacji wlanej biernej. Dzięki tej kontemplacji wlanej biernej używamy
tych oddziaływań Boga, w wyniku których podejmujemy decyzję spełniania życzeń
Bożych (modlitwa kontemplacji wlanej biernej doskonalącej wolę) i używamy tych
oddziaływań Boga, które sprawiają w nas rozumienie prawd życzeń Bożych
(modlitwa kontemplacji wlanej biernej doskonalącej intelekt). Znaczy to, że już
podjęliśmy decyzję spełnienia życzeń Bożych i że już wiemy, jakie są te
życzenia Boże. Dar Ducha Świętego, dar rozumu pomógł nam je zrozumieć.
Wszystkie odmiany modlitwy już teraz są nam dostępne, już nas nie peszą, nie
nużą, nie męczą. Jest to pierwsza cecha dojrzałości religijnej w etapie
modlitwy zjednoczenia bolesnego. Drugą cechą dojrzałości religijnej w tym
etapie jest właśnie otwartość na Ducha Świętego, wierność Duchowi Świętemu. Ta
cecha dokładnie przejawia się w tym, że wiem, czego Bóg życzy sobie ode mnie.
Tego nie można ustalić bez pomocy Ducha Świętego. To jest owoc daru Ducha
Świętego, owoc daru rozumu. Trzecią cechą tego bolesnego zjednoczenia jest
zrozumienie Krzyża i męki Chrystusa. Dochodzimy do tego zrozumienia
uświadamiając sobie, że przecież już od dawna można było być w takich
powiązaniach serdecznych z Bogiem, ale opóźniliśmy to niedbałością, brakiem
modlitwy, nie odczytaniem do końca życzeń Bożych. Oczywiście, odczytanie pełne zawdzięczamy
darowi rozumu. Bolejemy więc, że niczego nie robiliśmy w tym kierunku, aby ten
dar w nas owocował. Z naszego więc powodu Chrystus musiał podjąć mękę krzyżową,
musiała się dokonać egzekucja i śmierć na krzyżu. To ja ją spowodowałem. Proszę
sobie wyobrazić poczucie człowieka, który swoim działaniem spowodował czyjąś
śmierć. Nie bezpośrednio, ale - przypuśćmy - tak pokierował wszystkim, że dokonano
zabójstwa. Żyć z takim poczuciem nie jest łatwo. Taka jest nasza wina wobec
Chrystusa. Pamiętanie o męce Chrystusa jest na tym etapie postacią żalu za
grzechy. Jest odniesieniem do Boga przepraszającym.
Zarazem
dzięki darowi rozumu zrozumieliśmy, kim jest Bóg i chcielibyśmy być już na
stałe w bezpośrednim kontakcie z Bogiem bez tych udręk, bez tej drogi. Już
właściwie pragnęlibyśmy, żeby się ta droga skończyła. Ta potrzeba bezpośredniego
kontaktu z Bogiem jest tak bolesna w tym okresie, że właściwie chcielibyśmy
umrzeć. To pragnienie jest niebezpieczeństwem na tej drodze. Nie wolno nam
chcieć umrzeć nawet w tej dobrej intencji, aby być z Bogiem. To Bóg decyduje.
To Bóg decyduje, co mamy robić: czy żyć, czy umrzeć, czy uczyć się filozofii,
czy studiować, czy pełnić inną rolę wobec ludzi, gdyż jesteśmy posłani, jak
mówi Paweł VI, dla pełnienia w Kościele posług duchowych czyli tego, co
potrzebne, według zamysłu Bożego, innym ludziom. Na to jesteśmy w swoim
kapłaństwie królewskim. Jesteśmy bowiem królestwem kapłanów, jak mówi św. Piotr,
aby kierować wszystko do Boga. Lecz aby skierować ludzi do Boga, trzeba
niekiedy dochodzić do nich przez metafizykę, niekiedy przez teologię, niekiedy
przez działalność społeczną, niekiedy przez działalność polityczną. I trzeba
odkryć, do jakich posług duchowych wzywa nas Duch Święty, gdzie nas potrzebuje.
Otóż to cierpienie tęsknoty towarzyszy nam w tym okresie, gdy w pełni odnosimy
się do Boga
z miłością, wiarą i nadzieją.
Zarazem
w tym okresie, wciąż oddziałując na nas (dzieje się w nas oczyszczenie bierne),
Bóg oczyszcza nas z korzeni grzechów, z korzeni grzechów głównych. Są one na
tym etapie mniej prymitywne, bardziej subtelne.
W
literaturze ascetycznej wymienia się np. łakomstwo duchowe. Łakomstwo duchowe
na etapie zjednoczenia bolesnego jest nieustanną potrzebą sukcesu. Jest czymś
naturalnym, proszę zwrócić uwagę, to, że musimy być akceptowani, że ktoś musi
być po naszej stronie, tak, jak Chrystus jest zawsze po stronie człowieka. Ktoś
z ludzi musi nas akceptować, uznać we wszystkim kim jesteśmy, w całej biedzie i
jakiejś wspaniałości. Ta potrzeba uznania jest w nas tak mocna, że Bóg o niej
do nas mówi. W psalmie 90 jest takie wyznanie Boga, że gdy ktoś - mówi Bóg - do
mnie się kieruje, wysłucham go i uwielbię. Nie można samemu sobie zorganizować
chwały. Trzeba otrzymać dar uznania czy pochwały. Jesteśmy tylko ludźmi
biednymi i musimy być podtrzymywani, mobilizowani do pracy akceptacją, opinią,
że to, co robimy, jest jakoś dobre. Bóg to obiecuje: uwielbię człowieka. Jednak
często sami sięgamy po to uwielbienie. Trzeba oczyścić się z takich postaw, z korzeni
tych postaw. To łakomstwo, które się na ogół w literaturze ascetycznej ukazuje
jako tę potrzebę sukcesu, przejawia się
w różnych dziedzinach. Kiedyś peszyło mnie to, że w sprawozdaniach np. parafialnych
wykazuje się biskupowi, ile było spowiedzi, Komunii św. I podnosi się, zawyża
się te liczby, aby wywołać wrażenie, że wszystko w porządku, mimo że do Komunii
św. nie przystępowało tyle osób, ile wykazuje statystyka. A zarazem ambicją
księdza jest to, żeby te liczby były duże. Nie jest to tylko kłamstwo, to jest
postulowanie, to jest nadzieja. Sukcesy duszpasterskie, sukcesy kształceniowe:
mieć kontynuatorów, mieć uczniów, którzy cenioną przez nas myśl przeniosą
dalej, to są postawy, wynikające z korzeni grzechów głównych. Potrzebni są
kontynuatorzy, potrzebni są uczniowie, potrzebny jest nasz wysiłek, aby to
było. Jednak to Duch Święty decyduje o tym, co przeniesie się w następne wieki.
Jest to Opatrzność, nie tylko władze, ustroje, i nie tylko ludzie.
Opowiadanie
o tych przejawach grzechów głównych na tym wysokim etapie kontaktów
z Bogiem jest ogromnie pouczające i nawet urocze. Zawsze przejmuje mnie to, czy
wzrusza, że zachowujemy się wtedy jak np. św. Stanisław Kostka, który
koniecznie chciał umrzeć
14 sierpnia, żeby zobaczyć w Niebie uroczystość Wniebowzięcia Matki Boskiej,
uroczystość koronowania Jej na Królową Nieba i Ziemi. No i Bóg uznał mu to
dziecięce marzenie. Zabrał go 14 sierpnia. Św. Stanisław Kostka zdążył na Wniebowzięcie
do Nieba. Miał 18 lat. My jednak musimy wszystko przetrwać i żyć do końca, tak
jak to obmyślił dla nas Bóg. Nie jest to łatwe. Mała św. Teresa mówi, że
przetrwanie potrzeby śmierci nawet dlatego, aby uniknąć cierpienia, jest tak
trudne, że - jak zapisano we wspomnieniach o niej - nie należy przy chorych
stawiać blisko lekarstw. Proszę zobaczyć, jak mocna bywa pokusa, żeby umrzeć.
Nie wolno umrzeć. Wolno spełnić życzenie Boże. Nie wolno, chciałoby się
powiedzieć, pragnąć czegoś, co nie jest zgodne z życzeniami Boga. Należy
pragnąć spełnienia życzeń Bożych. I należy wszystko robić, abyśmy byli gotowi
na pełnienie każdej roli, jaką Bóg dla nas przewidział. To są różne aspekty,
i psychologiczne i ascetyczne i religijne, tego bolesnego na drodze
zjednoczenia poziomu odniesień do Boga.
Droga
zjednoczenia ma z kolei poziom zjednoczenia ekstatycznego. Jest to więc
dojrzałość religijna na poziomie powiązań z Bogiem w zjednoczeniu ekstatycznym,
co nazywa się także etapem apostolskim. Jest to etap religijnej aktywności.
Otóż dzięki darowi rady przechodzimy na ten etap, który charakteryzuje się tym,
że umiemy służyć ludziom tym wszystkim, co Bóg dla ludzi przewidział i obmyślił.
Umiemy wyczuć ich potrzeby i rozpoznać te, którym Bóg chce zaradzić. Do tego
etapu cała nasza działalność, cała aktywność, jest tylko aktywnością społeczną
przez nas obmyślaną. Nie zawsze jest działaniem według myśli Bożej. Tymczasem w
odniesieniu do ludzi jest potrzebna działalność według myśli Bożej. Działalność
zgodna z Opatrznością. Tylko wtedy trafiamy w potrzeby ludzkie, gdy Bóg je nam
wskaże. Gdy trafiamy w te potrzeby, można sądzić, że nasza wola i nasz intelekt
kierują się we wszystkim informacją Ducha Świętego, natchnieniem Ducha Świętego,
wskazaniem nam przez Ducha Świętego dzięki darowi rady, co mamy robić. Św. Jan
od krzyża uważa, że tak odnosząc się do ludzi korzystamy z darów Ducha Świętego
i że właśnie funkcjonuje w nas dar rady, a więc odczytanie tego, co Bóg
przewidział dla ludzi. Jest tym zawsze to, co pogłębia miłość do ludzi i do
Boga. Z tego, czym obdarowujemy, wynika pogłębianie odniesień życzliwych,
pogłębianie się miłości.
Inaczej
mówiąc, na etapie zjednoczenia ekstatycznego cechą dojrzałości religijnej jest
wrażliwość na więzi intelektu i woli właśnie z prawdą Ewangelii i realizowanie
tych życzeń, które Chrystus przekazał. Zarazem pogłębia się jeszcze bardziej
żal, że to wszystko robimy za późno. Jest to normalny objaw tego etapu
dojrzałości religijnej: żal, że Chrystus już dawno dokonał Odkupienia i że nie
korzystaliśmy z tego, nie kierowaliśmy się myślą Ewangelii, tym, co Duch Święty
w nas przemienia i co jest znakiem dla nas tego, czym mamy służyć ludziom, czym
ich obdarowywać. Zaczynamy też rozumieć, jaka jest cena męki Chrystusa, cena
cierpienia osób kochających Chrystusa, przede wszystkim Matki Boskiej.
To
jest druga cecha dojrzałości religijnej z etapu zjednoczenia ekstatycznego.
Pierwsza, powtórzmy, to umiejętność służenia tym, co Bóg chciałby dać ludziom.
Znakiem rozpoznawczym obdarowania, zgodnego z wolą Boga, jest to, że zawsze to
obdarowanie buduje miłość do ludzi i do Boga. Ta druga cecha wyraża się w tym,
powtórzmy, że głębiej zaczynamy rozumieć cenę męki i śmierci Chrystusa, i jak
mówi się niekiedy, cenę krwi. Wiemy, dlaczego to się stało, rozumiemy Zbawienie,
rozumiemy Odkupienie. Nie mogło być inaczej. To musiała być ofiara ogromnej
rangi, aż z własnego życia.
Trzecia
cecha to pewność, jakby się tak obejrzało swoje życie, że naprawdę pierwszy
jest dla mnie Bóg. Owszem, fascynuję się wszystkim: sztuką, muzyką, filozofią,
ale nigdy, jeśli by one nie służyły więzi z Bogiem. Bóg jest pierwszy. Jednak
dlatego, że Bóg jest Miłością, ogarniam swoją miłością także wszystko to, co
Bóg kocha. I służy się wtedy wszystkiemu bez żadnych obaw, na różnych poziomach
służby społecznej. Można pisać książki, można zamiatać ulice, to wszystko jedno.
Nie ma tego niepokoju, że służba ludziom jest wyższej lub niższej klasy. Już
nie peszy nas pełnienie posług kwestionowanych, czy dyskryminowanych. To nie ma
już dla nas znaczenia, bo jesteśmy w wielkim świecie kontaktu z Bogiem i
wszystko, co potrzebne komuś, jest tym, czego życzy sobie Bóg. Temu, co robimy,
Bóg nadaje swoistą rangę, gdyż moja miłość do Boga nadaje swoistą rangę
wszystkiemu, co robię. Nie ma wtedy problematyki awansu, martwienia się tym, że
jeszcze nie jestem profesorem, lecz tylko studentem. W tej perspektywie
wszystko jedno, czym się zajmuję. Natomiast nie jest wszystko jedno, jaką
pełnię posługę duchową wobec ludzi. Tę posługę duchową wyznaczają znaki czasu,
swoiste okoliczności, dzięki którym nabywamy umiejętności, potrzebnych do tego,
aby Duch Święty mógł się nami posługiwać w każdej sytuacji. Nie bardzo wiemy,
kiedy będzie nas potrzebował i wobec tego mamy spełnić rolę głosu Boga,
informującego o wiernej miłości. Tą informacją jest właśnie aktywność
apostolska.
Informowanie
o pełnej radości kontaktu z Bogiem i aktywność apostolska, ale aktywność, która
jest poważna, która jest wynikiem nieustannego uzgadniania z Bogiem tego, czym
służymy człowiekowi, to cechy dojrzałości religijnej z etapu modlitwy zjednoczenia
ekstatycznego. No i potem trzeci etap tej dojrzałości religijnej.
Droga
zjednoczenia ma także poziom zjednoczenia przemieniającego. Jest to pełna
wierność w miłości, trwanie miłości, bo wierność to tyle, co trwanie miłości.
Nic już tej miłości nie zniszczy. Nie ma problemu cofnięcia się. Nie ma
problemu załamania, zagrożeń ateizmem. Te zagrożenia to dla nas jakieś drobiazgi,
którymi można się właściwie trochę martwić. One jednak już nie załamią naszej
miłości do Boga. Nasze odniesienie do Boga w pełnej miłości, i zarazem do
ludzi, jest tak zdecydowane, że żadna teoria, żaden światopogląd, już tego nie
zaatakują. Reagujemy na zagrożenia tak, jak się reaguje na krzyk dziecka w
mieszkaniu. Trzeba mu pomóc, trzeba je podnieść. Rozmawiamy, dziecko krzyczy,
płacze, uciszamy je. Niekiedy nasi bracia ateiści odbierają nas jak kogoś, kto
nie przejawia miłości, kto po prostu niepoważnie ich traktuje. Gdyby tak było,
byłby to poważny problem. Natomiast sam ateizm jest dziecięcym problemem.
Zdarza się w początkowych etapach życia religijnego, w okresie oczyszczenia
czynnego. Nie zdarza się w dojrzałości religijnej. Tu spełnia się wierność w
miłości. Wierności
i trwania miłości nic już nie naruszy. To jest dojrzałość.
Jej
cechą podstawową jest głęboka więź z Osobami Trójcy Świętej. Jest to więź
z Bogiem Ojcem, który otwiera się ku nam i jest ostatecznym kresem naszej
miłości przywróconej nam przez Chrystusa. Jest to więc zarazem odniesienie do
zbawiającego nas Chrystusa i odniesienie do Ducha Świętego, który uświęca,
który tworzy wszystkie nasze powiązania z Bogiem.
Tę
głęboką więź z Bogiem nazywa się też widzeniem Osób Boskich. Jest to widzenie
swoiście wewnętrzne, które nie jest doświadczeniem mistycznym. To widzenie Osób
Boskich jest stałą cechą zjednoczenia przemieniającego.
Doświadczenie
mistyczne jest tylko nagłym, krótkim doznaniem intelektualnym Boga jako
istnienia. Ponieważ nasz intelekt ujmuje pryncypia, może więc ująć Boga jako
Istnienie, które jest pryncypium. To mistyczne doświadczenie Boga na ogół
zdarza się w okresie ciemnej nocy. Według literatury ascetycznej nie zdarza się
w okresie drogi zjednoczenia.
Doświadczenie
mistyczne mija. Nie mija widzenie Osób Boskich. Po sądzie ostatecznym i po
naszej śmierci będzie ono bezpośrednie, gdyż uzyskamy nową władzę poznawczą,
pozwalającą nam na widzenie istoty Boga. Będziemy widzieli Boga w Jego istocie,
a istotą Boga jest troistość Osób. Będziemy bezpośrednio widzieli Boga w Jego
istocie twarzą w twarz, Boga w Trójcy Osób. Teraz bezpośrednio możemy doznawać
Boga tylko jako Istnienia. Stąd widzenie Osób Trójcy Świętej w etapie tej
dojrzałości religijnej, którą nazywamy przemienieniem, zjednoczeniem
przemieniającym, jest, jak powiedziałby św. Bonawentura, raczej widzeniem
skutków naszych odniesień do Osób Trójcy Świętej. Czasem Trójca Święta daje się
widzieć bezpośrednio. Teraz to widzenie jednak musi dokonywać się przez władze
zmysłowe. Musi to być obraz. Chrystus jawi się więc w postaci ludzkiej. Mało
znamy opisów widzenia Boga Ojca. Św. Franciszek z Asyżu widział w wizji wzrokowej
Trzy Osoby Boskie, zarazem Matkę Boską. To są jednak specjalne zagadnienia
mistyki.
Rozważamy
wciąż przejawianie się w człowieku jego dojrzałości religijnej. I powtórzmy,
dojrzałość religijną człowieka rozpoznajemy głównie po owocach w nim darów
Ducha Świętego. Dokładniej. Jakie są te owoce darów Ducha Świętego?
Najpierw
przypomnijmy sobie, że nasz kontakt z Bogiem zaczyna się od momentu chrztu.
Uzyskujemy wtedy łaskę uświęcającą czyli obecność w nas Boga. I jest to formuła
przeciwstawiająca się teoriom teologicznym, głównie szkotyzmowi, według których
łaska jest tym samym, co miłość. To nie może być to samo. Łaska jest obecnością
w nas Boga, wyzwalającą miłość, wiarę i nadzieję. Życie religijne w sakramentalnym
sensie zaczyna się od chrztu. Zaczyna się też od usłyszenia Objawienia, gdyż
wtedy zaczyna się w nas nasza wiara: otwieramy się na to Objawienie. Łaska i
wiara są zawsze elementami naszych powiązań
z Bogiem, naszego życia religijnego. Krótko mówimy: łaska, wlana cnota wiary,
dary Ducha Świętego, to zasadnicze elementy nadprzyrodzonego wyposażenia
człowieka. Chodzi teraz
o to, aby w oczyszczeniu biernym Bóg tworzył w nas to, co zamierzył, czyli
wszystkie powiązania z Osobami Trójcy Świętej. To nazywa się poddaniem się
Duchowi Świętemu.
I wtedy Duch Święty, który nas tworzy w sensie nadprzyrodzonym, buduje nasze
odniesienia do Boga, pogłębia cnoty wlane, wnosi swe dary.
Przypomnijmy
tu, że cnoty wlane są to dane nam przez Boga sprawności kierowania się do Boga.
Dary
Ducha Świętego, to dane nam przez Ducha Świętego sprawności odbierania
wszystkiego, co Bóg w nas wnosi. Bez darów nie moglibyśmy przejść oczyszczenia
biernego. Musimy umieć przyjąć to, co Bóg wnosi.
I
teraz, gdy Duch Święty wnosi w nas swoje dary, już umiemy odbierać wszystko, co
Bóg w nas sprawia. To, co odbieramy, zaczyna się w nas przejawiać. Przejawia
się w nas siedem darów Ducha Świętego.
1)
Dar bojaźni Bożej przejawia się najpierw w postaci pokory. Pokora jest głęboką
wrażliwością na prawdę. Jest to ogromnie wrażliwy odbiór tego, co prawdziwe.
Nie chodzi tu
o wrażliwość emocjonalno-psychologiczną, lecz o umiejętność reagowania na wszystko,
co jest prawdziwe, w ogóle o sytuowanie się we wszystkim, co prawdziwe. Nie
zaimponuje nam żadna odpowiedź ogromnie elegancka, lecz fałszywa. Owszem, w
filozofii możemy obserwować to, że odpowiedzi budowane na fałszu, na odsunięciu
zasady niesprzeczności, są niekiedy bardziej atrakcyjne niż odpowiedzi prawdziwe
i pociągają ludzi. Nas nie pociąga nic, co nie jest prawdziwe, czyli zgodne z
tym, czym byt jest, zgodne z tym, kim jest Bóg. Pokora więc to umiejętność
sytuowania się w prawdziwości. I prawdziwość informuje mnie o tym, że Bóg jest
święty, a ja jestem grzeszny i że Bóg chce właśnie kontaktu ze mną. Wobec tego
w zupełnym speszeniu i zarumienieniu podejmuję ten kontakt z Bogiem. Nie
przyjmując postawy prawdy, można tu uciec, wycofać się z życia religijnego.
Choroba skrupułów potwierdza to zagrożenie.
Zagadnienie
prawdy, zagadnienie pokory i powiązanie prawdy z pokorą, to przejawy daru
bojaźni Bożej.
Zarazem
dar bojaźni Bożej przejawia się w sposób jeszcze doskonalszy. Właśnie
najwznioślejsze przejawy darów Ducha Świętego są ujęte w błogosławieństwa.
Chrystus ujął je
w błogosławieństwa. Muszą więc być w nas te przejawy, ponieważ muszą być w nas
dary Ducha Świętego. Bez nich nie będziemy w kontakcie z Ojcem, Synem i Duchem
Świętym. Otóż dar bojaźni Bożej i ten przejaw, który jest pokorą, wiąże się z
błogosławieństwem „ubodzy
w duchu”. Błogosławieństwo „ubodzy w duchu” oznacza uwolnienie się od
wszystkiego, co nie jest Bogiem. Nie oznacza to abnegacji, jak wiemy już mając
jakiś smak ascetyczny, jakieś wyrobienie ascetyczne, wszystko jest ważne, cenne
w sobie, ale nie pierwsze. Pierwszy jest Bóg. To jest skutek tego, co dzieje
się w rozmyślaniu, bo według Mertona skutkiem rozmyślania nie jest tylko
pogłębianie wiedzy o Bogu, lecz także dystansowanie wszystkiego, czego nie
warto uważać za pierwsze. I musimy ten owoc daru Ducha Świętego w sobie
posiadać, gdyż inaczej grozi nam niewierność wobec pierwszego przykazania: „Jam
jest Pan Bóg twój”, Bóg osobowy, Bóg, który jest Trójcą Osób. Nic innego nie
może być pierwsze. Bóg jest pierwszy
i jedyny. Dar bojaźni Bożej, wyrażający się w skutku, który jest ujęty w
błogosławieństwo „ubodzy w duchu” pomaga nam zachować przykazania, przede
wszystkim pierwsze przykazanie.
2)
Dar umiejętności przejawia się w nadziei. Nadzieja jest cnotą i zarazem relacją
między osobami, która polega na tym, że chcemy być akceptowani i żeby nam
wierzono. Chcemy trwać
w miłości i wierze. Oczekujemy tego, pragniemy tego. Nadzieja jest zarazem
ujmowaniem wszystkiego z pozycji Boga. Jeżeli nadzieja polega na tym, że chcę
być w powiązaniach przez miłość i wiarę z osobami, to chcę być także w powiązaniach
z Bogiem. Nadzieja wobec tego wyznacza taką postawę, że wszystko ujmuję z
pozycji Boga, z pozycji Ewangelii, tak jak radzi Sobór Watykański II. Wszyscy
mamy służyć innym swoją wiarą, nadzieją i miłością.
Dzięki
nadziei ujmujemy wszystko z pozycji Boga. Nie w jakiś sposób mechanistyczny, lecz
dlatego, że Bóg jest w nas i dla nas pierwszy. Widzimy wszystko z pozycji Boga
i mówimy
z pozycji Boga.
Kojarzy
mi się tutaj wydarzenie, które zdarzyło się w pierwszych latach po II wojnie
światowej. Giorgio
w Moskwie, tak przedstawione w prasie polskiej, było wtedy przejmujące z powodu
umiejętności dystansowania wszystkich układów towarzyskich, społecznych,
protokolarnych. Wypowiedź
w KC Partii, że Moskwa przypomina mu niebo, bo wszyscy przecież zdążamy do
Niebieskiego Jeruzalem, ujawniała wysoki stopień cnoty nadziei. Nasz styl
rozmawiania jest wyznaczony przedmiotem rozmowy. Często wciągnięci w temat, nie
umiemy spojrzeć z zewnątrz, właśnie
z pozycji Boga. A nadzieja jest widzeniem wszystkiego w perspektywie Boga.
Ponadto
dar umiejętności przejawia się w błogosławieństwie, a więc w najwznioślejszym
przejawie. Przejawem daru umiejętności, oprócz nadziei, jest błogosławieństwo,
że ci, „którzy płaczą, będą pocieszeni”. Płacz ujawnia żal. W perspektywie
nadziei pojawia się żal, polegający na zanegowaniu zła i grzechu. Metanoja
jednak jako odejście od zła i grzechu, jako nawrócenie
i żal, nie polega na emocji, na uczuciu. Owszem, św. Piotr płakał, gdy
przypominał sobie, że skłamał, że zaparł się Chrystusa. Podstawowe jest to
wycofanie się z błędnych działań. Żal za grzechy może mieć postać emocji,
uczucia, łez, gniewu. Także doświadczenie mistyczne może mieć różnorodny wyraz
zewnętrzny. Abraham opisywał swoje doświadczenie mistyczne
w języku handlowym. Gdy przyszli do niego trzej goście, trzej wędrowcy, Abraham
rozmawia
z nimi i handluje. A czy dla czterdziestu sprawiedliwych ocalisz ludzi? Ocalę.
Przepraszam,
a gdyby nie było tylu, gdyby było trzydziestu? Ocalę. Wybacz, że jeszcze raz do
tego wracam,
a gdyby było dwudziestu? Ocalę. Już właściwie nie wypada pytać, ale gdyby było
dziesięciu, czy wybaczysz? Wybaczę. To jest przecież wspaniały opis zaprzyjaźnienia
człowieka z Bogiem. Bóg, do którego Abraham odnosi się z taką ufnością jak do
kogoś bliskiego, tak bliskiego, że można przed nim się nie kryć, można być tym,
kim się jest. Jest dobrym handlowcem, wie, jak się załatwia sprawy, mówi tak,
jak umie i jest w tym szczery.
Uwyraźniamy
wciąż całą problematykę nadziei, wycofanie się z tego, co nie jest ujmowaniem z
pozycji Boga, z pozycji najwyższego kryterium dla człowieka. Gdy wycofamy się,
będziemy pocieszeni. Bóg nas nie zawiedzie. Głosimy więc oparcie się na Bogu,
zaufanie Bogu, nadzieję pokładaną w Bogu. Możemy być pewni Boga przy uczciwym z
naszej strony odniesieniu do Boga. Niech nas upewni w tym ponadto wydarzenie z
etapu modlitwy zjednoczenia bolesnego. Jest tam znak zjednoczenia, który polega
trochę na nadużywaniu zaufania do Boga. Dałem tylko jeden przykład: św.
Stanisław Kostka chciał umrzeć. I Bóg się zgodził.
3)
Dar pobożności. Poznajemy ten dar po tym, że trwamy w więzi z Bogiem. Trwanie
w więzi z Bogiem wyraża się w postawie czci i służby wobec Boga. Postacią tego
trwania więzi z Bogiem jest sprawiedliwość. Sprawiedliwość nie tylko polega na
tym, że oddajemy dar za dar, że wyrównujemy to, co otrzymaliśmy. Sprawiedliwość
polega na postawie czci i służby, a więc także na umiejętności przyjęcia daru.
Nie polega tylko na rewanżowaniu. Jako rewanż spełnia się w perspektywie
głównie prawniczej lub atmosferze wdzięczności. W odniesieniach humanistycznych
trudniej przyjąć dar niż obdarować, tak przyjąć, żeby nie dotknąć, żeby nie
sprawić przykrości, żeby to nasze odebranie daru budowało czyjąś nadzieję, a
zarazem utrwalało więzi z Bogiem. Dar pobożności jest darem, który umacnia
więzi z Bogiem. Trwamy
w tej więzi. Przejawem tego, jeszcze raz powtórzmy, jest sprawiedliwe
postępowanie i trwanie
w religii. Dar pobożności wywołuje religię, chroni religię, umacnia religię.
Wiąże
się z błogosławieństwem „błogosławieni cisi”. Cisi to są ci wytrwali, którzy
pracują żmudnie, regularnie, codziennie, rytmicznie. Dzięki temu rodzi się
dobro w każdej dziedzinie.
W odniesieniu do Boga jest to wierność, kontaktowanie się z Bogiem bez
bezpośredniego sukcesu, bez cudowności, bez doświadczeń mistycznych, bez tych
atrakcji, czy tych przejawów akceptacji, które nam psychicznie pomagają. Jest
to po prostu normalna, zwykła wierność na co dzień. Chrystus ujął ją aż w
błogosławieństwo. Ta cicha wierność jest możliwa przy tak głębokim zaufaniu do
Boga, na jakie Bóg zasługuje: że nigdy nie zawiedzie. Miłość nigdy nie zawiedzie.
Tym bardziej właśnie w wypadku Boga.
4)
Dar męstwa. Przejawia się on w wytrwałości. Jest to wytrwałość w wierności, wytrwałość
w sprawnościach, a więc w posługiwaniu się cnotami wlanymi, w posługiwaniu się
darami Ducha Świętego, to znaczy w poddaniu się ich wpływowi. Wytrwałość w
odniesieniu do Boga nie jest skutkiem tylko mechanicznych ćwiczeń. Jest
skutkiem wierności. Nie wiem, czy takie źródła ma wytrwałość w studium,
wytrwałość w uczeniu się obcych języków. Wciąż pamiętam, że św. Hieronim za
pokutę wziął sobie uczenie się języka hebrajskiego. Zawsze mnie to wzrusza i
przejmuje. Wytrwałość i w trudzie bez tej wielkiej motywacji, jaką jest Bóg,
nie wiem czy byłaby możliwa dla zwykłego człowieka. Wytrwałość jest w swojej
istocie przejawem daru męstwa.
Najbardziej
wzniosły przejaw tego daru Chrystus ujął w błogosławieństwo „którzy łakną
i pragną sprawiedliwości”. Chodzi o to, żeby łaknąć i pragnąć sprawiedliwości.
Pamiętamy, że sprawiedliwość wyraża się w realizowaniu religii, w oddawaniu każdej
osobie tego, co jej się oddaje. Wyraża się w obdarowywaniu i w przyjmowaniu
darów: daru obecności Boga, daru łaski. Pragniemy i łakniemy sprawiedliwości,
pragniemy kontaktu z Bogiem. Wola zaakceptowała życzenia Boże. Jeszcze jednak
nie bardzo wiemy, jakie są te życzenia Boże.
I wobec tego pojawia się natychmiast kolejny dar: dar rozumu.
5)
Dar rozumu jest darem, który doskonali intelekt ludzki. Pozwala nam zrozumieć,
jakie są życzenia Boże. Już chcemy je realizować i dzięki darowi rozumu
uzyskujemy zrozumienie prawd wiary, życzeń Bożych. Lecz jak poznać, że je
zrozumieliśmy? Poznajemy to w wierności Bogu. Wierność Bogu. Najpierw była
wytrwałość, związana z darem męstwa. Teraz jest wierność, wyzwalana przez dar
rozumu. Wierność polega na nieustannym już
trwaniu naszych powiązań z Bogiem. Wierność umacnia więc naszą wiarę.
Umacnianie się wiary, jak to poznać na co dzień? Tak jak już mówiłem: niczego w
nas nie zmienia literatura ateistyczna, nic nam nie zrobi odrzucanie lub
atakowanie dowodów istnienia Boga, kwestionowanie religii. Dzięki dobrej wiedzy
łatwo rozpoznajemy spreparowane argumenty, błędnie odczytaną historię religii,
źle zrobione analizy. A dzięki pomocy Ducha Świętego uzyskujemy pewność wiary.
I zarazem dzięki tej pomocy przez dar rozumu pogłębia się w nas potrzeba Boga i
tęsknota do Boga. Wzrasta tęsknota do Boga. Dla niektórych świętych ta tęsknota
była trudna do przetrwania.
Z trudem ją znosił św. Stanisław Kostka. A św. Teresa z Avila musiała się
ratować takim sformułowaniem, że albo cierpieć, albo umrzeć. Znaczyło to dla
niej, że chce pełnić życzenia Boże, a więc cierpieć. Cierpieć z powodu tej
tęsknoty. Ważniejsza bowiem jest wierność Bogu niż jakiekolwiek z moich pragnień.
Wszystkie moje pragnienia Bóg zna i będzie je realizował. Uwielbi człowieka.
Jest to właściwie w psalmie 90 zapowiedź kanonizacji człowieka. Bóg nas uwielbi.
Albo może zwiąże nas z sobą w jakiejś ciszy wyłącznie dla siebie. To także
ogromne wyróżnienie: być z osobą wybraną, o której nawet nikt nie wie, że jest
nam bliska.
Zarazem
dar rozumu wiąże się z dwoma błogosławieństwami: „błogosławieni czystego serca”
oraz „którzy cierpią prześladowanie”.
„Błogosławieni
czystego serca”. Czyste serce jest przejawem daru rozumu. Według św. Tomasza
czyste serce lub czystość jest wiernością, jest trwałością miłości. Trwałość
w akceptacji, trwałość w miłości do ludzi, trwałość w miłości do Boga. Bóg jest
pierwszy. Czyste serce jako wierność i trwałość w miłości pozwala nam na
zachowanie pierwszego przykazania. Gdy porównujemy osoby, Bóg jest pierwszy i
najważniejszy. Gdy nie porównujemy osób, każda jest pierwsza. Człowiek jest
pierwszy i najważniejszy. Moja filozofia jest pierwsza
i najważniejsza. Samo w sobie wszystko jest pierwsze i najważniejsze, jeżeli
Duch Święty każe nam temu służyć. Gdy porównujemy, pierwszy jest Bóg. I jednak
porównujemy osoby i zadania. I wtedy musimy odróżnić pierwsze od drugiego. I
zawsze pierwszy jest Bóg. Czystość jest tą bezwzględną wiernością Bogu.
Natomiast dziewiczość jest wyłącznością miłości do Boga. Wyłącznie Bóg. Żadnej
innej fascynacji, żadnej innej miłości, wszystko zdystansowane. Odniesienie
wyłącznie do Boga. Jest ono znakiem życia zakonnego, życia konsekrowanego.
A w ogóle ta bezwzględna wierność Bogu jest zdążaniem człowieka do
dziewiczości. Czystość
i dziewiczość są przejawami daru rozumu.
Z
darem rozumu wiąże się także błogosławieństwo: „którzy cierpią prześladowanie”.
Może być ono wyjaśnione w sensie społecznym, w sensie psychologicznym. Jego
najpełniejszy sens jest ascetyczny. Jest to wytrwałość w biernym oczyszczeniu
czyli w przyjęciu wszystkich propozycji Boga. Wzmacniamy się tu psychologicznie
przez pogłębianie rozumienia cierpień Chrystusa i Matki Boskiej. Zarazem
pogłębiamy się w korzystaniu z męki Chrystusa. Przecież zbawienie polega na
korzystaniu z męki Chrystusa. A uobecnia ją Eucharystia.
6)
Dar rady. Jego przejawem jest nasze kierowanie się życzeniem Boga w odniesieniu
do ludzi, do osób. Służę ludziom tym, czym Bóg chciałby mi służyć, ale Bóg
posługuje się nami. Jest to sytuacja, w której przekazuję to, co Bóg chce dać innym.
Dar
rady wyraża się w błogosławieństwie miłosierdzia: „błogosławieni miłosierni”.
Obecność w nas tego daru przejawia się w tym, że natychmiast reagujemy na to,
co człowiekowi najbardziej potrzebne w danej chwili. A to, co mu najbardziej potrzebne,
przejawia się w jego cierpieniu. Cierpi, gdy jest głodny, gdy jest spragniony,
gdy jest ubogi, gdy jest
w podróży, gdy jest smutny. Takie właśnie najgłębsze, czy najbardziej bolesne
potrzeby ludzkie wymienia Pismo św. Wymienia też potrzebę wiedzy, potrzebę
rozumienia. Służyć tym wszystkim natychmiast wtedy, gdy ktoś tego potrzebuje,
to jest postawa miłosierdzia. Służenie w ten sposób jest miłością miłosierną,
czyli taką, która polega na reagowaniu na to, co najbardziej boli. Trzeba
poznać to dzięki darowi rady, rozpoznać i zareagować, to znaczy pomóc. Jest to
takie odnoszenie się do ludzi, że pomagamy im nie w tym, co wymyślimy dla nich,
lecz w tym, co ich boli. Wyczuć te potrzeby i zareagować na nie - to jest
właśnie ta umiejętność reagowania w postawie miłosierdzia.
Jan
Paweł II pisze w Encyklice o miłosierdziu, że nasze miłosierdzie budzi w
człowieku jego poczucie człowieczeństwa. Nasze miłosierdzie jako miłość
wspomagająca w tym, co najcięższe. Powiedzmy, że chcemy przynieść komuś
podarunek, lecz nie możemy go dostać, wobec tego nie przychodzimy w danym dniu.
Tymczasem znakiem miłosierdzia byłoby przyjść
i pobyć, dlatego, że ta obecność może ratowałaby kogoś przed smutkiem, czy
przed jakimś załamaniem. Ratowałaby w człowieczeństwie. Obdarowanie obecnością
budzi poczucie godności jako przekonanie, że zasługuję na to, aby mnie ktoś
odwiedził. To jest zarazem znak braterstwa. Tak sądzi Jan Paweł II w swojej
Encyklice o miłosierdziu.
7)
I wspaniały dar mądrości. Dar mądrości doskonali miłość. Właściwie miłość do
Boga wyrasta z daru mądrości, bo wszystko wyrasta z tego, co Bóg w nas wnosi.
Bóg wnosi w nas
dary Ducha Świętego, które stają się naszą umiejętnością przyjmowania
wszystkiego. Dar mądrości budzi miłość i zarazem ją doskonali.
Dar
mądrości wiąże się z błogosławieństwem: „pokój czyniący”. Pokój jest konsekwencją mądrości. Trzeba być
bardzo mądrym, żeby nie stwarzać konfliktów międzyosobowych,
w sensie nawet towarzyskim, w sensie społecznym, w sensie politycznym.
Wprowadzać pokój.
Dar
mądrości wiąże się też z błogosławieństwem: „którzy cierpią prześladowanie”.
Dar mądrości właśnie uczy nas dystansowania prześladowania. Ci, którzy cierpią,
zarazem cierpią
z powodu miłości i z powodu tego, że nasz kontakt z Bogiem nie zawsze prawidłowo
się kształtuje.
Powtórzmy
teraz, na czym polega dojrzałość życia religijnego, dojrzałość miłości w jej
wymiarze humanistycznym i religijnym, dojrzała osobowość religijna człowieka.
Dojrzałość
religijna człowieka wyraża się w owocach darów Ducha Świętego. Nasza dojrzałość
religijna przejawia się więc najpierw w pokorze. Pokora jest umiejętnością
kierowania się we wszystkim prawdą. I nic mnie nie zmyli, nie skłoni do
przyjęcia kłamstw nawet najbardziej efektownych. Z kolei dojrzałość religijna
owocuje nadzieją. Nadzieja jest widzeniem wszystkiego z punktu widzenia Boga.
Jest też oczekiwaniem i zasługiwaniem na to, aby mnie akceptowano
i aby mi ufano, a zarazem, abym i ja odnosił się do ludzi akceptująco,
życzliwie, ufając im.
Nasza
więc dojrzałość religijna to nasza pokora, nadzieja, trwanie więzi z Bogiem.
Jest to taki już stan, że właściwie tych więzi nic nie zerwie. I nie chodzi o
to, że z powodu jakiejś ambicji nie zerwę kontaktów z Bogiem, że natrudzę się,
namęczę, umrę z męki, ale nie odejdę od Boga. Nie. To jest więź tak naturalna,
jak naturalne jest to, że gdy z kimś się przyjaźnię, to ta przyjaźń po prostu
trwa. To nie jest męczące, bo jest dobre. Trwamy w wierze, w miłości,
w nadziei, w odniesieniach do Boga. Trwamy w religii. Nic już tego nie
zaatakuje. Nie wycofamy się, gdyż trwanie więzi z Bogiem jest sprawiedliwe,
słuszne i zbawienne. Jest sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy odnosili
się do Boga z czcią w poczuciu służby. A to odniesienie jest miłością. Św.
Wincenty à Paulo często podkreślał, że miłość wyraża się w pełnej czci
służbie osobom.
Naszą
dojrzałość religijną wyraża dalej wytrwałość, akceptowanie życzeń Bożych,
oddziaływanie pokojem, wyzwalanie pokoju tam wszędzie, gdzie się znajdziemy.
Uspokojenie kogoś, podtrzymanie na duchu, łagodzenie konfliktów na ich różnym
poziomie: psychologicznym, towarzyskim, społecznym, politycznym, światowym.
Wyzwalanie pokoju. Wciąż głęboka wierność Bogu, rozumienie prawd wiary, stała
potrzeba Boga, tęsknota do Boga. Radowanie się każdą prawdą, służenie ludziom,
przywracanie ludziom poczucia godności
i poczucia braterstwa. To są przejawy lub owoce darów Ducha Świętego.
Dominuje
w nas dar mądrości, jako dar, który nieustannie chroni i pogłębia miłość.
W
porządku naturalnym, humanistycznym, mądrość jest widzeniem skutków i ich
przyczyn. Jest widzeniem głównie przyczyn. Jest ujmowaniem wszystkiego w
perspektywie prawdy i w perspektywie dobra.
W
porządku nadnaturalnym, religijnym, mądrość to tyle, co trwanie miłości.
Mądrość jako dar Ducha Świętego właśnie wyzwala, umacnia, rozwija, kształtuje
miłość. Mądrość w swym skutku jest właśnie trwaniem miłości. Jest bowiem czymś
mądrym odnoszenie się do ludzi i do Boga z miłością. To nigdy nie zawiedzie.
Stanowi najmądrzejszy sposób życia.
W
naszych czasach ludzie także stosują ten sposób życia, który jest odnoszeniem
się do ludzi z miłością, to znaczy z czcią i w poczuciu służby. Przejmuje mnie
opis ostatnich chwil życia holenderskiego błogosławionego, beatyfikowanego
przez Jana Pawła II. Podobnie jak Ojciec Kolbe ten Holender umierał w obozie
koncentracyjnym i w bunkrze głodowym został ostatecznie zabity zastrzykiem z
fenolu. Do pielęgniarki, która ten zastrzyk przyniosła, ten właśnie
błogosławiony skierował pytanie: Czy pani się modli? Odpowiedziała, że nie.
Dlaczego? Bo jest niewierząca i należy do partii hitlerowskiej. Ostatnia rozmowa
więźnia ze zbrodniarką
z obozu koncentracyjnego: Nie modli się pani, ale mogłaby pani czasem
powiedzieć: „Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę
śmierci naszej. Amen”. To właśnie powiedział. I to był początek nawrócenia się
tej Niemki. Była świadkiem na procesie beatyfikacyjnym.
Odnoszenie
się z miłością, trwanie w miłości, reagowanie dobrocią, która jest postacią
miłości w porządku psychologicznym i w porządku społecznym, jest zarazem
chronieniem wszystkich. Jest chronieniem człowieka odnoszenie się z czcią do
kata, który mnie zabija zastrzykiem z fenolu. Jest odnoszeniem się z czcią w
poczuciu służby. Takie odnoszenie się do ludzi z miłością jest właściwie
duchową elegancją. Bo świętość polega na elegancji. Tak jak elegancja, świętość
jest pewnym sposobem bycia. Miłość jest pewnym sposobem bycia chrześcijan.
Miłość do Boga.
Módlmy
się.
Chwała
Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu
Jak
była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.
III.
NATURA i ODMIANY MIŁOŚCI
Módlmy
się.
Duchu
Święty, który oświecasz serca i umysły nasze, dodaj nam ochoty i zdolności, aby
ta nauka była dla nas pożytkiem doczesnym i wiecznym, przez Chrystusa Pana
naszego. Amen.*)
Przygotowane
myśli chcę ująć w dwu wersjach. Pierwsza wersja dotyczy miłości człowieka do
człowieka w jej przede wszystkim metafizycznym wymiarze. Druga grupa myśli
dotyczy miłości człowieka do Boga, bardziej może w jej filozoficznym ujęciu,
ale z materiałów, które są objawione.
Pierwszy
temat: Miłość człowieka do człowieka.
Przypomnijmy
najpierw, że człowiek jest bytem jednostkowym, zawierającym w sobie to, co go
stanowi, a więc powód realności i powód tożsamości. Powodem realności człowieka
jest akt istnienia, stworzony przez Boga. Powodem tożsamości człowieka jest
zaktualizowany przez akt istnienia cały obszar możnościowy, stanowiący w
człowieku jego istotę. Przez możność rozumiemy przede wszystkim podmiot różnych
działań i zachowań człowieka i zarazem to, co
w stosunku do istnienia wprowadza określenia szczegółowe. Te dwa pryncypia czy
powody: istnienie i istota, przejawiają się na zewnątrz. Akt istnienia przejawia
się poprzez istotę, a więc
w całym bycie, w postaci takich własności jak odrębność, jedność, realność,
prawda, dobro, piękno. Istota przejawia się w zdolności rozumienia, czy w działaniach
intelektu, i w zdolności podejmowania decyzji, czy w decyzjach. Mówimy krótko:
od strony działania istota przejawia się w rozumności i w wolnym wyborze kresu
swoich odniesień. Człowiek więc jest wyposażony nie tylko w podstawowe
pryncypia stanowiącej go struktury, lecz także we własności, dzięki którym nawiązuje
relacje z innymi bytami.
Dla
zrozumienia człowieka ważne są te relacje, które budują się na własnościach
przejawiających istnienie. Nie znamy wszystkich relacji, które budują się na
przejawiającym się w nas istnieniu. Znamy trzy:
1)
Według św. Tomasza, gdy dwie osoby oddziałują na siebie własnością realności,
tym, że są, buduje się miłość.
2)
Gdy dwie osoby oddziałują na siebie własnością prawdy, a więc tak
przejawiającym się istnieniem człowieka, buduje się relacja otwartości, gdyż do
natury prawdy należy otwieranie się wobec drugiego bytu. Z tego względu
relacja, która buduje się na tej własności otwierania się wobec kogoś, ma tę
samą naturę: jest właśnie otwieraniem się, czyli zaufaniem wobec kogoś, jest
wiarą. Jest otwieraniem siebie z tym wszystkim, co chcemy przekazać.
3)
Gdy odnosimy się do siebie własnością dobra, buduje się relacja nadziei.
Nadzieja polega na tym, że chcemy być w relacji akceptowania nas i wierzenia
nam, chcemy, żeby takie odniesienia nas z kimś wiązały.
Są
to relacje, które rozważamy głównie ze względu na osoby, nawiązujące kontakty.
Wtedy w pełni można ukazać, że te relacje są dwustronne. Znaczy to, że otwieram
się wobec drugiej osoby i że druga osoba otwiera się wobec mnie, a w związku z
tym następuje powiązanie przez swoiste udostępnianie siebie w pełnym zaufaniu.
Ufność to nie tyle nadzieja, ile właśnie wiara. Ufam, zaufałem. Na to druga
osoba reaguje podobnie i stąd mówimy, że ta relacja jest zwrotna. Tak samo
miłość i tak samo nadzieja. Jest to wskazanie na podstawową, metafizycznie
identyfikowaną relację np. miłość budującą się na własnościach transcenden-talnych
realności w obu osobach.
Dla
wyjaśnienia losu człowieka ciekawsze czy bardziej może bogate są poziomy tych
relacji. Te poziomy relacji nazywa się też odmianami.
W
związku z tym mówi się, że podstawowa dla więzi z Bogiem i dla więzi z ludźmi
relacja miłości jest w swojej naturze upodobaniem (complacentia). Upodobanie
wyraża tutaj swoisty powód otwarcia się: jesteśmy zafascynowani, ponieważ
wszystko, co do nas dochodzi, dochodzi przez recepcje zmysłowe. Jest to swoiste
upodobanie w sobie dwu osób. Zarazem termin complacentia jako upodobanie
zawiera znaczenie upodobnienia. Jest to upodobanie
w sobie i upodobnienie się do siebie dwóch osób. To upodobnienie jest tutaj
nawet ważniejsze. Zarazem w tym upodobaniu i upodobnieniu zawiera się akceptacja.
Na ogół nie jest możliwe upodobnienie się, gdy nie ma relacji upodobania.
Upodobnienie wymaga akceptacji, swoistej zgody. Stąd upodobnienie należy do
natury miłości. Nie ma jej między osobami wrogimi. To odniesienie, które teraz
charakteryzuję jako miłość, takie jest w swojej naturze. Jest to najniższy
poziom tego odniesienia. Ten najniższy poziom to po prostu wzajemne odniesienie
się do siebie w tym upodobaniu i upodobnieniu, ze względu na odpowiedniość
osób, a głównie ze względu na odpowiedniość ich natury. Stąd ten poziom
miłości, swoiście najniższy, nazywa się odpowiedniością natur, connaturalitas.
Jest coś takiego w dwóch osobach, że sobie odpowiadają.
Opierając
się na tym można wyjaśnić odniesienie do Boga. Zachodzi swoiste upodobnienie,
oparte na tej odpowiedniości natur: osoba-osoba. Ten podstawowy wymiar miłości:
odpowiedniość natur, dotyczy osób. Przypomnijmy, że osoba jest bytem
jednostkowym, w którego istocie akt istnienia wzbudził zdolność rozumienia.
Każdy byt jednostkowy, w którym akt istnienia wyzwala władzę rozumienia, jest
osobą. Stąd osobą jest także Bóg. Osobami są aniołowie, ludzie. W znaczeniu
więc trochę przenośnym mówimy o miłości do nieosób: do zwierząt, do roślin, do
rzeczy. Spotykamy się z takim językiem. Natomiast nie ma tu konnaturalności.
Konnaturalność dotyczy przede wszystkim osób. Jest to, można by powiedzieć, ta
miłość, która nas obowiązuje na mocy przykazania. Mamy odnosić się do osób
życzliwie, akceptując je, tym samym chroniąc. Odnosić się do osób życzliwie,
uważać je za odpowiednie dla nas: osoba-osoba. Osoba, czyli ten byt, w tym wypadku
człowiek, w którego istocie akt istnienia wyzwolił zdolność rozumienia i w
związku z tym rozumność, jest dla osoby partnerem. Jest to partnerstwo, na
którym będzie wspierało się później braterstwo wszystkich ludzi. Zarazem inne,
podobne odniesienia do Boga: braterstwo, ale i synostwo, ojcostwo. Wszystkie te
relacje, w których dokonuje się czy spełnia upodobnienie, upodobanie
i odpowiedniość natur odnoszą nas do wszystkich ludzi, także do Boga, także do
aniołów. Miłość to odnosić się z życzliwością, akceptując osoby, udostępniając
siebie, nawiązując właśnie ten kontakt życzliwy.
Ponieważ
kontakt poznawczy dokonuje się poprzez władze zmysłowe, ponieważ informacja o
drugim bycie dociera do nas przez stanowiącą nas strukturę, a więc także przez
elementy zmysłowe, przez władze zmysłowe, zatem reagujemy na osoby fascynacjami
zmysłowymi. Te osoby podobają się nam dla swojego piękna. Przez piękno
rozumiemy harmonię tej struktury, proporcje, pewien blask tego, czym człowiek
jest, blask formy. Wspóbrzmienie tych elementów, swoista ich konsonancja,
wywołuje zafascynowanie. Zafascynowanie, które ogarnia człowieka, przejawia
się we wzruszeniu, przejawia się
w uczuciach. Można by powiedzieć, że odbiór drugiej osoby ze względu na jej
piękno jest swoiście bogatszy. I to wyznacza wyższy, bogatszy poziom miłości.
Poziom
miłości, który nazywa się poziomem konkupiscencji, wynika z tego, że dana osoba
elementami piękna wywołuje naszą pełniejszą potrzebę zwrócenia się do niej.
Arystoteles nazwał to pożądaniem. Pożądanie jest pragnieniem drugiego bytu z
motywu piękna. Te jednak wszystkie skutki, które są doznaniem piękna, są
skutkami dla nas. Miłość więc na poziomie konkupiscencji lub pożądania, a więc
potrzeby doznawania fascynacji pięknem, charakteryzuje się tym, że owocuje
darem dla mnie. W związku z tym uważa się tę miłość za mniej doskonałą i
„oskarża się” ten jej poziom o tak zwane używanie osób. Ponieważ odnoszę się do
tej osoby, aby doznać skutków piękna, odnoszę się do niej ze względu na moje dobro,
na dobro dla mnie.
Piękno
najwyraźniej wiąże się z ciałem człowieka. Jednak ciała ludzkiego nie można
pojąć bez duszy. Jawi się natychmiast fakt duszy i fakt rozumności. Kontakt z
drugą osobą wyraża się przecież także w rozmowach, w wymianie rozumień. Zaczynamy
rozumieć drugą osobę, zaczynamy odnosić się do niej jako do struktury bogatszej
niż ciało, obdarzonej duszą. Nasza miłość poszerza się, pogłębia. Ogarniamy
człowieka jako ciało i duszę. Odnoszenie się do duszy człowieka, do jego
rozumień, do jego decyzji wymaga, skoro to jest akceptacja, aby pójść za
decyzją drugiego człowieka, aby pomagać mu w realizowaniu tego, co proponuje,
aby spełniać jego życzenia. Przestawia się akcent. Wchodzimy na wyższy poziom
miłości.
Ten
wyższy poziom to dilectio czyli miłość, w której chodzi nam o dobro
osoby kochanej. Nie chodzi już o dobro dla mnie, czy o moje dobro, lecz o dobro
drugiej osoby. Ta miłość na poziomie dilectio, a więc miłość, w której
służymy dobru drugiej osoby, jest typowo ludzką miłością. Dobro drugiej osoby.
Ja jestem na drugim miejscu. Jest piękne wyrażenie św. Jana Chrzciciela: „On ma
wzrastać, a ja stać się małym”. Chodzi o Chrystusa, nie o chwałę św. Jana
Chrzciciela. Chodzi o drugą osobę, nie o mnie. Tu odnajdujemy myśl, że miłość
jest służeniem
z czcią. Jednak ta miłość ma kilka odmian.
Najpierw
w doświadczeniach osób dorosłych spotykamy się z tą miłością, która jest służeniem innym w kształcie
przyjaźni (amicitia). Przyjaźń
polega na takim powiązaniu, że dwie osoby znoszą trud rozstania i że ich miłość
jest wierna. Jest wierna, a więc trwała. Jest to wysoki poziom odniesień,
wysoki poziom miłości. Gdy miłość jest trwała, a więc wierna, rozstania niczego
nie zmieniają. Jest to powiązanie pełne, które nie ginie z jakiegokolwiek
powodu.
Taka
relacja wiąże nas z Bogiem w etapie modlitwy zjednoczenia przemieniającego.
Wiadomo, że już nie nastąpi rozstanie. To już jest pewne, zdecydowane, to już
trwa, bytuje,
a więc nic nie ma mocy zniszczenia tej
miłości czymkolwiek.
O
taką miłość człowieka Arystoteles i św. Tomasz każą nam zabiegać. Dzieje się
ona na mocy tego, że istniejemy, że ogarnęliśmy drugą osobę w sposób tak
bogaty: w jej bytowości,
w jej ciele i duszy. Służymy całemu człowiekowi w tym, co jest jego rozumieniem
i realizując jego życzenia, tym bardziej, jeżeli są one zgodne z życzeniami
Boga.
Spotykamy
się też z postacią miłości, która nazywa się caritas. Spotykamy się z
nią najwcześniej, jeszcze w okresie przedświadomym. Jest to miłość zupełnie
bezinteresowna, tak dalece bezinteresowna, że nie oczekuje rewanżu, nie czeka
na wzajemność.
W
przyjaźni ta wzajemność także nie jest oczekiwana. Ona po prostu jest. Jest, bo
do natury miłości trwałej, a więc wiernej, należy wzajemność. Ta wzajemność nie
jest wymogiem, luksusem. To tak się dzieje, że przyjaźń jest wzajemna.
Natomiast
w caritas zachodzi ta zupełna bezinteresowność. Jej wyjaśnieniem jest
przykład miłości macierzyńskiej, miłości ojcowskiej, opiekowanie się niemowlęciem,
dzieckiem, opiekowanie się wciąż bez oczekiwania wyrównania. Matki, a u nich
najbardziej to widać, tak reagują. Noszą niemowlęta w ramionach. Niemowlęta
beztrosko wychylają się, mogłyby upaść. Nic im się nie stanie. Są strzeżone,
chronione, właśnie noszone na rękach. To jest ta miłość bezinteresowna, która
niczego nie oczekuje, która wciąż troszczy się i służy. Tu zawsze kojarzy mi
się jeszcze z moich szkolnych czasów opowieść, w której nam uwyraźniono tę
odmianę miłości na przykładzie matki i syna.
Syn
poznał dziewczynę. Dziewczyna domaga się serca jego matki. Syn zabija matkę,
wyrywa jej serce, niesie je do tej dziewczyny. Po drodze potyka się o kamień,
upada i słyszy: Czy nie potłukłeś się synku? Tak zareagowało serce matki.
Jest
to przykład absolutnie bezinteresownej miłości, tej w pełni bezinteresownej.
Ludzie są zdolni do takiej miłości w różnych odmianach powiązań. Oczywiście,
także zdolny jest do tego Bóg.
Miłość,
którą Bóg odnosi się do człowieka, ma także postać caritas. Trochę
jednak różni się ona od naszej caritas. Bezinteresowność Boga jest
bowiem absolutna. Nazywa się ją agape. Agape to odmiana caritas, przysługująca
Bogu. Bóg odnosi się w miłości do nas bezinteresownie, gdyż jest absolutnie doskonały.
Jest samym Istnieniem, w którym nie może zakotwiczyć się żadna relacja. Chciałoby
się powiedzieć, że nie można Bogu niczego ofiarować. Bóg jest tak pełny i
doskonały, że nie pomieści w sobie tego, co Mu przyniesiemy.
W innym znaczeniu jesteśmy darem dla Boga i Bóg jest darem dla nas, w innym
znaczeniu niż dzieje się to między ludźmi, między człowiekiem i człowiekiem.
Jest
jeszcze jedna postać ludzkiej miłości, stanowiąca odmianę dilectio. Jest
to amor. Amor to taka odmiana miłości, w której potrzebujemy wciąż
obecności drugiej osoby jako oparcia, jako podtrzymywania nas w całym trudzie
życia, we wszystkich zmaganiach, niepokojach. Amor jest więc miłością,
której towarzyszy cierpienie. Odnosimy się do kogoś wciąż go oczekując. Bez
niego gubimy się, załamujemy, tracimy pewność siebie, nie możemy pracować. To
jest amor. Zdarza się między ludźmi ta odmiana powiązań, ta odmiana
miłości. Według św. Tomasza amor charakteryzuje się tym, że cieszy nas
obecność, a głęboko rani rozstanie, głęboko boli nieobecność. Dodajmy tu, że
przyjaźń, podobna do tej miłości, tym się charakteryzuje, że raduje spotkanie i
nie boli rozstanie. Przyjaźń bowiem to miłość tak pewna
i trwała, że nie boli rozstanie. Na poziomie amor rozstanie boli.
Amor
jest
bardzo częstym sposobem więzi między osobami, a więc między ludźmi oraz między
człowiekiem i Bogiem. Nasza miłość do Boga ma właśnie postać amor. Wiąże
nas
z Bogiem głęboka przyjaźń ale zawsze jest w niej amor, jest więc w niej
miłość, której towarzyszy cierpienie, jest w niej nieustanna tęsknota. Boga
bowiem nie ujmujemy bezpośrednio wzrokiem, władzami zmysłowymi. Musimy wiedzieć
i wierzyć. Wiemy. Filozofowie wiedzą, że Bóg istnieje, co nie zmniejsza wiary.
Wiara bowiem jest nawiązaniem realnego kontaktu z Bogiem, a nie tylko przez
wiedzę. Jest realnym otwarciem się na siebie Boga
i człowieka. Wiara nie umniejsza wiedzy, ani wiedza nie umniejsza wiary.
Odwrotnie. Wiedza wspomaga wiarę. Dzięki wiedzy mamy więcej motywów, żeby
wzajemnie otwierać się na siebie, a więc człowiek wobec Boga i Bóg wobec
człowieka. Amor więc, to typowo ludzka miłość. Jest wspominana w liturgii:
Ubi caritas et amor, Deus ibi est. W przekładzie polskim: Gdzie
miłość wzajemna i dobroć, tam znajdziesz Boga żywego. W łacinie wymienia
się w odniesieniu do Boga caritas et amor.
Tak
rysują się różne odmiany odniesień między człowiekiem i drugim człowiekiem,
między osobami. Wciąż akcentuję, że chodzi tu o osoby, o osoby jako jednostkowe
byty,
w których występuje zdolność rozumienia wzbudzona, zaktualizowana przez
właściwy nam akt istnienia. W związku z tym trzeba by powiedzieć, że człowiek
wyraża się nie tylko
w intelektualnym poznaniu i w wolnych decyzjach, że jest nie tylko bytem
jednostkowym, zbudowanym w swej istocie z duszy i ciała. Wyraża się więc nie
tylko w rozumności i wolnej decyzji. Człowiek wyraża się także w relacjach
osobowych i zostaje rozpoznany jako osoba, gdy właśnie odnosi się do innych
osób z miłością, wiarą i nadzieją.
Tę
wiedzę o miłości wiążącej ludzi możemy odnieść do Boga.
Drugi
temat: Miłość człowieka do Boga.
Miłość
w odniesieniu do Boga także jest najpierw connaturalitas, a więc jest
relacją, zbudowaną na swoistej odpowiedniości osób, na swoistym upodobaniu
osób, na wzajemnym akceptowaniu się Boga i człowieka. Bóg jest Bogiem-Osobą,
gdyż akt istnienia, stanowiący Boga, jest także zasadą aktu rozumienia. W nas
rozumienie jest skutkiem zapoczątkowującego nas aktu istnienia. W Bogu akt
rozumienia jest na sposób pryncypium, jest wewnątrz aktu istnienia, gdyż
w Bogu nie ma wywołanych skutków. Wewnętrzne aktualizacje w Bogu jako
w Samoistnym Akcie Istnienia są trzema Osobami. Osoby w Bogu nie są relacjami
przypadłościowymi. Są tożsame z istotą Boga. Jeżeli zachodzi podobieństwo (complacentia)
między człowiekiem jako osobą i Bogiem jako Osobą, podobieństwo,
upodobnienie, upodobanie, to zachodzi zarazem odpowiedniość natur. Jest to bytowa
podstawa tego, że do Boga należy odnosić się z miłością. To odnoszenie się do Boga
wynika też ze sprawiedliwości, z porządku naturalnych usprawnień, i wynika z
daru Ducha świętego. Odnoszenie się religijne do Boga z czcią i służenie Mu, ma
uzasadnienie w tym, że wiążą się miłością dwie osoby.
Teraz
wyższy poziom miłości: concupiscentia. Jest to miłość, której towarzyszy
piękno lub którą wywołuje piękno. Otóż zdarza się, że dostrzegamy piękno treści
Ewangelii, całe piękno kontaktów człowieka z Osobami Trójcy Świętej, piękno nauki
i życia Chrystusa.
W
niektórych ateistycznych tekstach, choćby w tekstach Renana, Chrystus jest
ukazany jako szlachetny człowiek, jako wielki humanista, wielki człowiek, ale
nie Bóg. To piękno działalności Chrystusa fascynuje. Jest to powód, żeby
odnosić się do Niego.
Często
właśnie odnosimy się do Chrystusa na poziomie pożądania piękna, które jest
czymś dla nas. Raduje nas ta sensowność Ewangelii, raduje nas cały porządek
teorii, że Bóg istnieje, że Chrystus stał się człowiekiem, że w Ewangelii jest
tyle troski o człowieka. Już nie mówię o Renanie, ale mówię o wyjaśnieniach
teologicznych. Odbieramy Chrystusa w zespole skutków dla nas. Jest to niższy
poziom miłości.
Zaczynając
jednak rozumieć naukę Chrystusa dzięki rozmyślaniu, dzięki modlitwie myślnej,
powoli zaczynamy pragnąć spełniania życzeń Bożych, życzeń Chrystusa, wyrażonych
w Ewangelii. I powoli przechodzimy na punkt widzenia Chrystusa. Chcemy tego,
czego On chce i swoiście miłość staje się służbą dobru drugiej osoby. Rozważamy
prawdę o Wcieleniu, prawdę o Trójcy Świętej. Używamy naszego intelektu, aby te
prawdy zrozumieć. Aktywizujemy swą wolę, gdyż chcemy tego, czego chce Bóg.
Chcemy tego, czego chce Chrystus. To jest dilectio: miłość właściwa
osobom, miłość wiążąca osoby, w której to miłości chodzi o dobro drugiej osoby.
Tak
się dzieje w naszym życiu, że z fascynacji pięknem nauki Chrystusa przechodzimy
do Chrystusa, aby pełnić Jego życzenia. Chodzi więc o Niego. A pełniąc Jego
życzenia nic na tym nie tracimy. Towarzyszą naszej więzi z Chrystusem skutki,
które nie są dla nas pierwszym celem. Chrystus jest pierwszym celem.
Żeby
jednak do końca uzyskać poziom dilectio wobec Chrystusa, potrzebny jest
dar Ducha Świętego, dar rozumu. Duch Święty udziela nam tego daru. Rozumiemy
życzenia Chrystusa do końca i pełnimy Jego życzenia, pragniemy tego, czego
życzy sobie Bóg.
Dochodzimy
do tego etapu często przez ciemną noc w oczyszczeniu biernym. Musimy bowiem
dodać, że zawsze w miłości dzieje się pewien dramat, jeżeli miłość polega na
tym, że otwierają się na siebie dwie osoby, że akceptują się, upodobniają się
do siebie, przekazują sobie to, czym żyją. A życie religijne jest określone
jako udział w wewnętrznym życiu Boga. To, co Bóg wnosi w istotową warstwę
relacji miłości, jest nadprzyrodzone, wniesione przez Boga
z Jego wewnętrznego życia. To, co my wnosimy w to powiązanie, jest przyrodzone.
Te dwie treści muszą się uzgodnić. I to uzgodnienie w relacji miłości polega na
tym, że należy do końca przyjąć punkt widzenia Boga i Jego życzenia. Ciemna noc
musi się skończyć swoistym wycofaniem swojej propozycji więzi z Bogiem i
przyjęciem za swoją propozycji Boga. Jest ona słuszniejsza, głębsza,
trafniejsza, bardziej wywołuje dobro dla nas niż gdy bronimy swojej wersji
życia religijnego, swojego stylu powiązań z Chrystusem. Nie jest to łatwe. W
życiu zakonnym pomaga w tym posłuszeństwo, a w naszym życiu osób świeckich posłuszeństwo
spowiednikowi, który nie każe nam robić czegoś lub coś zaleca, jeżeli w ogóle
zareaguje na takie nasze problemy. Posłuszeństwo w życiu religijnym ćwiczy w
nas umiejętności rezygnowania ze swoich wyborów i własnego punktu widzenia.
Wtedy łatwiej przyjmujemy to, co kształtuje w nas Duch Święty. I właśnie dilectio
na tym pierwszym etapie, gdy jesteśmy wspomagani darem rozumu, powoduje
ciemną noc: przyjmujemy punkt widzenia Boga, oczywiście zaczynamy przyjmować.
Gdy przyjmiemy go do końca, kończy się kryzys. Kończy się kryzys i następuje
uzgodnienie wszystkiego, czym żyjemy, z propozycją Boga. I nasze życie, które
się spełnia w poziomie modlitwy zjednoczenia przemieniającego, zamyka te
nieporozumienia.
Ten
etap jest już trwaniem dilectio w taki sposób, że, jak św. Paweł to
określił, „żyję ja, już nie ja, to żyje we mnie Chrystus”. Jest to formuła
drogi zjednoczenia, już wyjścia z etapu uzgodnień czyli z etapu ciemnej nocy.
Na drodze zjednoczenia miłość jako dilectio ma podobne postaci, jak w
odniesieniach do ludzi.
Jest
to więc caritas z naszej strony. Chronimy wtedy naukę Chrystusa,
chronimy wiedzę o Bogu przez to, że ją poznajemy, że ją głosimy. Realizujemy
życie chrześcijańskie. Chronimy więc samego Chrystusa, Kościół, ludzi przez
więź z nimi. To jest dilectio w odniesieniu do Boga na poziomie caritas.
Ze strony Boga jest to, tak jak mówiliśmy, absolutna, bezwzględna, spełniana
troska o nas.
Ta
miłość do Boga od naszej strony jako amicitia, jako przyjaźń, wyraża się
w wierności. Cechą przyjaźni jest wierność. Wierność oznacza trwanie miłości.
Ta miłość trwa. Ta nasza przyjaźń z Bogiem jest dla nas bardzo ważna, bardziej niż
nasza przyjaźń z ludźmi. Pozwala nam bowiem przetrwać nie tylko ciemną noc, ale
przetrwać poczucie niedoznawania Boga
w psychice.
Proszę
zwrócić uwagę na to, że kontaktujemy się z drugą osobą, ze wszystkimi bytami
duszą i ciałem. Przez władzę zmysłową przechodzą informacje, doznania zmysłowe,
a z nimi doznania pryncypiów. Potem intelekt je opracowuje. Takie jest nasze
poznanie. Nasze poznanie jest trudem, jest discursum. Nie mamy ujęć
bezpośrednich tego, co intelektualne czy duchowe. Wszystko jest w trudzie
wypracowane, konstruowane jako wiedza. Samo doznawanie pryncypiów dzieje się na
drodze ogromnie złożonych recepcji przez różne władze człowieka, przez różne
podmioty, które nazywamy odmianami możności. Otóż Bóg nie jest dostępny naszemu
bezpośredniemu poznaniu. Wyrozumowujemy na terenie filozofii to, że Bóg jest.
Wyrozumowujemy także, kim jest. I bezbłędnie możemy sformułować wyjaśnienia, że
Bóg istnieje i że nawiązuje z nami kontakt osobowy wbrew opiniom ateistycznym,
że tego kontaktu nie ma. Wiemy ponadto, że Bóg jest Bytem pierwszym, samym
Istnieniem, bez którego nie byłoby niczego, co istnieje. Wszystko, co istnieje,
jest dzięki stworzeniu ze strony Boga, dzięki stworzeniu aktu istnienia,
aktualizującego cały byt jednostkowy.
Zarazem
także poprzez władze zmysłowe zaczyna się nasza wiara. Wiara rodzi się ze
słyszenia. Musimy usłyszeć informację objawioną. Musimy być nauczani. Musi nam
ktoś powiedzieć, że Bóg jest i że chce kontaktu z nami przez miłość. Wiara
rodzi się więc ze słyszenia.
Przytoczę
wydarzenie, o którym pisano dawno temu w „Tygodniku Powszechnym”. Pytano
poprzez ankietę Japończyków, jaką religię najbardziej cenią. Cenią najbardziej
katolicyzm. To dlaczego nie zostajecie katolikami? Bo nam nikt tego nie
powiedział. Nikt nas do tego nie skłaniał.
Wiara
rodzi się ze słyszenia. Ze słyszenia o Bogu. Stąd konieczność nauczania:
„Idźcie
i nauczajcie wszystkie narody”. Dzięki temu, że usłyszałem przez władze
zmysłowe informacje
o Bogu, otwieram się wobec Boga. Otwieramy się i nawiązuje się kontakt z Bogiem
przez wiarę, którą interpretowaliśmy w metafizycznym ujęciu jako relację
łączącą dwie osoby, gdy kontaktują się z sobą poprzez własność prawdy, a więc
gdy wzajemnie się na siebie otwierają. Więź wiary nawiązuje się między Bogiem i
człowiekiem dzięki usłyszeniu o Bogu. Jest w nas gotowość otwarcia się na Boga
i Bóg zarazem jest otwarty wobec nas. Nawiązuje się relacja wiary.
Sobór
Watykański I zwrócił uwagę na to, że wiara nadprzyrodzona pojawia się wtedy,
gdy z powodu usłyszenia informacji o Bogu otwieramy się wobec Boga dla Niego
samego, dlatego właśnie, że to On ku nam się otwiera i że nam tę informację
przesłał. To jest wiara nadprzyrodzona.
Natomiast
wiara przyrodzona jest wtedy, gdy uznajemy istnienie Boga i więzi z Bogiem dla
ich sensowności. Wydaje nam się, że jest to rozumne, że to naprawdę tak jest,
że to jest prawdziwe, że jest w tym coś przekonującego. Wtedy jest wiara
naturalna. Nie jest wiarą nadprzyrodzoną, gdyż to my decydujemy o więzi z
Bogiem, my rozstrzygamy: jest sensowne, wobec tego zgadzam się.
Wiara
nadprzyrodzona nawiązuje się wtedy, gdy jej powodem jest Bóg, któremu zaufałem
dla Jego prawdomówności. Dla prawdomówności Boga, dla prawdy, którą Bóg jest.
Jako prawda Bóg realnie otwiera się ku nam.
Ta
wiara nadprzyrodzona dzieje się najpierw w naszych władzach poznawczych,
w naszym intelekcie i w naszej woli. Zarazem dzięki wzajemnemu otwarciu się
osób Bóg mieszka w istocie osoby ludzkiej. I właśnie wiara, która trwa w naszych
władzach, w naszym intelekcie i woli, jest narażona na ataki, na zarzuty, na
zastrzeżenia. Musimy jej bronić, musimy argumentować, szukać odpowiedzi na
zakwestionowania.
Głębiej
i naprawdę jest w nas wiara nadprzyrodzona. Jest w istocie naszej osoby. Bóg bowiem
otwierając się ku nam jest w nas, ponieważ Bóg nie dzieli się na działanie i
istotę. Jest tam, gdzie działa. Jeżeli więc Bóg reaguje na nasze otwarcie się
ku Niemu, przebywa w nas. Tego jednak nie doznajemy, o tym nie wiemy, nie
doznajemy życia religijnego bezpośrednio, nie mamy świadomości obecności łaski.
Musimy wierzyć, że tak jest. Wiedzieć i wierzyć. Za tym jednak idzie miłość.
Wierzymy, że Bóg jest w nas dzięki temu, że usłyszeliśmy i otworzyliśmy się
wobec Boga, że jest w nas Bóg w Trójcy Osób. Ogarniamy Go miłością, ogarniamy
Go wiarą i nadzieją i nie doznajemy bezpośrednio. A psychika tęskni do bezpośrednich
spotkań. Jest to dramat właśnie ludzi zakochanych w Bogu: nie doznaje się Boga
bezpośrednio w tym życiu. Doświadczenie mistyczne dawane jest często słabszym,
nie nam mocnym. Doświadczenie mistyczne upewnia, że Bóg jest. Jest bowiem
doznaniem Boga w Jego istnieniu. Jest krótkotrwałe i wzmaga tęsknotę do bezpośredniego
bycia z Bogiem „twarzą
w twarz”.
Otóż
psychika ludzka nie doznaje Boga. Nawet to, że mamy duszę i ciało, też musimy
wyrozumować. Doznawana jest przede wszystkim osobowość. Ta osobowość człowieka,
psychika człowieka pragnie w miłości zawsze bezpośredniej współobecności osoby
kochanej. Bóg nie udostępnia się w ten sposób. Psychika jest głodna Boga. Jest
to głód, jeszcze raz powtórzmy przykład z psalmów, jest to głód podobny do
umierania z pragnienia na pustyni. Tęsknimy, wierzymy, jesteśmy skierowani do
Boga, którego nie można zobaczyć, nie można dotknąć, nie można odnieść się do
Niego z jakąś otwartością bardziej widzialną. Nie możemy śledzić twarzy Boga,
jak przyjmuje naszą miłość, nie możemy patrzeć na Jego reakcje wyrażające się w
oczach. Bóg nie ma elementów fizycznych. Ten głód Boga jest tak ciężki, że
niekiedy z tych etapów ludzie wycofują się i rezygnują z życia religijnego. Rezygnują,
gdy nie wspomoże ich najpierw wiedza po prostu teologiczna, ascetyczna,
metafizyczna. W naszych czasach, gdy nie ma powszechnego wychowania
religijnego, gdy z ogromną siłą atakują nas inne orientacje filozoficzne,
głównie ateistyczne, wiedza jest naszym sprzymierzeńcem. Sami musimy dawać
sobie radę. I wtedy bardzo jest nam potrzebna miłość w postaci przyjaźni.
Przyjaźń bowiem charakteryzuje się tą pewnością, że nic się nie zmienia, gdy
nie widzimy osoby kochanej, gdy wyjechała, gdy jest daleko, gdy nie może być
współobecna. Nic się nie zmienia w relacjach z Bogiem, nawet gdy Go nie
widzimy, gdy się z Nim nie spotykamy w tym psychicznym znaczeniu.
I
ta miłość dalej wciąż ma postać amor. Jest amor, to znaczy potrzebą
bezpośredniego spotkania, bezpośredniego doznania, bezpośredniej współobecności.
Wyraża ona całe czynne
i bierne oczyszczenie. I właśnie nie przetrwalibyśmy tęsknoty do Boga bez daru
rozumu i bez daru rady. Dar rozumu to zrozumienie do końca więzi Boga z nami,
prawd wiary, charakteryzujących to powiązanie. Dar rady to z pozycji Boga zobaczenie
tego, co potrzebne człowiekowi, a więc co potrzebne nam, by bronić się w tym
momencie tęsknoty i przetrwać wszystko nie zrywając podstawowej więzi z Bogiem.
Potem trwa ta miłość między człowiekiem a Bogiem, a ze strony Boga przyjmuje
postać caritas. Jest ona właśnie zjednoczeniem, powiązaniem tak
głębokim, że przemieniającym. Przemienia nas w to, na co wskazał św. Paweł: To
już nie ja żyję, to żyje we mnie Chrystus. Moje myślenie, moja osobowość, moje
decyzje, to wszystko jest spełnianiem życzeń Bożych. I nie jest to mechaniczne
spełnianie, przejęcie i podleganie, utrudzające człowieka. To jest po prostu
wspaniała wierność. Tę wierność właśnie wybrałem. Zobaczyłem, że wszystko, co
jest spełnieniem życzeń Bożych, jest wyższym poziomem wszystkiego, co byłoby
dla mnie najlepsze.
I
to jest ten niezwykły aspekt powiązań z Bogiem, że to wszystko, co jest życzeniem
Boga, wyrażonym w Ewangelii, w Objawieniu szerzej branym łącznie z
doświadczeniem Kościoła, z Tradycją inaczej mówiąc, z tym wszystkim, co działo
się w ludzie Bożym od momentu stworzenia, a potem od momentu Wcielenia, że to
wszystko, co Bóg proponuje, czego oczekuje od nas i co my podejmujemy, że to
nie jest wymuszone, narzucone. Życie religijne nie jawi się jako udręczenie:
muszę wstawać rano, muszę się biczować, muszę pościć, muszę posypywać głowę
popiołem. Nie chcę tego, ale decyduję się na takie życie. To nie jest tak.
Życie religijne jest wyższym poziomem wszystkiego, czym jestem, co chciałbym
spełnić. Tak rzeczywiście jest wbrew teoriom, wyjaśnieniom swoiście nas
zniechęcającym do kontaktu
z Bogiem. Życie religijne jest przemieniającym zjednoczeniem. Zarazem jest
osobowościową rangą człowieka. Jest to ranga podobieństwa osobowościowego do
Chrystusa. Chrystus jest osobną osobą, ja jestem osobną osobą, ale wyrównały
się nasze osobowości. Zgodnie
z miłością przekazujemy sobie wzajemnie swoje życie wewnętrzne. Na tym polega
podobieństwo do Chrystusa. Nie jest to podobieństwo fizyczne. Nasze odniesienie
do Boga jest tym najpełniejszym przemienieniem w sensie udoskonalenia wszystkiego,
czym jesteśmy.
Temat
przemienienia występuje też w teologii prawosławnej, głównie w ascetyce prawosławnej.
To przemienienie w prawosławiu polega na usuwaniu z siebie wszystkiego, co jest
ludzkie, aby uwyraźniło się to, co Boskie. Według normalnej metafizyki
realistycznej św. Tomasza, ponieważ prawosławie opiera się na metafizyce
neoplatońskiej głównie Pseudo-Dionizego, nie ma w nas strukturalnych elementów
Boskich. Jesteśmy autentycznie ludźmi. To jest nasza ranga bytowa, to jest
nasza godność i powaga. Jesteśmy ludźmi i nie zakłamujemy się, że jesteśmy kimś
innym. Więzi z Bogiem są przypadłościowe, są relacjami, ale zarazem relacjami,
które zmieniają całe wyposażenie możnościowe człowieka. Nasza dusza zawiera
możność duchową i realnie wzbogaca się wszystkim, co Bóg w nas wnosi. Dzięki
temu uzyskujemy przypadłościowy poziom przemieniającego nas zjednoczenia z
Bogiem. To nie jest tak, że odkrywamy w sobie swoistą boskość, jak byśmy byli
częścią Boga. Nie jesteśmy częścią Boga. Jesteśmy zawsze ludźmi i do końca
osobami ludzkimi, nie Osobą Boga. Przemienienie wobec tego nie oznacza
zrzucenia tego, co ludzkie. Oznacza taki poziom rozwinięcia tego, co ludzkie,
że jest to poziom dla nas najkorzystniejszy. Jest to bowiem poziom aż osobowego
życia Chrystusa, Chrystusa, którego życie osobowe kształtował Bóg, gdyż
Chrystus jest zawsze Bogiem i człowiekiem.
W
związku z tym jestem otwarty wobec Boga i wobec wszystkiego, co Bóg kocha.
Ogarniam miłością wszystkie byty, wszystkich ludzi, wszystkie osoby. Zachowania
tak przebiegające powodują pokój. Pokój jest właśnie znakiem rozpoznawczym
przemienienia człowieka, tego uzgodnienia osobowości człowieka z osobowością
Chrystusa. To przemienienie jest możliwe tylko w odniesieniu do Chrystusa. Bóg
sprawia, że nasza osobowość staje się przemieniona. Duch Święty przemienia ją
na miarę Chrystusa.
Inaczej
korzystamy z powiązań ze świętymi. Naśladowanie świętych nie polega na tym, że
powtarzamy ich zachowania, lecz na tym, że mobilizuje nas ideał, który
przyjęli, wielka miara życia osobowego i kontakt z Bogiem przemieniającym. Święci
są zachętą dla nas, byśmy trwali
w więzi z Bogiem. Nie można przecież powtórzyć dziś zachowań św. Franciszka,
np. wejść na górę Alverno i przez miesiąc nie pokazywać się w zakładzie pracy.
Jest to niemożliwe. Dziś są inne warunki życia. Nie można też wprost naśladować
np. św. Róży z Limy, która budowała swoje życie religijne na straszliwym
udręczaniu ciała. Podobnie św. Małgorzata z Kortony. Obie te dziewczyny
uważały, że ich piękno cielesne, ich uroda, bo były bardzo piękne, przeszkadza
im w życiu religijnym. I niszczyły to piękno. Niszczyły je fizycznie: niedojadały,
brudziły twarz, niszczyły twarz, aby w ogóle znajdować się wśród ludzi jako
pogardzane, nielubiane, odsunięte. Sądziły, że wtedy zbliżają się do Chrystusa.
To wina spowiednika, że im nie wytłumaczył, że to nie o to chodzi. Panu Bogu to
nie przeszkadzało. Bóg i na tej naiwności potrafi zbudować to, co uważa za
słuszne dla człowieka.
Dopowiedzenia.
Otóż mówiłem charakteryzując miłość, że jest to upodobnienie, upodobanie,
zarazem spotkanie uobecniające przez to, że dwie osoby spotykają się w
realności i że towarzyszy temu swoiste otwarcie jednej osoby na drugą osobę.
Zarazem towarzyszy upodobnieniu i otwartości potrzeba bycia w tych
odniesieniach. Jest to już sięganie do innych tematów: do tematu wiary i do
tematu nadziei. Owszem, wiara i nadzieja towarzyszą miłości. Trzeba jednak tak
powiedzieć, że miłość jest pierwsza i że na niej budujemy wiarę i nadzieję.
Według teologii św. Tomasza, gdy rozważamy nadprzyrodzoną treść naszych relacji
z Bogiem, to musimy powiedzieć, że dar rozumu budzi wiarę, lecz że dar mądrości
ją zapoczątkowuje. Dar mądrości bowiem zapoczątkowuje miłość, a w niej zarazem
wszystko zapoczątkowuje. Miłość pochodzi więc swoiście z daru mądrości. Znaczy
to, że Bóg pierwszy do nas się odnosi i dzięki temu nawiązujemy z Nim kontakt.
A dary Ducha Świętego są umiejętnością odbioru tego, co Bóg w nas wnosi. Stąd
nasza nadprzyrodzona miłość do Boga, nasza wiara, nasza nadzieja mają początek
w Bogu, w poszczególnych darach Ducha Świętego. Przyjmujemy je i swoiście na
nie reagujemy. W miłości do Boga nasze reakcje polegają na przyjęciu do końca
wszystkiego, co Bóg w nas wnosi.
Wiara
jest odniesieniem, budowanym na otwarciu się wzajemnym osób na siebie. Można
ją podobnie charakteryzować, jak charakteryzujemy miłość. Wiara jest więc
wzajemnym zaufaniem sobie, wzajemnym otwarciem się na siebie. Jest więc naszym
zaufaniem do Boga, otwarciem się naszym na Boga i odwrotnie, Bóg otwiera się z
zaufaniem wobec nas, udostępnia nam siebie. I rozważmy to wzajemne otwarcie
podmiotowo i przedmiotowo.
Przedmiotowo
ujęta wiara to ujęcie jej od strony Boga. Wskazujemy na to, że Bóg wnosi w nas
to wszystko, kim jest.
Podmiotowo
ujęta wiara, to ujęcie jej od strony wywoływanych w nas skutków. Zilustrujemy
to przykładem. Zaufałem poglądowi filozoficznemu. Oczekiwałem wyjaśnień,
tymczasem ten pogląd wnosi we mnie niepokój. Inny pogląd filozoficzny coś mi
wyjaśnia. Dany człowiek powoduje we mnie pewne mobilizacje. Inny oddziałuje na
mnie w taki sposób, świadomie lub nieświadomie, jakby chciał mnie w czymś zaatakować,
wywołać zniechęcenie choćby do życia religijnego. Z taką postacią oddziaływań
często się spotykamy.
Wiara
w Boga ujęta przedmiotowo zaczyna się w nas dzięki usłyszeniu prawd wiary.
Słyszymy o prawdach wiary, rozważamy je w swym intelekcie, wola je akceptuje i
powoduje, że otwieramy się ku Bogu i dla Jego prawdomówności. Gdy więc dla
samego Boga przyjmujemy treść Objawienia, wtedy zaczyna się przebywanie Boga w
istocie naszej osoby.
Wiara
w Boga ujęta podmiotowo polega na tym, że Bóg przebywa w osobie ludzkiej.
Z naszej strony ta wiara jest adoracją. Jest wewnętrznym adorowaniem Boga,
przebywającego w istocie osoby ludzkiej. Ta adoracja ma różne postaci. Ma
postać kontemplacji, postać zachwytu, postać wzruszenia, zależnie od tego, jaki
zespół władz uruchomił w nas uświadamiany sobie fakt przebywania w nas Osób
Trójcy Świętej.
Nadzieja
jest wciąż naszą potrzebą trwania w miłości i wierze. Ważne jest może głównie
to, że w naszych czasach mówi się dużo o teologii nadziei.
Teologia
nadziei, rozumiana w ten sposób, że chcemy, pragniemy powiązania z Bogiem przez
miłość i wiarę, przez wiarę realną, która dzieje się rzeczywiście, która nie
jest tylko uświadomieniami, lecz bytującą relacją, ta teologia jest słuszna.
Oparta jest na rozumieniu nadziei jako potrzebie trwania naszej więzi z Bogiem
przez miłość i trwania tej więzi przez wiarę.
Ta
teologia nadziei ma jednak często postać neoplatońską. Jest wtedy propozycją
tylko dążenia do wartości, do Boga jako wartości. Nie wiadomo tu dokładnie, czy
Bóg nas zaakceptuje, czy będziemy zbawieni. Nie wiadomo, kim jest Bóg, nie
wiadomo dokładnie, jak wykazać, że istnieje. Owszem, jest rzeczą szlachetną,
żebyśmy dążyli do Boga, pojmowanego jako wartość pierwsza. Jest to jednak
przesunięcie akcentu z realności na myślenie, na ideały, na cele, które są
przecież czymś myślanym. Ta neoplatońską postać teologii nadziei jest trochę
dla nas niekorzystna. Odsuwa nas od spełnień. W naszym życiu na ziemi
spełnienia dzieją się realnie w sakramentach. Tylko sakramenty są nieomylnym
znakiem, gdy mamy wątpliwości, że nasz kontakt z Bogiem realnie się dzieje.
Kontakt z Bogiem dzieje się przez miłość, w każdym akcie miłości, w każdym
odniesieniu do Boga przez miłość. Nie zawsze jednak jesteśmy pewni, czy nasze
odniesienie do Boga było rzeczywiście wyrażeniem Bogu miłości. Natomiast znak
sakramentalny jest nieomylny, można mu zaufać. Bóg w osobie Syna jako Chrystus
kontaktuje się realnie z nami w sakramentach, głównie w Sakramencie
Eucharystii.
Nadzieja
jest czymś pomiędzy miłością i wiarą. Jest nieustannie przypominaniem nam, że
spełniamy się w relacji realnej z Bogiem. Jest naszą potrzebą realnego kontaktu
z Bogiem. Jest zarazem przypominaniem nam, że ten kontakt dzieje się w wierze.
Nadzieja nie wprowadza nas w kontakt z Bogiem. To właśnie jest ważny
akcent. Nadzieja jako relacja nie
wprowadza nas w kontakt z Bogiem, lecz tylko doprowadza do relacji miłości i
wiary. Ponadto podkreślmy, że żadna relacja nie powoduje kontaktu z Bogiem lub
ludźmi. To osoby powodują, że zachodzi relacja wiary, miłości i nadziei. To
Osoba Boga i osoba człowieka powoduje, że wiąże nas miłość. To Osoba Boga i
osoba człowieka powoduje, że wiąże nas wiara. Podkreślmy to mocno: nie relacja
miłości powoduje połączenie osób. To dwie osoby decydują
o tym, że wiążą się relacją miłości. To nie miłość nas chroni. To my chronimy
miłość. To nie Kościół nas chroni. Kościół jest ciałem Chrystusa, ludem Bożym,
ale spełnia się w naszych odniesieniach przez miłość do Chrystusa. To Chrystus
i my chronimy Kościół. Osoby są pierwsze. Wszystkie relacje są zapoczątkowane
przez osoby.
I
nawet więcej, relacja miłości z Bogiem musi się dokonywać w Chrystusie. Nie
możemy bezpośrednio zetknąć się z Bogiem. Spotykamy się z Bogiem realnie wtedy,
gdy boskość jest przystosowana do naszej pojemności. To przystosowanie dokonało
się w Chrystusie. Spotykamy się z Bogiem Ojcem w Chrystusie. Chrystus jest
wprost „miejscem”, w którym Bóg
i każdy z nas może nawiązać realną więź miłości, wiary i nadziei z Bogiem. W
Chrystusie to się dzieje. Stąd w Chrystusie jest zbawienie, przez Chrystusa i w
Nim. Nie można pominąć Chrystusa. Chrystus chroni naszą miłość do miłości. Ta miłość
w Chrystusie się staje.
A
to jej stawanie się i dojrzewanie jest tak trudne, że musi je sprawiać sam Duch
Święty. To Duch Święty nas uświęca. To Duch Święty powoduje, sami tego nie
zrobimy, że my, skierowani do Boga w Trójcy Osób, w Chrystusie spotykamy Boga.
W Nim dokonuje się nasze spotkanie z Trójcą Osób Boskich, spotkanie tak
wspaniałe, a zarazem przekraczające ludzkie siły. Spełnia je w nas i tworzy
Duch Święty. Bez Ducha Świętego nie byłoby naszych więzi
z Bogiem, naszych więzi z Chrystusem, nie byłoby Kościoła, nie byłoby
zbawienia, spełnionego w nas i wyrażonego w całym rozwoju duchowym człowieka.
Módlmy
się.
Obmyślmy
sami modlitwę do Ducha Świętego, np.: Przyjdź, Duchu Święty, do mojego serca,
napełnij je miłością i swymi darami, o które pokornie proszę przez Chrystusa
Pana naszego. Amen.
IV.
SERCE CZŁOWIEKA I SERCE JEZUSA
Módlmy
się.
Kyrie
elejson. Chryste elejson. Kyrie elejson.
Ojcze
z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu,
Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami.
Duchu
Święty, Boże, zmiłuj się nad nami.
1.
Na temat serca człowieka najpierw poglądy potoczne i literackie.
Serce
jest podstawą uczuć miłości lub jest wprost uczuciem miłości. Jest podstawą
w ogóle uczuć albo samymi w sobie uczuciami. Zachodzi tu utożsamienie miłości z
uczuciami. Ich miejscem jest serce. Serce jest symbolem uczuć.
Sens
tych opinii jest taki, ze przeciwstawia się serce intelektowi. Uważa się, że
intelekt jest postawą człowieka, władzą człowieka, działaniem człowieka
niszczącym to, co głęboko ludzkie. Intelekt rozumie się tu w sposób
racjonalistyczny, trochę może po bergsońsku jako pewien podmiot kwantyfikowania
rzeczywistości, schematyzowania jej. Natomiast poznanie przez serce uważa się
za właściwe człowiekowi. Samo serce jest żywym odniesieniem człowieka do
człowieka, jest bogatsze niż rozpoznawanie intelektualne. Przypisuje się sercu
nie tylko podmiotowanie uczuć, pełniejsze i ludzkie zachowania, ale także i
podmiotowanie poznania. Zaleca się poznanie przez serce, a nie przez rozum.
2. Pogląd D. von
Hildebranda.
W
książce pt. „Serce”, wydanej przez wydawnictwo „W drodze” w 1985 r., Hildebrand
rozważa zagadnienie serca. Pisze, że „serce najgłębiej charakteryzuje osobę
ludzką, jest jej... tajemniczym ośrodkiem” (s. 20). Serce więc charakteryzuje
człowieka. Jest ośrodkiem osoby, ośrodkiem tajemniczym, nie dającym się może
tak od razu sformułować, wyrazić. Jest jednak czymś bardziej rzeczywistym niż
jakiekolwiek bytowe pryncypia osoby. Dalej Hildebrand mówi, że serce stanowi centrum
ludzkiej duszy (s. 30). Dodaje także, że są w człowieku trzy takie centra,
mianowicie: umysł, wola i uczucia. A źródłem uczuć jest serce (s. 159).
Uwyraźnia to podkreślając, że serce bardziej niż intelekt i wola reprezentuje
nasze najgłębsze, najwłaściwsze „ja” (s. 92). Człowiek to serce. Oceniamy
człowieka według serca, nie według rozumu. Hildebrand przeprowadza, tak sądzi,
rehabilitację uczuć i wprowadza je do sfery duchowości. Uczucia według niego
należą do sfery duchowości. Hildebrand swoiście oskarża Arystotelesa, św.
Tomasza, wprost filozofię, że zaniedbano tajemnicę i fakt uczuć.
Dopowiedzmy
tu, że może nie jest to zupełnie prawdą. Nie neguje się w filozofii, tym
bardziej w myśli św. Tomasza, uczuć i ich roli w człowieku, w jego działaniu,
powiązań uczuć
z relacją miłości, również uczucia miłości. Problem jest złożony może dlatego,
że nazwy uczuć
i nazwy relacji osobowych są te same. Gdy po Kartezjuszu zagubiła się filozofia
klasyczna, nie mówiono już o relacjach osobowych. Mówiono tylko o uczuciach.
Upominał się o nie nurt augustyński, potem najgłośniej egzystencjalizm. Uznano,
że wszystko, co nie jest intelektem, jest uczuciem lub ewentualnie wolą. Jednak
wolę i uczucia łączono w jedną całość.
Okazuje
się, że w ascetyce katolickiej jest duża świadomość roli uczuć w życiu
religijnym. Św. Katarzyna Sjeneńska pisze bardzo dużo o tym, jak dawać sobie
radę
z uczuciami, jak je wychowywać. Dzisiaj w ascetyce także nie zaniedbujemy tej
refleksji. Wiemy, że trzeba chronić uczucia głównie w ciemnej nocy. Wiemy
zarazem dzięki katolickiej literaturze ascetycznej, że uczucia chroni się
pięknem. Bodziec piękna jest tak duży, tak silny, że scala uczucia i ułatwia
człowiekowi pozostanie w wewnętrznym ładzie. W okresie kryzysów religijnych,
czy kryzysu miłości, uczucia są swoiście oddzielone od intelektu i woli. I na
tym polega kryzys miłości. Przechodzi on często w stan rozpaczy, która na tym
polega, że uczucia nie są kierowane przez intelekt i wolę. Same nie rozpoznają
osób. Kierują się do swoich przedmiotów, ukazywanych im przez doznania
zmysłowe. Tych przedmiotów jest wiele. Wiele też jest uczuć. Następuje w nas
swoista dezintegracja, swoiste rozproszenie, jakieś załamanie.
I trzeba wtedy scalać uczucia bodźcem piękna. Trzeba je w związku z tym zawsze
wychowywać i swoiście kształcić.
Kształcić
uczucia to ćwiczyć je w nabywaniu wrażliwości estetycznej na piękno. Nie na
jakąkolwiek kompozycję, taką np. jak maszyna. To musi być odniesienie do
elementów takich, które nazywamy pięknem. W związku z tym studium piękna jest w
ascetyce bardzo ważnym tematem. Piękno bowiem jest potrzebne do kształcenia
uczuć. Wychowywać uczucia to wiązać je w człowieku z intelektem, gdyż sama
identyfikacja piękna wymaga analizy intelektualnej, działania intelektu. Trzeba
wiązać uczucia z intelektem, który powinien dominować w człowieku. Na wiązaniu
z intelektem wszystkich władz człowieka polega w ogóle uprawa tych wszystkich
władz, swoiste ich scalanie. Ład wewnętrzny uzyskuje się dzięki temu, że poddaje
się wszystko intelektowi, jego informacji najbardziej odpowiedzialnej i
usprawiedliwionej. Wychować uczucia, czyli związać je z intelektem, to sprawić,
by nie wiązały się z czymś wbrew prawości człowieka.
Uczucia
są reakcjami pożądawczymi na dobro cielesne, na dobro, które jawi się nam
w postaci odbieranej przez zmysły. Uczucia to nasze reakcje na ten właśnie
bodziec piękna.
Trzeba
odróżnić uczucia od fascynacji, które są reakcją poznawczą na prawdę cielesną,
na określoną prawdę, uwikłaną w doznania, odbierane przez władze zmysłowe.
3. Serce w ujęciu
Jana Pawła II
Jan
Paweł II w przemówieniu do młodzieży w Warszawie w 1979 roku powiedział przed
kościołem św. Anny: „Serce w języku biblijnym oznacza ludzkie duchowe wnętrze,
oznacza
w szczególności sumienie. Człowieka więc trzeba mierzyć miarą sumienia, miarą
ducha, który jest otwarty ku Bogu. Trzeba więc człowieka mierzyć miarą Ducha Świętego...
Tylko Duch Święty może go zapełnić, to znaczy doprowadzić do spełnienia przez
miłość i mądrość”. Zostawmy na razie ten cytat, wrócimy do niego.
4. Serce w ujęciu św.
Tomasza z Akwinu
W
ujęciu św. Tomasza serce jest powiązane ze słowem serca. Jeżeli więc św. Tomasz
używa terminu serce, to w znaczeniu słowa serca lub mowy serca. Ma na myśli
poznanie
i zarazem zareagowanie na to, co poznane w porządku realnym. Wyjaśnijmy to.
Oddziałuje
na mnie jakiś byt i ja na niego reaguję. Te odniesienia stanowią porządek mowy
serca jeszcze przed intelektualnymi uświadomieniami.
I
odróżnia św. Tomasz serce w dosłownym, anatomicznym sensie od tego serca, które
symbolizuje zachowania człowieka, nazywane słowem serca czy mową serca.
Serce
w sensie organu cielesnego „jest pierwszym pryncypium wśród części i mocy
witalnych (człowieka) co do istnienia” (III, q
Natomiast
pojmując „serce” filozoficznie św. Tomasz tak powie: Słowo serca to serce
rozumiane jako podstawa odniesienia człowieka do człowieka, jako podstawa
reagowania na pryncypia. Słowo serca jest zareagowaniem na rozumiane rzeczy (I,
q
5.
Zestawienie określeń terminu „serce” u Jana Pawła li i św. Tomasza
Jan
Paweł II używa terminu „serce” raczej w znaczeniu słowa serca. Nie używa tego
terminu w znaczeniu podmiotu emocjonalności, siedliska uczuć w człowieku,
podstawy pozaintelektualnego odniesienia do ludzi, czy do bytów. Jan Paweł II
mówi wprost, że serce (wobec tego słowo serca) jest ludzkim duchowym wnętrzem.
Jest szczególnie sumieniem. Akcentuje więc, mówiąc o sercu, ludzkie duchowe wnętrze
i ludzkie sumienie. Sumienie jest duchowe. Duch ludzki jest otwarty ku Bogu.
Tylko Duch Święty może wypełnić ducha człowieka prowadząc go przez miłość do
mądrości. I Jan Paweł II uważa właśnie, że to jest biblijne pojmowanie serca.
Św.
Tomasz, powtórzmy, mówi o sercu w znaczeniu pewnego poziomu w człowieku,
poziomu wyznaczającego odniesienia. Serce jest odbiorem rozumianej rzeczy.
Słowo serca, serce, jest rozumieniem rzeczy, której doznaję. Rzecz oddziałuje
na mnie, dokonuje się odbiór, ujęcie, coś ujmuję. Jest to odbiór rozumianej
rzeczy. Według metafizyki, rozumienia dotyczą pryncypiów, dotyczą tego, co w
bycie jest jego wewnętrzną przyczyną, samym tworzywem tego bytu. Jest to więc
odbiór pryncypiów rzeczy, tej rzeczy przeze mnie rozumianej. I, drugi moment,
zareagowanie na tę rozumianą rzecz. Św. Tomasz określił to jako ujawnianie,
manifestowanie tej rzeczy samemu sobie. Samemu sobie, to znaczy, że nie jest to
mowa zewnętrzna, nie jest to prezentowanie rozumienia w wytworach.
Myśl
św. Tomasza jest więc taka: czymś, od czego zaczyna się każdy kontakt na
różnych poziomach i w różnych odmianach, jest spotkanie. Spotkanie polega na
tym, że oddziałuje na mnie jakiś byt. Oddziałuje, oczywiście, przez cały mój aparat
poznawczy. Oddziałuje na człowieka dorosłego, który reflektuje to oddziaływanie,
ale oddziałuje także na dziecko, które nie uświadamia sobie swych doznań.
Zresztą człowiek, który nie studiuje filozofii, nie uświadamia sobie całego
procesu poznawczego. Natomiast odbiera rzecz oddziałującą
w tym, czym ona jest, w jej pryncypiach, w jej zasadniczym tworzywie, a
wskazuje na to nasza reakcja. Reagujemy na tę rzecz, na ten byt, czy na tę
osobę jako na osobę. Reagujemy na człowieka jako na człowieka, nie na funkcję,
jaką człowiek pełni. Reagujemy na nauczyciela jako nauczyciela, ale on się nam
w tej funkcji jawi. Reagujemy jednak także na ludzi jako ludzi, na zwierzęta
jako zwierzęta. Wtórna jest wtedy dla nas barwa, kolor, wygląd zwierzęcia, tak
samo kwiatu. To jest kwiat, coś w nim istotnego, istotowego, a później są
dodatkowe zróżnicowania, powodujące, że jest to róża lub inny kwiat. Otóż
według św. Tomasza oddziałuje na nas dany byt, dociera do nas i swoiście w nas
się zapisuje. Wiemy, że „zapisuje się”
w intelekcie możnościowym. I w tym intelekcie rodzi się słowo serca. To, czym
oddziałał na nas spotkany byt, wywołuje w naszym intelekcie reakcję. To zareagowanie
intelektu możnościowego nazywamy właśnie słowem serca. Słowo serca nie jest
więc utworzonym znakiem rzeczy. Jest znakiem zrodzonym, jak mówi św. Tomasz.
Nie jest to więc znak wytworzony, wypracowany przez człowieka. Nasz intelekt na
istotowe bodźce z zewnątrz reaguje zrodzeniem słowa serca, to znaczy wywołaniem
w sobie bytowego powodu, żebyśmy skierowali się do oddziałującego bytu. I
rzeczywiście kierujemy się do oddziałujących na nas osób czy bytów. Kierujemy
się do nich jako do dobra. Każdy spotkany człowiek wywołuje w nas potrzebę
odniesienia się do niego jako do dobra. Odnosimy się więc do niego relacją
nadziei, zarazem relacją wiary i relacją miłości. Ten byt, ten człowiek
otworzył się wobec nas, udostępnił nam siebie, wobec tego rodzi się w nas
relacja zaufania, relacja wiary. Ten byt współprzebywa z nami, rodzi się w nas
relacja upodobnienia, relacja miłości. Tak reagujemy na doznawaną, istotową
treść bytu. I wiemy od św. Tomasza, co dalej się dzieje. Gdy więc oddziałuje na
mnie jakaś osoba, moim pierwszym odruchem jest odniesienie się do niej z
miłością, wiarą i nadzieją. Nie odnoszę się do tej osoby określoną wiedzą. Nie
ma we mnie tej wiedzy. Posiadanie wiedzy wymaga uczenia się. Człowiek, który
nie studiuje pewnych dziedzin filozoficznych, nie wie jak określić człowieka.
Nie wie, jak przebiega proces poznawczy. Reaguje na człowieka nie jakąś wiedzą,
lecz reaguje relacjami realnymi: kocha, wierzy, pokłada w człowieku nadzieję.
Św. Tomasz mówi, że w tym zetknięciu z istotą realnych osób, w zetknięciu przez
miłość, wiarę
i nadzieję, które przecież oparte są na przejawach istnienia, docieramy do
istnienia osób. Zastajemy, odkrywamy w nich istnienie, co wywołuje nasz podziw,
zdumienie, zachwyt, że gdy na bodziec ze strony osób kierujemy się do nich z
miłością, zastajemy w nich całą wewnętrzną zawartość ludzką, zawartość bytową.
Reagujemy zachwytem, podziwem, a ten zachwyt
i podziw wywołują dwa skutki: jeden skutek jest taki, że zaczynamy to odkryte
istnienie wiązać
z tym, czego doznaliśmy, czyli wiązać istotę z istnieniem. Rozważanie więc
osoby jako istnienia i istoty rodzi metafizykę, daje początek metafizyce. Ale możemy
zachować się inaczej, możemy zachwycając się bytem, który oddziałał na mnie, zachwycać
się tylko jego istnieniem, tym, że on w ogóle jest. Możemy zachwycać się samym
istnieniem. Ten zachwyt wobec samego istnienia przybiera postać uwielbienia. A
postać uwielbienia, wywołanego zachwytem, jest modlitwą.
W tym zachwyceniu się samym istnieniem ma początek religia.
Religia
bowiem polega na odnoszeniu się z podziwem, zachwytem, uwielbieniem
modlitewnym, z postawą czci do oddziałujących na mnie rzeczy, zdumiewających
tym, że są, że istnieją.
6.
Serce w ujęciu religijnym
Religia
opiera się na całej strukturze człowieka. Nie jest czymś poza nami. Jest
relacją Boga do nas, relacją wypełnianą życiem wewnętrznym Boga. To wewnętrzne
życie Boga jest inne niż nasze, jest nadprzyrodzone. Religia nie jest teorią,
nie jest kulturą. Jest zespołem realnych relacji człowieka z Bogiem. Te relacje
tak samo się dzieją, jak dzieją się relacje między osobami ludzkimi. Gdy bowiem
zwrócimy się do istnienia, zastanego w oddziałującym na nas bycie,
do samego istnienia, to odnosimy się do niego w postawie modlitewnej, w
postawie czci. Dzięki wychowaniu religijnemu, dzięki kulturze religijnej,
dzięki kulturze filozoficznej, nie mylimy istnienia każdego bytu z Istnieniem
Pierwszym. Owszem, kierujemy się na apel bytów lub osób do tych bytów czy osób.
Zastajemy tam istnienie tych bytów, lecz przy pomocy właśnie informacji
religijnej czy myślenia filozoficznego odróżniamy ich istnienie od Istnienia
samego
w sobie. Odróżniamy Boga jako Istnienie Samoistne. I kierujemy się do Boga jako
do dobra,
a ze względu na to dobro kierujemy się do Boga jako do celu ostatecznego.
Kierujemy się więc od razu do Boga jako najwyższego celu. Kierujemy się przez
miłość. Kierowanie się do Boga jako do celu ostatecznego, jako do dobra, ma
podstawę w sumieniu. Słusznie Jan Paweł II uważa, że serce jest sumieniem. W
porządku mowy serca, w porządku pierwszych spotkań bytowych, w porządku więc
relacji, odnoszenia się do Boga jako realnego bytu przez miłość, występuje taka
motywacja: traktujemy Boga jako dobro. Podmiotem takiego odniesienia jest już
to usprawnienie, które nazywamy sumieniem. Nabywam usprawnienia w tym, że
rozpoznaję coś jako prawdę, coś, co przez swoje otwarcie daje się doznać w swej
istocie, w tym czym jest
i reaguję na to jako na dobro. Z czasem usprawniamy się w wiedzy, a jeszcze
później
w mądrości.
Mądrość
jest sprawnością naszego intelektu w ujmowaniu wszystkiego w perspektywie
prawdy i dobra zarazem. Dobra w tym sensie, że umiemy zobaczyć, czy dany byt
jako prawda wywołuje skutki dla mnie dobre. Ujmujemy więc, jak chciał
Arystoteles, wszystko od strony skutków i przyczyn. Znajdujemy dla każdego
skutku właściwą przyczynę. To jest mądrość naturalna.
Natomiast
dar mądrości funkcjonuje w nas w sposób bardziej złożony. Najpierw nasz
intelekt, który kieruje nas przez słowo serca do bytu, jest zarazem swoistym
pryncypium miłości. Oczywiście, bezpośrednim podmiotem miłości jest realność, w
której przejawia się istnienie. To jednak intelekt swoim słowem serca skłania
nas do tego, że kierujemy się do bytu. Słowo serca jest bowiem tym bodźcem,
który nas pcha do spotkanego bytu. Nawiązujemy z doznawanym bytem relację miłości.
I w tę naturalną relację miłości Bóg wlewa miłość nadprzyrodzoną, miłość
właśnie wlaną. Sprawia, że miłość naturalna staje się podmiotem naszej miłości
wlanej, jako dana nam sprawność do kierowania się ku Bogu. Zarazem, gdy Bóg w
nas przebywa, Duch Święty wnosi swoje dary, jako sprawności przyjmowania
wszystkiego, co Bóg w nas wnosi. Duch Święty jest autorem tych darów. Duch
Święty więc wypełnia serce mądrością, wypełnia wszystkimi swoimi darami. W naszych
odniesieniach do Boga ważny jest Duch Święty. Wnosząc swoje dary usprawnia nas w
nadprzyrodzony sposób w odbieraniu Boga, który do nas przychodzi. Duch Święty
więc swoiście nas usprawnia w poziomie mowy serca, to znaczy
w naszych realnych zachowaniach, w realnych relacjach przed wszelkimi i poza
wszelkimi uświadomieniami. To tutaj, gdzieś głęboko w nas, w pierwszych
reakcjach intelektu człowieka, intelektu możnościowego, spotyka się nasze
działanie z działaniem Ducha Świętego. Jeżeli to wszystko wiemy, to możemy
jeszcze pełniej określić serce człowieka, w połączeniu ze słowem serca.
7.
Pełne określenie serca człowieka
Serce
jest w człowieku, a dokładniej mówiąc w intelekcie możnościowym człowieka, zrodzoną
racją, zrodzonym pryncypium, realnym powodem, by doznawać tego, czym jest osoba
i by kierować się przez miłość i wiarę do danej osoby. To jest serce. Ponieważ
chodzi tu
o doznanie pryncypiów i reakcję na poznaną osobę, to serce jest w nas, w naszym
intelekcie raczej słowem serca. Jest to pierwszy moment w określeniu serca.
Drugi
jest następujący: Serce jest zarazem powodem tego, że kierując się miłością do
oddziałującej osoby wielbimy w tej osobie jej istnienie. Odnosimy się z
uwielbieniem do faktu jej istnienia. Zarazem po pewnych odróżnieniach i
uściśleniach odnosimy się z uwielbieniem do istnienia samego w sobie, do Samoistnego
Istnienia, a więc do Boga.
Serce
wobec tego jest powodem, gdy pobudzą nas wewnętrzne przyczyny rzeczy, by
kierować się z miłością do tych rzeczy, do bytów, do osób. Jest to zarazem
uwielbienie istnienia bytów i samego w sobie istnienia czyli Boga. Dzieje się
to w tych pierwszych, najgłębszych spotkaniach.
Z
kolei, serce to uznanie Boga, do którego odnoszę się z uwielbieniem, za dobro
dla mnie. Traktuję bowiem Boga także jako dobro dla mnie, na poziomie na
przykład miłości pożądawczej, jako coś dla siebie korzystnego choćby w tym
sensie, że będę zbawiony, że nie pójdę do piekła, a zbawieniem i potępieniem
przede wszystkim martwią się protestanci. Nie martwią się tym, czy Bóg będzie
uwielbiony, lecz tym, czy będę zbawiony. To jest to ujmowanie Boga jako dobra
dla mnie. Mamy prawo, a na tym polega także i ludzka mądrość, zobaczyć, czy coś
nas chroni, czy Bóg nas chroni czy atakuje. Uznanie Boga za dobro dla mnie jest
zarazem otwarciem się nas wobec Boga i przyjęciem Go przez miłość. To jest
wciąż serce.
W
takim razie, jeżeli odnoszę się do Boga przez miłość, to co dzieje się dalej? Przychodzi
do nas Duch Święty. Gdy więc wiążę się z Bogiem więzią miłości, to do wnętrza
człowieka, do istoty człowieka przychodzi Duch Święty ze swoimi darami. I w
sercu człowieka spotyka się mądrość naturalna z mądrością jako darem Ducha
Świętego.
Mądrość
ludzka to rozpoznanie, czy coś, jakiś byt, jakaś osoba jest dobrem dla mnie,
czy mnie chroni.
A
mądrość jako dar Ducha Świętego to powodowanie miłości, aktywizowanie w nas miłości
do Boga.
Człowiek
bowiem w swym ludzkim sercu staje się podmiotem relacji do ludzi i do Boga.
Takie jest ludzkie serce. Jest powodem odnoszenia
się do bytów jako do dobra i powodem odnoszenia się do Boga. Nie jest to jednak
odnoszenie się uczuciowe.
Uczucia
są czymś zdobiącym, czymś ułatwiającym nam relację miłości. Uczucia, emocje,
zarazem fascynacje czynią czymś łatwym postawę służenia. Służenie człowiekowi,
służenie Bogu w czci staje się łatwiejsze, gdyż uczucia są napędem, dodają sił.
8.
Czym jest serce Pana Jezusa
a)
Najpierw serce Jezusa w obszarze Osoby Chrystusa, a więc ludzkiego serca Chrystusa
w odniesieniu do Boskości w samej Osobie Chrystusa.
Chrystus
jest jedną Osobą Bosko-ludzką. W intelekcie ludzkim Chrystusa, w tym intelekcie
doznającym istoty innych bytów, jest tak samo powód skierowania się przez
miłość
i wiarę do nas, do każdego zresztą bytu, zarazem skierowania się przez miłość i
wiarę do Boga. Serce Jezusa jest powodem skierowania się i do nas i zarazem do
siebie jako Boga. A to odniesienie serca Jezusa do Boskości, która współstanowi
z człowieczeństwem Chrystusa jedną Osobę Boską, jest odniesieniem się także do
Trójcy Świętej. Serce w Chrystusie jest powodem skierowania się do Boga jako
istnienia i powodem skierowania się do Boga jako dobra. Jest zarazem powodem
skierowania się do Boga jako Boga, do Boga Trójosobowego. Można też powiedzieć,
że serce Jezusa jest powodem pojawienia się w Osobie Chrystusa także Ducha Świętego
i Boga Ojca, całej Trójcy Świętej.
b)
Serce Jezusa wobec nas.
Serce
Chrystusa w Chrystusie, oczywiście w Jego ludzkim intelekcie możnościowym, jest
powodem, by nas Chrystus poznał i skierował się do nas z miłością i wiarą,
zaufaniem nam
i akceptacją nas. Taki jest naturalny, bytowy mechanizm reagowania osób na
osoby. Chrystus jako człowiek swoim sercem odnosi się do nas poznając nas i
miłując. Ponieważ Chrystus jest zarazem Bogiem, człowiekiem i Bogiem, serce
Jezusa jest powodem znalezienia się w nas Chrystusa jako Boga, jest powodem
zamieszkania w nas Jezusa jako Syna Bożego razem
z Ojcem i Duchem Świętym. Serce Jezusa jest tym swoistym powodem, żeby znalazła
się
w nas Trójca Święta, gdy odniesiemy się do Chrystusa z wiarą, nadzieją i
miłością. Serce Jezusa od strony sprawionych w nas skutków jest zarazem zespołem
realnych relacji osobowych, wiążących nas z Chrystusem. To Serce jest podmiotem,
podłożem, ale zarazem także samym tym zespołem relacji wiążących nas z
Chrystusem, zespołem tych relacji, które uprzedzają nasze uświadomienia, gdyż
te relacje dzieją się w samym porządku bytowania,
a nie w porządku kulturowym, ani w porządku uświadomień. Te relacje trwają
także wtedy, gdy je sobie uświadomimy. Nic się tu nie zmieni. Serce jest to stały
w Chrystusie, jako Człowieku
i Bogu, powód trwania tych powiązań z nami. Dzięki Chrystusowi i Duchowi
Świętemu będą się one pogłębiały. Będą się one pogłębiały także dzięki nam, gdy
będziemy chronili je działaniami poznawczymi i decyzyjnymi, działaniami
intelektu i woli. A gdy będziemy je chronili, to będziemy nimi służyli ludziom.
I będziemy dzięki nim, dzięki stałemu kontaktowi z Chrystusem, pogłębiali je
zarazem dla chwały Bożej.
9.
Podsumowanie
Krótko
mówiąc, bardzo krótko, serce w każdym człowieku to niezależny od uświadomień
powód naszych realnych powiązań z ludźmi i z Bogiem. Serce to bytowy w nas
powód, który nas skłania do tego, żebyśmy otwierali się ku osobom i podejmowali
to, co wynika z otwarcia się ku nam innych osób. Zarazem jest to niezależne od
naszych uświadomień powiązanie się
z nami Chrystusa, nieustanne ze strony Chrystusa odnoszenie się do nas z
miłością, wiarą
i nadzieją. To jest serce.
Módlmy
się.
Ojcze
z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu,
Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami.
Duchu
Święty, Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta
Trójco, jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.
Serce
Jezusa, Syna Ojca Przedwiecznego, zmiłuj się nad nami.
Serce
Jezusa, w łonie Matki Dziewicy przez Ducha Świętego utworzone, zmiłuj się nad nami.
Serce
Jezusa, z Boską Osobą Słowa najściślej zjednoczone, zmiłuj się nad nami.
Baranku
Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Zmiłuj
się nad nami. Amen.
V.
MIŁOŚĆ W BOGU JEST OSOBĄ DUCHA ŚWIĘTEGO
(DUCH ŚWIĘTY, MATKA BOŻA, EUCHARYSTIA)
Módlmy
się.
Anioł
Pański zwiastował Pannie Maryi
I
poczęła z Ducha Świętego.
Zdrowaś
Maryjo.
Oto
ja Służebnica Pańska
Niech
mi się stanie według słowa Twego.
Zdrowaś
Maryjo.
A
Słowo ciałem się stało
I
mieszkało między nami.
Zdrowaś
Maryjo.
1.
Duch Święty i Matka Boża
Duch
Święty sprawił, że Najświętsza Maryja Panna jest Matką Boga. Św. Mateusz pisze
tak: Maryja „znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego” (1,18). Anioł
uspokaja św. Józefa: „Z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło” (1,20).
Św. Łukasz: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego
też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym” (1,35).
Duch
Święty jest głęboko związany z Najświętszą Maryją Panną - człowiekiem i zarazem
Matką Boga. Jezus został poczęty przez Ducha Świętego w Maryi. W Jej osobie
realizuje się zjednoczenie z Duchem Świętym, to zjednoczenie i ta obecność,
która jest zawsze powodem naszych odniesień do Boga, osobowych odniesień
religijnych. Tam, gdzie jest Duch Święty, jest także Chrystus, który jest Synem
Ojca. Teologowie dopowiadają, że Duch Święty jest zawsze tam, gdzie jest
Najświętsza Maryja Panna. Sobór Watykański II stwierdza, że Najświętsza Maryja
Panna jest „Rodzicielką Syna Bożego, a przez to najbardziej umiłowaną Córą Ojca
i świętym Przybytkiem Ducha Świętego” (KK 53). To zespół prawd wiary, które
znajdujemy
w Ewangeliach, w dokumentach soborowych.
Trzeba
teraz, rozważając te prawdy wiary, najpierw uświadomić sobie, że całe zbawienie
człowieka jest faktem trynitarnym lub że ma strukturę trynitarną. Zbawienia
bowiem dokonuje Bóg, Stwórca porozumienia z ludźmi, Stwórca przymierza. Gdy
załamały się kontakty w Raju
i gdy nadszedł właściwy czas (gdy nadeszła pełnia czasu), Bóg Ojciec posyła
swojego Syna jako Zbawiciela. Dzięki Chrystusowi, który zbawia człowieka, Bóg
Ojciec napełnia Duchem Świętym ludzi czyniąc ich w ten sposób synami, powołując
ich czy przybierając za synów. Takie jest ukazanie zbawienia przez św. Pawła w
liście do Galatów (4,4-5) i w liście do Rzymian (8,16). Jest to dynamiczne
ujęcie zbawienia. Tak to określają teologowie.
Powtórzmy
to pojęcie zbawienia: Realizowanie zamysłu Boga Ojca przez Chrystusa
i dzięki Chrystusowi. Zarazem posłanie Ducha Świętego przez Ojca i Syna do nas,
dzięki czemu stajemy się przybranymi dziećmi Boga.
I
teraz występuje, podkreślany także przez teologów, zaskakujący i piękny
moment: to dynamicznie realizujące się zbawienie ma postać statyczną w osobie
Matki Boskiej. Inaczej mówiąc, Matka Boża statycznie zawiera w sobie to
dynamicznie spełniające się zbawienie. Zobaczmy to bliżej, rozważając Osobę
Matki Bożej wobec Osób Trójcy Świętej.
a)
Bóg Ojciec jest autorem całego planu zbawienia, całego pomysłu zbawienia już
objawionego nam w pierwszych księgach Starego Testamentu. Całe dzieło zbawcze
Chrystusa, cała działalność Chrystusa, która polega na odkupieniu nas i
zbawieniu, zmierza z powrotem do Boga Ojca. Jest to, jak mówi Jan Paweł II,
przywracanie nas Bogu albo wprowadzanie nas
z powrotem w miłość Ojca, od której odwróciliśmy się w Raju. Bóg zaproponował
nam miłość; kiedyś odwróciliśmy się od Boga, nie przyjęliśmy tej propozycji.
Bóg w dalszym ciągu ponawiał
i ostatecznie ponowił tę prośbę stając się w drugiej swej osobie człowiekiem.
Wcielenie jest tym otwarciem się i wciąż nieustannym otwieraniem się Boga wobec
nas. Odkupienie jest naszym powrotem do Boga. Jest to układ osobowy. To są
wydarzenia, które się dzieją w osobach. Dosłownie Bóg Ojciec otwiera się wobec
nas i dzięki odkupieniu przez Chrystusa możemy wrócić do miłości Boga. Wracamy
w Duchu Świętym.
Wszystkie
te wydarzenia zbawcze spełniają się dzięki macierzyństwu Matki Bożej, dzięki
poczęciu i urodzeniu Chrystusa. Zarazem przez swoje macierzyństwo Matka Boska
objawia Boga Ojca. Przede wszystkim objawia Boga Ojca, a zarazem służy Ojcu,
służy Ojcu z czcią. Wyraża Jego zamysł, Jego myśl, Jego wolę. Wskazują na to
tytuły, które Kościół odnosi do Matki Boskiej: Umiłowana Córa Ojca, Niepokalana,
Matka Boga. To tytuły, które wyrażają
w skrócie prawdy wiary, ujawniają służebną rolę Matki Boskiej wobec Ojca, a
zarazem Jej rolę służenia w całym dziele Zbawienia.
We
współczesnej teologii, głównie na obszarach protestanckich, podkreśla się w
tym miejscu, że Matka Boska jest wybrana i wyjątkowa nie dla Niej samej, lecz
dla dobra całego rodzaju ludzkiego.
I
zarazem Matka Boska w odniesieniu do Boga Ojca wyraża pełne przygotowanie
Izraela, narodu izraelskiego, do przyjęcia już Zbawiciela. I w Jej osobie spełnia
się zbawienie. Duch Święty sprawia poczęcie Chrystusa. Podkreśla się też w teologii
maryjnej, że w swoim przeżywaniu więzi z Bogiem, a więc w swoim przeżywaniu
religii, Matka Boska odkrywa oblicze Boga Ojca, ujawnia Boga Ojca, ujawnia to,
że jest święty, potężny, że jest obrońcą ubogich, że jest miłosierny, wierny
(to ze św. Łukasza 1,46-55). A w swym osobistym kontakcie z Synem Matka Boska
dostrzega i swoiście ujmuje w wierze to, że Bóg jest Ojcem wszystkich ludzi.
I Matka Boska jest zgodna, z Bogiem Ojcem w poglądzie na nasze więzi z
Chrystusem.
Jest
to ujęcie o ogromnej urodzie teologicznej. Na przykład odniesienie się Matki
Boskiej do Chrystusa w Kanie Galilejskiej: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam
powie” (J 2,5). Bóg Ojciec podobnie prezentuje nam Chrystusa na górze Tabor:
„Jego słuchajcie” (Mt 17,5), zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Matka Boża
doskonale wyraża, doskonale rozumie, czuje to, jak mamy odnosić się do
Chrystusa, słuchać Go, spełnić wszystko, co nam powie. To są akcenty mariologiczne,
stawiane w zagadnieniu więzi Matki Bożej z Bogiem Ojcem.
b) Syn
Boży, Chrystus, jest ośrodkiem całego planu czy pomysłu zbawienia. Pomysł
zbawienia jest taki, że jedynym Zbawicielem jest Chrystus. Znowu to wspaniałe
osobowe rozwiązanie. Zbawienie nie jest układem relacji, procesów. Zbawienie
to Chrystus. I Chrystus jest jedynym Zbawicielem. Ta myśl zawiera się w liście
do Efezjan (1,18-23), u św. Jana (4,42), w liście do Żydów (8,6), w pierwszym
liście do Tymoteusza (2,5-6). Otóż Matka Boska ukazuje nam swoistą tajemnicę
Chrystusa. Tę tajemnicę, że Chrystus jest Zbawicielem. Skoro Chrystus jest
Zbawicielem, to rola Matki Boskiej polega na tym, aby być Służebnicą Pańską,
aby pomagać w dziele zbawienia ludzi, aby być Matką Odkupiciela. I Matka Najświętsza
jest właśnie Służebnicą Pańską. Tak określiła siebie w sytuacji Zwiastowania.
Jest Matką Odkupiciela. Powiedziała: „Niech mi się stanie według słowa Twego”.
Teologowie
ukazują tutaj ogromną delikatność Matki Boskiej. Nie powiedziała do anioła: dobrze,
zgadzam się, tak. Niech się stanie tak, jak powiedziałeś. Odpowiedziała raczej,
że to nie ja rozstrzygam, lecz Bóg. Niech mi się stanie tak, jak Bóg proponuje,
jak sobie życzy.
I
potem Matka Boska towarzyszy Jezusowi w całej Jego działalności. Uświadamia
sobie wszystko, co się wydarzyło. Jest świadoma tego, że rodzi Syna Bożego w
ludzkim ciele. Słyszy proroctwo Symeona, słyszy proroctwo Anny Prorokini,
przyjmuje wizytę mędrców, wszystko to zapamiętuje i rozważa. Można by
powiedzieć, to jest moja ulubiona myśl, którą wyraziłem
w książce „Dziesiątek różańca refleksji”, że Matka Boska jest pierwszym
teologiem świeckim. Nie jest bowiem kapłanem, nie jest apostołem. Jest matką.
Pierwsza rozważa w swoim sercu wszystko, co się zdarzyło i co usłyszała. Dokonuje
refleksji teologicznej. Jest pierwszą osobą spośród ludzi, która zna prawdy
wiary Nowego Testamentu, która nimi żyje, która je spełnia. Zarazem macierzyństwo
Matki Boskiej jest w Niej głęboką podstawą więzi wiary z Chrystusem. Matka
Boska doskonale zna prawdy wiary Nowego Testamentu, ale Syn Boży jest zarazem
Chrystusem, jest Jej Synem i Matka Boska musiała z trudem, można by powiedzieć,
może nie
z trudem, ale wypracować swoją wiarę, musiała podjąć wysiłek pogłębienia wiary.
Tak jak każdy z nas musi pogłębiać relacje wiary w odniesieniu do wszystkich
osób, do ludzi i do Boga. Paweł VI podkreślał w swoim tekście Marialis
cultus 25, że „w Najświętszej Pannie wszystko się odnosi do Chrystusa i
wszystko zależy od Niego”. W związku z tym także nasze osobiste odniesienie do
Matki Boskiej, odniesienie religijne ma początek w Chrystusie. W Chrystusie
uzyskuje swój pełny wymiar. Nasze odniesienie do Matki Boskiej spełnia się więc
w swoim największym wymiarze wtedy, gdy z miłością odnosimy się do Chrystusa,
tak jak Ona. Wypełnia się zarazem przez Chrystusa w Duchu Świętym. W ten
sposób: przez Chrystusa, w Duchu Świętym, wszystko prowadzi nas do Boga Ojca.
Dobrze ujęta świętość i osoba Matki Boskiej wprowadza nas w kontakt z Trójcą
Świętą.
Mała
dygresja: Sądzę, że dzięki temu źle opiniowanemu u nas, pogardzanemu kultowi
maryjnemu, dzięki temu właśnie kultowi, tak mocnemu w Polsce, Polska zawsze
realizowała religijność katolicką trynitarną. Nigdy Matka Boska nie była uważana
za Boga. Zawsze Polacy mieli świadomość, że Matka Najświętsza jest Matką, kimś
wyjątkowym w Kościele, ale człowiekiem, właśnie Matką. Dzięki temu nie było u
nas szans na rozwój protestantyzmu, który kwestionuje kult maryjny. Nie miało
dużych szans prawosławie, czy inne odmiany religii, nie miał tych szans islam.
Nie przyjmuje się, chyba że zakłócenia w myśleniu katolików są zbyt duże,
propozycji świadków Jehowy, którzy atakują prawdę o Trójcy Świętej. Nasze
pozytywne odniesienia do Matki Boskiej, tak sądzę, chronią Polskę przed
odejściem od objawionej informacji Boga, że jest jednym Bogiem w Trójcy Osób.
c)
Duch Święty. Według Nowego Testamentu Duch Święty przebywa w każdym ochrzczonym
człowieku, w każdym chrześcijaninie. Mieszka w każdym chrześcijaninie, aby
odnowić serce. Odnowić serce to z powrotem ożywić w człowieku podstawy jego
odniesień do Boga. Duch Święty mieszka w nas właśnie w tym celu, aby odnowić
serce, uzdolnić nas do działań właściwych dziecku Bożemu. Zostaliśmy bowiem powołani
do tego, aby być dziećmi Boga. Znaczy to, że zostaliśmy powołani do
podejmowania z Bogiem odniesień przez miłość, wiązania się z Bogiem przez
miłość. To są działania chrześcijanina. Nie ma innych ważniejszych działań.
Inne są pomocnicze. I podobnie Bóg mieszka w nas dzięki miłości i przez miłość.
Duch
Święty zamieszkał też w Matce Bożej przez miłość. Jak bliżej teologia ujmuje te
więzi Ducha Świętego z Matką Boską?
2.
Bliżej ujęte powiązania Ducha Świętego z Matką Bożą
a)
Duch Święty tworzy w Matce Bożej nowe serce, które pozwala Jej dać Bogu
odpowiedź pełną wiary. Duch Święty daje Jej nowe serce. Duch Święty więc
swoiście uwalnia Matkę Boską od różnych zniekształceń kulturowych, od skutków
grzechu, przywracając Jej tę podstawową wrażliwość intelektu możnościowego,
dzięki któremu rodzi się w Niej słowo serca, nowe serce, które pozwala Jej na
skierowanie się do Boga z wiarą. Matka Najświętsza daje Bogu odpowiedź pełną
wiary. Tak jest według św. Łukasza (1,38).
b)
Duch Święty dokonuje w Maryi dziewiczego poczęcia Chrystusa (św. Łukasz 1,35
i św. Mateusz 1,20). Jest to zarazem bardzo ciekawy moment w osobowości Matki
Bożej. Matka Boska pomyślała więc swoje życie jako wyłączne odniesienie do Boga
i otrzymuje propozycję stania się Matką Syna Bożego. Zaplanowała dziewictwo i
widzi swoiste zakłócenie Jej planu.
Z całym spokojem i odwagą dopytuje więc o to: jak to się stanie, nie znam swego
męża. A jest w tym i ta myśl, że przecież Jej pomysłem życia jest wyłączność
miłości skierowanej do Boga.
I anioł odpowiada, że Duch Święty to sprawi, że Duch Święty rozwiąże ten problem.
Taka jest odpowiedź. Problem ten tylko w wypadku Matki Boskiej jest tak
rozwiązany, że Jej miłość do Boga, do całej Trójcy Świętej, miłość wyłączna,
nie zostaje zmieniona, gdyż Jej synem jest Syn Boży, jest Bóg. Miłość do Boga
spełnia się w całym Jej człowieczeństwie i w całej Jej duszy. Rozwiązanie
niezwykle wspaniałe, w wypadku Matki Bożej nawiązujące do wszystkich Jej
umiłowanych projektów życia.
c)
Duch Święty daje Matce Bożej natchnienie, dzięki czemu wypowiada Ona Magnificat.
Ta pieśń ukazuje nam głębokie rozumienie prawd wiary, głębokie rozumienie
właśnie tego, jak
dokonuje się zbawienie, na czym ono polega, jaki jest los ludzi, co mają robić,
jak odnosić się do Boga, który w miłosierdziu swoim kieruje się do nas, jak
zapowiedział to już Abrahamowi.
Znaczy to, że miłosierdzie jest wciąż miłością natychmiast nas wspomagającą,
jest budzeniem w nas poczucia godności (Łk 1,46-55; Łk 2,19-51).
d)
Duch Święty odradza Matkę Boską, jak każdego człowieka, jak dziecko Boże (J
3,5). Duch Święty włącza Matkę Boską do jedności wierzących. Moglibyśmy
powiedzieć, że włącza Matkę Najświętszą do jedności ludu Bożego. Maryja jest
dzięki temu wciąż w Kościele, jest pierwszą w tym Kościele osobą zbawioną, w
której skutki Odkupienia spełniają się w jakiejś najwyższej mierze. Zarazem
teologowie mówią też rzecz wzruszającą, że Chrystus pozostawia Kościołowi w
darze Ducha Świętego i Najświętszą Maryję Pannę, gdy została wprowadzona do
jedności wierzących (J 14,16; 16,13-14).
e)
Duch Święty powoduje zabranie Maryi do nieba. Taka jest prawda wiary i
świadomość religijna Kościoła. Duch Święty bowiem wskrzesza ciało. Jest to
akcent teologiczny.
W
analizach filozoficznych mówi się, że forma, która jest pryncypium, która jest
zasadą lub kodem ciała, odtworzy potem ciało człowieka po zmartwychwstaniu bez
większego trudu, gdyż kod jest podstawą zgromadzenia wszystkich tych elementów
fizycznych, które stanowią nasze ciało. Mówi się też, że zmartwychwstanie ciał
nie jest naturalnym procesem, lecz że jest to proces specjalny, wydarzenie
specjalne.
To
Duch Święty wskrzesza ciała, czyni je ciałami nieśmiertelnymi i dawcami życia.
Taka jest myśl wydobyta przez teologów z pierwszego listu do Koryntian
(15,42-45).
Duch
Święty jest dawcą życia, sprawił poczęcie Chrystusa. W związku z tym cała rola
Matki Boskiej polega na współuczestnictwie w dziele zbawienia i zarazem na
swoistym wstawiennictwie czyli na pośredniczeniu w Chrystusie między ludźmi i
Bogiem. Matka Boska wstawia się za nami. Teologowie zwracają tu uwagę na to, że
ta rola pośredniczenia, wstawiania się Matki Bożej za nami, jest zrozumiała
tylko w świetle wstawiennictwa Ducha Świętego. To Duch Święty nieustannie
wstawia się do Ojca za nami. W starych przekładach Pisma św. czytamy, że Duch
Święty jest w nas i modli się w nas wzdychaniem niewymownym. Bardzo lubię to
wyrażenie. Duch Święty modli się w nas do Boga. To On wstawia się za nami
i to jest Jego rola, Jego zadanie. Matka Boska ma w tym udział przez Ducha
Świętego i w Nim wstawia się za nami do Boga. Znowu teologowie zwracają uwagę
na to, że wszystkie tytuły, które odnosimy do Matki Boskiej, te które na
przykład odnajdujemy w litanii, w godzinkach, wszystkie tytuły Matki Boskiej
wyjaśniają Jej udział w dziele zbawienia. Ale jaki udział i jaką rolę? Tę rolę,
którą pełni w Kościele Duch Święty. Wszystkie tytuły Matki Boskiej są opisaniem,
wskazaniem na rolę, jaką Duch Święty pełni w Kościele, rolę uświęcającą dzięki
odkupieniu przez Chrystusa.
Krótko
zestawmy powiązania Ducha Świętego z Matką Bożą. Duch Święty zamieszkał
w osobie Matki Boskiej, w istocie Jej osoby. Napełnił sobą Maryję. Zamieszkał w
Niej także
w ten niezwykły sposób, który jest spowodowaniem poczęcia Syna Bożego. Właśnie
uczynił Maryję Matką Chrystusa Mesjasza, więc Matką Chrystusa zbawiającego.
Uczynił Ją pierwszą wierzącą osobą według prawd Nowego Testamentu. Uczynił
zarazem Matkę Bożą Matką wszystkich wiernych, gdyż stanowimy Ciało Mistyczne
Chrystusa. Nasz związek z Chrystusem jest pełniejszy niż związek przyjaźni. To
jest stanowienie Mistycznego Ciała Chrystusa. Jesteśmy jak gdyby wbudowani w
Chrystusa stanowiąc Jego Mistyczne Ciało, stanowiąc Kościół.
3.
Matka Boża ikoną Ducha Świętego
Pojawia
się w mariologii stwierdzenie, że Matka Boża jest obrazem objawiającym Ducha
Świętego, że jest ikoną Ducha Świętego. Używa się takiego wyrażenia.
Ukażę
ten problem i więź Matki Boskiej z Duchem Świętym w wersji św. Maksymiliana
Kolbego. Jest to wersja, którą bardzo lubię. Teologii przecież uczyłem się z
„Rycerza Niepokalanej”, z artykułów Ojca Maksymiliana Kolbego, dziś - świętego
Maksymiliana Kolbego. Zagadnienie więzi Matki Boskiej z Duchem Świętym pamiętam
z przedwojennych czasów, ze szkoły powszechnej. Podam jednak to zagadnienie
nie według tego, co przyswoiłem sobie mając lat dziesięć, lecz - żeby to
przekonywało - w wersji z „Małego Słownika Maryjnego”, wydanego przez Wydawnictwo
Archidiecezji Warszawskiej w 1987 roku, hasło - Słudzy Maryi, na stronie 83.
Podaje
się tam, że św. Maksymilian Kolbe był zafascynowany tym, co Matka Boska
powiedziała w Lourdes. Powiedziała bowiem: Jestem Niepokalanym Poczęciem.
Powiedziała nie to, że jest niepokalanie poczęta. To bowiem, że jest niepokalanie
poczęta, już było dogmatem ogłoszonym w Kościele katolickim. W Lourdes Matka
Boża dopowiedziała, że jest Niepokalanym Poczęciem. Dlaczego? To było
objawienie prywatne, ale ojciec Kolbe jako teolog, wrażliwy na wszystkie
postaci kontaktów Boga z nami, rozważa to. Dochodzi do wniosku, że właściwie
tak może nazywać się tylko Bóg. Dlaczego Matka Boska, pełna łaski,
wniebowzięta, powiązana z Trójcą Świętą, Matka Boska, która jest człowiekiem,
używa wobec siebie tego imienia, którym można określać tylko Boga? Przedstawia
się w ten sposób: Jestem Niepokalanym Poczęciem. Otóż ojciec Kolbe widzi tutaj
coś zupełnie prostego. Niepokalanie poczynanym nieustannie jest Duch Święty. To
Duch Święty jest nieustannym poczęciem niepokalanym, tylko duchowym. Duch
Święty jest nieustannym poczęciem w Trójcy świętej. Bóg Ojciec kocha Syna. I
zarazem Syn kocha Ojca. To odniesienie Ojca do Syna i Syna do Ojca jest w Bogu
Osobą. Jest to Osoba Ducha Świętego. To się nieustannie dzieje. W Bogu jest
bowiem nieustanna teraźniejszość. Nie można ujmować Trójcy Świętej w pojęciach
„wcześniej - później”. Bóg jest zawsze, nigdy się nie zaczął, nigdy nie
przeminie, jest. Filozoficznie ujęty Bóg jest samym Istnieniem w wiecznej
teraźniejszości, poza czasem, niezależnie od czasu. W Bogu więc wszystko
aktualnie się dzieje. Nieustannie Duch Święty pochodzi od Ojca i Syna.
I nieustannie jest rodzony Syn przez Ojca. Nieustannie dzieje się to bogate
życie wewnętrzne
w Trójcy Świętej. I ojciec Kolbe, według tego „Słownika”, stwierdza, że Matka
Boska przedstawia się nam w Lourdes jako przejawiająca Ducha Świętego. Jej
osobowością religijną jest właśnie to: przejawianie Ducha Świętego. W tekście
„Słownika” użyto terminu może bardziej należącego do fachowej terminologii:
Matka Boska jest transparencją Ducha Świętego. Przez transparencję rozumie się
przejrzystość. Matka Boża jest osobą, w której, jeżeli Ją religijnie odbieramy,
widzimy Ducha Świętego. Jest doskonale przejrzysta. To już nie Ją ujmujemy.
Ujmujemy w Niej Ducha Świętego. Nie zasłania sobą Ducha Świętego. W Matce
Boskiej, w Niej, widzimy i rozumiemy Ducha Świętego. W ogóle Go rozumiemy i
lepiej rozumiemy. Bez tej transparencji, bez tej przejrzystości, bez wszystkich
skutków, jakie Duch Święty sprawił w Matce Boskiej, właściwie mniej byśmy o Nim
wiedzieli. To dzięki Matce Boskiej lepiej znamy Ducha Świętego. Możemy też
powiedzieć, że Matka Boska jest Niepokalana dzięki Duchowi Świętemu, a jest
Niepokalana, jest tym Niepokalanym Poczęciem z powodu powołania, aby począć
Syna Bożego mocą Ducha Świętego. Duch Święty jest pochodzeniem nieustannym od
Ojca i Syna. Duch Święty jest Niepokalanym Poczęciem, poczynaniem. I Matka
Boska przyjmuje ten tytuł, ujawnia ten tytuł, ten fakt z Lourdes. Ukazuje Ducha
Świętego
w Jego naturze, w tym, czym jest Duch Święty w Trójcy Świętej. W związku z tym
Matka Boska jest nieustannym przypominaniem nam tego, że w Trójcy Świętej, w
żywym Bogu, nieustannie dzieje się poczynanie, pochodzenie Ducha Świętego od
Ojca i Syna. I dopowiadają teologowie: Matka Boska jest obrazem tego
pochodzenia Ducha Świętego, jest ikoną Ducha Świętego.
Podam
też swoje ujęcie, sformułowane w książce „Dziesiątek różańca refleksji”
(Warszawa 1984, s. 128-131), posługując się jednak dla pewności teologicznej
akcentami, które postawił ks. L. Balter i aby przez to ujęcie inaczej
sformułowane jeszcze poszerzyć tę wspaniałą teologię więzi Matki Boskiej z Duchem
Świętym.
Ks.
L. Balter zwraca uwagę na to, że według św. Maksymiliana Duch Święty nie ma
żadnego obrazu, żadnego wcielenia. Przybiera, owszem, postać ognia, postać
gołębicy, lecz jest poznawany tylko w swoich dziełach. W związku z tym, ojciec
Maksymilian sądzi, że obrazem Ducha Świętego może być tylko człowiek. Takim
widzialnym obrazem może być tylko człowiek do głębi przeniknięty Duchem
Świętym, to znaczy taki człowiek, który wprost prześwieca samym Duchem Świętym.
Otóż Bóg Ojciec działa przez Syna. To Syn Boży, Chrystus objawia ludziom Ojca.
Zarazem Bóg Ojciec działa przez Ducha Świętego. Duch Święty czerpie z Chrystusa
i wszystko to oznajmia ludziom i w ludziach realizuje. Duch Święty właściwie
jak gdyby nie ma postaci, w której przejawiłby się wyraźniej ludziom, czy
ukazał się ludziom. Święty Maksymilian sądzi więc, że Ojciec działa przez Syna,
Syn działa przez Ducha Świętego, i razem z Ojcem posyła Ducha Świętego. Przez
kogo działa Duch Święty? Przez Niepokalaną. Ona jest tym narzędziem, przez
które działa w Kościele Duch Święty. Matka Boska właśnie przyjęła Ducha
Świętego w pełni, pozwoliła Mu w sobie działać, umiała tak się zachować, że
Duch Święty jawił się wszystkim, którzy się do Niego zwracali. Jest więc
swoistym Zwierciadłem, swoistym Lustrem, w którym Duch Święty się odbija. I
dzięki Niej, dzięki temu Lustru, dzięki Matce Boskiej w ogóle Ducha Świętego
możemy zrozumieć i „swoiście widzieć”. Patrząc na Matkę Boską widzimy Ducha
Świętego. I w Lourdes Matka Boska chciała ten fakt, to swoje prawdziwe imię
przekazać, imię, które wyraża Jej osobowość, Jej rolę w Kościele wobec Trójcy
Świętej, to imię, które otrzymała od Ducha Świętego. Duch Święty podzielił się
swoim imieniem z Matką Boską na znak najściślejszego z Nią zespolenia. I ojciec
Kolbe dodaje, że to imię: Niepokalane Poczęcie, imię nadane Jej przez Boga,
imię, które jest zwróceniem uwagi na bytową sytuację i osobową sytuację Ducha
Świętego w Trójcy Świętej, że to imię oznacza trwały stan łaski. Stan łaski
jest pełną obecnością Boga w człowieku.
4.
Duch Święty według św. Tomasza
Bóg
jest jeden w swoim Istnieniu. W swojej istocie jest Trójcą Osób.
Poznajemy,
wyrozumowujemy, że Bóg istnieje. O istocie Boga zostaliśmy poinformo-wani, że
istota Boga jest Trójcą Osób.
Istnienie
i istota są w Bogu jednym Bogiem. Bóg jest jeden, jest prosty, jest samym
Istnieniem, w którym są trzy Osoby. Tego intelektem nie wykrywamy, o tym musimy
się dowiedzieć z Objawienia.
Jak
to się dzieje, że Bóg, który jest tylko samym Istnieniem, jest w sobie trzema
Osobami? Wynika to z tego, że jest samym Istnieniem. Z tego powodu, że jest
Istnieniem, wszystko w Bogu jest tym samym mimo tych właśnie różnych pochodzeń.
Otóż jedyny Bóg, który jest Ojcem, rozumie siebie. A to, że Bóg siebie rozumie,
jest w Nim zrodzonym słowem, jest w Nim Synem Bożym. Św. Tomasz mówi nawet
dokładniej: to, że Bóg siebie rozumie, albo to rozumienie siebie przez Boga,
rodzi słowo. Syn Boży jest zrodzony przez Ojca.
Głęboko
wiąże się to z rozważaniem i częstym przywoływaniem właśnie tematu słowa serca.
Bóg
Ojciec, w ogóle jedyny Bóg, który jest Ojcem, rozumie siebie. To rozumienie w
Nim rodzi słowo. To jest Druga Osoba Trójcy Świętej, Syn Boży. Słowo w Bogu
jako Syn Boży. To słowo rodzi Ojciec na sposób rozumienia. Taki jest dosłowny
tekst św. Tomasza.
Ten
jedyny Bóg, który jest Ojcem, kocha Syna. Kocha Słowo, które zrodził. Ponieważ
w Bogu wszystko jest Bogiem, stąd ta pochodząca od Boga miłość jest Bogiem
Duchem Świętym.
Gdyby
nie teoria filozoficzna, że Bóg jest samym Istnieniem, właściwie trudno byłoby
zrozumieć, co dzieje się w Bogu.
Wszystko,
co pojawi się w Bogu, jest Bogiem. Stąd miłość, kierowana przez Boga do
zrodzonego Syna, jest też Bogiem, jest trzecią Osobą Boga. Jest Duchem Świętym.
Jedyny
Bóg, który jest Synem Bożym, zrodzonym przez Ojca Słowem, Syn Boży, odnosi się
do Ojca z miłością, gdyż każde słowo serca, proszę sobie przypomnieć, wyzwala
miłość, wywołuje odnoszenie się z miłością.
Analiza
metafizyczna mowy serca służy św. Tomaszowi do wyjaśnienia tak samo Trójcy
Świętej. Dlaczego Syn Boży także posyła Ducha Świętego. Dlaczego Duch Święty
pochodzi nie tylko od Ojca, ale i od Syna. To bowiem zrodzone przez Ojca Słowo,
Syn Boży, odnosi się do Ojca z miłością. Każde słowo serca także w nas wywołuje
odniesienia, które są miłością, w nas ponadto wywołuje wiarę i nadzieję. Odnosi
się więc Słowo, a więc Syn Boży, do Ojca z miłością, do Ojca, który to Słowo
zrodził. I ta miłość pochodząca od Syna jest w Bogu właśnie Bogiem.
W związku z tym możemy powiedzieć, że Duch Święty pochodzi od Ojca i Syna.
W
jaki sposób, powtórzmy, Duch Święty pochodzi od Ojca i Syna. Od Ojca pochodzi
na sposób wolitywny, jako miłość Ojca do Syna. Św. Tomasz wiąże miłość słusznie
z wolą, która mobilizuje osobę, aby odniosła się z miłością do bytu, który na
nas oddziałuje. Duch Święty więc pochodzi od Ojca na sposób wolitywny jako
miłość Ojca do Syna.
Natomiast
Syn jest zrodzony przez Ojca na sposób rozumienia, jako Słowo. Duch Święty
pochodzi od Ojca na sposób wolitywny, Syn jest zrodzony przez Ojca na sposób
rozumienia.
Od
Syna, jako od Słowa Bożego, czyli od rozumienia, które jest zrodzoną Osobą
Słowa, także pochodzi Duch Święty dlatego, że każde rozumienie skłania do
miłości, powoduje miłość, wyzwala miłość.
Uwyraźnijmy
te ujęcia, zresztą ujęcia bardzo piękne.
Bóg
jest jeden. Ojciec i Syn są jednym Bogiem w istnieniu, chociaż zarazem są
dwiema Osobami co do istoty Boga. Gdy ujmujemy Boga z pozycji istnienia, to
jest jeden. Gdy patrzymy na Boga z pozycji istoty, jest oczywiście trzema
Osobami.
Rozważmy
to, że Ojciec i Syn są jednym Bogiem w istnieniu, a dwiema Osobami co do
istoty. I teraz jest tak: Ojciec i Syn są jednym co do istnienia Bogiem i wobec
tego są jednym pryncypium, od którego pochodzi Duch Święty. Proszę zwrócić
uwagę, jak to jest przejrzyste
u św. Tomasza. Dlatego Duch Święty pochodzi zarazem od Ojca i Syna, że co do
istnienia Ojciec i Syn są jednym Bogiem. Z tego względu, w perspektywie
istnienia jest jedno źródło pochodzenia Ducha Świętego. Ojciec i Syn są tym
samym jednym Bogiem. Duch Święty pochodzi od Ojca i Syna jako od jednego Boga.
Ojciec i Syn stanowią więc jedno źródło, jedno pryncypium pochodzenia Ducha
Świętego. Natomiast, gdy ujmiemy Boga w Jego istocie, jest trzema Osobami.
Tu
możemy dopowiedzieć tak: Duch Święty nie może pochodzić od Ojca przez Syna.
Rozumiem to od dziecka dzięki artykułom o. Maksymiliana Kolbego. I nigdy nie
rozumiem prawosławia. Gdyby Duch Święty pochodził od Ojca, ale przez Syna,
miałby dwa pryncypia. Byłyby dwa źródła, z których pochodzi Duch Święty.
Tymczasem zawsze musi być jedno pryncypium określonego skutku. Stąd Duch Święty
musi pochodzić od Ojca i Syna zarazem jako od jednego Boga. Wewnątrz Boga, w
istocie Boga, Duch Święty jest osobną Osobą. Gdyby Duch Święty pochodził od
Ojca przez Syna, przeczyłoby to jedności bytowej Boga. Wciąż ujmujemy te same
wydarzenia osobowe w Bogu z pozycji istnienia i z pozycji istoty, nie można
bowiem inaczej. Gdyby Duch Święty pochodził przez Syna, miałby dwa źródła
pochodzenia
i Bóg nie byłby jednym Bogiem. To rozwiązanie, że Duch Święty pochodzi od Ojca
i Syna pozwala, według św. Tomasza, być wiernym prawdzie o jednym i jedynym
Bogu.
Odpowiedź
św. Tomasza jest ta, którą wyznajemy także na co dzień. Jest jeden Bóg, który
rozumiejąc siebie rodzi Słowo jako swojego Syna, a od Ojca i Syna pochodzi Duch
Święty.
I
żeby nam jeszcze bardziej ułatwić rozumienie tego, św. Tomasz mówi o
ujęciu Trójcy Świętej, że trzeba odróżnić aspekt właśnie istotowy od aspektu osobowego
czy personalnego.
Otóż
aspekt istnieniowy ukazuje nam to, że Bóg jest zawsze jeden. Jest jeden. Jest
wyłącznie aktem istnienia i jedynym Samoistnym Aktem Istnienia. Nie ma podobnej
struktury bytowej poza tym jednym wypadkiem. Jest jeden Bóg.
Teraz
w aspekcie istotowym mówimy, że Ojciec rozumie siebie i rodzi Słowo. To samo
w aspekcie personalnym, osobowym wyrażamy przez imię: Zrodzony Syn Boży.
I
znowu, w aspekcie istotowym mówimy, że zachodzi miłość Ojca do Słowa zrodzonego
przez Ojca i zachodzi miłość Słowa, które jest Synem Bożym, do Ojca. To samo w
aspekcie personalnym, osobowym, wyrażamy przez imię: Duch Święty pochodzący od
Ojca i Syna.
Św.
Tomasz dalej dopowiada, że Duch Święty jako miłość jest darem Ojca dla Syna
i zarazem jest darem Syna dla Ojca. Miłość jest właśnie dynamiczna, jest żywa,
obdarowuje. Św. Tomasz, żeby to wszystko nam wyjaśnić, mówi też, że wskazuje na
rodzenie i pochodzenie Osób Boskich, jako na pewne relacje. Jednak Syn Boży i
Duch Święty nie są relacjami, gdyż relacje są przypadłościami, a w Bogu nie ma
żadnych przypadłości. Zrodzenie i pochodzenie nie są relacjami, ani
przypadłościami, są więc osobami. Nie ma innego metafizycznego wyjścia. Jest co
do istnienia jeden Bóg. W Bogu dzieją się pewne aktualizacje, bo istnienie
zawsze urealnia i aktualizuje. Te aktualizacje są w Bogu odniesieniami:
zrodzenie i pochodzenie. To są relacje. W Bogu jako czystym istnieniu nie ma
relacji. Te „relacje” są Osobami, gdyż w Bogu wszystko istotowo jest Bogiem.
Inaczej mówiąc, Osoby Boskie to Bóg rozważany w Jego istocie, a jedność i
jedyność Boga, to Bóg ujęty w Jego istnieniu.
Zwróćmy
teraz uwagę na to, co dalej z tego wynika w dziele zbawienia i co dalej się
dzieje.
Otóż
pierwszy, odwieczny, przed wiekami i zarazem nieustannie dziś stający się
fakt: Ojciec rozumiejąc siebie rodzi Słowo jako swojego Syna. To jest życie
wewnętrzne Trójcy Świętej. Zarazem od Ojca i Syna pochodzi Duch Święty. Od Ojca
i Syna pochodzi Duch Święty jako dar, który jest Osobą.
Duch
Święty sprawia dziewicze poczęcie Chrystusa w łonie Maryi. Chrystus więc jest
w jednej osobie Bogiem i człowiekiem. Jest Synem Ojca i jako jedna Osoba Boska
jest Bogiem
i zarazem człowiekiem, a więc także synem Maryi. Chrystus jako jedna Osoba
Boska, a więc Osoba o naturze Boskiej i o naturze ludzkiej, przyjmuje z racji
tej natury ludzkiej ciało, ciało należące do natury człowieka.
Można
teraz tak powiedzieć: Chrystus jako Osoba, w której jest natura Boska i ludzka,
Chrystus więc jako Bóg i człowiek, przede wszystkim jako Bóg, jest utajony w
ciele ludzkim, swoiście ukryty w ciele
ludzkim. Jest ukryty tak dalece, że jak podają teologowie, Matka Boska musiała
budować w sobie wiarę nie dlatego, żeby nie wiedziała, że Chrystus jest Bogiem,
lecz dlatego, że wiara jest innym odniesieniem niż wiedza.
5.
Eucharystia według św. Tomasza
Żyjąc
na ziemi Chrystus kryje swoją Boskość i uwyraźnia swoje człowieczeństwo.
Natomiast po Zmartwychwstaniu Chrystus kryje swoje człowieczeństwo, a uwyraźnia
swoją Boskość. W jaki sposób? Jako Bóg i człowiek jest teraz utajony w
Najświętszym Sakramencie pod postacią chleba i wina. Dlaczego? Chce być
dostępny dla każdego człowieka. Gdyby Chrystus pozostał na ziemi jako człowiek,
w Palestynie, nie mógłby być w każdej chwili dostępny naszej tęsknocie
religijnej. Jako chleb jest wszędzie dostępny, jest wszędzie, dostępny dla
każdego człowieka. Jako właśnie Chleb Eucharystyczny jest wszędzie dostępny
osobno dla każdego człowieka, zgodnie z tym zarazem, że Bóg przecież przebywa
realnie
w istocie każdego człowieka. Cała Trójca Święta przebywa w człowieku, gdy
ukochamy Chrystusa. Chrystus jest wierny temu faktowi religijnemu: gdy Go ukochamy,
jest w każdej osobie. Chrystus jednak jest zarazem człowiekiem. Jest w dalszym
ciągu Bogiem i człowiekiem, jest Osobą Syna Bożego o naturze Boskiej i
ludzkiej. Musi więc być nam dostępny zarazem jako Bóg i człowiek. Jak to
zrobić? Pomysł Chrystusa jest nadzwyczajny: Chrystus przyjął postać chleba.
Chrystus w postaci chleba jako Eucharystia. Zachodzi tu jakiś niezwykle
fascynujący zespół zagadnień, podobieństwo, związek między wcieleniem i przeistoczeniem.
Wcielenie i przeistoczenie. We wcieleniu Boska Osoba Syna Bożego przyjmuje
ciało ludzkie.
W przeistoczeniu Bóg-Człowiek dla swojego ciała przyjmuje postać chleba.
Św.
Tomasz tak mówi o Eucharystii: Wszystkie sakramenty są na to, aby człowiek miał
pomoc w życiu duchowym. Otóż w życiu, nawet w życiu duchowym, człowiek rodzi
się, rośnie, dochodzi do pełni rozwoju. W życiu duchowym, ze względu na to, że
posiadamy ciała, dzieje się podobnie. Musi być urodzenie. Tym urodzeniem dla
życia, dla życia religijnego, jest chrzest. Gdy się urodzimy, następuje wzrost
i rozwój duchowy. Potrzebny jest więc pokarm, potrzebna jest Eucharystia. Znaczy
to, że potrzebny jest Chrystus, bo Chrystus nas zbawia i przez Ducha Świętego,
mocą Ducha Świętego nas rozwija, pogłębia, wiąże coraz mocniej z Bogiem. Ze
względu na to Najświętszy Sakrament można ująć z trzech punktów widzenia.
Pierwszy
punkt widzenia jest taki, że Najświętszy Sakrament jest najpierw ofiarą, sacrificium.
Co to znaczy? Najświętszy Sakrament jest uobecnieniem prawdziwej męki
Chrystusa, męki, która była prawdziwą ofiarą. Ta ofiara na Krzyżu uobecnia się
teraz w czasie przeistoczenia we Mszy św. Stąd Najświętszy Sakrament jest
najpierw ofiarą.
Drugi
punkt widzenia: Najświętszy Sakrament jest Komunią. Co to jest Communio? Co
to jest Komunia? Jest to dar dawany i przyjmowany. Takie jest wyjaśnienie św.
Tomasza. Jest to dar dawany i przyjmowany. Otóż nazywamy Najświętszy Sakrament
Komunią ze względu na jedność Kościoła, ze względu na pewną rzecz obecną.
Dzięki bowiem Ofierze z Ciała i Krwi powstał Kościół, staliśmy się jednym
ciałem z Chrystusem. Ze względu właśnie na Kościół możemy nazywać Najświętszy
Sakrament Komunią. Kościół to my kontaktujący się wzajemnie
z Chrystusem. Communicamus, mówi św. Tomasz, kontaktujemy się z
Chrystusem, a więc jesteśmy wzajemnie dla siebie darem: przyjmujemy Chrystusa
jako dar i Chrystus nas przyjmuje jako dar. Uczestniczymy, participamus, uczestniczymy
w ciele i w Boskości Chrystusa. Ponieważ przez communio kontaktujemy się
i jednoczymy z Chrystusem, tworzymy Kościół
w Najświętszym Sakramencie i przez Najświętszy Sakrament.
Trzeci
punkt widzenia: Najświętszy Sakrament można nazywać Wiatykiem. Viaticum czyli
Eucharystia. Ujmujemy tu Najświętszy Sakrament ze względu na naszą przyszłość.
Eucharystia jest bowiem figurą, pewnym znakiem fruitionis Dei - doznawania
Boga, kosztowania Go, spełniania się więzi z Bogiem. To wszystko stanie się
później, stanie się in patria, stanie się
w ojczyźnie, w niebie. W związku z tym Eucharystia jest pewną drogą, dzięki
której dochodzimy do jedności z Bogiem, do spotkania z Nim. Nazywamy wobec tego
Eucharystię bona gratia czyli „dobra łaska”, dobry dar, ponieważ
uzyskujemy życie wieczne jako dar Boga. To życie wieczne jest spełnieniem spotkania,
które realnie dzięki Eucharystii się spełnia. W czym się spełnia?
W Chrystusie. Chrystus przecież jest jedynym Zbawicielem, w Nim uczestniczymy,
w Nim spotykamy Boga. Nasze więzi z Bogiem Ojcem dzieją się w Chrystusie. W
związku z tym Eucharystia musi zawierać w sobie realnego Chrystusa, gdyż tylko
w Chrystusie dzieje się
i spełnia kontakt człowieka z Bogiem jako Trójcą Osób. A Chrystus jest pełny
łaski. Jesteśmy zbawieni dzięki męce Chrystusa, a więc męka Chrystusa musi być
wciąż obecna na naszej drodze do Boga. Musi być wciąż obecna. Ta męka Chrystusa
jest obecna we Mszy św.,
w przeistoczonym chlebie, w Eucharystii.
W
Starym Testamencie znakiem męki zbawczej Chrystusa był baranek wielkanocny jako
figura, obietnica zbawienia. W Nowym Testamencie tym znakiem zbawczej męki jest
Najświętszy Sakrament jako ofiara.
Są
też bardzo piękne rozważania św. Tomasza na temat, dlaczego np. materią
sakramentu jest chleb i wino. Jak to rozumieć?
Ze
względu na mękę Chrystusa, na to, że ciało i krew Chrystusa zostały rozdzielone
przez mękę, używa się do przeistoczenia chleba i wina. W Eucharystii więc jako
w ofierze osobno jest ciało i krew, osobno chleb i wino.
Ze
względu na skutek, jaki sprawia Eucharystia, używa się chleba, gdyż jest on
czymś odżywiającym ciało człowieka i podobnie używa się Chleba Eucharystycznego,
który jest pożywieniem dla zbawienia. Św. Tomasz dodaje, że chleb jest dla
zbawienia ciała, natomiast wino, które pijemy, jest dla zbawienia duszy.
Ponieważ dusza, żywa dusza przebywa w krwi człowieka, według ujęć Starego
Testamentu, to krew jest symbolem duszy. Używa się dlatego we Mszy św. także
osobno wina. Spożywanie więc
ciała Chrystusa leczy, uzdrawia, zbawia nasze ciało. Spożywanie krwi Chrystusa
leczy naszą duszę, zbawia duszę.
Ze
względu na Kościół powinien być przeistaczany chleb, bo chleb składa się z
ziaren,
a Kościół „składa się ze wszystkich wiernych” kochających Chrystusa. Chleb
doskonale oddaje strukturę Kościoła. Pożywamy dlatego ciało i krew Chrystusa
jako chleb i wino, aby być
w jedności z Kościołem, w jedności z Chrystusem. Eucharystia zarazem buduje tę
jedność Kościoła, wprowadza nas głębiej w Chrystusa.
To,
że w Eucharystii jest realny Chrystus z ciałem i duszą, ujmujemy przez wiarę.
Zmysły nas tutaj mylą. Dzieje się bowiem faktycznie to, że istota chleba
przemienia się w istotę ciała Chrystusa, a istota wina przemienia się w istotę
krwi Chrystusa. Stąd Sakrament Eucharystii zawiera samego Chrystusa realnie, bo
przecież nie ma ciała bez duszy. Istota chleba jest teraz przemieniona w istotę
ciała. Nie ma już istoty chleba, jest istota ciała Chrystusa.
Natomiast
w innych sakramentach pozostaje istota materii sakramentu, a więc np. woda,
olej i ta istota przenosi tylko moc Chrystusa, nie samego Chrystusa. Tylko
Eucharystia zawiera całego, realnego Chrystusa.
A
ciało Chrystusa jest w Eucharystii na sposób istoty, nie na sposób
przypadłości.
I z tego nie wynika, że przypadłości chleba wspierają się na istocie ciała
Chrystusa. Wszystkie przypadłości chleba są mocą Boga osobno podtrzymywane,
abyśmy w tym realnym znaku chleba i pod jego postacią mogli wiedzieć, że to tu,
w tym przeistoczonym chlebie jest Chrystus. To jest ujęcie Sakramentu
Eucharystii od strony materii.
Formą
Sakramentu Eucharystii są słowa: To jest Ciało Moje. To jest Chrystus.
Właściwie
tu, w tej kaplicy, pod postacią Hostii jest Chrystus. Stoimy wobec Boga
w Chrystusie. Chrystus jest tu realny. Mylą nas zmysły i nie przeżywamy dość
głęboko faktu, że stoimy wobec Chrystusa. Pomyślmy, jak czulibyśmy się, gdyby
znalazł się tu papież, czy choćby ksiądz prymas. Jak byśmy byli speszeni, jak
byśmy dobierali słów w przemówieniu, jak zabiegalibyśmy, żeby wszystko odbyło
się jak najwłaściwiej. Tu jest realny Chrystus
w Eucharystii, utajony w postaciach chleba i wina, ukrywający swe
człowieczeństwo, abyśmy przez wiarę odnosili się do Niego w całej Jego Boskości.
Odnosimy się tak.
W
swoich tekstach Jan Paweł II wyraża niepokój, że kapłani za mało troszczą się
o Eucharystię, przechowywaną w tabernakulum, w ogóle o fakt Eucharystii.
My
troszczymy się o Eucharystię, odnosimy się z czcią i wiarą do postaci Chleba i
Wina, bo z czcią i wiarą odnosimy się do Chrystusa. A po ciemnej nocy miłości
już wiemy, na czym polega uzgodnienie życzeń człowieka z życzeniami Boga.
Nasza
wiara nie jest nastrojem, nastawieniem. Jest naszym realnym udziałem
w realności Chrystusa, zarazem przez Chrystusa jest naszym realnym powiązaniem
z Trójcą Świętą. Uczestniczymy w tym wszystkim, co dzieje się wewnątrz Trójcy Świętej,
ponieważ życie religijne jest udziałem w wewnętrznym życiu Boga.
Módlmy
się.
Niechaj
będzie pochwalony Przenajświętszy i Boski Sakrament Teraz i zawsze, i na wieki
wieków. Amen.
Droga
Krzyżowa z Matką Bożą
Refleksja
wprowadzająca (Artur
Andrzejuk)
Męka
i śmierć Chrystusa ma wiele aspektów. Nie wszystkie one są dostępne człowiekowi.
Nabożeństwo Drogi Krzyżowej ma pomóc nam w przeżyciu wydarzeń, które miały
miejsce w Jerozolimie pod rządami namiestnika Piłata. Przeżycie oznacza tu
zarazem jakieś uświadomienie sobie cierpień Jezusa, ale też uświadomienie sobie
przyczyn i skutków Jego śmierci. Męka i śmierć Chrystusa dokonały się w
określonym miejscu i czasie, miały określonych świadków. Ofiara Chrystusa
dokonuje się nieustannie podczas sprawowania Eucharystii. Eucharystia jest
znakiem, który, aby zrozumieć, trzeba najpierw zrozumieć to, co wydarzyło się
na Golgocie. Wspomniałem o świadkach tego wydarzenia. Kto z nich bardziej niż
Maryja rozumiał ofiarę Chrystusa? Kto doskonalej znał jej przyczyny i skutki?
Zarazem kto bardziej ją przeżywał?
Mówi
się, że Maryja jest pierwszym świeckim teologiem. Zauważmy, że jest zarazem
pierwszym teologiem Odkupienia i to spełniającym wszystkie warunki, jakie
surowi Ojcowie Kościoła stawiali badaczowi świętej nauki. Maryja rozumie Chrystusa,
ukazuje Go nam i Nim żyje. Dlatego wydaje się, że dla nas - ludzi - jest
najlepszym i jedynym zresztą wzorem odniesienia do ofiary Chrystusa. Stąd
płynie głęboki sens odbywania z Nią właśnie drogi krzyżowej - pamiątki męki i
śmierci Chrystusa. I nie zawaham się stwierdzić, że tylko
w towarzystwie Matki Bożej możemy najpełniej zrozumieć, przeżyć i przyjąć owoce
ofiary Jezusa Chrystusa.
STACJA
I - Jezus skazany na ukrzyżowanie
Kłaniamy
Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez Krzyż i mękę świat
odkupić raczył.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Może
powiedział Ci Jan, że Jezus został aresztowany w Ogrójcu, że odpowiadał przed
sądem arcykapłanów, że Piłat po ubiczowaniu skazał Go na śmierć. Twoje serce
zabiło - przeszył je miecz bólu, jak zapowiedział starzec Symeon. Twój ukochany
Syn, nasz Zbawiciel, został uznany za groźnego przestępcę i pospiesznie
skazany. Wiedziałaś, Matko Boża, że Odkupienie dokona się przez mękę i śmierć
Chrystusa, ale płakałaś myśląc o cierpieniu Twojego Syna.
To
ja jestem winien temu wszystkiemu. To za moje grzechy Jezus cierpi. Wybacz mi,
uproś żal i przebaczenie.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Ojcze
nasz... Zdrowaś Maryjo...
Któryś
za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA
II - Jezus wziął krzyż na ramiona
Kłaniamy
Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez Krzyż i mękę świat
odkupić raczył.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Męka
Twego Syna zaczęła się już w Ogrójcu. Jezus był związany, bity, zelżony,
ubiczowany, ukoronowany cierniem. Teraz wziął krzyż na ramiona, by zanieść go
na Kalwarię
i tam na nim umrzeć dla odkupienia człowieka. Zapewne dochodziły do Ciebie,
Matko Boża, różne wieści, niedokładne, może pomniejszające nieszczęście. Może
ukrywano przed Tobą bolesne fakty. Przerażona i zbolała zapewne się modliłaś.
Cierpiałaś.
Modlę
się. Będę się modlił po przebudzeniu, w czasie pracy, podczas posiłków,
w autobusie, w drodze, na wczasach, kończąc dzień, zasypiając. Będę uzyskiwał i
stosował modlitwę ustną, myślną, afektywną, nabytego skupienia.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Ojcze
nasz... Zdrowaś Maryjo...
Któryś
za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA
III - Jezus upada pod krzyżem
Kłaniamy
Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez Krzyż i mękę świat
odkupić raczył.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Z
dziedzińca pałacu Piłata trzeba było dojść do muru, opasującego Jerozolimę,
przejść przez furtkę w murze, potem przez miasto, znowu przez bramę w murze, by
znaleźć się na Kalwarii. Jezus z krzyżem na ramionach upadł, wchodząc do miasta
przez wąską furtkę
w murze. Zabolały rany głowy, ubiczowanych pleców. Dokuczało pragnienie i upał.
Jeszcze nie widziałaś tego wszystkiego, Matko Boża. Może nawet nie wyobrażałaś
sobie, w jakim stopniu Twój Syn jest już poraniony, pobity, wyczerpany,
osłabiony z braku snu i jedzenia, Twój Syn teraz chory, głodny, spragniony,
uwięziony, smutny, opuszczony, otoczony plutonem egzekucyjnym, prowadzony na
bolesną śmierć.
Wciąż
za mało rozważam mękę Chrystusa, za mało mówię Ci o Chrystusie, Matko Boża.
Pomóż mi zrozumieć zbawiające nas prawdy wiary.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Ojcze
nasz... Zdrowaś Maryjo...
Któryś
za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA
IV - Jezus spotyka swą Matkę
Kłaniamy
Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez Krzyż i mękę swoją
świat odkupić raczył.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Postanowiłaś
wyjść z domu, coś robić, by ratować Syna. Zapewne odradzano Ci pokazywanie się
na ulicy. Wyszłaś jednak. Udałaś się w stronę pałacu Piłata. Doszłaś już do
muru w obrębie miasta. Może czekałaś przy furtce w murze, a może, gdy
nadeszłaś, Jezus właśnie wychodził z ciasnej furtki z krzyżem na ramionach,
oddzielony od Ciebie żołnierzami plutonu egzekucyjnego. Jeden rzut oczu i wiesz
już wszystko. Widzisz pobitą i skrwawioną twarz, ciernie na głowie, belki
krzyża. A więc śmierć przez ukrzyżowanie. Straszna, okrutna męka. Za co, o
Jahwe, za co? Za to, co mówił o Tobie, Boże Izraela. O Boże, zlituj się nad
nami. I jednocześnie uświadamiasz sobie wypowiedzi proroków o Odkupieniu.
Widzisz obraz Baranka
wiedzionego na zabicie. Wszystko rozumiesz i płaczesz. To ból i łzy bezradnej
Matki, bezradnej wobec wyroku i wobec woli Boga. Wszystko to zrozumiałe i
niepojęte, rozdzierające serce. Nie zemdlałaś, poszłaś za Synem.
Nie
znam, często nie rozumiem Objawienia, waham się, nie idę za Chrystusem. Naucz
mnie, Matko Boża, ukochania Chrystusa także wtedy, gdy to, czego uczy
Ewangelia, jest dla mnie zrozumiałe, lecz niepojęte.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Ojcze
nasz... Zdrowaś Maryjo...
Któryś
za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA
V - Szymon Cyrenejczyk pomaga Jezusowi w niesieniu krzyża
Kłaniamy
Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez Krzyż i mękę świat
odkupić raczył.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Jezus
słania się, jest wyczerpany, nie może udźwignąć krzyża. Żołnierze rzymscy nie
przeżywają współczucia, lecz chcą wykonać rozkaz ukrzyżowania. Ktoś więc musi
pomóc skazanemu w niesieniu krzyża. Zatrzymują przechodzącego człowieka, każą
mu nieść krzyż, by skazany doszedł żywy na miejsce egzekucji. Wszystko to
widzisz, Matko Boża, wprost czujesz wyczerpanie Jezusa. Sama niosłabyś krzyż za
Syna. Nie, nie wolno Ci zbliżyć się do Jezusa. Idziesz za Nim z daleka, zapewne
z Marią Magdaleną, Marią Kleofasową i Salome, które już uwierzyły, że Jezus
jest Synem Bożym. Może jest z Tobą Jan, gdyż będzie przy Tobie podczas
ukrzyżowania, śledzisz wzrokiem każdy ruch Jezusa, odgadujesz Jego cierpienie.
Adorujesz
z uwielbieniem i miłością Boga-Człowieka, a zarazem z bólem, w poczuciu osamotnienia
i z tęsknotą myślisz o udręczonym Synu, któremu nie możesz pomóc. Jak dobrze,
że pomaga Mu Szymon Cyrenejczyk.
To
ja Ci pomogę, Panie Jezu, będę niósł Twój Krzyż, każde cierpienie, które mi
zlecisz, każdy ból. Matko Boża, niech Syn Twój dopuści mnie do udziału w
niesieniu krzyża. Niech będzie przy Nim teraz ktoś z przyjaciół.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Ojcze
nasz... Zdrowaś Maryjo...
Któryś
za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA
VI - Weronika ociera twarz Jezusowi
Kłaniamy
Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez Krzyż i mękę świat
odkupić raczył.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Wąskie
uliczki Jerozolimy, duszno, upał, trzeba iść pod górę. Jezus jest spocony, na
Jego twarz, oprócz potu, spływa też krew z głowy poranionej cierniem. I nagle,
Matko Boża, widzisz, że jakaś kobieta szybko podchodzi do Jezusa i ociera Mu
pot i krew z twarzy. Jesteś jej wdzięczna za współczucie, zdecydowanie, odwagę,
za pomoc udzieloną Synowi tak szybko
i nieoczekiwanie, że żołnierze nie zdążyli przeszkodzić. Kobieta wycofuje się.
Obejmujesz ją.
I razem staracie się tłumić głośny płacz.
Wspomóż,
Matko Boża, moją odwagę, bym umiał jawnie wyznawać i głosić Chrystusa nawet
wtedy, gdy odsuwa Go od nas wyrok teorii i ludzi.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Ojcze
nasz... Zdrowaś Maryjo...
Któryś
za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA
VII - Jezus drugi raz upada pod krzyżem
Kłaniamy
Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez Krzyż i mękę świat
odkupić raczył.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Widzisz
przez łzy, Matko Boża, że Jezus chwieje się i upada. Może zemdlał. Brak Mu sił.
Wciąż bowiem duszno, upał, ciężka droga pod górę. Chciałabyś pobiec, biegniesz,
aby podnieść Syna. Nie wolno. Do Skazańca mogą podejść tylko żołnierze, nikt z
bliskich, kochających. Jezus podnosi się z ziemi, bity, poszturchiwany. Tylko
więc żałośnie płaczesz. Płaczą też idące z Tobą kobiety.
Jak
pomóc Jezusowi w Jego męce dokonywania Odkupienia? Być przy Nim, nieść krzyż,
uczestniczyć swym cierpieniem w męce i ofierze, którą teraz jest Msza święta.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Ojcze
nasz... Zdrowaś Maryjo...
Któryś
za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA
VIII - Jezus poucza płaczące kobiety
Kłaniamy
Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez Krzyż i mękę świat
odkupić raczył.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Jezus
słyszy płacz kobiet. Podnosi głowę i mówi, by nie nad Nim płakały, lecz nad
swym losem i nad grzechami swych synów. Jeżeli teraz skazuje się na śmierć
niewinnego człowieka, to co stanie się później, jakie grzechy zawładną ludzkim
sercem. Chrystus ukazuje płaczącym kobietom prawdziwy przedmiot żalu i łez:
odrzucenie Boskości Chrystusa, pominięcie Boga, zniszczenie miłości do
Chrystusa i Boga, podstawowy grzech ludzi, powodujący morderstwa, zdrady,
kradzieże, kłamstwa, zabieranie rzeczy cudzych, krzywdzenie rodziców.
Otaczające kobiety to rozumieją. Rozumieją prawdę o Odkupieniu, która spełnia
się w męce Jezusa
i w Jego śmierci na krzyżu. W tej właśnie męce, nad którą płaczą, w bólu,
poniżeniu,
w niezawinionych cierpieniach. Jezus dokonuje ich Odkupienia, Odkupienia
człowieka. Rozumieją to i płaczą, gdyż łamie serce widok męki człowieka.
Gdy
będę płakał z jakiegokolwiek powodu, pomóż mi, Matko Boża, włączyć w ten płacz
żal za grzechy. Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Ojcze
nasz... Zdrowaś Maryjo...
Któryś
za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA
IX - Jezus trzeci raz upada pod krzyżem
Kłaniamy
Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez Krzyż i mękę świat
odkupić raczył.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Kończy
się droga przez wąskie uliczki Jerozolimy. Trzeba teraz przejść przez bramę
w murze, by znaleźć się na Kalwarii. Brama jest ciasna. Część żołnierzy
przechodzi, inni popychają Jezusa. Wstrzymanie pochodu, napór tłumu, który chce
patrzeć na publiczną egzekucję.
Przy bramie krzyki, świst biczów, zamieszanie. Domyślasz się, Matko Boża,
czujesz, że Jezus traci siły, że znowu upada. To już trzeci upadek w drodze,
trzecie zemdlenie. Nikt nie podaje wody, nie podnosi Jezusa. Jedynym kontaktem
człowieka z człowiekiem jest bicie. Jezus z trudem wstaje, przechodzi bramę.
Jest na Kalwarii.
Muszę,
jak Jezus, dojść do końca drogi, do zbawienia, do przebywania z Bogiem.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Ojcze
nasz... Zdrowaś Maryjo...
Któryś
za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA
X - Jezus z szat obdarty
Kłaniamy
Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez Krzyż i mękę świat
odkupić raczył.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Zdarcie
szat to symbol odebrania czci i pozbawienia uprawnień przysługujących
człowiekowi. Nie tylko więc odbierano życie Jezusowi, lecz także pozbawiano Go
powiązań społecznych, prawa do pamiętania o Nim. Wiemy jednak, że przez
zmartwychwstanie Chrystus pokonał śmierć, a przez Odkupienie stał się dla nas
niezastąpioną drogą do spotkania
z Bogiem. I pozostał wśród nas przez miłość i Eucharystię. Tu jednak, jeszcze
na Kalwarii, wydawało się, że rację ma przemoc i wyrok Piłata, nienawiść i
ludzkie przewidywania, odrzucenie Chrystusa i odrzucenie miłości. Obie te perspektywy:
zamordowania Jezusa
i Odkupienia człowieka, ujmowałaś swą myślą, Matko Boża. Twoje serce zarazem
jednak przenikał ból, gdy patrzyłaś na udręczonego Syna. Chciałabyś, aby Go
wszyscy, jak Ty, kochali. W symbolu zdarcia szat odrzucano tę miłość, wyrzekano
się związków z Chrystusem. Jakże biedny jest człowiek, który nie umie zobaczyć
szansy w miłości do Boga.
Uratuj,
Matko Boża, moje związki z Bogiem, które wtedy trwają jako religia, gdy kocham
Chrystusa. Uratuj moją miłość do Chrystusa.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Ojcze
nasz... Zdrowaś Maryjo...
Któryś
za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA XI - Jezus
przybity do krzyża
Kłaniamy
Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez Krzyż i mękę świat
odkupić raczył.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Widzisz,
Matko Boża, Jezusa leżącego na ziemi. Nie, Jezus nie odpoczywa. Nie jest to
także nowe zemdlenie. Jezus jest rozciągnięty na drzewie krzyża. Słyszysz
uderzenia młotków. Wiesz, co się dzieje. Wiadomo przecież, jak przebiega egzekucja.
Przybija się do krzyża ręce
i nogi skazanego. Podnosisz swe dłonie do twarzy: Synku mój, Syneczku, o Jahwe,
Ojcze mego Syna, Duchu Święty, mój Oblubieńcze.
Matko
Boża, gdy Bóg doskonaląc moją miłość wprowadzi mnie w ciemną noc duszy,
w poczucie utraty wiary i nadziei, uproś mi trwanie tęsknoty i modlitwy do
Ojca, Syna i Ducha Świętego. Wspomagaj mnie w modlitwie wlanego skupienia i
modlitwie ukojenia.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Ojcze
nasz... Zdrowaś Maryjo...
Któryś
za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA
XII - Jezus umiera na krzyżu
Kłaniamy
Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez Krzyż i mękę świat
odkupić raczył.
Matko
Boża Bolesna, zmiłuj się nad nami.
Podniesiono
już krzyż, ustawiono. Jezus, aby zmniejszyć ból przebitych rąk, wspiera się na
stopach. Ból przebitych stóp zmusza do podciągnięcia się na rękach. I tak trwa
to rozdzieranie ran, narastanie męki. Boli głowa poraniona cierniem, boli też z
wycieńczenia. Żołnierz podaje na włóczni gąbkę, nasyconą octem. Jezus nie chce
tego. Modli się. Skarży się Bogu na swe opuszczenie. Wyszydzają to żołnierze i
kapłani żydowscy. Jezus przebacza im
w swej modlitwie. Współukrzyżowanemu, który wyraził żal za grzechy, obiecuje
zbawienie
w niebie. Janowi zleca opiekę nad swą Matką. Matkę prosi, by Jana uważała za
syna. Dobrze, Syneczku, tak, będę opiekowała się Janem i Apostołami. O Matko
Boża Bolesna, jak jednak będziesz żyła z pamięcią męki Syna, z obrazem tej bolesnej agonii, powodowanej ukrzyżowaniem.
Czujesz ból przebitych dłoni i stóp Jezusa, jakby Ciebie przybito do krzyża.
Słyszysz każdy oddech, jęk, każde słowo Jezusa, udręczona, bezradna,
wewnętrznie poraniona. Widzisz każdą ranę Syna i Jego twarz, przejawiającą
ogromne cierpienie. To cierpienie wciąż narasta. Jezus wspiera się na stopach,
by zmniejszyć ból przebitych rąk, wypręża ramiona. Nie, to skurcz obejmuje
mięśnie rąk i tułowia. Jezus z trudem łapie powietrze, wdycha je. I tak
zastyga. Już nie oddycha. Skłonił głowę. Umarł na krzyżu.
Gdy
będę umierał, oszczędź mi, Boże mój, cierpień Jezusa umierającego. Daj mi być
podobnym do Niego tylko w modlitwie. I niech będzie przy mnie Matka Boża.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Ojcze
nasz... Zdrowaś Maryjo...
Któryś
za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA
XIII - Jezus zdjęty z krzyża i oddany Matce
Kłaniamy
Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez Krzyż i mękę świat
odkupić raczył.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Józef
z Arymatei uzyskał pozwolenie na zdjęcie z krzyża i pochowanie Jezusa. Żołnierz
sprawdził, czy Jezus nie żyje. Tak, umarł. Nie łamie Mu więc nóg, ale włócznią
przebija serce. Na wszelki wypadek. Józef i Jan, bo nie wiemy, kto z przyjaciół
Jezusa był jeszcze pod krzyżem, wyciągają gwoździe z nóg i rąk Ukrzyżowanego,
zdejmują z krzyża ciało Jezusa, składają je na kolanach Matki.
Matko
Boża, w Twoich ramionach umarły Syn, dorodny, mądry, umęczony, zabity.
Z bólem tulisz Jego zwłoki. Żywą duszę Jezusa, którą Bóg wniósł w Twoje ciało,
jak Hostię
w tabernakulum, Bóg zabrał do siebie w Boską jedność Trójcy Osób. Naucz nas, że
nasze dzieci rodzimy, wychowujemy, kształcimy dla Boga, nie dla siebie. Ból,
wywołany ich nieobecnością, niech będzie naszym udziałem w męce krzyżowej
Chrystusa, z której Bóg wprost przenosi w szczęście zbawienia. Jest ono
przecież nieutracalnym trwaniem obecności
w Bogu wszystkich osób, które wiąże miłość.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Ojcze
nasz… Zdrowaś Maryjo...
Któryś
za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA
XIV - Jezus złożony w grobie
Kłaniamy
Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez Krzyż i mękę świat
odkupić raczył.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Maria
Magdalena, Maria Kleofasowa i Salome, może i inne kobiety, obmyły ciało Jezusa,
namaściły je wonnymi olejkami. Owinięto zwłoki w prześcieradła i złożono w
grobie Józefa
z Arymatei. Idziesz, Matko Boża, za zwłokami Syna, układasz je we wgłębieniu
pieczary, wykutej w skale. Jeszcze Twoje ostatnie spojrzenie i zatoczono
kamień, zamykający wejście. Pojawili się żołnierze, aby pilnować grobu.
Wyjaśnili, że nie można dopuścić, by wykradziono zwłoki Jezusa i mówiono, iż powstał
z martwych.
To
był piątek przed szabatem. A od rana, w niedzielę, już rozchodziła się wieść,
że Jezus swą własną mocą zmartwychwstał. Żołnierze widzieli światło w grobie,
przeżyli grozę trzęsienia ziemi i uciekli. Kobiety, które w niedzielę rano
przyszły odwiedzić grób, zastały odwalony kamień, puste prześcieradła i dwóch
aniołów, którzy im oznajmili, że Chrystus zmartwychwstał, tak jak zapowiedział.
Już widziała Jezusa Maria Magdalena, widzieli Go także dwaj uczniowie idący do
Emaus i potem wszyscy Apostołowie. A Ty, Matko Boża, która się o tym
dowiadujesz, jesteś skupiona, spokojna. Już w pełni rozumiesz prawdy wiary o
Wcieleniu i narodzeniu Jezusa w Betlejem, o Odkupieniu przez mękę i śmierć na
krzyżu, o zmartwychwstaniu Chrystusa, Twego Syna. I zapewne już rozmawiałaś z
Jezusem, który zmartwychwstał.
Matko
Boża, chroń moją wiarę, nadzieję i miłość. Naucz mnie miłości do Chrystusa,
a w Nim do Ojca, Syna i Ducha Świętego.
Matko
Boża Bolesna, módl się za nami.
Ojcze
nasz... Zdrowaś Maryjo...
Któryś
za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
Różaniec
do Matki Bożej
CZĘŚĆ
PIERWSZA RADOSNA
Tajemnica
pierwsza -
ZWIASTOWANIE
Maryja
mieszka u swych rodziców, Joachima i Anny. Wychowana bardzo religijnie rozumiała,
że nawiązanie zerwanej w Raju przyjaźni z Bogiem wymaga przyjścia Mesjasza,
który będzie Bogiem i zarazem Człowiekiem. W ten sposób bowiem w osobie
Zbawiciela realnie powiąże się miłość Boża z miłością ludzką. Oczekiwała więc z
całym Izraelem narodzenia Chrystusa w pokoleniu Dawida. Zgodnie ze zwyczajem
była już małżonką Józefa, lecz jeszcze nie mieszkała w jego domu.
I
wtedy zjawił się Jej anioł, który powiedział: Witaj, Maryjo, Bóg obdarował Cię
pełnią łaski i wybrał spośród wszystkich kobiet na Matkę swego Syna, któremu
nadasz imię Jezus. Obejmie On tron Dawida i będzie na zawsze Władcą domu Jakuba.
Maryja
wiedziała, że Władca domu Jakuba to Mesjasz, Zbawiciel, Chrystus. Zrozumiała
więc, że Bóg wybrał Ją na Matkę swego Syna.
Jednak
zatrwożyła się i zmieszała. Postanowiła bowiem, miłując wyłącznie Boga, nie
podejmować pożycia z mężem, a Bóg wymaga od Niej macierzyństwa. Zgłasza więc
Bogu tę trudność. Jak to się stanie? Anioł wyjaśnia, że sprawi to moc Najwyższego.
Bóg będzie Ojcem Jej Syna. A znakiem prawdy jest to, że Elżbieta poczęła syna w
swej starości.
Maryja
odzyskała spokój. Jej wyłączne wybranie Boga zostało zachowane i może zarazem w
pełni posłuszeństwa spełnić wolę Boga. Odpowiada więc aniołowi: Oto ja
służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego.
Młodziutka
Matka Boża jakże była mądra, odważna, rozumna, jakże wierna swej miłości do
Boga, już rozumiejąca treść prawd wiary o Wcieleniu i Odkupieniu, zabiegająca
o uzgodnienie w ich świetle
swego planu życia i realizująca te prawdy w pełnym posłuszeństwie Bogu. I jakże
była delikatna. Użyła słów: „niech mi się stanie”, a nie zwyczajnego „tak”.
Uzgadniała swój wolny wybór z wolą Boga.
Postanowienie:
Objawione w Ewangelii życzenia Boga uczynię programem swego życia.
1
Ojcze nasz, 10 Zdrowaś, 1 Chwała Ojcu.
Tajemnica
druga -
NAWIEDZENIE ŚW. ELŻBIETY
Maryja
odwiedziła Elżbietę. Gdy ją powitała, Elżbieta, napełniona Duchem Świętym,
powiedziała: Bóg wybrał Cię spośród wszystkich kobiet na Matkę mojego Pana.
Błogosławiony jest Twój Syn i Ty jesteś błogosławiona, gdyż uwierzyłaś w to, co
przekazano Ci od Pana.
Po
ludzku mówiąc, Elżbieta, która nic nie wiedziała o Zwiastowaniu, powtórzyła
jego treść i słowa anioła. Maryja mogła w tym znaleźć potwierdzenie i
umocnienie swej wiary. Dała temu wyraz w pięknej wypowiedzi, nazywanej Magnificat,
że wielbi Boga i cieszy się z przyjścia Zbawiciela. Wie, że Bóg Ją wybrał
dla Jej pokory, lecz wszystkie narody będą Ją błogosławiły za to, że Bóg
spełnia przez Nią swe wielkie dzieło Zbawienia. Oto bowiem wypełnia swą
zapowiedź i miłosierdzie wobec tych, którzy Mu wierzą. Rozprasza pysznych,
wybierających władzę i bogactwo, a odrzucających wierność Bogu, który
przychodzi, jak obiecał Abrahamowi, dokonać Odkupienia swego ludu.
A
gdy Maryja wróciła od Elżbiety, Józef cierpiał, gdyż nic nie wiedział o
Zwiastowaniu. Wtedy anioł wyjaśnił mu, że jego małżonka jest Matką Syna Bożego.
Józef wprowadził Ją do swego domu i stał się z woli Boga opiekunem Maryji i
Jezusa.
Postanowienie:
Ufając Bogu będę uważał swoje cierpienia za drogę do wypełniania woli Bożej.
1
Ojcze nasz, 10 Zdrowaś, 1 Chwała Ojcu.
Tajemnica
trzecia -
BOŻE NARODZENIE
Rzymski
cesarz August zarządził w swym imperium spis ludności. Józef i Maryja udali się
z Nazaretu do Betlejem, aby się zapisać w miejscu pochodzenia ich rodu. Z
powodu napływu ludzi nie mogli
znaleźć noclegu. Zamieszkali w grocie pasterzy. Tu narodził się Jezus Chrystus.
Pasterze,
którzy przebywali ze swoimi stadami na pastwiskach, zobaczyli jasność
i aniołów, usłyszeli ich śpiew wielbiący Boga i zapowiadający pokój na ziemi, a
powiadomieni przez anioła o narodzeniu Mesjasza, przybyli do groty. Opowiadali
też wszystkim, że maleńki Jezus jest Zbawicielem. Ludzie dziwili się, Maryja
zapamiętywała i rozważała wydarzenia związane z narodzeniem Jej Syna.
I
my rozważmy to, że druga Osoba Trójcy Świętej, Syn Boży, przyjął ciało z Maryi
Panny. Pozostał jedną osobą o dwu naturach: Boskiej i ludzkiej. Podlegając jako
człowiek prawom ludzkiej natury urodził się i był w stanie doznawać cierpień. Już
wcześniej jako Bóg zdecydował, że dokona Odkupienia człowieka przez cierpienie,
ból i zagrożenie, których mógł doznać dzięki Wcieleniu, tak dla nas ważnemu,
gdyż realnie przystosowującemu w Osobie Chrystusa nieskończoną miłość Boga do
pojemności natury człowieka. Przez Wcielenie Bóg wstąpił
w naturę ludzką, a przez Odkupienie wprowadził nas w swoje wewnętrzne życie
Trójcy Osób.
Postanowienie:
Zawsze będę kochał Boga, który jest jeden i jest zarazem Trójcą Osób.
1
Ojcze nasz, 10 Zdrowaś, 1 Chwała Ojcu.
Tajemnica
czwarta -
OFIAROWANIE JEZUSA BOGU OJCU
Ósmego
dnia po narodzeniu Jezusa, Maryja i Józef udali się do Jerozolimy, aby
w świątyni nadać Dziecku imię i poświęcić Je Bogu. Zbliżył się do Nich starzec
Symeon
i natchniony przez Ducha Świętego wziął na ręce Jezusa i wielbił Boga za to, że
doczekał przyjścia Zbawiciela. Maryi powiedział, że Jezus jest Znakiem, któremu
będą się sprzeciwiać
i że Jej duszę miecz przeniknie. W tym samym czasie była w świątyni prorokini
Anna, którą wszystkim zaczęła opowiadać, że już narodził się Mesjasz.
W
Betlejem odwiedzili świętą Rodzinę mędrcy ze Wschodu. Poszukując Chrystusa,
pytali o Niego Heroda i obiecali mu, że go zawiadomią, gdy odnajdą Dzieciątko.
Ostrzeżeni we śnie, by nie wracali do Heroda, udali się do swoich krajów inną
drogą. Zarazem anioł ostrzegł Józefa, że Herod zamierza zabić Jezusa, i polecił
mu udać się do Egiptu. Józef zabrał Maryję
i opuścił Betlejem.
Tymczasem
Herod, gdy nie wrócili do niego mędrcy, wydał rozkaz zabicia w Betlejem
wszystkich chłopców w wieku do dwóch lat. Rozkaz wykonano. Jezus jednak już był
bezpieczny
w Egipcie. I dopiero po śmierci Heroda, na polecenie anioła, Józef wrócił z
Maryją i Jezusem do kraju i zamieszkał ze swą rodziną w Nazarecie. Tu Jezus
rósł i nabywał mądrości.
Postanowienie:
Nie będę, jak Herod, bał się obecności Chrystusa, nie będę Chrystusa
prześladował. Raczej jak Symeon, jak prorokini Anna i mędrcy, będę się cieszył,
że Chrystus jest wśród nas obecny. Będę też, jak św. Józef, bronił Chrystusa
przed tymi, którzy chcą Go usunąć z naszego życia.
1
Ojcze nasz, 10 Zdrowaś, 1 Chwała Ojcu.
Tajemnica
piąta -
ZNALEZIENIE JEZUSA W ŚWIĄTYNI
Jezus
chodził z rodzicami do świątyni jerozolimskiej na święto Paschy i po
uroczystościach wracał z nimi do Nazaretu. Gdy miał dwanaście lat, pozostał
dłużej w świątyni, by rozmawiać z kapłanami o treści Pisma świętego.
Maryja
i Józef przypuszczali, że Jezus znajduje się w grupie pielgrzymów wracających
z Jerozolimy do Nazaretu. Gdy stwierdzili, że nie ma wśród nich Jezusa,
zaczęli Go szukać
i po trzech dniach wrócili do świątyni jerozolimskiej. Znaleźli tam Jezusa
wśród kapłanów
i uczonych. Jezus stawiał pytania i wyjaśniał Pismo święte.
Maryja
powiedziała do Jezusa: Martwiliśmy się o Ciebie, szukaliśmy Cię.
A
Jezus odpowiedział: Jestem w domu mego Ojca i powinienem troszczyć się o Jego
sprawy.
Jezus
potwierdził wobec Maryi i Józefa to, co wiedzieli z objawienia aniołów, to
właśnie, że jest Synem Bożym. Maryja i Józef poszukiwali Go jednak jako swego
synka, który się zagubił. Odnaleźli Go i wrócili z Nim do Nazaretu. A Jezus
rósł w mądrości, w latach i w łasce
u Boga i u ludzi.
Postanowienie: Będę jak Jezus rozważał Pismo święte i zawarte W nim prawdy wiary, by nimi
żyć i przekazywać je innym.
1 Ojcze nasz, 10 Zdrowaś, 1 Chwała Ojcu.
CZĘŚĆ
DRUGA BOLESNA
Tajemnica
pierwsza -
MODLITWA W OGRÓJCU
Jezus jako Bóg zdecydował już podjęcie męki i śmierć na krzyżu. Przybył do Jerozolimy w
uroczystym pochodzie, spotkał się z
Apostołami na uczcie paschalnej w wieczerniku, ustanowił Najświętszy Sakrament i polecił, aby
na Jego pamiątkę zamieniano chleb w Jego ciało, a wino w Jego
krew. I udał się na modlitwę do Ogrójca.
Jezus jako człowiek bał się czekających Go cierpień. Prosił Ojca, aby, jeśli to możliwe, oddalił
od Niego kielich męki. W jedności z Ojcem
przez miłość, którą w Trójcy
Świętej jest Duch Święty, podjął wolę
Ojca: dokonał Odkupienia człowieka
przez mękę i śmierć na krzyżu. Mimo tej decyzji Jezus przeżywa lęk. Szuka
pociechy u Apostołów, lecz oni zasnęli. Modli się więc za nich i za nas.
Nadchodzi Judasz i słudzy arcykapłana. Judasz całuje swego Mistrza na powitanie. Był to umówiony z kapłanami znak, że osobą ucałowaną jest Jezus. Słudzy arcykapłana rzucili się na Jezusa. Jezus wstrzymał
ich swą mocą. Piotr
wydobył miecz i zranił jednego z
napastników. Jezus uzdrowił zranionego,
uspokoił wzburzenie i pozwolił się
związać. Zawleczono Go do pałacu
arcykapłana. Odbył się sąd.
Zarzuty były słabe. Wreszcie arcykapłan uroczyście zapytał Jezusa, czy
jest Synem Bożym. Jezus odpowiedział: tak, jestem Synem Bożym. Znaczyło to, że
ten oto aresztowany człowiek, Jezus z Nazaretu, głosi, że jest Bogiem.
Arcykapłan uznał to za bluźnierstwo i stwierdził, że Jezus powinien być za to
skazany na śmierć. Trzeba uzyskać taki wyrok u władz okupacyjnych Jerozolimy, u
Piłata.
Postanowienie: Prawda, że Jezus jest Bogiem,
oburzyła uczonych żydowskich. Woleli zaufać raczej swojej złej teologii niż rzeczywistości
Chrystusa. Będę się starał o takie przyswojenie sobie wiedzy, by nie
przesłoniła mi prawdy o Bogu, lecz uwyraźniała ją i skłaniała do kontaktu przez
Chrystusa z Trójcą Świętą.
1
Ojcze nasz, 10 Zdrowaś, 1 Chwała Ojcu.
Tajemnica
druga -
UBICZOWANIE
Piłat
interesował się tylko tym, co dla niego korzystniejsze: zwolnienie czy skazanie
Jezusa oskarżonego przez kapłanów żydowskich o to, że uważał się za Syna
Bożego. Nie interesowały Piłata zarzuty ani odpowiedź Jezusa, że na to się narodził
i na to przyszedł na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Piłat nawet tego nie
słuchał. Zajęty swymi kalkulacjami powiedział raczej mechanicznie: któż może
wiedzieć, czym jest prawda. Nie umiejąc podjąć decyzji i może, aby poczekać na
jakieś nowe fakty, wydał Jezusa na ubiczowanie, na karę pobicia.
Żołnierze
przywiązali Jezusa do słupa na dziedzińcu pałacu Piłata i zaczęli Go bić
specjalnymi biczami, głęboko raniącymi ciało. Ciało Jezusa spłynęło krwią.
Uderzenia padały na bolące rany. Ból był straszny, choć nie zabijał.
Przestali
bić może wtedy, gdy Jezus zemdlał, lub może wtedy, gdy znudziło się im
zadawanie bólu.
Postanowienie:
Będę uważnie wsłuchiwał się w to, co mówią cierpiący ludzie, bo może to być
głos Boga, kierowany do mnie jako prawda, ukryta w znakach czasu.
1
Ojcze nasz, 10 Zdrowaś, 1 Chwała Ojcu.
Tajemnica
trzecia -
CIERNIEM UKORONOWANIE
Jezus
czuł każde uderzenie. Nie zemdlał. Żołnierze nie znudzili się zadawaniem Mu
bólu. Wpadli na pomysł dotkliwszego umęczenia Jezusa: będą nie tylko ranili
Jego ciało, lecz także duszę. Ucięli kilka gałęzi z cierniowego krzewu,
utworzyli z nich koło jak koronę. Ukoronują nią Jezusa, gdyż przecież ogłosił
się Mesjaszem, królem żydowskim. Kazali Jezusowi usiąść. Jezus usiadł. Wbili Mu
na głowę cierniową koronę. Nowy, straszny ból. Jeszcze czegoś brakuje:
zarzucili na ramiona Jezusa czerwoną szmatę
jako płaszcz królewski. Sięgnęli po ironię, szyderstwo. Klękali przed Jezusem:
witaj, królu żydowski. Rozśmieszał ich ten kontrast skazańca i króla.
Tragiczna, prymitywna zabawa. Jezus słyszy to wyśmiewanie Jego misji, czuje ich
pogardę dla Jego Boskiej miłości. I czuje ból ciała, straszny ból głowy, ciężar
powiek, ogień otwartych ran.
Postanowienie:
Nie będę ścigał ludzi zemstą, nienawiścią, pogardą, wyśmiewaniem, ironią. Będę
ich chronił, podnosił na duchu. Będę ich kochał cierpliwie, wiernie, znosząc
niewdzięczność, zapomnienie, odejście. Będę im służył nawet samotnością
i cierpieniem, jak Ty, Panie Jezu. Będę służył z czcią tym, którzy nas
prześladują, którzy więc nie umieją kochać.
1
Ojcze nasz, 10 Zdrowaś, 1 Chwała Ojcu.
Tajemnica
czwarta -
DŹWIGANIE KRZYŻA
Piłat
manifestacyjnie obmył ręce przed tłumem Żydów na znak, że został przymuszony do
skazania Jezusa na śmierć. Podjął jednak tę decyzję. Słaby, biedny człowiek.
Wie, że skazał niewinnego. Kryje przed sobą własne tchórzostwo i ostentacyjnie
zarządza, aby na krzyżu umieszczono napis: Jezus Nazareński, Król Żydowski.
Dobrze, niech będzie ten napis. Najważniejsze dla Żydów jest to, że Piłat wydał
wyrok skazujący. Jego obmycie rąk i nakaz umieszczenia napisu na krzyżu to
gesty człowieka opanowanego lękiem, który popełnił zło i nie chce o tym myśleć.
Ucieka od prawdy.
Wyrok
ma swoje konsekwencje. Przygotowano krzyż, włożono go na barki Jezusa, ruszono
w drogę na miejsce egzekucji.
Droga
krzyżowa jest długa. Z pałacu Piłata trzeba przejść przez całą Jerozolimę, by
dojść na Kalwarię, miejsce wykonania wyroku.
Jezus
dźwiga krzyż. Upada pod nim wchodząc przez bramę do miasta. Spotyka swą Matkę.
Widzi Jej łzy, ból, przerażenie. Słabnie. Żołnierze przymuszają przechodnia,
Szymona Cyrenejczyka, by niósł krzyż za Skazańca, który musi dojść żywy na
miejsce egzekucji. Twarz Skazańca jest zlana potem, skrwawiona. Odważna kobieta
ociera twarz Jezusowi. Jezus jest wyczerpany, znowu upada. Zamieszanie, kobiety płaczą, Jezus je pociesza. Wychodząc
z miasta Jezus upada po raz trzeci. Dźwiga się jednak z ziemi. Wszedł na
Kalwarię.
Jego
Matka idzie za Nim od chwili, gdy Jezus po opuszczeniu dziedzińca pałacu Piłata
znalazł się w obrębie Jerozolimy. Czuje Jego zmęczenie, wyczerpanie, Jego rany
na głowie
i plecach, ciężar krzyża. Nie może zbliżyć się do Syna. Tylko patrzy bezradnie
i płacze.
Postanowienie:
Wyznam swe grzechy w Sakramencie pokuty, spojrzę odważnie przed siebie, ujawnię
Bogu prawdę o sobie. I włączę się w całą prawdę o drodze krzyżowej Chrystusa,
który wziął na siebie moje grzechy. I nie będę bał się prawdy, że Bóg istnieje,
że
w Osobie swego Syna przyjął ciało z Maryi Dziewicy, że dla mojego zbawienia
podjął mękę
i śmierć na krzyżu, bolesną drogę krzyżową.
1
Ojcze nasz, 10 Zdrowaś, 1 Chwała Ojcu.
Tajemnica
piąta -
UKRZYŻOWANIE
Zdarto
szaty z Jezusa, rzucono Go na leżące drzewo krzyża, przybito Jego ręce i nogi.
Wyobraźmy
sobie, że nam wbijają gwoździe w dłonie i stopy. Jakże bardzo to boli.
Podniesiono
krzyż, ustawiono. Jezus wisi na gwoździach wbitych w ręce i nogi. Ciężar ciała
powiększa rany i cierpienie. Rozciągnięte ręce ogarnia skurcz, obejmuje klatkę
piersiową. Straszny ból.
Jezus
umiera w tym skurczu i bólu.
Zanim
umarł, modlił się za wyszydzających Go oprawców, obiecał zbawienie łotrowi,
żałującemu za grzechy, swą Matkę powierzył opiece Jana, a Jana opiece swej
Matki. Skarżył się Bogu Ojcu na swą samotność, opuszczenie i w Jego ręce oddał
swą duszę.
Postanowienie:
Będę się modlił z konającym sercem Jezusa za wszystkich konających, aby Bóg
przyjął ich dusze w swe ręce i aby ich zbawił wyzwalając w nich żal za grzechy.
I za swoje grzechy żałuję. Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu.
1
Ojcze nasz, 10 Zdrowaś, 1 Chwała Ojcu.
CZĘŚĆ
TRZECIA CHWALEBNA
Tajemnica pierwsza - ZMARTWYCHWSTANIE
W
niedzielę po ukrzyżowaniu Jezusa już od świtu rozchodzi się wieść: Chrystus
zmartwychwstał. Rozpowiadają to żołnierze, zanim zakazali im tego arcykapłani,
żołnierze, którzy pilnowali grobu i których przeraziło światło, towarzyszące
zmartwychwstaniu. Żywego Jezusa widziała Maria Magdalena. Kobiety, które
przyszły rano odwiedzić grób Jezusa, zastały odwalony kamień, puste
prześcieradła pogrzebowe i dwóch aniołów w lśniących szatach. Aniołowie
oznajmili, że Jezusa nie ma w grobie, że tak, jak zapowiedział, był ukrzyżowany
i zmartwychwstał. Piotr i Jan zastali grób pusty. Z Jezusem spotkali się dwaj
uczniowie, zdążający do Emaus. Zanim donieśli o tym Apostołom, Jezus ukazał się
już Piotrowi. Wieczorem ukazał się zebranym Apostołom. Rozmawiał i jadł z
nimi.
Zmartwychwstanie
Chrystusa Jego własną mocą jest dla nas znakiem Jego Boskości. Prawdziwie jest
Synem Bożym, który przezwyciężył śmierć i dokonał Odkupienia człowieka, byśmy
także zmartwychwstali i uczestniczyli w wewnętrznym życiu Boga. Już teraz
uczestniczymy w życiu Boga, gdy kochamy Chrystusa i gdy nasza wola jest zgodna
z wolą Boga.
Postanowienie:
Wierzę i zawsze będę wierzył w Boga Ojca wszechmogącego, Stworzyciela nieba i
ziemi. Wierzę i zawsze będę wierzył w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który się
począł z Ducha Świętego, narodził się z Maryi Panny, a po męce krzyżowej umarł,
zmartwychwstał, wstąpił do nieba, zasiadł po prawicy Ojca i przyjdzie sądzić
żywych i umarłych. Wierzę i zawsze będę wierzył w Ducha Świętego, święty Kościół
powszechny, świętych obcowanie, grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie,
żywot wieczny.
1
Ojcze nasz, 10 Zdrowaś, 1 Chwała Ojcu.
Tajemnica
druga -
WNIEBOWSTĄPIENIE
Jeszcze
czterdzieści dni po zmartwychwstaniu Jezus przebywał z Apostołami i swymi
uczniami. Jeszcze ich uczył, jeszcze umacniał ich wiarę, jeszcze pogłębiał ich
miłość.
I trzykrotnie zapytał Piotra: czy mnie kochasz? Piotr odpowiedział: kocham Cię,
Panie. Wtedy Jezus mówiąc: „Paś
owce moje” uczynił go, jak zapowiedział, opoką swego Kościoła
i dał mu władzę nad całym Kościołem. Wszystkich Apostołów uczynił świadkami
swojej męki
i zmartwychwstania, wszystkim zlecił przekazywanie tego, czego nauczał:
udzielania chrztu
w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, wszystkim udzielił władzy odpuszczania
grzechów. Kto bowiem uwierzy, przyjmie chrzest i dostąpi odpuszczenia grzechów,
będzie zbawiony. Wreszcie Jezus wyszedł z Apostołami w kierunku Betanii, zapowiedział
zstąpienie na nich Ducha Świętego, podniósł ręce, pobłogosławił wszystkich i wzniósł się w górę.
Wstąpił do nieba
i zasiadł po prawicy Ojca. A gdy Apostołowie patrzyli, jak Jezus wstępował do
nieba i gdy już przesłonił Go obłok, przystąpili do nich dwaj aniołowie i powiedzieli,
że Jezus kiedyś przyjdzie tak, jak widzieli Go wstępującego do nieba.
Jezus
swą mocą zmartwychwstał po śmierci na krzyżu, a po zmartwychwstaniu swą mocą
wstąpił do nieba. Jest Bogiem, Synem Bożym, Odkupicielem człowieka. I przebywa
z nami w swym Kościele, który stanowimy kochając Chrystusa.
Postanowienie:
Gdy zapytasz mnie, Jezu, czy Cię kocham, zawsze odpowiem tak jak Piotr: „Tak,
Panie, Ty wiesz, ze Cię kocham”.
1
Ojcze nasz, 10 Zdrowaś, 1 Chwała Ojcu.
Tajemnica
trzecia -
ZESŁANIE DUCHA ŚWIETEGO
Po
wniebowstąpieniu Jezusa Apostołowie przebywali w wieczerniku. Była z nimi Matka
Jezusa, inne kobiety, które uwierzyły w Boskość Chrystusa, i było wielu
uczniów, razem około stu dwudziestu osób. Wszyscy modlili się. Piotr
zaproponował, aby na miejsce Judasza wybrano spośród stałych uczniów Jezusa dwunastego
świadka Jego zmartwychwstania. Los padł na Macieja i włączono go do grona
Apostołów. Któregoś dnia, w wieczerniku, wszyscy usłyszeli jakby idący z nieba
szum gwałtownego wiatru. Zobaczyli też ogniste języki, które się rozdzieliły i
wniknęły w każdą z obecnych osób. W ten widzialny sposób wszyscy zostali
napełnieni Duchem Świętym. Znakiem zstąpienia Ducha Świętego, zesłanego przez
Ojca
i Syna, stało się to, że zgromadzeni w wieczerniku zaczęli mówić obcymi
językami, językami swych
rozmówców, którzy zbiegli się tu, gdy usłyszeli szum gwałtownego wiatru, i
którzy się dziwili, że słyszą swój własny język, gdy rozmawiają z osobami z
wieczernika. Byli to bowiem pielgrzymi z różnych krajów i narodów. Wtedy Piotr
wystąpił razem z jedenastoma Apostołami
i przemówił do zebranych wyjaśniając im, że Jezus, który nauczał, który umarł
na krzyżu, zmartwychwstał, wstąpił do nieba i zesłał teraz Ducha Świętego, co
wszyscy widzą i słyszą, jest Synem Bożym, Panem i Mesjaszem. A wszyscy zebrani
w wieczerniku są świadkami Jego zmartwychwstania. Należy więc nawrócić się,
przyjąć chrzest na odpuszczenie grzechów
i otrzymać w darze Ducha Świętego. Po przemówieniu Piotra przyjęło chrzest
około trzech tysięcy osób. I wszyscy powiązani z Chrystusem przez nawrócenie,
chrzest i Ducha Świętego, „trwali w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu
chleba i w modlitwie”.
Postanowienie:
Będę wierny nauce Apostołów i wspólnocie Kościoła, będę uczestniczył w
przeistoczeniu i łamaniu Chleba Eucharystycznego, będę się modlił.
1
Ojcze nasz, 10 Zdrowaś, 1 Chwała Ojcu.
Tajemnica
czwarta -
WNIEBOWZIĘCIE
Po
wniebowstąpieniu Chrystusa Matka Boża przebywała jakiś czas w Jerozolimie,
a potem, gdy zaczęło się prześladowanie Apostołów, udała się do Efezu pod
opiekę św. Jana. Mieszkała tam aż do swego wniebowzięcia, otoczona troską
pierwszych chrześcijan, którzy ze czcią odnosili się do Niej jako do Matki ich
Pana, Jezusa Chrystusa.
Jeszcze
na krzyżu Chrystus powiedział do św. Jana: „Oto Matka twoja”. Zwrócił więc
uwagę, że Maryja jest Matką wszystkich, którzy Go kochają. Ci, którzy kochają
Chrystusa, stanowią Kościół. Maryja jest więc Matką Kościoła. Piotr był
zastępcą Chrystusa na ziemi. Apostołowie nauczali prawd wiary. Maryja była
przykładem miłości zawsze wiernej Bogu: Chrystusowi, Ojcu i Duchowi Świętemu.
Coraz pełniej rozumiała wcielenie Syna, odkupienie człowieka z grzechów, śmierć
i zmartwychwstanie Chrystusa, Jego stałą obecność
w Eucharystii. Bóg czyniąc Maryję Matką Chrystusa przez Ducha Świętego
wyznaczył Jej na zawsze w Kościele Chrystusa
pozycję Matki. Matka, która rodzi Chrystusa, musi mieć duszę
i ciało. Aby być zawsze Matką, Maryja musi być jednością duszy i ciała. Chrystus więc przenosi Maryję z
duszą i ciałem do nieba. Dokonuje się wniebowzięcie, prawda wiary, która
zachwyca chrześcijan i jest zarazem zapowiedzią zmartwychwstania nas wszystkich
na sąd ostateczny
i na trwanie we współobecności z Bogiem.
Postanowienie:
Będę przyjmował Komunię świętą, Twoje Ciało i Krew, Jezu Chryste. Z Tobą więc
przyjdę na sąd ostateczny i proszę, abym mógł być na zawsze przy Tobie, przy
Trójcy Świętej.
1
Ojcze nasz, 10 Zdrowaś, 1 Chwała Ojcu.
Tajemnica piąta - UKORONOWANIE W
NIEBIE MATKI BOŻEJ
Po
wniebowzięciu zmienia się rola Matki Bożej wobec nas. Maryja przebywa w niebie
obok Ojca, Syna i Ducha Świętego. Jest pierwszym człowiekiem, który z duszą i
ciałem doznaje chwały zbawienia. Jest także pierwszym człowiekiem, który kiedyś
powiedział fiat na prośbę Boga o powiązanie się z nami przez miłość.
Jako pierwsza osoba wyróżniona pełnią łaski i tym, że stała się Matką
Chrystusa, Boga-Człowieka, Króla wieków, jest Królową nieba i ziemi. Chwała
Syna jest Jej udziałem. Pośrednicząc przez wcielenie Chrystusa w porozumieniu
ludzi
z Bogiem, zawsze już pozostaje Pośredniczką w przychodzeniu Chrystusa do naszej
duszy. Przez Nią Chrystus nam przebacza, przez Nią Duch Święty nas uświęca,
przez Nią Ojciec, jedyny Bóg w Trójcy Świętej czyni w nas swoje mieszkanie.
Rola wobec nas Matki Bożej po Jej wniebowzięciu, to rola Królowej pełnej
dobroci i troski, gdyż jest to zarazem zawsze rola Matki, która kocha
Chrystusa, a w Nim nas wszystkich kochających Chrystusa, stanowiących przez to
Jego Mistyczne Ciało, Kościół osób wprowadzonych przez miłość w zbawienie, w
wieczystą współobecność z Ojcem, Synem i Duchem Świętym, gdyż nieustanne
przebywanie z Bogiem jest szczęściem człowieka.
Postanowienie:
Kocham Cię, Matko Boża. Kocham Cię, Jezu Chryste. Kocham Cię, Trójco Święta.
Amen.
1
Ojcze nasz, 10 Zdrowaś, 1 Chwała Ojcu.